Ernst Kretschmer, niemiecki teolog, filozof i lekarz psychiatra, prezes Powszechnego Towarzystwa Psychoterapii, tuż przed złożeniem dymisji powiedział: "Zabawne rzeczy dzieją się z psychopatami. W normalnych czasach wydajemy o nich opinie. W czasach politycznie niespokojnych to oni nami rządzą".
Był rok 1933. Wkrótce Stary Kontynent eksplodował, podpalony przez spółkę szaleńca z Berlina i kata z Moskwy, a wraz z nim eksplodowała cała ówczesna rzeczywistość białego człowieka. Od tamtej pory entropia Wszechświata znacznie wezbrała, zaś wariatów przybyło nam proporcjonalnie do rosnącego zamętu. Nie dziwota zatem, że samego szaleństwa daje się zauważyć dookoła nas coraz więcej
Szaleństwa więcej, za to przyzwoitości i uczciwości coraz mniej. Tymczasem odwracając się plecami do przyzwoitości, w try miga traci się człowieczeństwo. Odnosząc tę regułę do władzy państwowej, można powiedzieć, że bez uczciwej władzy państwo niezwykle łatwo traci suwerenność.
TO, CO MYŚLIMY
W powyższym kontekście ludzie rozumni za największy problem naszych czasów słusznie uznają rządzących. A precyzyjniej – fakt, że rządzący dużo bardziej przejmują się dziś emocjami i uczuciami, niewspółmiernie do ich faktycznej roli marginalizując myśli i idee. "Myśli i idee, to mnie interesuje!" – powiada w kontrapunkcie podobnych postaw Meryl Streep, odtwarzająca postać Margaret Thatcher w filmie Phyllida Lloyda "Żelazna Dama". Po czym wyjaśnia: "Uważaj na myśli, bo stają się słowami. Uważaj na słowa, bo stają się działaniem. Uważaj na działania, bo stają się zwyczajami. Uważaj na zwyczaje, bo stanowią o charakterze. I uważaj na charakter, bo staje się twoim przeznaczeniem. Stajemy się tym, co myślimy".
O, to, to. A o czym myślał – myśli – będzie myślał, Donald Tusk? Jako szef rządu i człowiek szczerze zatroskany o kondycję Rzeczypospolitej, ostatnio niechybnie intensywnie myślał o likwidacji kilkuset posterunków policji i o tym, ile czasu mieszkańcy terenów wiejskich będą musieli czekać na ewentualną interwencję. Wcześniej pomyślał o likwidacji sądów i szkół, a jeszcze wcześniej o likwidacji paru gałęzi przemysłu, istotnych dla bytu i rozwoju państwa. Bez wątpienia premier myśli też o pnących się w górę cenach i równie szybko rosnącym bezrobociu. O rozłożonym na obie łopatki systemie ochrony zdrowia i bałaganie ze specyfikami stosowanymi w terapii nowotworów. O tym, że na sto tysięcy mieszkańców mamy w kraju dwustu lekarzy (w Czechach i Austrii ponad trzystu, w Belgii niemal czterystu, we Włoszech prawie sześciuset). I o tym, że Polacy zaciągają kredyty na wykupienie niezbędnych lekarstw. I o tym jeszcze, że między ujściem Świny a szczytem Rozsypańca na zakażenia szpitalne umiera dwa razy więcej osób niż ginie w wypadkach samochodowych. O najdroższych na świecie stadionach piłkarskich. O rozpadającej się infrastrukturze kolejowej, w tym zwłaszcza o semaforach nakazujących maszynistom jednocześnie "jedź" i "stój". O koniecznych remontach jeszcze nie oddanych do użytku autostrad. Wreszcie nasz ukochany Donald Tusk myśli o oszczędnościach budżetowych możliwych do uzyskania dzięki ograniczeniu czasu pobierania przez Polaków emerytur, a nikt przytomny nie żywi chyba wątpliwości, że w stosownym czasie premier starannie przemyślał efekty oraz rzetelność prowadzonego przez Rosjan śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej.
DEFICYT ROZUMNOŚCI
Obiektywnie ważąc problem, premier należycie dbający o stan państwa i bezpieczeństwo obywateli, o tylu rzeczach powinien nieustannie myśleć, że na jakiekolwiek sensowne działanie najwyraźniej czasu już mu nie wystarcza. Zwłaszcza gdy od czasu do czasu trzeba jeszcze dla utrzymania kondycji psychicznej koniecznie "haratnąć w gałę" z partyjnymi kumplami.
Mówiąc bez ogródek: nie ma jak dobrze wymyślona koncepcja, kręcąca się wokół myślenia. Taka koncepcja przykryje każdy objaw niekompetencji, niechby najbardziej rażącej.
Ale jeśli ktoś całego tego nadwiślańskiego bajzelowiska nie łączy z rządami Platformy Obywatelskiej i nie kojarzy z Donaldem Tuskiem, oznacza to, że albo ma poważny problem z percepcją, albo cierpi na deficyt rozumności. Albo nawet jedno i drugie równocześnie.
I jeszcze uwaga a propos koncepcja. "Milczę, myślę i mam gotową koncepcję" – wyrzucił z siebie Lech Wałęsa w rozmowie z Katarzyną Kolendą-Zaleską. Dużo zdrowia, Panie Prezydencie. I jeszcze więcej milczenia. Czasami naprawdę warto pomilczeć. Historia uczy, że kiedy milczy człowiek zwykle nie mający nic mądrego do powiedzenia, wówczas może on docenić wartość ciszy. A nawet może w tej ciszy usłyszeć coś wartościowego. I wtedy coś wartościowego może w tym człowieku pozostać na zawsze, na zawsze zmieniając jego ogląd świata i stosunek do bliźnich. Czego Lechowi Wałęsie życzyć i wypada, i koniecznie należy.
Weźmy dla przykładu to zdanie Jarosława Kaczyńskiego. Wypisz, wymaluj – koncepcja jak znalazł: "Parę lat w Polsce dobrze funkcjonującego rynku bez przywilejów dla wybranych i korupcji lub ze zredukowaną korupcją i dobrze działającymi sądami, policją i wolnymi mediami, które będą podawały do informacji publicznej wiadomości na temat różnych ludzi, zjawisk i spraw z historii, a te dziś tak czczone, kultowe elity same się posypią".
Zaiste, najwyższa po temu pora.
Krzysztof Ligęza
Kontakt z autorem: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!