Porady
Mam pytanie o Land Transfer Tax. Czy kupujący pierwszy "dom" muszą płacić LTT?
Zasadniczo odpowiedź jest bardzo krótka – w obecnej chwili wszyscy nabywający nieruchomości w Ontario muszą płacić Land Transfer Tax (LTT). Kiedyś kupujący pierwszy dom byli zwolnieni z takiego podatku. Dodatkowo kupujący nieruchomości na terenie Toronto od początku 2008 roku muszą płacić "Municipal Land Transfer Tax". Natomiast ci, którzy kupują dom (nieruchomość) – i kwalifikują się jako kupujący po raz pierwszy (first time buyers) – mogą obecnie ubiegać się o częściowy zwrot tego podatku. Dotyczy to zarówno podatku prowincyjnego, jak i miejskiego (Toronto). Maksymalna suma zwrotu nie może przekraczać 2000 dol. przy podatku prowincyjnym, a 3725 dol. w przypadku podatku miejskiego.
Pozostańmy przy podatku prowincyjnym. Otóż jeśli kupujemy pierwszy dom i płacimy za niego na przykład 300.000 dol. – to w tym przypadku LTT wyniesie 2975 dol. Jeśli spełnimy wszystkie warunki, by zakwalifikować się na kredyt – to możemy ubiegać się o 2000 dol. zwrotu.
Natomiast w przypadku kupujących po raz pierwszy w odniesieniu do "Municipal Land Transfer Tax" zasadniczo na wszystkie nieruchomości do 400.000 dol. jest on nieobowiązujący. Płacimy ten podatek tylko za kwotę powyżej 400.000 dol. Jest to 2 proc. wartości powyżej tej sumy.
By móc ubiegać się o zwrot, należy spełniać kilka warunków:
• minimum mieć 18 lat,
• nowy dom musi być używany jako główne miejsce zamieszkania (prime residence),
• żaden z kupujących nie może posiadać innego domu nigdzie na świecie w ciągu ostatnich 5 lat,
• podanie o zwrot podatku musi być złożona w ciągu 18 miesięcy od przejęcia nieruchomości.
Wymagane dokumenty, by ubiegać się o zwrot to:
• Land Registry Tax Afidevit (przygotowuje to prawnik),
• kopia rejestracji tytułu własności,
• umowa kupna i sprzedaży,
• Statement of Adjustments (rozliczenia wydatków).
To, o czym wspomniałem wcześniej, dotyczy tylko kupujących po raz pierwszy. Pozostali kupujący płacą LTT bez żadnych ulg. Podatek ten naliczany jest w chwili przejęcia nieruchomości i wchodzi w tak zwane koszty przejęcia (closing cost). Każdy prawnik, który pomaga zamknąć transakcję, jest zobowiązany przygotować specjalny dokument, w którym kupujący własnym podpisem potwierdza pod przysięgą, że suma wymieniona w tym dokumencie – jest tą sumą, za którą nieruchomość została nabyta. Jeśli jest to normalna transakcja kupna i sprzedaży poparta dokumentami – rząd nigdy nie podważa wartości i na jej podstawie naliczany jest podatek.
Czasami w przypadku darowizn w obrębie rodziny czy dla instytucji charytatywnych suma, za którą posiadłość została przekazana, znacznie odbiega od wartości rynkowej i o tych sytuacjach dziś nie będziemy mówić.
Warto jeszcze powiedzieć, jaka jest formuła naliczania LTT. Otóż na pierwsze 55.000 dol. wartości podatek wyności 0,5 proc. Za kwotę od 55.000 dol. do 250.000 dol. podatek wynosi 1 proc., od 250.000 dol. do 400.000 dol. – liczymy 1,5 proc., a powyżej 400.000 dol. – 2 proc. SKOMPLIKOWANE?
Tak, ale wystarczy w wyszukiwarce Google wpisać hasło "ltt calculator" i znajdą Państwo mnóstwo stron, które mają specjalne małe kalkulatory. Po wpisaniu ceny zakupu nieruchomości podadzą one sumę całkowitą należnego Land Transfer Tax.
– Czy twoim zdaniem Land Transfer Tax – to jest tylko kolejny sposób na ściąganie pieniędzy ze społeczeństwa?
Nikt nie lubi podatków. Podatek LTT jest dla prowincji Ontario źródłem ogromnych dochodów. To nie ulega to żadnej wątpliwości. Natomiast z pieniędzy pobieranych w formie tego podatku finansowany jest Land Title System, który pozwala czuwać nad akuratnością systemu własnościowego nieruchomości.
Na początku, kiedy w Ontario istniał inny system nazywany Registry System, każdy prawnik, który zamykał transakcję zakupu nieruchomości, musiał sprawdzać wszystkie poprzednie transakcje do 40 lat wstecz. Proszę sobie wyobrazić, że wówczas nie było komputerów, a wszystkie dokumenty były przechowywane w formie papierowej w Register Office. Pomyłki i błędy były niestety dość częste i czasami trudne do naprawienia.
Dlatego wprowadzono nowy system, który oparty był na innych kryteriach. Każdy prawnik musiał sprawdzać dokumenty tylko do ostatniej transakcji. Każda poprzednio dokonana transakcja – według nowego systemu – jest sprawdzana i gwarantowana jako prawidłowa przez nowy system. Innymi słowy to, co jest w chwili obecnej w dokumentach w Land Transfer Office, powinno odzwierciedlać faktyczny stan prawny. W chwili obecnej system ten jest skomputeryzowany – liczba błędów znacznie zmalała, ale nie znaczy, że ich nie ma!
Pieniądze z LTT idą więc oprócz na koszty prowadzenia systemu, o którym wspomniałem, w dużej części na specjalny fundusz ubezpieczeniowy (Land Titles Assurance Fund). Z tego funduszu pokrywane są wszelkie roszczenia wynikające z błędów popełnionych przez urzędników gwarantujących akuratność informacji. Z funduszu tego są też wypłacane odszkodowania dla tych, którzy padli ofiarami coraz częstszych oszustw.
Natomiast Municipal Land Transfer Tax – pobierany na terenie GTA – jest oczywiście znaczącym elementem w budżecie Toronto. Jak wszyscy wiemy, dziury w budżecie były tak ogromne, że ten i inne wprowadzone podatki były niestety niechcianą – ale koniecznością.
Oczywiście w czasie ostatnich wyborów miejskich na burmistrza pan Ford obiecywał zniesienie tego podatku – ale cóż, w polityce przed wyborami obiecuje się cuda, a rzeczywistość jest zawsze inna.
Maciek Czapliński
Mississauga
Co to jest "niesprawiedliwe wzbogacenie" i dlaczego ma ono znaczenie w prawie rodzinnym?
Napisane przez Monika J. CurykDoktryna "niesprawiedliwego wzbogacenia" (unjust enrichment) ma długą historię w angielskim prawie zwyczajowym. Dały jej początek w XVIII wieku decyzje o konieczności zwrotu pieniędzy otrzymanych pomyłkowo i generalne założenie, że jedna osoba nie powinna się bogacić kosztem straty drugiej osoby. Do końca XX wieku doktryna niesprawiedliwego wzbogacenia ulegała dalszemu rozwojowi i stosowana była w coraz większej liczbie sytuacji. W latach siedemdziesiątych i na początku lat osiemdziesiątych Sąd Najwyższy Kanady rozpoczął proces adaptacji doktryny niesprawiedliwego wzbogacenia na potrzeby prawa rodzinnego. Proces ten trwa do dnia dzisiejszego.
Dlaczego było to konieczne? W roku 1990 Family Law Act uregulował kwestię podziału majątku przy rozwodzie. Gdy rozstaje się para małżeńska, cały majątek zgromadzony w trakcie trwania małżeństwa, ulega równemu podziałowi. Nieliczne wyjątki dotyczą prezentów lub spadku od osób trzecich, które, nawet jeżeli zostały otrzymane w trakcie trwania małżeństwa, nie ulegają podziałowi, oraz rezydencji małżeńskiej, która ulega podziałowi, nawet jeżeli należała przed ślubem tylko do jednego z małżonków. Family Law Act reguluje kwestie związane z podziałem majątku jedynie w przypadku par małżeńskich.
Wbrew bardzo powszechnemu w społeczności polskiej mitowi, że pary małżeńskie i nieformalne mają identyczne prawa, w Ontario nie ma automatycznego podziału majątku, gdy rozstaje się para żyjąca w związku nieformalnym. Co więc dzieje się, gdy kończy się związek nieformalny?
