Stop religijnemu apartheidowi. Rządy Tuska: katolikom knebel w usta. Nie chcemy premiera, co narodem poniewiera. Sami kłamiecie, innym usta zamykacie. Tylko do Trwam zaufanie mam. I wreszcie: wolność słowa, wolne media, wolna Polska.
To tylko kilka haseł spisanych z transparentów niesionych na odcinku stu, może dwustu metrów, przez uczestników "marszu w obronie wolnych mediów". Według różnych, acz ostrożnych szacunków, manifestacja zgromadziła od osiemdziesięciu do nawet stu tysięcy osób. Oczywiście jak można było się tego spodziewać, media uwikłane we współpracę z Polską Zjednoczoną Platformą Obywatelską mówią o dwudziestu tysiącach, organizatorzy marszu o stu dwudziestu. Niemniej faktem jest, że była to największa ogólnonarodowa demonstracja na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat. Zdecydowanie większa nawet od ubiegłorocznego Marszu Niepodległości. Wniosek: tężeje ruch oporu, skierowany ostrzem w establishment, w antypolskie oblicze partii ludzi tuskoidalnych. Rozumność ewidentnie nabiera oddechu w płuca. Wydawałoby się że spacyfikowany ze szczętem naród wraca do chrześcijańskich korzeni (marsz poprzedziła polowa Msza św. na placu Trzech Krzyży) i przestaje się wstydzić, coraz odważniej kontestując próby wykluczenia. Z miesiąca na miesiąc zdrowy rozsądek rośnie w siłę, można powiedzieć.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!