Narody, grupy etniczne, organizacje rozmaitej proweniencji, ponadnarodowe przedsiębiorstwa i drobne firmy rodzinne – wszędzie tam mamy do czynienia ze splotem najrozmaitszych interesów.
Nikt rozsądny nie zakwestionuje, że każdemu z wymienionych środowisk zależy na zdobyciu i utrzymaniu wpływów, pozwalających owe interesy sprawnie realizować. Często zdarza się tak, że wpływy te dużo łatwiej umacniać za pomocą ustaleń, o których opinia publiczna nie wie, bo pozostają do wyłącznej wiadomości układających się stron.
CZYM JEST LOJALNOŚĆ
I teraz uwaga, będzie pytanie ociekające antysemityzmem: skoro w ostatnim 20-leciu co trzeci szef polskiej dyplomacji miał żydowskie pochodzenie (Stefan Meller, Adam Daniel Rotfeld oraz Bronisław Geremek), jeden szczyci się honorowym obywatelstwem Izraela, zaś aktualny ma żonę Żydówkę*), czy człowiek rozumny nie powinien koniecznie stawiać pytań o ewentualne źródła postaw tych ludzi? O motywy ich decyzji? A już zwłaszcza czy nie powinien o to pytać w sytuacjach konfliktu interesów etny polskiej i żydowskiej?
No i najważniejsze: kto w nadwiślańskiej przestrzeni publicznej takie pytania w ogóle odważa się stawiać – i dlaczego nie w medialnym mainstreamie? W końcu nie ma to, tamto: lojalność to nie jest coś, co chowa się do kieszeni kiedy się chce, i wyjmuje, gdy uzna się za stosowne.
Dlaczego ja te pytania stawiam? Sprowokowała mnie Agnieszka Holland, komentując słowa prezydenta USA o “polskim obozie śmierci”. Mianowicie reżyserka powiedziała: “Obama jest jednym z lepiej wykształconych prezydentów Stanów Zjednoczonych (...). Zawiedli jego eksperci”.
Otóż przekonywanie, że “jeden z lepiej wykształconych prezydentów” na jednym z najwrażliwszych “odcinków” zatrudnia ignoranta (ignorantów), jest właśnie wyrazem ignorancji. Najpewniej zaś złej woli, bo jaka Holland jest, taka jest, ale aż tak głupia nie jest na pewno. Słowa Obamy ignorancją nie były (Emanuel Rahm, człowiek szefujący administracji Białego Domu, niechybnie zatrudnia właściwych ludzi, nie ma obaw) i znakomicie wpisały się w proces upokarzania Polski i Polaków, zarządzony przez żydowskiego grandziarza (i malwersanta), ówczesnego sekretarza Światowego Kongresu Żydów, Israela Singera. 19 kwietnia 1996 roku Agencja Reutersa donosiła z Buenos Aires: “Israel Singer, General Secretary of the World Jewish Congress stated that: If Poland does not satisfy Jewish claims it will be publicly attacked and humiliated in the international forum” – jeśli Polska nie zadośćuczyni żydowskim roszczeniom, będzie publicznie atakowana i poniżana na forum międzynarodowym”. Według niektórych źródeł, Singer dodał także: “Więcej niż trzy miliony Żydów zginęło w Polsce i Polacy nie będą spadkobiercami polskich Żydów. Nigdy na to nie zezwolimy. Będziemy nękać ich tak długo, dopóki Polska się znów nie pokryje lodem”.
OBERWANIE CHMURY
Barack Hussein Obama, przemawiając do kamer w czasie uroczystości wręczania Medali Wolności, dopowiedział światu, co ów miał usłyszeć także z tego poziomu. Nasz (?) Adam Daniel Rotfeld wykorzystał okazję by siedzieć cicho, a wskazując na woskowinę w uszach udał, że słowa Obamy to nie pijarowskie oberwanie chmury, że to tylko kropla z kranu. Na koniec Bronisław Komorowski protestem w formie listu podłożył się Obamie jak... (ale tę metaforę zatrzymam już dla siebie). W efekcie prezydent USA przeczołgał Polskę przez “ubolewanie” – i pozamiatane. Tymczasem słowa o “polskich obozach śmierci” rzucone w przestrzeń publiczną z jednego z najwyższych szczebli na świecie, mkną przez siebie, a ich echo dudni, budząc rozmaite widma (exemplum dziennikarka Debbie Schlussel).
Zgrzeszyłbym mocno, gdybym przy tej okazji temu i owemu nie wytknął innej podłości. Polegającej na skrupulatnym przemilczaniu faktu, iż informowanie Aliantów o masowej eksterminacji Żydów w Polsce okupowanej przez Niemcy, to była drobiazgowo zaplanowana i skutecznie przeprowadzona operacja struktur podziemnego państwa polskiego, a nie kwestia incydentalnych zachowań indywidualnych osób wstrząśniętych obserwowanym dramatem, czyli ludzi pokroju Jana Karskiego.
Zaakcentujmy to jeszcze mocniej: Karski (właściwie: Józef Kozielewski), czyniąc to, co uczynił, wykonywał rozkaz dowództwa Armii Krajowej, realizując plan polskiego rządu (i właśnie tę okoliczność Karski przed śmiercią sam mocno podkreślał, a co przypomniała Polakom dr Barbara Fedyszak-Radziejowska). W tych okolicznościach niedopowiedzenia w rodzaju “bohaterski Polak ratujący Żydów” cuchną równie mocno, co każda inna tak zwana półprawda. Albo jak całe łgarstwo, proszę sobie wybrać.
Tylko kto o tym wszystkim ma przypominać światu? Ani chybi, ci wredni antysemici. Czyli ludzie z uporem maniaka podkreślający, że wmawianie ludziom rozumnym, iż korzenie etniczne nie mają wpływu na poglądy czy wyrażane opinie, to kpina ze zdrowego rozsądku. I że negowanie tego faktu jest świadectwem zatrważającej (a przy tym samozgubnej) naiwności. I jeszcze to, że we współczesnym świecie naiwnych się zjada.
*) Władysław Bartoszewski dla dziennika “Rzeczpospolita”, 23.02.2011: “Proszę wskazać inny kraj w Europie, w którym w ostatnim 20-leciu trzech szefów dyplomacji, Meller, Rotfeld i Geremek, było żydowskiego pochodzenia, jeden ma honorowe obywatelstwo Izraela, a obecny ma żonę Żydówkę”.
Krzysztof Ligęza
Kontakt z autorem: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!