Szczęść Boże,
11 lutego, w przeddzień urodzin Mary Wagner, modliliśmy się w Godzinę Miłosierdzia przed więzieniem, gdzie obecnie przebywa Mary. Planujemy, aby ta modlitwa była kontynuowana co najmniej raz w miesiącu w tym samym miejscu. Mary wiedziała o naszej obecności przed więzieniem i łączyła się z nami w modlitwie. Ponieważ warunki pogodowe tego dnia nie były zbyt sprzyjające (najpierw bardzo obfite opady śniegu, a potem marznący deszcz), dlatego frekwencja tego dnia nie była zbyt wysoka, zostaliśmy jednak wsparci przez kilka osób z kanadyjskich organizacji ruchu obrońców życia (Couples for Christ oraz Right To life). Modlitwa była prowadzona w języku polskim i angielskim. Modliliśmy się przy ulicy, od strony wjazdu na teren więzienia (gdyż nie możemy się modlić na więziennym parkingu, bo jak nas poinformowano w ubiegłym roku, jest to teren prywatny i potrzebne jest specjalne zezwolenie, na które nigdy nie dostaliśmy zgody…).
Dużym zaskoczeniem był dla nas pozytywny odzew ze strony kierowców mijających nas samochodów. Wielu kierowców dawało nam znaki poparcia, co było wielkim zaskoczeniem w porównaniu z modlitwą (w tym samym miejscu) w ubiegłym roku, gdzie obserwowaliśmy bardzo duże natężenie emocji ze strony przejeżdżających, jednak z większą ilością reakcji „na-NIE” niż „na-TAK”.
Niestety, w tym roku nie udało nam się umówić terminu spotkania z Mary w czasie trwania modlitwy (tak jak to było w ubiegłym roku), gdyż nie było wolnego terminu. Poinformowano nas, że Mary jest bardzo „popularną” więźniarką, że odwiedza ją wiele osób i w związku z tym są dość długie terminy oczekiwania na spotkanie z nią. Oczywiście cieszymy się, że wiele osób odwiedza Mary w więzieniu, dając jej tym samym wsparcie, którego ona teraz tak bardzo potrzebuje. Wszyscy modlimy się za nią i za to wielkie dzieło Boże, którego jest narzędziem.
T.S.
Odpowiedź redakcji: Pan nasz działa na wiele sposobów.
***
Powtórki z historycznej rozrywki
Dopóty dzban wodę nosi
dopóki się ucho nie urwie.
Historia lubi się powtarzać, co nie powinno dziwić, bo tworzona jest przez ludzi, a ludzkie charaktery, genetycznie uwarunkowane, przez pokolenia mało się zmieniają.
Polityka „wielkich” od czasów potęgi Babilonu czy Aleksandra Macedońskiego, Hitlera, Stalina, a obecnie Władimira Władimirowicza Putina – to samo przekonanie, że skoro jesteśmy mocni, korzystajmy i zagarniajmy pod siebie to, czego słabsze od nas państwa nie będą mogły obronić. Nowe tereny, potrzebne czy niepotrzebne, przede wszystkim umocnią bowiem władzę rządzących i dodadzą im chwały i autorytetu. W dziejach ludzkości pojawiają się regularnie państwa, które rosną w siłę, a to powoduje, że dostają imperialistycznych ciągotek. Ale na tym najlepszym ze światów nic nie trwa wiecznie i imperia się nieuchronnie prędzej czy później rozpadają. Wojny, zniszczenia, cierpienia i strata zdobyczy. Tego uczy historia. Jednak niestety nie wszystkich. Kolejnym dyktatorom wydaje się, iż ich sytuacja jest nietypowa, wyjątkowa, nadzwyczajna, bo przecież trzeba szerzyć czy to cywilizację, czy jedynie słuszną religię lub takąż ideologię. Ale prawda jest jedna, prosta – niech każdy naród lepiej rządzi się u siebie po swojemu. Nic innym do tego, dopóki taki czy inny ustrój, takie czy inne poglądy będą utrzymane we własnych granicach. Bez ciągotek do „uszczęśliwiania” innych. Dobrym przykładem tego jest aktualnie Korea Północna. Ona rozbudowuje siły atomowe, nie ukrywając, iż celem jest „wyzwolenie” Korei Południowej spod amerykańskiego ucisku. Niechby sobie grubasek, kieszonkowy dyktatorek gnębił, głodził i zamykał swoich obywateli w obozach – skoro się dają. Ich sprawa, ale wszystko w waszych jedynie granicach. Od innych wara!