Uprawnienia alimentacyjne (zarówno na dzieci, jak i na współmałżonka) dla par małżeńskich i niemałżeńskich są takie same, ale podział majątku zachodzi jedynie w sytuacjach, w których znajduje zastosowanie doktryna niesprawiedliwego wzbogacenia. Jeżeli nie ma ona zastosowania, każde z byłych partnerów odchodzi ze związku ze swoim majątkiem. Jeżeli prawnym właścicielem domu była tylko jedna osoba – to zatrzymuje ona dom. To samo dotyczy każdego innego rodzaju własności, jak RRSPs, samochody, biznesy, oszczędności czy plany emerytalne.
Oprócz doktryny niesprawiedliwego wzbogacenia, zasady podziału majątku może zmienić także umowa kohabitacyjna podpisana przez partnerów przed zawarciem związku lub w trakcie jego trwania. Umowa spisana przez małżonków przed ślubem lub w trakcie trwania małżeństwa może również zmienić zasady podziału majątku przy rozpadzie małżeństwa, ale o tym pisałam w innym artykule.
Niektóre kanadyjskie prowincje (Nowa Szkocja, Manitoba i Saskatchewan) uznały wykluczenie par nieformalnych z automatycznego podziału majątku za niepożądane i wprowadziły przepisy, które traktują pod tym względem związki małżeńskie i nieformalne w taki sam sposób. Prawodawcy ontaryjscy jeszcze tego nie uczynili, aczkolwiek mówi się o tym od jakiegoś czasu i reforma może nastąpić w przyszłości, o czym warto pamiętać, gdy wstępuje się w związek nieformalny z osobą o wyraźnie różniącym się stanie majątkowym (albo poziomie dochodów).
W wielu sytuacjach to, że każde z byłych partnerów zatrzymuje majątek, którego jest prawnym właścicielem, prowadzić może do nader niesprawiedliwych rezultatów. Najczęstszy scenariusz dotyczy par, które kupiły dom, często ze wspólnych funduszy, i razem go spłacały, ale prawnym właścicielem domu był tylko jeden partner.
Bez doktryny niesprawiedliwego wzbogacenia, gdy para taka rozstaje się po wielu latach, prawny właściciel zatrzymuje dom – wraz z wkładem drugiego partnera w nabycie i spłacenie go i potencjalnie znacznym przyrostem wartości. Inne, może trochę mniej popularne, ale równie niesprawiedliwe scenariusze, dotyczą biznesów, których prawnym właścicielem jest tylko jeden partner, ale do których rozkwitu przyczyniła się druga osoba.
Sprawy ulegają dalszemu skomplikowaniu, gdy doktryna niesprawiedliwego wzbogacenia znajduje zastosowanie przy podziale majątku par małżeńskich. Sytuacje takie nie są liczne i często dotyczą inwestowania jednego z małżonków w majątek należący do drugiego małżonka, ale wykluczony ze standardowego schematu podziału, a więc otrzymany jako spadek lub prezent. Przykładem może być biznes otrzymany w prezencie od rodziców przez jednego z małżonków, ale rozwinięty wspólnym wysiłkiem.
W takich sytuacjach zastosowanie znajduje doktryna niesprawiedliwego wzbogacenia. Zakłada ona, że jeżeli jedna osoba wzbogaciła się kosztem innej osoby bez żadnych powodów prawnych, to wzbogacona osoba musi wynagrodzić osobę, która poniosła stratę.
Jak już wspominałam, zastosowanie doktryny niesprawiedliwego wzbogacenia nie jest ograniczone tylko do sytuacji rodzinnych. Niemniej jednak są to sytuacje, w których doktryna ta w chwili obecnej znajduje najszersze zastosowanie. Jest to najprawdopodobniej związane z tym, że poza związkami intymnymi, ludzie rzadko inwestują swoje pieniądze lub swój wysiłek w cudzą własność, a jeżeli już to robią, to podejmują stosowne kroki prawne, aby się zabezpieczyć. W sytuacjach rodzinnych często traktuje się uczucia i zaufanie, jakim darzy się drugą osobę, jako formę zabezpieczenia, bez zastanawiania się nad tym, co będzie, gdy uczucia i zaufanie znikną, a ich miejsce zajmie konflikt.
Aby uniknąć wyraźnie niesprawiedliwych rezultatów i chronić prawa ekonomicznie słabszych partnerów (często, ale nie zawsze kobiet), sądy nie wahają się przed zastosowaniem doktryny niesprawiedliwego wzbogacenia, jeżeli spełniane są warunki konieczne do jej uruchomienia. Są one następujące:
1. niesprawiedliwy zysk (wzbogacenie) jednej osoby;
2. straty poniesione przez drugą osobę;
3. brak podstawy prawnej (takiej jak np. darowizna), która usprawiedliwiałaby taki stan rzeczy.
W przeciwieństwie do automatycznego podziału majątku przy rozstaniu par małżeńskich, gdzie prostota reguły (wszystko, czego para razem się dorobiła w trakcie trwania małżeństwa, idzie do równego podziału) znacznie ogranicza możliwości długich dyskusji, zastosowanie doktryny niesprawiedliwego wzbogacenia jest bardziej skomplikowane.
Czy pan X wzbogacił się niesprawiedliwie, gdy pracował i spłacał dom, którego był jedynym właścicielem w czasie, gdy jego partnerka nie pracowała, ale zajmowała się wychowywaniem ich dzieci? Czy pani Y wzbogaciła się niesprawiedliwie, bo po 20 latach pracy posiada plan emerytalny (albo RRSPs) o wysokiej wartości, podczas gdy jej partner, który również pracował, nie ma planu emerytalnego (bo jego pracodawca nie dał mu takiej opcji) ani RRSPs, bo nie wierzył w odkładanie na emeryturę? Czy doktryna niesprawiedliwego wzbogacenia powinna być zastosowana inaczej, jeżeli partner pan Y nie pracował ze względu na chorobę albo lenistwo?
Tego typu niejasności nie tylko dają pole do popisu dla osób zainteresowanych akademickimi dyskusjami. Mają one olbrzymie znaczenie praktyczne, gdy przekładają się na dni, tygodnie, a nawet miesiące trwania rozpraw sądowych. Jeżeli przedmiotem sporu jest uprawnienie do nieznacznej wartości pieniężnej, to stopień skomplikowania dyskusji i długość potencjalnej rozprawy często powoduje, że strony rezygnują z dochodzenia swoich słusznych roszczeń.
Osobną kwestię prawną stanowią metody wynagradzania niesprawiedliwego wzbogacenia, czyli decydowanie, w jaki sposób osoba, która poniosła stratę, powinna być zrekompensowana. Czy zwrot włożonych pieniędzy np. dwudziestu tysięcy dolarów na downpayment wpłacony 30 lat temu na dom, którego wartość wzrosła dwudziestokrotnie, podczas gdy wartość wpłaconych pieniędzy boleśnie się skurczyła, jest wystarczający i sprawiedliwy (raczej nie). Czy połowa wartości domu, bo dwadzieścia tysięcy to była połowa downpayment, gdy właściciel domu samodzielnie spłacał hipotekę, co umożliwił mu fakt, że partnerka zajmowała się domem i dziećmi, jest fair? (całkiem możliwe). Tego typu scenariusze stwarzają dalsze niejasności i pole do dyskusji.
Nie ma prostych odpowiedzi na te pytania, ale należy zdać sobie sprawę z tego, że w ciągu blisko czterdziestu lat, które upłynęły od momentu, w którym Sąd Najwyższy po raz pierwszy użył doktryny niesprawiedliwego wzbogacenia w sytuacji rodzinnej, panuje wyraźny trend, który ułatwia jej zastosowanie i rozszerza metody wynagradzania niesprawiedliwie pokrzywdzonych partnerów.
W ogólnym rozrachunku, wydaje się, że rozszerzenie schematu automatycznego podziału własności tak, aby obejmował pary żyjące w związkach nieformalnych, byłoby ze wszech miar korzystne. Dopóki to nie nastąpi, partnerzy opuszczający związki nieformalne muszą ograniczyć swoje roszczenia do sytuacji, w których znajduje zastosowanie doktryna niesprawiedliwego wzbogacenia. Na szczęście dla "niesprawiedliwie zubożałych" partnerów, sytuacji tych jest sporo.
Jeżeli jesteś przekonany, że twój partner wzbogacił się twoim kosztem, doradzam zasięgnięcie w tej kwestii opinii prawnika.
