Podobno w Quebecu znów nadchodzą separatyści. Znów będziemy mieli wiele hałasu o nic – czyli o te kilka tysięcy etatów w służbie dyplomatycznej i ambasadach. Tak na dobrą sprawę, Quebec jest bardziej dziś od nas odseparowany niż Polska od Unii Europejskiej. Jest krezusem tej konfederacji, więc naprawdę nie wiem, co Quebecy chcieliby uzyskać – oczywiści prócz zwiększenia liczby etatów w lokalnej biurokracji. Ale tu też mogą wyjść jak Zabłocki na mydle, jeśli stracą te wszystkie etaty administracji federalnej, które ulokowane są dzisiaj w Quebecu, by pokazać, że "opłaca się być skonfederowanym".
Niestety wychodzi na to, że separatyści to ludzie niepoważni. Dawniej to jeszcze chociaż była w tym jakaś myśl narodowa, jakaś tęsknota za "państwem starego typu", dzisiaj nawet tego nie ma, bo fala politycznej poprawności zalała również PQ.
•••
Polityczna poprawność jest też kitem, jaki lewacy żenią dziś w Polsce, tłumacząc, że na tym właśnie polega postęp i jak ktoś woli własny naród, to należy do hamulcowego eszelonu pędzącego do tego, żeby państwo rosło w siłę, a ludziom żyło się dostatniej. Ostatnio p. Błaszczak, druga po prezesie twarz PiS-u, powiedział w radiowej Trójce, że z multikulti trzeba ostrożnie.
Od razu wylano mu na głowę kubły, no bo choć takie rzeczy można swobodnie mówić w całkiem mainstreamowej polityce w Reichu czy Swisslandzie, to w Polsce nie. Dlaczego? No bo owe niby-polskie elity ubzdurały sobie, że kraj nasz jest ostoją ksenofobicznych katolickich antysemitów, których betonowe czerepy rozbić trzeba propagandą homoseksualnej miłości i polityczną poprawnością podniesioną do rangi religii urzędowej. Takie czasy. Niestety, część Polaków, również tych młodych i, wydawałoby się, obytych w świecie, nie wyleczyła się jeszcze z prowincjonalnych kompleksów i owym współczesnym ciotom rewolucji pałaszuje pokarm z ręki.
Dzisiejsze multikulti to nic innego jak współczesna forma "internacjonalizmu proletariackiego", którego ojczyzną był – jak wiadomo – Związek Sowiecki, czyli w rzeczy samej "rewolucja". Dzisiaj nic się nie zmieniło - język jest ten sam, metody wprowadzania podobne, tak że oczytanie w przygodach Pawki Morozowa będzie jak znalazł. Tamta bolszewia podawała się za awangardę i współczesna też lubi chodzić w modnych wdziankach.
No więc – drogie radio Erewań – jak to jest z tą wielokulturowością i globalizacją? Czy czasem postęp techniczny i telekomunikacyjny, Internet i masowe podróże samolotami (na stojąco) nie wymuszają wymieszania się nas wszystkich w jedną masę ludzkiego ciasta? Czy jest jakakolwiek inna droga?
Oczywiście, że tak. Swoboda przepływu i osiedlania się ludzi, łatwość telekomunikacji nie muszą wszak oznaczać ideologicznej i religijnej urawniłowki, a jedynie możliwość korzystania z uroków życia w pięknych i ODMIENNYCH krajach. Co komu szkodzi, że we Francji żyje się po francusku, w Niemczech po niemiecku, a w Maroku po marokańsku? Jeśli przyjeżdżasz do nas na stałe – kochany Murzynie – przyjmij nasze wartości, nasze zwyczaje, naszą religię, a może nawet żołądek wytrzyma ci naszą kuchnię – słowem, zostań jednym z nas – proszę bardzo – asymiluj się! To jest po ludzku i po Bożemu. Tymczasem w ramach multikulti jesteśmy świadkami przerabiania nas i naszej kultury na szaro przy jednoczesnej superekspansji kultur egzotycznych, ale dynamicznych i zwartych.
O tym i innych sprawach będziemy mogli sobie pogadać podczas najbliższego pikniku Gońca, na który gorąco zapraszam w sobotę, 8 września, do parku Paderewskiego.
Obywatelu, nie bój się myśleć, nie bój się mówić, nie bój się podpisywać imieniem i nazwiskiem! Bądź dumnym Polakiem!
Andrzej Kumor
Mississauga
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!