Wydaje się, że lepszym politycznym ideom kierują się generalnie państwa małe i średnie. Swoje cenimy, na swoim się koncentrujemy, cudzego nie chcemy. Współpraca z sąsiadami, ale i też niezależność. Niestety, czasem są one zagarniane przez tych mocniejszych. Ale prędzej czy później odzyskują swoją niezależność, bo historia kołem się toczy.
Nasza Ojczyzna jest też przykładem występowania tych politycznych reguł. Przez długie lata „piastowskie” trwała w swoich granicach, w przybliżeniu takich jak obecne. Była i jest etnicznie polska. Wichry dziejów spowodowały, że staliśmy się Rzeczpospolitą Trojga Narodów i największym krajem w Europie (poza półazjatycką Rosją). Cudze trudno jednak utrzymać. Rozbiory i stuletnia niewola ten etap zakończyły. Schematycznie. W górę i w dół. W szczęśliwym 1920 roku zagrały znów ambicje „jagiellońskie”. Naczelnik państwa Piłsudski był z pochodzenia Litwinem, więc nic dziwnego, że chciał połączenia znów z Litwą i Wilna, pod którym się urodził. A Kresy Wschodnie też były kiedyś litewskie, więc Polska je częściowo zagarnęła. To się – takie, dobrze czy źle, są reguły – nam nie opłaciło. Straciliśmy je i tak, a przy tym wymordowano na Kresach tysiące Polaków. Linia Bugu, Lwów (Semper Fidelis) – i stop na wschodzie! Zamiast tego trzeba było powalczyć z pokonanymi przez Zachód Niemcami o Śląsk. W 1939 rok Rosja nie miałaby wtedy pretekstu do atakowania etnicznych ziem polskich. Przecież Stalin według wypróbowanych i stale powtarzanych metod, „tylko” wyzwalał ukraińskich i białoruskich chłopów spod ucisku polskich panów. Klasyczny imperializm – i klasycznie potem musieli w latach 80. ub. wieku te ziemie wypluć. Taki paradoks historii, ale wszak zgodny z odwiecznymi trendami, o których piszę. To fakt, że dzięki Hitlerowi i Stalinowi znaleźliśmy się sprawiedliwie z powrotem tam, gdzie byliśmy za Piastów. Jesteśmy też na szczęście sami u siebie, etnicznie czyści. I tak należy koniecznie trzymać! Ostatnie wypadki zaś pokazują, że np. choć Żydzi na życzenie Hitlera, któremu nie potrafili odmówić, nas opuścili – to ciągle przeciw nam uparcie brużdżą – i to ręka w rękę właśnie z Niemcami! Ale taki jest ten jewrejski naród. Ukraińcy to również przyjemniaczki. Też mordowali Żydów i Polaków, współpracując z Niemcami, a teraz za mówienie prawdy o rezunach UPA, nas potępiają. Że banderowcy Żydom nie przeszkadzają, to ich zasrana sprawa. Nam przeszkadzają, bo my lubimy prawdę, a nie krętactwa.
