Pomysł, aby opodatkować sprzedaż urządzeń do rejestracji dźwięku i obrazu w związku z możliwością użycia ich do nagrywania filmów i piosenek objętych prawem ochrony własności intelektualnej, jest sprzeczny z logiką prawną, a mimo to tu, w Kanadzie, niewiele osób zdaje się go kwestionować.
Rząd premiera Stephena Harpera łaskawie wyjął spod tego przepisu obrót kartami pamięci mini-SD – jednymi z popularnych urządzeń rejestracji, jakie znaleźć można w prawie każdym cyfrowym aparacie fotograficznym czy telefonie. Pamięć stała, ze względu na szybki czas odczytywania, jest powszechnie stosowana.
Że można ją wykorzystać do złamania prawa i nielegalnego zapisu piosenek czy obrazów... No można – i co tego? Większości rzeczy, jakie znam, można użyć nielegalnie – przykład pierwszy z brzegu i z podobnej działki – papier. Przecież można go użyć do nielegalnego skopiowania podręcznika – a więc proszę to opodatkować!
Sprzedaż noży powinna być również obłożona niewielką opłatą na rzecz funduszu ofiar napastników, którzy użyli tego narzędzia. Czujecie Państwo bluesa?
Idąc tym tropem, mogą nam opodatkować dosłownie wszystko, tłumacząc, że tak być musi, bo możemy wykorzystać dany przedmiot do czegoś nielegalnego. Paranoja!
W związku z kryzysem finansowym często mówi się ostatnio o konieczności dobrego zarządzania instytucjami państwa. To dobre zarządzanie to m.in. stanowienie dobrych podatków. Dobrych, czyli nie powodujących oczywistych frustracji, sprawiedliwie rozkładających obciążenia i nie skażonych inżynierią społeczną, w ramach której faworyzujemy tych poprawniejszych politycznie lub grupy o większej sile politycznego przebicia.
Oczywiście zawsze władza, dysponując możliwością pewnej bezczelności, może stwierdzić, a bo tak chcę, ale źle się dzieje, jeśli uzasadnienia wprowadzenia tej czy innej daniny obrażają zdrowy rozsądek.
Niestety, w tym przypadku tak właśnie się stało.
•••
Nie wiem dlaczego, ale jakoś ostatnio mniej słuchów dochodzi o działalności posła Władysława Lizonia. Mamy okres kanikuły i zaczyna się obieg letniego grillowania politycznego. Co rusz ktoś tam zaprasza wyborców na jakieś kiełbaski –zwłaszcza w okolicach Canada Day.
Tymczasem – i tu moje zdziwienie – jako mieszkaniec okręgu, dostałem ulotkę p. posła Lizonia, a w niej propozycja spożycia darmowego hamburgera i hot doga (wersji wegetariańskiej nie wykluczając) podczas wspólnego grillowania, ale... 10 września.
Cóż, moje tempo życia tego rodzaju plany każe nazywać dalekosiężnymi.
•••
Piszę z opóźnieniem, bo jakoś wcześniej zapomniałem, a ogarnęła mnie wesołość z powodu zdjęcia pani kanclerzowej Merkel na meczu Niemcy ktoś tam w Gdańsku. Otóż, na obrazku widać ekstatycznie rozochoconą niemiecką bramką p. kanclerz oraz premiera rządu RP Tuska. I nie chodzi o to, jaką p. Tusk ma minę, ale o przykry fakt, że siedzi w nogach p. Merkel.
W nogach, dlatego że obok szefa niemieckiego rządu zasiada szef UEFA Michel Platini.
Najwyraźnie w myśl niemieckiego protokołu dyplomatycznego ranga szefa organizacji kopania balona jest wyższa od rangi szefa rządu wschodniej marchii.
Pozory przestają się liczyć?
•••
No niestety, muszę to powiedzieć po raz kolejny, że apelowanie o międzynarodowe śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej to jest pomylenie porządków. Wzywanie rządu obcego państwa, które tyle razy nabijało nas w butelkę, do bezinteresownego załatwienia czegoś Polakom – to łagodnie mówiąc, wołanie na puszczy. Jest oznaką niemocy.
Rozumiem argument, że niby pozwala to bardziej nagłośnić skandaliczne okoliczności śledztwa (czy też jego braku), ale znając realia, Stany Zjednoczone podejmą ten wątek nie dlatego, że ileś tam osób podpisało listę, ale wówczas, jeśli będzie to akurat leżało w interesie bieżącej gry taktycznej z Rosjanami czy z kimś innym.
Z katastrofy smoleńskiej, a raczej reakcji na nią państwa polskiego płynie jeden wniosek – państwo nie działa – i zamiast pisać na Berdyczów, Polacy powinni się w tym państwie – przepraszam za słowo – upodmiotowić, czyli przede wszystkim odzyskać je dla siebie. Dopóki tego nie dokonają, będą zdani na łaskę innych.
Jeśli ktoś w dzisiejszych czasach, w Polsce, wierzy w amerykański protektorat, to znaczy, że w głowie mu ćwierka.
W polityce liczą się interesy. Nasze własne. Nikt za nas o nie nie zadba. Aby sądzić inaczej, trzeba gazet nie czytać.
Owszem, Stany Zjednoczone dokonały kilku poważnych interwencji, uzasadniając je "troską" o takie czy owakie prawa, ale gratuluję tym wszystkim, którzy skłonni są brać te uzasadnienia za dobrą monetę...
•••
Coś się skończyło, a czy się zacznie, nie wiadomo. Telewizja "Z ukosa" i "Na luzie" poszły w szafy archiwów. Można było im wiele zarzucić, niektórzy mówią lepsza żadna telewizja niż zła, ale tu nie będę wtórował, bo od czasu do czasu w programie "Z ukosa" pokazywałem buźkę, więc nie wypada. Tak czy siak, były lokalne i o naszych sprawach. Podobno ich oddziaływania nikt nie mierzył, a decyzja o likwidacji niektórych etnicznych kanałów podyktowana została czystym rachunkiem ekonomicznym. Co się tłumaczy, że jest nas za mało, by opłacało się takie telewizje utrzymywać.
Już zdążyłem się przyzwyczaić, że ten kanał nam się po prostu należy – jako jednej z kanadyjskich mniejszości. A widać nie.
Andrzej Kumor
Mississauga
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!