Doprowadzenie kostuchy pod wskazany adres to żadna filozofia. Podobnie żadna to sztuka – zabić. Poziom mistrzowski osiąga się, obudowując konkretną śmierć potiomkinowską fasadą profesjonalnie popełnionego samobójstwa.
W Polsce nie zdarzają się morderstwa polityczne, gdzieżby! Są tylko wypadki drogowe, zawały serc, udary mózgów i samobójstwa. I są ekipy sprzątające bałagan, jaki się po tych wydarzeniach tworzy. Zaiste, sprzątających mamy niezłych. Chciałoby się rzec: towar eksportowy. Nieważne, kto zasiada w parlamencie, kto kieruje rządem, kim jest prokurator generalny czy apelacyjny, szef policji i kto nadzoruje więziennictwo. Kogo to obchodzi? Czyszczą, ino furczy. Porządek musi być, a ze służbami porządkowymi nikt nie wygrał, choć wielu próbowało. Służbom wszystko wolno.
Mieczysław Cieślar, Marek Dulinicz, Michał Falzmann, Marek Karp, Krzysztof Knyż, Andrzej Lepper, Grzegorz Michniewicz, Walerian Pańko, Sławomir Petelicki, Wiesław Podgórski, Dariusz Ratajczak, Dariusz Szpineta, Henryk Szumski, Leszek Tobiasz, Eugeniusz Wróbel, Stefan Zielonka, Róża Żarska – to tylko kilkanaście nazwisk. Kilkanaście tajemniczych zgonów z ewidentnym podtekstem politycznym. Kilkanaście śmierci uzasadniających przekonanie, że Polska wpadła w łapy zorganizowanych grup przestępczych, których bossowie tylko czasami i od niechcenia starają się jeszcze przekonywać Polaków, że ci żyją w normalnym kraju. Ale to nieprawda. Nieprawda, ponieważ polska państwowość na dobrą sprawę nie istnieje, zawłaszczona przez bandytów – choć większość Polaków do tej prawdy ciągle ustawia się plecami.
NIE PARLAMENT
Prawnicy zmagający się z doświadczeniem (a przy tym zainfekowani chorobą zawodową: cynizmem) twierdzą, że praworządność mieszka na frontonach sądów i w gruncie rzeczy już tylko tam możemy ją spotkać. Z wagą w jednej dłoni, mieczem w drugiej i z opaską na oczach. Ów trzeci atrybut przydano jej nie wiedzieć czemu. Ślepe to powinno być raczej prawo. Bogini wystarczyłaby przyzwoitość.
Tymczasem między ujściem Świny a szczytem Rozsypańca od powojnia po dziś dzień praworządności nie tylko zasłania się, ale i wykłuwa oczy, zaś "autorytety prawnicze", czyli ludzie z tytułami profesorów prawa, bardziej przypominający szarlatanów niż prawników, robią z prawem to, czego żądają od nich ich tajemniczy mocodawcy. Nie pamiętając, dlaczego prawo musi być uczciwe i komu powinno służyć.
Co najmniej od czasów afery Rywina wiemy, że w Polsce to nie parlament i nie rząd, lecz persony składające się na "grupę trzymającą władzę" ustalają reguły gry, nie przejmując ani "państwem prawa", ani demokracją, ani w ogóle niczym. Komisja śledcza ds. Orlenu ujawniła te patologie w stopniu bardziej niż dostatecznym, pokazując złowróżbną rolę postpeerelowskich służb specjalnych oraz mafijne powiązania politycznego establishmentu: od "prezia" poczynając, przez komendanta głównego policji, na "zwykłym" pośle czy senatorze kończąc. Niedługo potem ludzie rozumni dostali do rąk raport Antoniego Macierewicza, negliżujący praktyki środowisk powiązanych z Wojskowymi Służbami Informacyjnymi.
I TAK DALEJ
I co, czy od tamtej pory cokolwiek uległo zmianie? Owszem, na gorsze. Za rządów Platformy Obywatelskiej mieliśmy do czynienia z większą liczbą tajemniczych śmierci niż przez wszystkie pozostałe lata III RP.
Wcześniej prezes Głównego Urzędu Ceł Ireneusz Sekuła dwukrotnie strzelił sobie w brzuch, a gdy to nie wystarczyło, musiał nacisnąć spust po raz trzeci. Marek Karp, szef Ośrodka Studiów Wschodnich, co prawda wyszedł cało ze zdumiewającego wypadku drogowego, lecz zmarł kilka tygodni później, akurat gdy miał opuścić szpital. Ministra sportu Jacka Dębskiego zastrzelono niedługo po wywiadzie, jakiego udzielił, a który zatytułowano: "Zanim mnie załatwią". Inspektor Najwyższej Izby Kontroli, badający aferę FOZZ Michał Falzmann, umarł na serce, choć nigdy na serce nie chorował. Jego szef, prezes NIK Walerian Pańko, zginął w tajemniczym wypadku samochodowym. Wkrótce potem z życiem pożegnał się szofer Pańki, a także dwóch policjantów, którzy znaleźli się na miejscu wypadku... I tak dalej, i tak dalej.
Dla ekip usuwających zagrożenie, zlecenie to zlecenie i nie ma znaczenia, czy ginie człowiek niewinny, czy bandyta. Ani to, czy dany cel współpracuje z wymiarem sprawiedliwości, czy nie. Na przykład Sławomir Kościuk, zamieszany w porwanie i zabójstwo Krzysztofa Olewnika, złożył obszerne wyjaśnienia, lecz inny z oprychów, Robert Pazik, milczał jak głaz. Śmierć dopadła obu.
***
"Nie mam zamiaru oskarżać Platformy Obywatelskiej o jakieś drugorzędne przestępstwa. Ja oskarżam o to, że współdziała z mafią, która niszczy państwo polskie" – wypalił kiedyś Antoni Macierewicz, człowiek, któremu przestępcza banda przez ostatnie ćwierć wieku usiłuje przykleić łatkę oszołoma. Zaiste, to, co rzekł, rzekł bezceremonialnie. Lecz czy ktokolwiek z grona ludzi przyzwoitych może dziś żywić jakiekolwiek wątpliwości, jak bardzo uzasadnione były to słowa?
No i nie zapominajmy o gorzkim wyznaniu Janusza Kurtyki, poczynionym w obecności dziennikarki Anny Pietraszek ledwie cztery dni przed tragicznym lotem do Smoleńska: "Demontaż państwa już się skończył, teraz zaczną znikać ludzie".
Krzysztof Ligęza
Kontakt z autorem:
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!