Jak pisałam, doktryna niesprawiedliwego wzbogacenia jest skomplikowana i szanse na jej zastosowanie w danej sytuacji może ocenić jedynie osoba, która zna jej szerokie teoretyczne i historyczne podstawy i zaznajomiona jest ze szczegółami licznych decyzji sądowych, które stosowały ją w konkretnych przypadkach dotyczących prawa rodzinnego.
Monika J. Curyk
Barrister & Solicitor
Mississauga, Ontario, Kanada
Treść niniejszego artykułu w żadnym wypadku nie powinna być traktowane jako porada prawna. Celem artykułu jest wyłącznie udzielenie ogólnych informacji.
O naszej sytuacji finansowej decydujemy sami, umiejętnie gospodarując zarobionymi i zgromadzonymi środkami, ale zasadniczy wpływ ma na nią także działalność innych, mocą demokratycznego mandatu upoważnionych do gospodarowania tą częścią naszych dochodów, które określamy mianem wspólnej kasy czy budżetem miasta, prowincji czy kraju zgromadzonym drogą podatkową. To, bowiem, co czynią z naszymi podatkami politycy, ma zasadniczy wpływ na ceny produktów i usług, a więc osłabia moc nabywczą tych pieniędzy, które zostały w naszych rękach.
Dzisiaj widać już dość wyraźnie, że przynajmniej jedna z inicjatyw lansowanych przez miłośników ochrony środowiska nie wypaliła, za to kosztowała nas wszystkich sporo i jeszcze kosztować będzie. Mam na myśli lansowane z uporem godnym lepszej sprawy samochody o napędzie elektrycznym. Podczas gdy działa to świetnie jako atrakcja w wesołych miasteczkach (tzw. "bumper cars"), na szosach i autostradach pojazdy takie nie przyjęły się i wszystko wskazuje na to, że już się nie przyjmą. Za to my wszyscy zapłacimy za ten eksperyment jak za zboże.
Nadal krążą po naszym krajobrazie maniacy, sugerujący, iż klęska pojazdów elektrycznych to wynik spisku wielkich koncernów naftowych we współpracy z koncernami motoryzacyjnymi. Niestety dla sprawy, nie do obrony jest teza, iż na przykład koncern General Motors celowo ograniczył produkcję modelu Saturn EV1, chociaż chętni ustawiali się w długich kolejkach po to auto. Owe kolejki widać było tylko w sennych marzeniach ekologów.
Każdy pytany o zdanie przez pełnych entuzjazmu autorów sond medialnych oświadczy, że jest za. Za ochroną środowiska, za elektrycznymi samochodami i w ogóle za troską i gospodarnością. Dopiero przy płaceniu okazuje się, że teoretycznie wszyscy jesteśmy za, ale do czasu, kiedy należy sięgnąć do portfela. Producenci samochodów stanęli na wysokości zadania: niemal każdy zajął się projektowaniem samochodów o napędzie elektrycznym. Nissan chwalił się swoim modelem o pięknej nazwie Leaf. Nazwa piękna, ale sprzedaż modelu spadła o niemal 30 proc. w ciągu roku. Jeździ po świecie w sumie niecałe 40 tysięcy tych autek, a miało jeździć – według ekologów – półtora miliona. Zakłady Nissana mogą produkować 150 tysięcy leaf rocznie; w tym roku sprzedaż fabryki w Smyrnie wyniosła nieco ponad 5 tysięcy sztuk.
Produkowany przez zakłady Chevrolet model Volt radzi sobie nieco lepiej. Za to koncern traci na każdej sztuce tego ekologicznego autka niemal 50 tysięcy dolarów, które następnie trzeba nadrobić przy sprzedaży innych modeli za sztucznie zawyżoną cenę. Producent akumulatorów dla Volta, firma A123, zbankrutował, bo nie było dostatecznego zapotrzebowania na baterie. Najlepiej radzący sobie z tym sektorem rynku koncern Toyota zrezygnował z dalszych prac nad samochodami o napędzie elektrycznym.
Podobnie jest na całym świecie. Japonia, Niemcy i Wielka Brytania przystępują do rewizji swej polityki w tym zakresie. Nawet Kalifornia, mekka ekologów, obcięła dotacje na ten cel o połowę.
Pobawiliśmy się. Teraz trzeba zapłacić rachunek.
Jacek Kozak
Opowieści z aresztu deportacyjnego: Dwaj skośnoocy
Napisane przez Aleksander ŁośCo ich łączyło, a co różniło? Spotkali się przypadkowo, nie znali się wcześniej i nie poznali bliżej w czasie wspólnego pobytu w kanadyjskim areszcie imigracyjnym. Ale przez ponad dwa tygodnie, przebywając na tym samym oddziale, w sąsiednich pokojach, posiedli wspólną, krótką historię swojego młodego życia.
Byli trochę podobni do siebie: trochę skośne oczy, obaj "okularnicy", z przedziałkiem na środku głowy. Ale włosy Tatara były proste, średniej długości, gdy włosy Japończyka były dłuższe, jakby kobiece, zakręcone na końcach na trwałe przez fryzjera. Tatar był średniego wzrostu, ale trochę niższy od Japończyka i chyba, przy swoich 25 latach życia, o pięć lat młodszy. Był on nadto bardziej dynamiczny, przedsiębiorczy, nawiązujący dość łatwo kontakty, przy prawie braku znajomości języka angielskiego. Japończyk był trochę przygarbiony, chodził zwykle ze spuszczoną głową. Był homoseksualistą.
Osoby pochodzące z krajów o utrwalonej demokracji są raczej rzadkością w areszcie imigracyjnym. Nie ma bowiem przyczyny, dla której byliby oni aresztowani. Warunki życia w ich krajach są zbliżone do kanadyjskich, mogą przylatywać tu bez wiz wielokrotnie. Są oni też dość dobrze uświadomieni co do możliwości stałego osiedlenia się w Kanadzie. Jeśli tu przylatują na dłużej, to zwykle na jakieś kontrakty, a więc zupełnie legalnie, a więc nie ma podstaw do kwestionowania przyczyn ich przylotu i pobytu w Kanadzie.
Cóż więc się stało, że "nasz" Japończyk znalazł się w areszcie imigracyjnym? Przyleciał przed pięciu laty do Kanady, szukając tu azylu dla realizacji swojej odmienności seksualnej. Japonia, kraj demokratyczny, wysoko rozwinięty technicznie, o niezbyt mocnych zasadach religijnych, jest jednak krajem o utrwalonych zasadach kulturowych i moralnych. Nawet w stosunkowo dużym mieście, jakim jest Hiroszima, skąd pochodził nasz aresztant, jego odmienność seksualna nie ułatwiała mu życia.
Jakoś sobie dawał radę jeszcze w okresie studiów. Ale kiedy zaczął pracować i jego skłonności seksualne szybko stały się dostrzegalne dla współpracowników, stawał się wyizolowany. A w japońskich stosunkach pracowniczych niezwykle istotne jest bycie członkiem grupy, bycie przez nią akceptowanym, bo jest się skazanym na pracę w jednej firmie przez całe życie. W niej się zaczyna staż, doskonali, awansuje i odchodzi na emeryturę. Pracownik jest lojalny w stosunku do firmy, a ona dba o jego rozwój i awans. Zmieniając firmę, naraża się na podejrzenie o brak lojalności i bycie "odmieńcem".
Nasz bohater w ciągu kilku lat po studiach zmienił pracę trzykrotnie. Wiedział, że karierę ma złamaną. Wiedziała o tym też jego rodzina i znajomi. Mimo że istnieje w tym kraju wąskie grono homoseksualistów, to jednak nie można liczyć na ich pomoc, bo większość z nich stara się ukryć swoją "odmienność". Postanowił on wybyć z kraju, w którym, mimo pracowitości i dobrych cech charakteru, stawał się coraz bardziej osobą wyrzuconą poza nawias.
W środowisku homoseksualistów rozmawia się o warunkach życia osób o tych samych skłonnościach seksualnych w różnych krajach. Kanada stoi dość wysoko w rankingu swobód i tolerancji w tym zakresie.
Nasz Japończyk nadto poznał jednego Kanadyjczyka o tych samych skłonnościach, który przyleciał do Hiroszimy w jakichś interesach. Współżyli ze sobą przez dwa tygodnie, a następnie umówili się, że będą kontynuować współżycie w Kanadzie.
Kiedy Japończyk, wówczas 25-letni, przyleciał do Toronto, to faktycznie oczekiwał go na lotnisku jego partner. Zamieszkali razem. Po pewnym czasie ustosunkowany Kanadyjczyk załatwił mu pracę w firmie komputerowej. Wydawałoby się, że nic nie zakłóci tej idylli.
