Refleksje na temat wizyty Premiera Rzeczpospolitej Polskiej w Kanadzie
Dwudniowa wizyta Premiera Rzeczpospolitej Polskiej , który przybył na zaproszenie premiera Kanady Stephena Harpera, zaowocowała podpisaniem umów gospodarczych, ważnych dla obu krajów, i jak powiedział premier Kanady, poczyniła praktyczne krok i na rzecz zacieśnienia stosunków ekonomicznych. Nie mnie to oceniać, gdyż nie znam się na ekonomii.
Osobiście dla mnie ważne było zakończenie wizyty premiera Donalda Tuska w Kanadzie, gdzie na zaproszenie premiera Harpera odbyło się spotkanie Polonii kanadyjskiej z polskim premierem i szefem rządu kanadyjskiego Stephenem Harperem.
Przemówienia obu premierów, którzy nie szczędzili ciepłych słów dla Polonii, za jej wkład w rozwój Kanady i podkreślając, jakie to ma znaczenie dla Polski, przyjęte zostały burzą oklasków przez licznie zebraną w sali parlamentu Polonię.
Spotkanie premiera Polski z Polonią starała się bezskutecznie zakłócić nieliczna grupa tzw. demonstrantów, która na apel Związku Narodowego Polskiego (Gmina nr 25) oraz osób, które kryją się pod nic nie mówiącymi pseudonimami (Solidarni 2010 czy Klub Gazety Polskiej) przybyła pod parlament, aby zakłócić spotkanie.
Rzeczywiście imponująca grupa, gdyż mimo przybyłych z Toronto i Montrealu posiłków licząca gdzieś około 50 osób, co przy kilkudziesięciotysięcznej Polonii jest rzeczywiście liczbą imponującą.
Mimo że nie udało się im zakłócić spotkania, gdyż nawet nie sądzę, aby premier Tusk został poinformowany o ich obecności, to udało im się skutecznie atakować przybyłych na zaproszenie premiera Harpera gości, obrzucając ich niewybrednymi epitetami, z których najłagodniejszymi były takie jak zdrajcy, lizusy, komuniści czy esbecy. Najsmutniejsze jest to, że słowa te były kierowane również do weteranów II wojny światowej – bohaterów walk o Monte Cassino, Bolonię, odznaczonych najwyższymi odznaczeniami bojowymi (Virtuti Militari, Krzyże Walecznych itd.), ludzi, którzy przeszli gehennę "nieludzkiej ziemi", więźniów komunistycznego reżimu, jak również do pracowników ambasady, przedstawicieli demokratycznie wybranych władz Rzeczpospolitej Polskiej. (Jakie słownictwo, tacy demonstranci.)
Naprawdę organizatorzy tej tzw. demonstracji mają być z czego dumni.
Jerzy Kulczycki
– uczestnik spotkania w parlamencie Kanady (zdrajca, ubek i komuch – członek "Solidarności", więzień polityczny w PRL).
Od redakcji: No rzeczywiście demonstracje nie udały się tak, jak powinny. Pana wypowiedź jako "zdrajcy" i "komucha" jest zupełnie zrozumiała.
Szanowny Panie Redaktorze,
Chciałbym się ustosunkować do listu pani Małgorzaty Kossowskiej z Toronto zatytułowanego "Dokumenty wszędzie potrzebne – nie wie prawica co czyni lewica".
Najpierw pisze ta pani, że niejaki Ryszard Streich w roku 1956 trafił do więzienia za spalenie zagłuszarki Wolnej Europy. Nie chcę wchodzić w szczegóły, które są potem, bo to jest mało przejrzyste, ale sam finał jest ciekawy. Pan, który musiał mieć w roku 1956 około dorosłości, czyli ni mniej, ni więcej lecz około 20 lat, ma obecnie (jak ta pani pisze) 8- i 12-letnie dzieci, na które wraz z żoną otrzymuje zasiłek wysokości 185 złotych miesięcznie. Myślę, że to dosyć "ciekawy" przypadek, nawet bym powiedział, że bardzo ciekawy. Czyżby chodziło o lekkie przejaskrawienie, aby wzbudzić litość? Z mojego wyliczenia wynika, że ten pan ma w tej chwili około 76 lat; co jak na średnią wieku mężczyzn w Polsce jest niezłym rezultatem.
Jeżeli się do tego doda dochód jego rodziny, no i oczywiście dwójkę małych dzieci, wtedy otrzymuje się – przynajmniej dla mnie zupełną fikcję. Nie jest to bynajmniej koniec "twórczego" tekstu pani Kossowskiej, ponieważ w dalszej części ta pani próbuje rozkładać na łopatki system emerytalny Kanady.
