Wybuchła wojna i walczyłem przeciwko Niemcom do końca. 19 września 1939 r. na rozkaz dowódcy przekroczyłem granicę z Rumunią. Udało mi się wsiąść do pociągu towarowego, którym dojechałem do Tulczy nad Dunajem. Po paru dniach wsiadłem do pociągu towarowego, udając się do Pitesti, do obozu internowanych. Warunki w obozie za drutami były okropne. Dwa razy dziennie marne wyżywienie, baraki zapluskwione, pluskwy nie dawały spać.
Na początku lutego 1940 r. udała mi się ucieczka z obozu. Pociąg – kierunek Jugosławia. 12 lutego 1940 r. jestem w Jugosławii, w Limbowii. Tam przesiadłem się w pociąg do portu Split, gdzie szukałem możliwości zaokrętowania się na statek do Francji. Dostałem się na okręt towarowy grecki „Patris”, który płynął do Marsylii, gdzie dotarłem 9 marca 1940 r. Potem pociągiem z Marsylii do Parthenay, Bressuire, gdzie były oddziały Wojska Polskiego gen. Wł. Sikorskiego, do którego zgłosiłem się ponownie na ochotnika. Zostałem przyjęty i skierowany do Bressuire do La Febrie. Przydział do Sztabu I Dyonu 202 P.U.C. 2. Dywizji Strzelców Pieszych AP we Francji. Tu przeszedłem przeszkolenie radiotelegrafisty. Z La Febrie pojechałem pociągiem na front do Belfort, gdzie toczyły się walki. Po upadku (kapitulacji) Francji, od 20 czerwca 1940 r. byłem internowany w Szwajcarii w obozie pracy, gdzie przebywałem do 5 lutego 1945 roku.
Z obozu uciekłem i różnymi środkami transportu wróciłem do Francji, do miasta Pontariers. Po kilku dniach dostałem się do miasta Grenoble na demobilizację z 45. Korpusu francuskiego. Następnie wyjechałem do Paryża i zameldowałem się w koszarach armii polskiej 19 marca 1945 r. Był to już trzeci raz mojego ochotniczego wstąpienia do polskiego wojska, by walczyć z wrogiem niemieckim. Po przyjęciu w mieście Le Havre udałem się do Anglii, do Szkocji, gdzie dostałem przydział do 8. Batalionu 3. Dyonu 4. Pułku Artylerii P.C.O.T. 4. Dywizji gen. St. Maczka.
Zostałem zdemobilizowany 19 maja 1946 r. w Calais. Po zwolnieniu z wojska wróciłem do Paryża. Podjąłem w tym mieście pracę w fabryce Automobile Delahaye. Na jednej z zabaw poznałem Irenę. Każde z nas miało plany założenia rodziny i rozpoczęcia nowego życia. Wspólnym naszym zamiarem była emigracja do Kanady. W listopadzie 1949 r. zawarliśmy związek małżeński. Złożyliśmy dokumenty na wyjazd do Kanady i otrzymaliśmy pozwolenie. 19 grudnia 1951 roku wylądowaliśmy w Toronto, następnie przyjechaliśmy do Oshawy. Pierwszą moją pracę podjąłem na budowie u kontraktora, pana Beneta. Następnie dostałem się do General Motor – pracowałem od 28 sierpnia 1952 do 1 września 1982 r., do emerytury, cały czas mieszkając w Oshawie.
Nasze tułacze życie od młodzieńczych lat zahartowało w nas dążenia do lepszego życia. Dzięki tym doświadczeniom, nieraz okrutnym, wreszcie mogliśmy spokojnie żyć, mając odpowiednią, dobrze płatną pracę. Dorobiliśmy się pięknego domu z ogrodem, gdzie mieszkam obecnie.
W 1962 r. wstąpiłem do Stowarzyszenia Weteranów Armii Polskiej im. gen. Władysława Sikorskiego w Oshawie. Pełniłem szereg funkcji w zarządzie i komisjach. Byłem przez szereg lat w Komisji Rewizyjnej oraz Pocztu Sztandarowego, reprezentując naszą organizację weteranów na różnych uroczystościach kanadyjskich i polonijnych w Oshawie i prowincji Ontario, z czego jestem dumny, że mogłem w ten sposób reprezentować Kolegów Weteranów i Polskę.
Wraz z żoną Ireną czynnie udzielaliśmy się przy budowie Centrum Weteranów w Oshawie. Posiadam szereg odznaczeń bojowych polskich i francuskich oraz odznaczeń SWAP Oshawa.
***
Państwo Irena i Bolesław zdobyli sobie pełne zaufanie i szacunek Polonii oshawskiej. Zawsze byli aktywni podczas świąt i rocznic narodowych oraz uroczystości polonijnych i kościelnych. Byli aktywni w parafii św. Jadwigi w Oshawie. Irena w Zgromadzeniu Pań św. Jadwigi, Bolesław w Radzie Parafialnej.
Gdy przyszedł wiek emerytalny, postanowili podzielić się swym dorobkiem życia. Przeznaczyli 25 tysięcy dolarów na rozwój szpitala w Oshawie. Myśląc o młodzieży polskiej, założyli stypendium Fundacji Wł. Reymonta. Jakżeż wspaniałe postanowienie, by pomagać młodzieży polskiej studiującej na wyższych uczelniach. Każdego roku student otrzymuje stypendium imienia Ireny i Bolesława Sobczaków. Niechaj ich działanie będzie wzorem i zachętą dla innych.
Niestety, przychodzą chwile, że trzeba się pożegnać z tym światem, i tak się stało, że 2 marca 2001 r. umiera pani Irena. śmierć żony bardzo przeżywa Bolesław i nie może się z tym pogodzić. Mieszka nadal w swym domu, twierdząc, że z niego pójdzie na cmentarz. Mając 95 lat, sam jeszcze w każdą niedzielę udaje się do kościoła św. Jadwigi w Oshawie, by podziękować Bogu i prosić o miłosierdzie dla śp. żony Ireny i dobrą śmierć dla siebie.
Stowarzyszenie Weteranów Armii Polskiej w Oshawie oraz Fundacja Wł. Reymonta życzą Bolesławowi zdrowia i spokojnej starości.
Stanisław Lasek
Oshawa