W środowisku homoseksualistów jednak nieczęsto dochodzi do prawdziwego zakochania się i życia tylko we dwoje. Kanadyjczyk już po kilku miesiącach znudził się przybyszem. Najpierw go zdradzał "na mieście", a później zaczął sprowadzać chłopców do swojego domu. Japończyk cierpiał, bo uważał ten związek za trwały. Kiedy już nie mógł znieść odgłosów orgii urządzanej przez partnera, to się wyprowadził. Początkowo żył wstrzemięźliwie, ale wkrótce pociąg natury okazał się tak silny, że poszedł w miasto. Zaczął zmieniać szybko partnerów albo oni go zmieniali. Było też coraz więcej kontaktów jednorazowych, szybkich, dla zwykłego zaliczenia kolejnego partnera. Japończyk zaczął się zaniedbywać w pracy, aż został wyrzucony. Wówczas zaczął świadczyć usługi seksualne za pieniądze i utrzymanie. Stał się męską, homoseksualną dziwką.
Nasz tatarski bohater pochodził z Rosji. Urodził się jeszcze w Związku Sowieckim, ale mieszkając od urodzenia w Moskwie stał się automatycznie, po przemianach ustrojowych, obywatelem Rosji. Ubolewał nad losem swojego narodu. Nie rosyjskiego, ale tatarskiego. Nie pochodził z plemienia Tatarów krymskich, którzy zostali w znacznym stopniu wymordowani w okresie stalinowskim. Pochodził on z Tatarów kazańskich. To oni przez kilka wieków byli panami Rusi, tej Kijowskiej, jak i Moskiewskiej. Dopiero Iwan Groźny "przetrącił im kręgosłup" i z panów stali się wasalami carów rosyjskich. I tak pozostało do dzisiaj. Wprawdzie na wschód od Moskwy istnieje Republika Tatarska i ma jakąś autonomię, ale daleko jej do pełnej wolności. Rosja traktuje te tereny jako wewnątrzrosyjskie i ani myśli dalej parcelować swojego terytorium.
Nasz bohater ukończył studia wyższe i zaczął karierę zawodową. Ten potomek dzikich wojowników stał się intelektualistą rozmiłowanym w książkach, samokształceniu się, był nie bardzo praktyczny w obecnej rosyjskiej rzeczywistości. Choć zaliczył już pobyt w Grecji, Anglii, gdzie trochę pracował, i w Hiszpanii, gdzie mieszkała na stałe jego zamężna siostra. Kobiety z Rosji poszukują mężów-cudzoziemców albo zasilają domy publiczne na całym świecie, aby tylko wyrwać się z kraju rodzinnego, tkwiącego w marazmie.
Szczególnie w Moskwie dominuje pogoń za mamoną. Głównie zdobywa się fortuny nielegalnie, w sposób korupcyjny, w grupie przestępczej, czy wręcz gangu. Nasz Tatar do tego się nie nadawał. Wprawdzie jakoś wiązał koniec z końcem, ale wiedział, że kariery nie zrobi. Tym bardziej, że narastał nacjonalizm wielkoruski. Wszelcy "odmieńcy" plemienni czy narodowościowi stawali się obywatelami drugiej kategorii. Chyba że potrafili się w pełni zruszczyć, albo na tyle wzbogacić, że ich pochodzenie nie przeszkadzało im w byciu jednym z "Nowo Ruskich".
Kazański-moskiewski Tatar więc ląduje któregoś dnia na lotnisku torontońskim. Zostaje skierowany na przesłuchanie. Tam wyjaśnia, że jako prześladowany członek mniejszości plemiennej w Rosji, prosi o azyl w Kanadzie. Dostaje do wypełnienia jakieś dokumenty, pobrane zostają jego odciski palców, zostaje sfotografowany i odesłany do aresztu imigracyjnego.
Najpierw, choć trochę zagubiony, nie traci ducha. Szybko poznaje warunki życia w areszcie, dostosowuje się do nich i stara się "pchać" swoje sprawy. Próby uwolnienia z aresztu jednak nie dają spodziewanego efektu. Nie ma on tutaj bliskich znajomych, którzy by wyłożyli kilka tysięcy dolarów na kaucję. Dzwoni jednak do osób, których telefony dostał jeszcze przed wylotem z Moskwy od znajomych, ale ci tylko mu współczują i na tym kończy się ich pomoc.
Uzyskuje informację, że może otrzymać pomoc z Legal Aid i że może też zostać zwolniony w oparciu o gwarancję organizacji rządowej. Podejmuje więc próby skorzystania z tej możliwości. Wypełnia odpowiednie formy podań i czeka. Jest ciągle aktywny.
Odwrotnie Japończyk. Jego zachowanie i postawa są ciągle pasywne. Stracił on jakby wiarę w powodzenie starań o pozostanie w Kanadzie. Ma on atut w postaci średniej znajomości języka angielskiego. Ale nie ma nikogo, mimo wieloletniego pobytu w Kanadzie i aktywności homoseksualnej, kto by złożył za niego kaucję. Jest więc skazany na pobyt w areszcie, aż do rozstrzygnięcia o jego losie. Złożył podanie o azyl, skarżąc się na nietolerancję homoseksualizmu w swojej rodzinnej Japonii. Ale procedura trwała miesiącami.
Młody Tatar, być może potomek tych, którzy pustoszyli dawną Polskę, którzy zabili naszego księcia Henryka Pobożnego w bitwie przez nich wygranej pod Legnicą, mówił dość dobrze po polsku. Znał też dużo nazw polskich miast i w wielu z nich przebywał w czasie kilku podróży po Polsce. Pytał się, czy mógłby sobą zainteresować polską dziewczynę? Polskę uważał za kraj europejski, w odróżnieniu od zacofanej, azjatyckiej Rosji.
Po około dwóch tygodniach Tatar został zwolniony z aresztu za kaucją, którą w końcu któryś ze znajomych wpłacił. Dalszą walkę o pozostanie w Kanadzie będzie już toczył "z wolności". Japończyk siedział jeszcze dwa miesiące, aż do wydalenia go z Kanady.
Aleksander Łoś
Toronto
To miłe, że minister imigracji odwiedzil polonię za oceanem, zapraszając do wyjazdu naszych rodaków.
Polacy zawsze byli docenionymi fachowcami, a takich brakuje w Kanadzie, zwłaszcza w mniej zaludnionych prowincjach. Wiele osób w Anglii i Irlandii zainteresowało się pracą i imigracją do Kanady, nikt jednak nie przybliżył polskim imigrantom w Europie, że przepisy imigracyjne Kanady są dość skomplikwane.
Oczywiście wiele zależy od pracodawcy, deficytu kadrowego kanadyjskiej firmy i samego kandydata, prawo imigracyjne stawia bowiem wiele wymogów po obydwu stronach. A zatem z małymi wyjątkami (na przykład program dla młodych osób poniżej 35 roku życia), osoba chcąca przybyć do Kanady do pracy musi posiadać kontrakt z kanadyjską kwalifikujacą się firmą. Warto zatem skorzystać z targów pracy organizowanych przez kanadyjskie firmy w Europie.
Ponadto innym problemem staje się kwestia uprawnień zawodowych, które w uregulowanych dziedzinach muszą zostać w Kanadzie zdobyte. Przykladowo takie zawody jak elektrycy, hydraulicy, kierowcy, wszyscy potrzebują licencji zawodowej. Niekiedy pracodawca przeznacza 2–3 miesiące na załatwienie takiej licencji, a jeśli zagranicznemu pracownikowi nie uda się jej zdobyć, kontrakt zostaje rozwiązany.
Warto zatem kwestie przyjazdu do pracy przemyśleć, znam przypadki, kiedy polscy imigranci porzucali pracę w Anglii czy innym kraju, przyjeżdzając do Kanady i nic nie udało im się załatwić, a w Europie nie mieli już zatrudnienia, o które coraz trudniej.
Należy także sprawdzić warunki kontraktu i czy firma gwarantuje sponsorowanie na pobyt staly. Wiele firm nie obiecuje złożenia pracownikom podania o pobyt stały, co uniemożliwia stałe osiedlenie się. Tak naprawdę wielu pracodawcom nie opłaca się sponsorować pracowników na stałe, bo otrzymując stałą rezydencję porzucają oni zatrudnienie, przenosząc się do innych prowincji lub znajdują lepsze oferty.
