Dzisiaj mamy 10 czerwca. Jestem już tutaj 10 dni. Pracuję w Niemczech jako opiekunka ludzi starszych i jestem aktualnie przy małżeństwie, które mieszka w dużym domu na południu Niemiec.
On jest chory, a ona zdrowa. On ma 92 lata, ona 84. Oboje są ludźmi chodzącymi. Ona lubi dużo gadać. Pracowała, jako fizyko-chemik i wszystko jeszcze pamięta.
On maluje obrazy, elektronik z wykształcenia. W sierpniu ma być wystawa jego obrazów i pan ten codziennie albo coś domalowuje- wtedy czujemy, że jest bezpieczny, albo tnie listwy drewniane na ramy obrazów, wtedy czujemy, że nie jest bezpieczny. Ale jest uparty. I robi to, pomimo że syn zakazał mu tym się zajmować.
Zaczął się mój drugi tydzień tutaj. Wczoraj się dużo wyjaśniło. W ciągu tego byłego tygodnia opiekowałam się starszym panem, pilnowałam żeby sobie czegoś złego nie zrobił w czasie jego robót nad obrazami, prowadziłam długie rozmowy z panią domu, a właściwie to już potem tylko słuchałam, a mój mozg już niemieckiego nie chciał chwytać i na polski przerabiać. Więc czasem już tylko słuchałam jej, mało co rozumiejąc.
Ona gaduła niesłychana, większa ode mnie.
I jeszcze wykonywałam prace, które ona mi zlecała. Tych prac było coraz więcej. Dzień tutaj długi, bo dziadek wcześnie rano wstaje, a późno chodzi spać. Wczoraj przed północą dopiero byłam wolna. Oglądał mecz Niemcy-Portugalia. Ja nie oglądałam, bo wczoraj miałyśmy ważną rozmowę.
Usłyszałam, jak coś klarowała swojemu mężowi, przed domem. Wydawało mi się, że to o mnie mowa. Więc powoli zaczęłam z nią rozmowę na temat, czy jest ze mnie zadowolona, z mojej pracy tutaj. Dziadek jest zadowolony, to wiem. Ale ważna jest ona, bo ona tutaj rządzi. Na przykład może powiedzieć firmie, żeby przysłali kogoś innego. Na moje miejsce. To by była tragedia dla mojej rodziny, dla mnie. Może by mi firma znalazła inne miejsce, ale ja już tu się przyzwyczaiłam i polubiłam tych dwoje starszych ludzi.
Więc wczoraj pani starsza mi powiedziała, że odkąd ja tutaj przyjechałam to jej mąż z nią już tak nie rozmawia, jak przedtem. Że on tak naprawdę nie potrzebuje opiekunki, bo ona - żona, może się nim przecież opiekować. Ona potrzebuje pomocy domowej, żebym ją odciążyła w robocie wokół domu, a ona wtedy będzie miała czas zajmować się swoim mężem.
Maż jej nie potrzebuje opieki, ani damy do towarzystwa. Ja z kolei mam w umowie napisane, że mam się nim opiekować, że ona ma pogorszenie nastroju, depresje. I dlatego firma mnie wybrała, bo ludziom poprawiam humor. Ale starsza pani nie chce, aby mąż jej miał lepszy humor. Jak dla niej, on ma dobry humor. To syn podał takie dane o dziadku, swoim ojcu. Pani jest o mnie zazdrosna i dlatego tyle roboty mi zlecała, do tylu robót zaganiała przez miniony tydzień, żeby mnie odizolować od dziadka. Żebym nie miała czasu na jego doglądanie.
Pani starsza jest zazdrosna o swojego męża. On ma 92 lata. Nie zauważyłam, żeby jakoś zmienił w stosunku do mnie zachowanie. Uważam, że pani ta jest niepotrzebnie zazdrosna. Nie ma powodów.
Dziadek nic chyba nie wie o naszej rozmowie. Ja z panią starszą postanowiłyśmy, że stopniowo będę przejmować jej prace domowe, a ona będzie zbliżać się do swojego męża. Ona zacznie z nim chodzić na spacery i ja nie będę jadać z nimi posiłków. Ostatnio jadłam już tylko obiad z nimi, ale dzisiaj już jadłam u siebie, w piwnicy. Pierwszy tydzień było bardzo miło podczas posiłków, ale czasem "miło" może być" za miło"
Więc w tym tygodniu będę izolowana od dziadka.
Rozumiem tę panią, jej uczucia. Obca kobieta wkracza do domu, zajmuje się jej mężem. Jednak wg umowy nadal jestem opiekunką dziadka i czuję się za niego odpowiedzialna, pomimo tego, że mam tutaj spełniać rolę pomocy domowej i ogrodowej.
Tak naprawdę to jestem tutaj opiekunką dwóch osób: pana, bo chory, pani - bo ma humory i domu - bo dużo jest w nim i koło niego roboty. A pani jest pedantką.
Zapłata jest tylko jedna, za pana.
Zmieniam temat.
Dzisiaj zostały już tylko dwa małe bocianiątka w gnieździe na kościele ewangelickim. Stałam przy kamerze, która filmuje gniazdo, gdy podszedł jakiś starszy pan. Zagadał, a potem spytał, czy nie jestem z Rosji. Bo on był tam w niewoli – od jesieni 1944 do 1949 roku. Dużo słów umiał po rosyjsku, więcej niż ja pamiętam ze szkoły, po wielu latach nieużywania tego języka. Rzucał tymi słowami, chwalił się nimi, a ja je rozpoznawałam z dawnych szkolnych lat. Z rosyjskiego zawsze miałam 5. Byłam uczennicą, która łapę do góry trzymała. W ogólniaku zawsze wiedziałam, co autor miał na myśli i jakoś celnie trafiałam A czasem autor ten miał potężnego bzika. No, nie śmiejcie się. Napisałabym – cha, cha, cha, ale nigdy nie wiem, czy nie powinno się pisać ha, ha ha,. Nie, raczej to pierwsze. Jakoś w szkole tego nie mieliśmy.
