Ich narodowe elity po okresie "smuty" Jelcynowej i grabienia kraju przez oligarchów, krok po kroku zręcznie odbudowują imperium, mimo bezustannego podgryzania i naciągania na globalne sztance przez elity Zachodu.
Oczywiście, można łatwo wyjaśnić, dlaczego rosyjskie elity nie mają kompleksów, a polskie mają – tu przypomnę powiedzenie śp. Janusza Szpotańskiego, że "w przeciwieństwie do PRL, Związek Sowiecki był państwem niepodległym", a więc tamtejsze generacje politruków, sekretarzy partyjnych, wychowały pokolenia polityków przekonane o sile i potędze własnego targanego wieloma spazmami kraju.
W kraju, w którym nie umarła tradycja niezależnego kształtowania geopolityki, łatwiej o nowe pokolenia wysokiej klasy specjalistów. Rosjanie od dawien dawna wiedzieli, jak rozgrywać Zachód, i mieli i nadal mają po temu informacje. Dlatego tak wielu polityków Europy Zachodniej je im z ręki.
Do tego dochodzi świadomość wielkiego znaczenia propagandy, wpływania na opinię publiczną – stąd na przykład finansowany przez rosyjskie państwo kanał RT, obecny również w sieciach kablowych Kanady i USA; Russia Today, w interesujący sposób odkrywając przekłamania tutejszych mediów głównego nurtu, jednocześnie pieje peany o dzisiejszej Rosji i jej polityce.
To wszystko w państwie, którego elity przecież też nie miały lekko – wymordowano miliony, demoralizacja objęła niemal każdą rodzinę, a mimo to Rosjanie skutecznie się podnoszą, ponownie zasiadając do stolika globalnych rozgrywek. Potrafią bez kompleksów rozmawiać z Amerykanami, Włochami, Francuzami, no i przede wszystkim Niemcami.
Wspomniałem telewizję RT, ale takich inicjatyw jest w Rosji wiele więcej. Ostatnio grupa konnych wybrała się przez Europę (będą również na postoju w Warszawie) do Paryża, by napoić konie w Sekwanie w rocznicę zwycięstwa nad Napoleonem.
– Może byśmy tak wysłali 400 husarzy, by szlakiem Sobieskiego odnowili pamięć o polskich zwycięstwach?
Rosjanie bez zbędnych ceregieli zamordowali w Londynie, niemal otwarcie, postrzeganego przez ichniejsze służby za zdrajcę – Litwinienkę, byłego kagebowca na służbie pewnego żydowskiego oligarchy. Do dzisiaj brytyjska policja nie może doprosić się od Moskwy wydania podejrzanych osób. KGB, ku przestrodze innych agentów, pozostawiło czytelny ślad, by łatwo można było dotrzeć do sprawców tej wyrafinowanej zbrodni. Niejako podpisało się na trupie.
To było grożenie palcem, ale są też gesty przyjaźni i różne marchewki podsuwane pod nos również tradycyjnym wrogom. Do jednej z tych sytuacji można zaliczyć wizytę w Warszawie kierowanego przez kagebowca – ergo państwo rosyjskie, patriarchy Cerkwi prawosławnej.
Gesty te skierowane są do części polskich elit skłonnych rezygnować z prób budowy niezależnego polskiego ośrodka tożsamościowego, nie widzących żadnego sensu w rozwiązywaniu się zacieśniającego się węzła niemiecko-rosyjskiej przyjaźni.
Żaden imperator nie jest w stanie siedzieć na bagnetach – jak to wdzięcznie zauważył Napoleon – dlatego kluczem do trwałego podporządkowania danego terenu jest przyciągnięcie do siebie i asymilacja elit – obojętnie pod jakimi hasłami – etnicznymi, na gruncie słowiaństwa, czy religijnymi na gruncie "odnowy moralnej kontynentu".
Nawiasem mówiąc, podoba mi się postawa Kremla, który nie ugiął się przed protestami międzynarodowego lewactwa i nie zrezygnował z ukarania szansonistek punkowych z grupy Pussy Riot, które z premedytacją zbezcześciły cerkiew Chrystusa Zbawiciela, na oczach zdumionych traumatyzowanych wiernych dokonując satanistycznego performansu.
Akt wolności twórczej? Takie rzeczy były na porządku dziennym w pierwszych latach panoszenia się bolszewickiej swołoczy, więc nie ma co dziwić się Rosjanom, że dzisiaj dostają gęsiej skórki.
Państwo musi szanować i chronić swoje instytucje; jedną z nich jest w Rosji Cerkiew.
Federacja rosyjska ma olbrzymie problemy demograficzne, społeczne i dlatego całkiem rozsądnie rządzący tym krajem Rosjanie widzą w Cerkwi siłę zdolną wypełnić serca Rosjan po pustce wytworzonej przez wyparowanie marksistowsko-leninowskiej ideologii.
Odwołanie się do sukcesów caratu pomaga w pewnym sensie inkorporować w rosyjski nurt osiągnięcia komunizmu bez konieczności całkowitego odcinania się od niego – wedle tezy, że mimo błędów i wypaczeń, na barkach olbrzymich cierpień narodu budowa imperium była kontynuowana.
Czy wobec silnej polityki tożsamościowej Rosji i budowania nowej polityki pamięci przez Berlin polskie elity są w stanie coś przedsięwziąć?
Nadzieja w nowych pokoleniach, które być może za sprawą zsumowanego efektu ruchów rekonstruktorskich, kiboli i różnych kontestacji, dostrzegą związek między polskim interesem narodowym a silnym państwem polskim; które znajdą w sobie dość sił i chęci na odbudowę polskiej Europy środka, mimo i wbrew tym wszystkim Polakom, którzy dzisiaj pytają "po co to komu?".
Polska może i powinna wchodzić w sojusze z Rosją, Izraelem, Niemcami, USA – z kim jej tylko będzie choć na moment na rękę.
Najpierw jednak musi zostać wytyczona polska droga; musi zostać odbudowane Państwo Polskie, odtworzone polskie wojsko, wywiad, kontrwywiad – i szereg innych instytucji...
Andrzej Kumor
Mississauga
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!