Osoby poniżej 35. roku życia mogą przyjechać na otwartą wizę, bez posiadania kanadyjskiego kontraktu, ilość miejsc jest jednak ograniczona.
mgr Izabela Embalo
Licencjonowany doradca prawa
imigracyjnego, licencja 506496
Notariusz-Commissioner of Oath
OSOBY ZAINTERESOWANE IMIGRACJĄ, WIZAMI PRACOWNICZYMI,
STUDENCKIMI I INNYMI PROCEDURAMI IMIGRACYJNYMI, PROSIMY O KONTAKT:
tel. 416 515 2022, Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
OFERUJEMY NIEDROGIE USŁUGI NOTARIALNE, TŁUMACZENIA,
PROWADZIMY SPRAWY URZĘDOWE.
Zapraszamy do odwiedzenia naszej strony
www.emigracjakanada.net
www.emigracjadokanady.com.pl
Przyjmujemy także wieczorami i w niektóre weekendy po uprzednim zamówieniu wizyty.
By wystawić dom do sprzedaży, należy podpisać kontrakt z agentem. Kontrakty mają to do siebie, że są pisane "drobnym drukiem". Czy mógłbyś ten drobny druk przybliżyć słuchaczom?
Na wstępie ważne wyjaśnienie. Powszechnie sprzedający nieruchomości myślą, że podpisują kontrakt z indywidualnym agentem. Tak na prawdę kontrakt jest podpisywany z firmą, dla której dany agent pracuje i ta firma reprezentuje Państwa interesy.
Wprowadzając dom do sprzedaży należy podpisać kontrakt z firmą brokerską. Nieruchomość może być sprzedawana za pomocą systemu Multiple Listing (MLS) albo przy pomocy Exclusive Listing. W obu przypadkach obecnie podpisujemy taki sam kontrakt. Ale różnica pomiędzy Multiple Listing a Exclusive Listing jest zasadnicza. W pierwszym przypadku nieruchomość jest wprowadzana do specjalnej bazy danych, do której mają dostęp wszyscy agenci real estate (oraz zainteresowanych poprzez stronę realtor.ca). Powoduje to znakomitą ekspozycję na rynku i potencjalnych klientów. W przypadku Exclusive Listing – nieruchomość nie jest wprowadzana w system komputerowy MLS – w związku z tym promocja jest ograniczona tylko do tego, co indywidualny agent może zaoferować, czyli najczęściej znak przed nieruchomością, strona internetowa agenta czy ogłoszenia w prasie. Wiadomo, że Multiple System ma zdecydowanie większe szanse powodzenia, z tym że niektórzy, chcąc przetestować rynek albo obniżyć koszty, zaczynają od Exclusive System.
Jak wspomniałem, w obu przypadkach konieczne jest podpisanie dokumentu nazywanego Multiple/Exclusive Listing Agreement. Jest to obecnie trzystronicowy kontrakt i chciałbym wspomnieć o jego najważniejszych elementach.
Dokument ten określa podstawowe zależności pomiędzy właścicielem nieruchomości a firmą brokerską.
1. Podpisany kontrakt daje wyłączne prawo do reprezentowania interesów właścicieli nieruchomości wybranej jednej firmie brokerskiej.
2. Dokument określa wysokość wynagrodzenia, czyli komisowego, płaconego dla firmy brokerskiej, która ma listing, oraz tej firmy brokerskiej, która przyniesie ofertę.
3. Określa on czas trwania kontraktu; w przypadku Multiple Listing wymagane minimum wynosi 60 dni; w przypadku Exclusive Listing nie ma wymaganego minimum.
4. Kontrakt daje wyłączne prawo reklamowania powierzonego do sprzedaży domu zatrudnionej firmie między innymi poprzez umieszczenie domu w systemie MLS, umieszczenie znaku na sprzedaż, ogłoszenia prasowe.
5. Podpisując kontrakt, właściciele zgadzają się udostępniać dom do pokazywania poprzez agentów zrzeszonych w real estate board oraz ich klientom zainteresowanym w zakupie.
6. Firma sprzedająca nie jest odpowiedzialna za potencjalne zniszczenia dotyczące nieruchomości – chyba że wynikają one z ewidentnego zaniedbania przez agenta. Każda firma brokerska jest ubezpieczona i w wypadku zniszczeń z winy jej przedstawiciela – ubezpieczalnia pokryje straty.
7. Właściciele zobowiązują się do kierowania wszystkich osób zainteresowanych nieruchomością do zatrudnionego agenta.
8. Właściciel wyraża zgodę na udostępnienie wszystkich informacji dotyczących oferowanej do sprzedaży nieruchomości w systemie MLS.
Może zaistnieć sytuacja, że agent mający listing będzie reprezentował dwie strony – czyli będzie tak zwanym "podwójnym agentem". Podpisując kontrakt, właściciele nieruchomości akceptują taką sytuację.
Kontrakt zawiera również paragraf dotyczący tak zwanego "holdover close". Oznacza to, że jeśli dom nie zostanie sprzedany i już po wygaśnięciu kontraktu właściciel sprzeda dom prywatnie jednej z osób oglądającej dom w trakcie trwania kontraktu, może on być odpowiedzialny za wynagrodzenie dla agenta, jeśli transakcja nastąpi w ciągu czasu określonego w trakcie podpisywania kontraktu.
Ważną uwagą jest to, że jeśli jest to tak zwany "matrimonial home" i na papierach własności domu występuje tylko jedno nazwisko, to po podpisaniu listingu przez obie osoby będące w związku, nie istnieje potrzeba w czasie negocjacji oferty otrzymania podpisu osoby nie będącej w dokumentach.
Czy są jakieś kruczki prawne, na które należy uważać, podpisując kontrakt z firmą brokerską?
Kontrakt (Listing Agreement) jest przygotowany przez prawników zatrudnionych przez real estate board i jest bardzo obiektywny. Jest tak skonstruowany, by chronić obie strony zarówno sprzedających, jak i firmy brokerskie. Listing Agreement nie jest przygotowywany tak, by jedna strona wykorzystywała drugą. Większość kontaktu jest niezmienna i tylko w kilku miejscach musimy wypełnić puste przestrzenie.
To, na co musimy szczególnie zwrócić uwagę, to:
1. Wysokość wynagrodzenia (commission); musi by jednoznacznie określona. Może to być procent od ceny sprzedaży, może to być określona stała suma (flat fee). Nie ma minimum czy maksimum, z tym że zwykle panują na rynku pewne standardy, do których większość agentów próbuje nawiązać. Jeśli są jakieś umowy wewnętrzne czy obniżki, to powinno to być na piśmie.
2. Długość trwania kontraktu musi być jasno określona – nie wolno pozostawiać pustej przestrzeni, puste miejsce często jest źródłem nadużyć. Osobiście nie radzę podpisywać kontraktu na dłużej niż 90-120 dni. Zawsze przecież może on być przedłużony. Kontrakt z firmą może być rozwiązany tylko poprzez sprzedaż (sale), wygaśnięcie umowy (expired) lub rozwiązanie jej za obopólną zgodą (cancelation).
Kontrakt musi być podpisany przez wszystkich właścicieli, którzy są zarejestrowani, by był ważny. Po podpisaniu przez wszystkich właścicieli, jedna z kopii umowy musi zostać wręczona podpisującym. Jeśli to nie nastąpi – kontrakt może być unieważniony.
Maciek Czapliński
Mississauga
905-278-0007
Wielu z nas, po przyjeździe do Kanady, marzyło o uruchomieniu własnego biznesu, by nie musieć zabiegać u kogoś o etat, by nie musieć znosić humorów szefa. Części z imigrantów udało się. W gruncie rzeczy – udaje się to znacznej części tej napływowej fali nowych Kanadyjczyków. Bodajże częściej, niż rodowitym mieszkańcom tego kraju.
Kanada bowiem naprawdę sprzyja własnej przedsiębiorczości. Nawet tak podstawowa sprawa jak rejestracja własnego biznesu. W Ontario wystarczy w tej kwestii uzyskać jeden oficjalny dokument. Dla porównania – uruchomienie najprostszego prywatnego biznesu we Francji wymaga załatwienia aż siedemnastu różnych papierków.
Co więcej – uruchomienie własnego biznesu nie wymaga w Kanadzie zbyt wielkich nakładów finansowych. Jak wynika z danych firmy Intuit Canada, często wystarczy 5 tysięcy dolarów. Analiza rynku, sporządzona na zamówienie tej firmy, wykazała, iż ponad połowa nowych kanadyjskich biznesów zaczynała z kapitałem poniżej granicy 5000 dolarów. A jeśli myślimy o biznesie zatrudniającym tylko właściciela firmy – wskaźnik sukcesu jest jeszcze wyższy i wynosi 77 procent biznesów rozpoczętych z kapitałem zakładowym poniżej tej granicy.