Reasumując – nie warto dokonywać radykalnych politycznych zmian, bo nawet te rozhuśtane stosunki wracają (zwykle to jest możliwe) do punktu wyjścia. W latach 40. ub. wieku Niemcy chcieli Polaków zetrzeć z mapy Europy. Lebensraum. Drogi ku temu były trzy. Mordowanie, wywózka na roboty do Niemiec i zniemczanie (folkslisty). Nie można jednak unicestwić prawie 40-milionowego narodu w środku Europy. Niemcy (jedna czwarta należała do NSDAP – naziści, a 90 proc. popierało Hitlera) próbowali unicestwić też „rasę” żydowską. Organizacja, technika, subordynacja i sprawność działania Germańców są przysłowiowe. A i tak udało im się eliminować „tylko” z tego świata marne ca 3 miliony starozakonnych. A Hebrajczyków jest wciąż 15 milionów (plus córka prezydenta Trumpa!). Oświęcim to była wtedy rzemieślnicza manufaktura. Cyklon B dusił skutecznie, ale powoli. Teraz jest już atom! Wyraźny postęp. Bum – i nie ma całego miasta Hiroszima czy Nagasaki. Parę minut (a nie jak w Auschwitz całe lata). Rakiety są szybkie i skuteczne. Bum i nie ma Tel Awiwu na ten przykład lub Hajfy.
(...)
Rola Putina wobec nas to enigma. Ale i on zna historię Niemiec i wie, że gdyby Hitler z nami, Polakami, nie zadarł – toby dłużej pożył. Uszczknąć to Putin może kawałek Ukrainie czy Gruzji, ale nie nam, bo my pójdziemy na całość w razie czego, a reszta wolnego świata, chciał nie chciał, będzie musiała ruszyć nam pomagać. Tego Putin wykluczyć nie może. (...)
Toronto, luty 2018
Ostojan
***
Windsor, 4 II 2018
Szanowny Panie Andrzeju,
Piszę do Pana w sprawie Mary Wagner. Dziękuję za podanie mi adresu do więzienia, gdzie jest Ona więziona. Nie daje mi spokoju ta sprawa, a zarazem zdaję sobie sprawę, że niewiele możemy uczynić w Jej sprawie. Oczywiście szybko mi odpisała na mój list. To osoba bardzo odpowiedzialna i działająca tak, jak katoliczka powinna działać. Ja pisałem do Niej poprzednio, kontakt się urwał, ale dzięki Panu wszystko odżyło.
Mam sugestię swego rodzaju nienową, bo stara jak świat. Prosiłbym Pana o zamieszczenie w „Gońcu” swojego rodzaju apelu do czytelników „Gońca” i katolików o codzienne modlitwy za Mary Wagner. Przeraża mnie to, co się dzieje w Kanadzie, ten system prawny bez Boga i przyszłości dla tego dużego państwa. Ja siedziałem siedem miesięcy w więzieniu Rzeszów Załęże. Stres – zimno – kiepskie jedzenie – brak lekarstw – i po siedmiu miesiącach zwolniono mnie do szpitala w Rzeszowie. Byłem tam trzy tygodnie, a potem na zwolnieniu lekarskim sześć miesięcy. Byłem pracownikiem narzędziowni Huta Stalowa Wola. W szpitalu inna atmosfera, inne nas traktowanie, leki, możliwość widzenia się z rodziną i przyjaciółmi. Prosiłbym Pana o zamieszczenie w „Gońcu” takiego apelu do Polaków o modlitwę za Mary Wagner dwa razy dziennie. Przeraża mnie to wszystko, co dzieje się w Kanadzie i na świecie. Jeżeli znajdzie Pan czas, to proszę o odpisanie albo zamieszczenie tej prośby o modlitwę za Mary Wagner. To wspaniała katoliczka i po prostu człowiek.
Jeszcze raz serdeczne dzięki za adres i niech Pan Bóg ma w swojej opiece Pana i całą Pana Rodzinę.
Kazimierz Weber
Odpowiedź redakcji: Oczywiście, że apelujemy o modlitwy za Mary Wagner. Jej kolejna rozprawa 5 i 7 marca w sądzie przy 1000 Finch Avenue West w Toronto.
***
Demokracja w Kanadzie
W jednej bezpłatnej polskiej gazecie sprzyjającej totalnej opozycji w GT pewien piszący z pamięci historyk nie zrozumiał wypowiedzi Kornela Morawieckiego z TVP z dnia 14.02.2018.