Zorientowane osoby wiedzą, że kanadyjski system jest oparty na trzech filarach, z których dwa pierwsze: Old Age Security i Canada Pension Plan, są wypłacane wszystkim osobom, którym przysługuje, na personalne konto niezależnie od miejsca zamieszkania. Jeżeli natomiast ktoś otrzymuje emeryturę z dwóch pierwszych filarów poniżej poziomu minimum kosztów utrzymania w Kanadzie, wówczas może wystąpić o dodatek z trzeciego filaru i ten dodatek przysługuje tylko osobom, które przebywają w Kanadzie. Utrata dodatku emerytalnego z powodu wyjazdu za granicę jest czymś oczywistym i nie ma nic wspólnego z niesprawiedliwością. To co ta pani pisze, to wierutne kłamstwa, których powielanie może wzbudzić dezinformację, która doprawdy nie wiem czemu ma służyć? Czy to nie jest przypadkiem działanie propagandowe mające na celu wkładanie przysłowiowego kija w mrowisko społeczności emigracyjnej, po to aby jeszcze bardziej ją skłócać? Wydaje się, że temu właśnie służy dezinformacja, a jakie jest jej źródło, raczej należy się tylko domyślać.
Pozdrawiam i proszę bardziej krytycznie czytać to, co piszą "czytelnicy", bo nie zawsze ich intencje są kryształowo czyste.
Marian Z.
Od redakcji: Szanowny Panie, czytelnicy mają prawo pisać prawie wszystko – po to ta rubryka.
***
Przespałem się z tym felietonem p. Kumora. ("Za mało Kuklińskich, za dużo internacjonalistów"). Nie jest to nowa analiza wypadków w wersji "political fiction", wersji dla Polski optymistycznej – co by było, gdyby. Zresztą redaktor "Gońca" już chyba dawniej występował z tymi tezami.
Nie mogę się jednak zgodzić z taką wersją wypadków. Była ona tak samo realna, jak to że Unia nam dobrze zrobi, Niemcy to nasi sojusznicy, Rosjanie przyjaciele, a Żydzi będą chcieli się nam odwdzięczyć, że byliśmy dla nich przez wieki ziemią obiecaną i ratowaliśmy ich podczas holokaustu. Jednym słowem, że ktoś nam coś da.
Podstawowe pytanie, to kim byli ludzie wojskowych służb oraz ogólnie pojmowanego aparatu bezpieczeństwa późnego PRL-u? Przecież byli oni specjalnie selekcjonowani pod kątem wartości antynarodowych, dodatkowo tresowani jak psy Pawłowa, aby mocodawcy mieli zagwarantowane odruchy warunkowe swojej psiarni. Po tych ludziach można się było spodziewać najgorszego.
I tu nie ma niespodzianki. Co można i należało z nimi zrobić po przejęciu kontroli nad Polską, to wziąć ich na krótka smycz, przykładnie ukarać kluczowych zaprzańców, a reszcie pokazać marchewkę, czyli dać szanse rehabilitacji pozostałym. Ale to nie oni by nadawali ton "nowej Polsce". Aby budować ojczyznę, wyciągać Ją z bagna komunistycznej degrengolady i relatywizmu, koniecznym warunkiem jest posiadanie gorących POLSKICH SERC. I tu jest pies pogrzebany.
Pytam się: czy nawet gdyby bezpieczniacy urwali się z moskiewskiej smyczy, a nie przewerbowali się na inne dwory, czy byliby błogosławieństwem dla Polski? Wątpię. To byłoby przekleństwo. Jeśli ta grupa, tworząc nową szlachtę, jednocześnie wywindowałaby Polskę ekonomicznie, a nie mając polskich serc, by tylko do cna zdemoralizowała naród polski i zerwała ciągłość historyczną już na amen. Za komuny się mówiło: "gdyby tylko Gierek był w stanie zapewnić dobrobyt ludziom, to komuniści mogliby zrobić z narodem wszystko na swoją modłę".
To samo tyczy się PRL bis. Gdyby Tusk autentycznie rozwinął i postawił na nogi Polskę, mógłby Polakom całkowicie wylasować mózgi, bo bez tego mu się to w dużym stopniu udało dzięki toksycznemu i zniewalającemu PR-owi.
Powoływanie się na Rosję Putina jest zupełnie nie na miejscu. Ja nie postrzegam Putina jako dobrodzieja Matuszki Rosjii.
Putin wskrzesił Rosję według najgorszych wzorów imperialnych i jestem pewien, że Rosja zapłaci za to kiedyś krwawą cenę.
Od redakcji: Szanowny Panie, nawet ludzie selekcjonowani wedle antypatriotycznej miarki mogą przejrzeć na oczy i się wyemancypować. Problem polskich ubeków polegał na tym, że woleli wziąć kasę już teraz dzisiaj, zamiast zawalczyć o państwo, w którym by się im dobrze żyło.