Innymi słowy – praktycznie rzecz biorąc, uruchomienie własnego przedsiębiorstwa jest w zasięgu każdego chętnego. Tyle że z ekonomicznej analizy zjawiska wynika zarazem, iż margines zysku w takich przedsiębiorstwach jest niewielki, więc i szanse na porażkę – duże.
Dane kanadyjskiego urzędu statystycznego wykazują, że całkiem spora liczba nowych biznesów otwieranych w kraju przetrzymuje ten najgorszy pierwszy rok działalności. Wskaźnik w tym zakresie waha się w granicach 85 procent. Za to okres dwóch lat działalności przetrwa (według tych danych) już tylko 70 procent nowych firm, a okres pięciu lat (kiedy to można już mówić o jakiejś stabilizacji na rynku) – tylko 51 proc. przedsiębiorstw.
Eksperci analizujący losy drobnych przedsiębiorstw podkreślają, że najpoważniejszą przyczyną porażek na nieco dłuższą metę jest nieumiejętne planowanie finansowe i ocena ryzyka. Innymi słowy – nowi przedsiębiorcy radzą sobie całkiem nieźle ze wszystkimi aspektami uruchomienia firmy, oprócz spraw finansowych. Mniej więcej połowa z nich podejmuje wielce ryzykowne decyzje finansowe, ograniczające prawdopodobieństwo sukcesu.
Najistotniejszy jednak jest tu brak wykształcenia finansowego przedsiębiorców. Zaczynający biznes na własną rękę znają swój fach i mają niezłą orientację w potrzebach i możliwościach rynku, ale najczęściej ponoszą porażkę, gdy przyjdzie do planowania finansowego na dłuższą metę. Bywa to nawet określane mianem finansowego analfabetyzmu. Olbrzymia większość tych, którzy ponieśli porażkę w próbach działania na własną rękę przyznaje, że pokonały ich zawiłe mechanizmy finansowe.
A w pierwszym rzędzie – nieumiejętność prędkiego i właściwego skomputeryzowania pracy swojego przedsiębiorstwa. Dobrze ponad połowa właścicieli niewielkich firm i przedsiębiorstw nadal polega na długopisach i kartkach papieru w zakresie nawet tak skomplikowanych działań finansowych swej firmy, jak lista płac czy rozliczenia podatkowe.
Jeśli więc da się otworzyć własny biznes za kilka tysięcy dolarów, czy warto ryzykować jego porażkę, oszczędzając na honorarium doradcy finansowego?
Opowieści z aresztu imigracyjnego: Na lewe dokumenty
Napisane przez Aleksander ŁośIle może kosztować paszport z wizą kanadyjską? Z wielu źródeł wiadomo mi, że około pięciu tysięcy dolarów amerykańskich. Taką cenę płacili przybysze z Indii, Kazachstanu (jeszcze za czasów Związku Sowieckiego), Ukrainy, Rosji… Zwykle są to skradzione paszporty już z wizą kanadyjską, albo też paszport jest najpierw oferowany nabywcy i na jego życzenie załatwiana jest wiza kanadyjska. W pierwszym wypadku zysk w pełni płynie do kieszeni złodzieja. Problem tylko polega na tym, aby wyjeżdżający wyjechał szybko, tak aby nie został zatrzymany z fałszywym paszportem w kraju, z którego wyjeżdża, lub też na granicy w Kanadzie. W drugim wypadku zysk jest dzielony między złodzieja, który ukradł paszport jego właścicielowi, a osobę załatwiającą wizy w konsulacie. Zwykle są to krajowcy tam zatrudniani, ale bywa też, że Kanadyjczycy. Są jeszcze dwie kombinacje. Paszport jest podrobiony, ale tak dobrze, że nie może to wzbudzić zastrzeżeń załatwiającego wizę w konsulacie. Może też być paszport legalny właściwej osoby, która płaci haracz (zwykle pośrednikowi i pracownikowi konsulatu) już tylko za załatwienie wizy. Spotykane też są przypadki, że do legalnie wydanego paszportu i wizy wklejane jest zdjęcie klienta, w miejsce zdjęcia właściciela.
W zależności od wybranej kombinacji różne są szanse nabywcy fałszywego paszportu i/lub wizy na przejście przez sito kontroli np. w Kanadzie. Wszelkie dokonywane zmiany w paszporcie są łatwe do wykrycia, wobec specjalistycznej aparatury, którą dysponują oficerowie imigracyjni. Najlepsze zatem są dokumenty autentyczne i kiedy podobieństwo posiadacza takich dokumentów ze zdjęciem w paszporcie jest znaczne. Drobne różnice można ewentualnie tłumaczyć różnicą czasu, w jakim robiony był paszport a chwilą przybycia do Kanady. Niektóre paszporty mają ważność dziesięcioletnią, co powoduje, że szczególnie w przypadku ludzi młodych ich wygląd się dość znacznie zmienia.
Losy rodziny Michaiła, około 25-letniego mężczyzny, to całe pasmo kombinacji z dokumentami. Pochodził ze Stanisławowa, przed drugą wojną światową leżącego w granicach Rzeczpospolitej, po wojnie w ukraińskiej republice Związku Sowieckiego, a z potem w wolnej Ukrainie. Kiedy, w wieku osiemnastu lat, ukończył szkołę średnią, jego ojciec wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Oczywiście na fałszywych dokumentach. Już wkrótce przysłał pieniądze, które pozwoliły na przekupienie kogo trzeba i Michaił, zdrowy młodzian, został wyreklamowany z obowiązku odbywania służby wojskowej. Kolejna przesyłka pieniężna ojca pozwoliła na zakup paszportu z wizą amerykańską dla Michaiła.
Przybył do ojca do Chicago, gdzie od razu zaczął pracować w "construction". Ojciec nigdy nie zalegalizował swojego pobytu w Stanach. Przebywał tam już prawie dziewięć lat, bez przerwy pracując, nie będąc niepokojony przez nikogo. Wspomagał swoją żonę oraz jeszcze nieletnią córkę. Bo drugi, młodszy syn też przybył do niego przed trzema laty, też w oparciu o kupiony od złodzieja paszport z wizą.
Michaił najpierw ciężko pracował przy różnych pracach remontowo-budowlanych. Jego partnerami byli głównie Polacy. To od nich nauczył się płynnie mówić po polsku. U niego w domu mówiono po ukraińsku, ale w szkole uczył się po rosyjsku. Chwalił on sobie ten pobyt w "drugiej stolicy Polski", jak określał miasto, w którym żyje około dwóch milionów polskich imigrantów, tych legalnych jak i nielegalnych. Michaił zapewniał, że połowa Polaków, z którymi pracował, przebywała w Stanach nielegalnie, przyjechali tam jako turyści. Do nich dołączyli obecnie Ukraińcy i Rosjanie.
Po trzech latach harówki Michaił założył wspólnie z kolegą z pracy Romanem (Polakiem) własną firmę i wyspecjalizowali się w wymianie okien. Zamówień mieli dużo, tak że zatrudnili do "czarnej roboty" nowo przybyłych Ukraińców, którzy nie mieli zalegalizowanego pobytu w Stanach. Kiedy ich przyuczyli do tej pracy, to tak Michaił, jak i Roman zajmowali się głównie zdobywaniem nowych zamówień i nadzorem nad wykonywaną pracą. Ale już po roku świetnie rozwijającego się biznesu weszli w drugi, jeszcze bardziej intratny. Kupili dwie ciężarówki, zatrudnili kierowców i teraz to już byli w pełni bossami.
Wszystko układało się tak doskonale, że Michaił nawet nie przypuszczał, że może to się marnie skończyć. Uzyskał całkiem legalnie prawo jazdy i kupił sobie samochód. Jeździł bez problemów przez cztery lata. Któregoś dnia został zatrzymany przez patrol policyjny, bo przekroczył prędkość o dwadzieścia mil. Nie zgodził się z oceną policjantów i poszedł ze sprawą do sądu. Sprawę przegrał, ale co gorsza, policjanci ustalili, że przebywa w Stanach Zjednoczonych nielegalnie, i powiadomili o tym urząd imigracyjny. Już po miesiącu od rozprawy sądowej do jego biura przybyło dwóch oficerów imigracyjnych i go aresztowało. W areszcie, przed deportacją, przebywał półtora miesiąca. W tym czasie wprowadził on na swoje miejsce do firmy, którą prowadził z Romanem młodszego brata.