Pan starszy Niemiec opowiadał dalej, że tylko 10 procent ludzi przeżyło tę niewolę. I że pracowali, jako jeńcy niemieccy w kamieniołomach, w kołchozach, w sowchozach, w lesie. Że ludzie rosyjscy są dobrzy, tylko" reżim" jest zły. I że każdy z Rosjanin boi się, że Rosjanin obok jest agentem.
Jedli tylko buraki i pili wodę.
Odprowadziłam tego pana trochę, do cmentarza. Jest tam dużo fajnych ławeczek.
Nie zapytałam się tylko, dlaczego tak daleko na wschód się zapuścił. On się bardzo nad sobą litował i nie wypadało mi.
Pamiętam filmy wojenne, jeńców niemieckich branych do niewoli, a my widzowie w kinie myśleliśmy – a dobrze im tak, wreszcie sprawiedliwość zwycięża. … I teraz, po 62 latach od czasu końca wojny spotykam takiego jeńca niemieckiego, za którym jest kawał dobrego życia w Niemczech, po powrocie z niewoli z Rosji. Dziwne to wszystko.
I ten człowiek podchodzi z sympatią do mnie, prawie Rosjanki i ma ochotę porozmawiać sobie po rosyjsku. Ten język kojarzy mu się z jego młodością, może dlatego.. Może dlatego ma sentyment do j. rosyjskiego. Ja, Polka, jestem dla niego prawie Rosjanką, bo mam podobny akcent, mówiąc po niemiecku.
W życiu trzeba dużo wybaczać i dużo zapominać. Życie niesie nowe. Nowe układy, na które trzeba mieć nowe spojrzenie. Coś jest w nas zakotwiczone, są to stare krzywdy. Ja straciłam na wojnie wujka, pani starsza niemiecka straciła trzech braci swoich. Tylko, że bracia jej zginęli na życzenie swego własnego narodu. A mój wujek zginął w obronie własnego narodu. Śmierć, śmierci nie równa.
Ale koniec filozofii, teraz ekonomia jest najważniejsza. My się obudziliśmy po socjalizmie biedni, Niemcy – bogaci. I biedny zawsze będzie sługą bogatego. Tak jest, czy przesadzam?
Może nie obudziliśmy się aż tak biedni, może jeszcze to i tamto mieliśmy, ale jakoś zbiednieliśmy. My, Polacy. Nie dopilnowaliśmy naszego majątku.
Pani starsza pokazywała mi stare atlasy i mapy. Historia, która w szkole nigdy mnie nie interesowała, naraz stanęła przed moimi oczyma. Nasz kraj, który raz był, nawet całkiem pokaźny, to znów znikał. Potem znów pojawiał się, co prawda okrojony. Potem już miał morza trochę.
Pani starsza niemiecka wiedziała o rozbiorach Polski. Dziadek starszy niemiecki pochodzi z Bydgoszczy.
Jadę pojeździć na rowerze. Dzisiaj mam trochę godzin wolnych, po ciężkiej pracy od rana do wieczora. Jestem w dolinie, troszkę na północ od Freiburga. Jakie tu pola z łanami zbóż, jakie hektary drzew owocowych, pola truskawek, na których pracują ludzie blisko ziemi, z chustkami na głowach. Żeby nie dostać udaru. Słonce tu ostre, jak już świeci. Nie wzięłam okularów, a szkoda.
Wpatruję się w twarze ludzi przy truskawkach i usiłuję odgadnąć, czy to Polacy. I każdą, kupioną, przez panią Niemkę truskawkę widzę jako owoc potu moich rodaków.
A może im płacą i są zadowoleni? Słyszałam, że na truskawkach można dużo zarobić, ale ludzie dobrych adresów byle komu nie przekazują. Dobry adres, to tam, gdzie płacą za robotę.
Polacy jeżdżą tam co roku w to samo miejsce, w czasie ich polskiego urlopu. Polska pensja nie starcza na wszystkie opłaty w ciągu roku, wiec dodatkowy niemiecki zarobek, to jak miód na chleb. Cieszy bardzo i bardzo wspomaga.
A w Polsce coraz mniej pól uprawnych, a coraz więcej łąk.
Oj, niedobrze w tej Polsce.
I to powinien być koniec mojego pisania na dzisiaj, ale czuję się w obowiązku dodać, ze jeżdżę do pracy w Niemczech od 3 lat. Nie pracuję na czarno, tylko za pośrednictwem polskich firm. I zawsze było wszystko, jak w umowie.Raz tylko zdarzyło mi się, że jakąś firma potraciła mi zaliczkę, której nie pobrałam Upomniałam się pisemnie, ostrożnie i przysłano mi zaległe pieniądze. Firma ta już więcej się do mnie nie odezwała, z propozycją wyjazdu do Niemiec.
Na czarno ludzie zarabiają więcej niż ja, poprzez firmę. Cały Berlin podobno pracuje na czarno.
Myślę, że poprzez firmę pracują ludzie sobie podobni, zarówno po stronie polskiej, jak i niemieckiej.
Mogłabym to lepiej wyjaśnić, ale już starczy na dzisiaj. Idę zobaczyć, co robią staruszkowie. Może mnie potrzebują.
Wanda Ratajewska
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!