Mądrość, jaką wyraża autor w swoim komentarzu, nie odzwierciedla stanowiska niektórych organizacji polonijnych w Toronto. Ubolewanie nad tym, że jego kolega, który ignorował decyzje prokuratury, w końcu w kajdankach został doprowadzony tam, gdzie sam dawno powinien się stawić.
Radziłbym obrońcy Władka, żeby w swoim pisaniu z głowy skupił się na mistrzostwach świata w piłce nożnej, które niedługo będą rozgrywane w Rosji.
Czy jakiś kanadyjski student w jego szkole mógł wytłumaczyć mu, jak w Kanadzie działa policja w GT, która nie rozwiązuje zaistniałych problemów, tylko je monitoruje?
Z poważaniem
Władysław Dziemiańczuk
Odpowiedź redakcji: Nikt nie powinien być ponad prawem.
***
Szanowny Panie Kumor,
Pragnę niniejszym oświecić większość Polaków, którzy łącznie z panem Ostoją powtarzają wierutne kłamstwo dotyczące „wypędzenia Żydów z Polski w 1968 roku”.
Otóż Szanowni Państwo, wtedy rządził Polską Władysław Gomułka, którego żona była Żydówką, a ministrem obrony był Marian Spychalski tego samego pochodzenia. Jakże więc ci ludzie na świecznikach mieliby prześladować swoich braci w wierze?
Sprawa ma się zupełnie inaczej, czym chciałbym oświecić rodaków. Tuż po wojnie sześciodniowej w roku 1967 Żydzi z Izraela obawiali się rewanżu ze strony Arabów, którzy przegrali tę wojnę. W związku z takim biegiem rzeczy Izraelczycy rzucili hasło: wszystkie ręce na pokład, czyli wpadli na pomysł ściągnięcia wyszkolonych wojskowo ziomków z innych krajów, w tym szczególnie z Polski, która była kuźnią kadr oficerskich. Szczególna ich nadreprezentacja była w szkołach oficerskich oraz w lotnictwie. Więc żeby zapobiec utrudnieniom w nagłym odpływie kadr wojskowych z Polski, rządzący wpadli na genialny pomysł: zrobimy w Polsce hucpę antysemicką, i w ten sposób nasi ziomkowie będą mogli bez przeszkód wyjechać. Sprawa powiodła się tak fantastycznie, iż z Polski wyjechał prawie cały pułk lotniczy, który stacjonował w rejonie Warszawy. W wyniku tego na zbliżającej się 22 lipca defiladzie wojskowej władze lotnicze miały problem ze zorganizowaniem parady lotniczej.
Szczególnie ciekawa była też droga Mosze Dajana. Ten jednooki generał był według opinii absolwentów OSA (Oficerska Szkoła Artylerii) wykładowcą tejże uczelni. Również on opuścił wtedy Polskę. O tym nie przeczyta się w Wikipedii. W Toruniu się mówiło, że później przysłał do tej szkoły list z „podziękowaniem” za doskonałe wyszkolenie otrzymane w tej uczelni.
Jak więc widzimy, antysemityzmem można grać w dwie strony.
Pozdrawiam. SC
Odpowiedź redakcji: Anegdoty nie zawsze są prawdziwe, Mosze Dajan: Wystartował w wyborach parlamentarnych w 1959 z listy partii politycznej Mapai, której liderem był Dawid Ben Gurion. Wszedł do IV Knesetu i został ministrem rolnictwa (1959–1964). (...) W 1966 został korespondentem wojennym na wojnie wietnamskiej. Obserwacje wojenne dały mu sposobność zrozumienia współczesnego pola walki. Gdy w 1967 premier Lewi Eszkol powołał Dajana w dniu 2 czerwca na urząd ministra obrony, 5 czerwca Dajan wydał rozkaz rozpoczęcia wojny sześciodniowej, która zakończyła się błyskawicznym sukcesem i wzrostem jego popularności.