Wrócił do Stanisławowa do swojej matki i siostry po sześciu latach pobytu w Stanach. Miał sporo zaoszczędzonych pieniędzy, ale po wyremontowaniu domu i po jego doposażeniu zapasy pieniędzy zaczęły się kurczyć. Próbował znaleźć odpowiednią dla siebie pracę. Ale płace go zrażały. Oferowano mu równowartość stu pięćdziesięciu dolarów amerykańskich miesięcznie, to jest mniej więcej tyle, ile zarabiał dziennie w Stanach. Michaił postanowił więc ponownie, po półtorarocznym pobycie w biednej, skorumpowanej ojczyźnie, spróbować szczęścia za oceanem. Wiedział, że po wydaleniu ze Stanów może mieć problemy z wjazdem do tego kraju. Namiar więc wziął na Kanadę.
Miał swój paszport ukraiński, ale ten chciał zachować na czarną godzinę. Wyjechał więc do Moskwy i tam kupił na czarnym rynku paszport rosyjski, widocznie skradziony legalnemu właścicielowi. Potem znalazł kontakt z kimś pośredniczącym w załatwianiu wiz kanadyjskich. Kosztowało go to łącznie pięć tysięcy dolarów amerykańskich. Kupił, jako obywatel Rosji, bilet lotniczy do Kanady i wylądował na lotnisku w Toronto.
Mogło mu się udać, ale prawdopodobnie jego młody wiek zdecydował, że pierwszy kontroler na lotnisku skierował go na przesłuchanie do oficera imigracyjnego. Początkowo Michaił nie zdradzał się ze swoim prawdziwym pochodzeniem. Ale kiedy zatrudniono tłumacza języka rosyjskiego do pośrednictwa w rozmowie, to wyszło na jaw, że pierwszym językiem, jakim Michaił się posługuje, jest nie rosyjski, a ukraiński. Odebrano bagaże Michaiła, przeszukano je, ale nic podejrzanego nie znaleziono. W końcu Michaił wyjawił całą prawdę co do sprawy paszportowej. Sam wyciągnął ze skrytki w swojej walizce swój prawdziwy paszport ukraiński. Oczywiście nie przyznawał się do wcześniejszego pobytu w Stanach i tego, że tam przebywa jego ojciec i brat. Został zatrzymany i odesłany do aresztu imigracyjnego.
Z aresztu Michaił nawiązał kontakt telefoniczny ze znajomymi mieszkającymi w Toronto. Ci z kolei zadzwonili do jego ojca w Chicago, który polecił im wynająć adwokata. Ci wynajęli agenta imigracyjnego (bo taniej), który doradził Michaiłowi, aby ten starał się o Legal Aid. To skomplikowało sytuację. Bo już na pierwszej rozprawie, po trzech dniach od zatrzymania, sędzia imigracyjny oferował wypuszczenie Michaiła z aresztu, jeśli ktoś z kanadyjskich obywateli złoży kaucję za niego. Może niewiedza, a może zadziałało jakieś sknerstwo, w każdym razie na rozprawę nie przybył nikt, poza agentem imigracyjnym, i Michaił oczywiście nie został zwolniony z aresztu. Ojciec Michaiła, kiedy się o tym dowiedział, złajał znajomych, którym polecił zająć się sprawą. Powiedział im, że pieniądze się nie liczą i że prześle im tyle, ile będzie trzeba, aby syna wyciągnąć z aresztu. Przysłał im natychmiast pięć tysięcy dolarów.
Na następną rozprawę, po tygodniu, stawił się kolega ojca, który został zakwalifikowany jako poręczyciel. Wpłacił wyznaczoną kaucję w kwocie trzech tysięcy dolarów i Michaił był już wolny. Zatrzymał się w domu poręczyciela. Ale jego celem nie była Kanada, lecz Stany. Jeśli nawet początkowo myślał, że może starać się o uzyskanie prawa stałego pobytu w Kanadzie, to szybko zorientował się, że w zasadzie to w jego przypadku jest niemożliwe. Zaczął konsultować się z ojcem, bratem i byłym wspólnikiem Romanem, co robić dalej. Bo warunkiem zwolnienia go z aresztu było to, że w każdej chwili mógł być wezwany do opuszczenia Kanady. Rozważał możliwość złożenia dokumentów o uznanie go za uciekiniera politycznego, co by przedłużyło pobyt w Kanadzie, ale tutaj musiałby się rozejrzeć za pracą, aby się utrzymać przez ten czas. A w Stanach wszystko czekało na niego gotowe.
Zapadła w końcu decyzja. Już po tygodniu jeden z kierowców firmy prowadzonej przez jego brata i Romana dostał zlecenie wyjazdu do Toronto z towarem. W powrotnej drodze też miał zapewniony ładunek, a w nim ukryty został przemycany do Stanów Michaił. Łącznie powrót do Stanów kosztował go około dziesięciu tysięcy dolarów, ale, kalkulował, że w ciągu kilku miesięcy odbije sobie te straty. Wierzył, że nie da się łatwo nakryć i kilka dalszych lat pobytu da mu możliwość znalezienia sposobu zalegalizowania pobytu w Stanach.
Aleksander Łoś
Toronto
Nowe prawo zmienia procedury i zasady przyznawania pobytu stałego dla osób sponsorowanych przez małżonków.
Osoby, które są sponsorowane przez małżonka/ małżonkę lub konkubinę/konkubenta, otrzymają pobyt stały warunkowo na dwa lata. Jeśli w czasie tego okresu dojdzie do rozpadu związku, ewentualnie urząd otrzyma informację lub sprawdzi, że małżeństwo zostało zawarte jedynie po to, by otrzymać pobyt stały, pobyt stały zostanie zabrany. Dopuszcza się sytuacje wyjątkowe, na przykład maltretowanie sponsorowanej partnerki. Małżeństwa posiadające dzieci mogą zostać wykluczone z warunku pobytowego.
Myślę, że nowe prawo ma dobre i złe strony. Celem wprowadzenia prawnych innowacji jest w pewnym stopniu eliminacja związków zawieranych jedynie po to, by otrzymać pobyt stały. Związki takie nie zawsze są biznesowe – czyli na przykład wynagradzane przez osobę sponsorowaną pieniężnie, często dochodzi do wykorzystania emocjonalnego kanadyjskiego sponsora.
Dochodzi także do wykorzystywania czy używania przemocy w stosunku do sponsorowanej, zastraszonej kobiety, która bojąc się o utratę możliwości pozostania, cierpi długo w nieszczęśliwym związku.
Myślę, że rząd wykreuje w pewien sposób prawny chaos, ponieważ większość kobiet skorzysta z opcji skarżenia się na przemoc, złe traktowanie (abuse), nawet jeśli takie nie miało miejsca, jedynie po to, by otrzymać pobyt stały i nie żyć w związku przez następne lata. Trudno będzie bowiem bez naprawdę poważnych i wiarygodnych dowodów ocenić, jaka jest rzeczywista sytuacja i relacja pomiędzy małżonkami czy partnerami.
Czy rząd rzeczywiście zmniejszy liczbę "papierowych małżeństw"? Na statystyki będzie trzeba poczekać, na pewno jest to jakiś pomysł, korzystają już z niego inne kraje, na przykład Niemcy i USA.
mgr Izabela Embalo
Licencjonowany doradca prawa
imigracyjnego, licencja 506496
Notariusz-Commissioner of Oath
OSOBY ZAINTERESOWANE IMIGRACJĄ, WIZAMI PRACOWNICZYMI,
STUDENCKIMI I INNYMI PROCEDURAMI IMIGRACYJNYMI, PROSIMY O KONTAKT:
tel. 416 515 2022, Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
OFERUJEMY NIEDROGIE USŁUGI NOTARIALNE, TŁUMACZENIA,
PROWADZIMY SPRAWY URZĘDOWE.
Zapraszamy do odwiedzenia naszej strony
www.emigracjakanada.net
www.emigracjadokanady.com.pl
Przyjmujemy także wieczorami i w niektóre weekendy po uprzednim zamówieniu wizyty.
Tydzień temu opowiadałeś o procesie zatwierdzania projektów i organizacji budowy domów. Obiecałeś powiedzieć, w co warto inwestować i co należy wiedzieć, jeśli myślimy o zrobieniu pieniędzy na "flipach"...
Zacznijmy od najważniejszej decyzji. Jest to lokalizacja! Tu nie wolno popełnić błędu. To zawsze jest i będzie najważniejszy element we wszystkich zakupach nieruchomości. Powinniśmy wybierać możliwie najlepszą dzielnicę, w której ludzie chcą mieszkać. Nie warto tu oszczędzać. Ale kupując nawet w dobrej dzielnicy, możemy popełnić błąd, wybierając nieruchomość na przykład wychodzącą na tory kolejowe, linię wysokiego napięcia czy autostradę. Proszę pamiętać, że dziś pożyczanie pieniędzy jest relatywnie tanie i lepiej wziąć ekstra 100.000 dol. pożyczki na rok, co wyniesie w oprocentowaniu tylko około 3000 dol., niż ryzykować słabą lokalizację.
Druga ważna sprawa to typ domu, który kupujemy na "flip". Zdecydowanie domy wolno stojące są lepszą inwestycją niż bliźniaki, townhouse'y czy condo. Powinniśmy skoncentrować się na remontach domów wolno stojących, bo możemy mieć na nich najlepszy zwrot nakładów. Remonty na przykład condominium – mają zwykle najmniejszą szansę powodzenia. Wybierając domy wolno stojące na "flip", też należy zwracać uwagę na wiele rzeczy. Jeśli planujemy dodanie drugiego piętra, to oczywiście domy parterowe są najlepszą alternatywą. Jeśli nie planujemy dobudowy – to należy wybierać dom, który jest wystarczająco obszerny, by można było w nim coś zrobić. Małe i ciasne domy zwykle są trudne do odsprzedaży z dużym zyskiem.
Cena zakupu versus cena sprzedaży – należy dokładnie wiedzieć, jaki maksymalnie zakres finansowy zrobionego domu będzie można uzyskać, dlatego szukamy domów, których nikt "nie chce", bo są "kosmetycznie zaniedbane" – i przeciętna osoba ich nie kupi. Często są to domy sprzedawane przez ludzi starszych czy przez rodzinę zmarłej osoby.
Domy "nienaznaczone" – domów, w których na przykład uprawiano marihuanę – pomimo że można je dostać taniej – raczej bym nie polecał. To samo dotyczy domów po pożarze czy domów, gdzie popełnione brutalne morderstwo.
Budżet – wynika z prostej kalkulacji. Przewidywana cena sprzedaży minus zakładany profit, minus koszty sprzedaży, koszt projektu, koszt utrzymania domu w czasie renowacji. Mylnie przygotowany budżet – powoduje fiasko całej operacji. Cena przewidywanej sprzedaży powinna być realistyczna.
Zakres prac – oczywiście wynika z budżetu, ale takie elementy domu, jak kuchnie i łazienki, zwykle się w tym muszą znaleźć. Dobra łazienka czy ciekawa kuchnia nie muszą kosztować fortuny. Proszę pamiętać, że pierwsze wrażenie się liczy najbardziej i często ludzie podejmują decyzję o zakupie domu w ciągu pierwszych 10 minut.
Czas – zła organizacja, która powoduje, że czekamy na materiały czy podwykonawców, kosztuje i często prowadzi do przekroczenia budżetu.
Dobór materiałów – poświęcanie czasu na szukanie dobrych materiałów po jeszcze lepszych cenach, to jeden z najlepszych sposobów zarabiania. Można kupić ładne płytki ceramiczne za 5 dol. za stopę, ale jeśli kupimy podobne za 1 dol., to już mamy profit! Każdy zaoszczędzony dolar pozostaje natychmiast w naszej kieszeni.
Koncepcja całej renowacji – niestety tu powstają największe problemy. Wiele osób, które zaczynają "flipy", oszczędza na pomocy profesjonalistów od projektowania i myśli, że dom wystarczy pomalować i powiesić nowe szafki w kuchni, by zarobić pieniądze. Niestety, często jest to zrobione niezbyt gustownie i typowo. Klienci szukają czegoś bardzo unikalnego i dobrze zaplanowanego. I tu pomoc specjalistów jest bardzo przydatna.
Jakość wykonanych prac – często obcinając koszty, wymieniamy pewne elementy, oszczędzając błędnie na innych. Na przykład ostatnio widziałem renowację w kuchni, w której owszem, zmieniono szafki i blaty, ale pozostawiono stare ohydne płytki podłogowe. Wyglądało to bardzo źle!
"Staging" – coraz częściej pojawia się tendencja do urządzania domu wystawionego do sprzedaży specjalnie dobranymi meblami i dodatkami, by stworzyć wrażenie przytulności. Urządzony dom (ale nie zagracony) prezentuje się znacznie lepiej niż pusty. Potencjalni kupujący widzą siebie w takim domu i dużo szybciej podejmują decyzję. Warto wydać na "staging" pieniądze, bo zwykle takie domy sprzedają się szybciej i drożej. Nie oznacza to, co często widziałem, że wstawimy stare meble pozbierane z różnych miejsc i to uznamy za "urządzony dom". W takim przypadku lepiej tego nawet nie robić.
Jak zawsze zapraszam do współpracy. Proszę korzystać z mojego doświadczenia w tej dziedzinie. Konsultacje są bezpłatne, a często mogą Państwu pomóc.
Maciek Czapliński
Mississauga
905-278-0007
Nasze teksty
Maria Władysława Nowicka (1924-2019)
Maria Władysława Nowicka, urodzona we Warszawie 8-go września 1924r, zmarła spokojnie we śnie o 11:11 rano 6-go kwietnia br. w Mississauga, Ontario. Żona śp. kap. Mariana Nowickiego, matka Ani w Kanadzie, Zbyszka w Nowej Zelandii, Isi w Australii, ciocia Ewy w Kanadzie, B... Czytaj więcej
I co nowego na wiosennym rynku?
Niewiele. Ciągle to samo. W Izraelu nasz ‘ulubieniec’ Benjamin Netanjahu został ponownie premierem. Co to dla nas znaczy? Nic nowego. Zagrożenie izraelsko-amerykańskie postępuje swoim trybem. Właściwie już nie zagrożenie, ale realizacja dawno ustalonych planów. Podsumujmy więc w wielkim skrócie: &n... Czytaj więcej
Turystyka
- 1
- 2
- 3
O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…
Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej
Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…
Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej
Przez prerie i góry Kanady
Dzień 1 Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej
Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…
W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej
Blisko domu: Uroczysko
Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej
Warto jechać do Gruzji
Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty… Taki jest refren ... Czytaj więcej
Massasauga w kolorach jesieni
Nigdy bym nie przypuszczała, że śpiąc w drugiej połowie października w namiocie, będę się w …
Life is beautiful - nurkowanie na Roa…
6DHNuzLUHn8 Roatan i dwie sąsiednie wyspy, Utila i Guanaja, tworzące mały archipelag, stanowią oazę spokoju i są chętni…
Jednodniowa wycieczka do Tobermory - …
Było tak: w sobotę rano wybrałem się na dmuchany kajak do Tobermory; chciałem…
Dronem nad Mississaugą
Chęć zobaczenia świata z góry to marzenie każdego chłopca, ilu z nas chciało w młodości zost…
Prawo imigracyjne
- 1
- 2
- 3
Kwalifikacja telefoniczna
Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej
Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…
Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski sponsorskie czy... Czytaj więcej
Czy można przedłużyć wizę IEC?
Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej
FLAGPOLES
Flagpoling oznacza ubieganie się o przedłużenie pozwolenia na pracę (lub nauk…
POBYT CZASOWY (12/2019)
Pobytem czasowym w Kanadzie nazywamy legalny pobyt przez określony czas ( np. wiza pracy, studencka lub wiza turystyczna…
Rejestracja wylotów - nowa imigracyjn…
Rząd kanadyjski zapowiedział wprowadzenie dokładnej rejestracji wylotów z Kanady w przyszłym roku, do tej pory Kanada po…
Praca i pobyt dla opiekunów
Rząd Kanady od wielu lat pozwala sprowadzać do Kanady opiekunki/opiekunów dzieci, osób starszych lub niepełnosprawnych. …
Prawo w Kanadzie
- 1
- 2
- 3
W jaki sposób może być odwołany tes…
Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą. Jednak również ta czynność... Czytaj więcej
CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…
Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę. Wedłu... Czytaj więcej
MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…
Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej
ZASADY ADMINISTRACJI SPADKÓW W ONTARI…
Rozróżniamy dwie procedury administracji spadków: proces beztestamentowy i pr…
Podział majątku. Rozwody, separacje i…
Podział majątku dotyczy tylko par kończących formalne związki małżeńskie. Przy rozstaniu dzielą one majątek na pół autom…
Prawo rodzinne: Rezydencja małżeńska
Ontaryjscy prawodawcy uznali, że rezydencja małżeńska ("matrimonial home") jest formą własności, która zasługuje na spec…
Jeszcze o mediacji (część III)
Poprzedni artykuł dotyczył istoty mediacji i roli mediatora. Dzisiaj dalszy ciąg…