Wilek był filozofem tak wielkiego formatu, że nie uznawał podziałów politycznych czy religijnych. Ponad wszystko był wielkim humanistą. Dowodem tego jest jego twórczość malarska oraz publikacje na portalu http://www.vagabondpages.com/, gdzie do końca życia co miesiąc miał tysiące czytelników z całego świata. Można sprawdzić rejestr wejść na jego stronie internetowej.
Na przestrzeni lat miałem zaszczyt gościć Wilka i Nikolette na przyjęciach w moim domu i w zeszłym roku, kiedy Nikolette była z wizytą u swojej siostry w USA, miałem go na cały weekend w moim domu. Było to dla mnie wielkie szczęście, ponieważ każde jego słowo było wypowiedziane z rozmysłem i powagą. Wilek miał duży dystans do przyziemnych afer świata i na każdy temat wypowiadał się poważnie, ale też i z humorem. Mimo sędziwego wieku jego pamięć była doskonała, a więc pamiętał wiele polskich przyśpiewek, wierszy i żartów ze swojej młodości w Krakowie, co powodowało, że był też bardzo rozrywkowy.
Kiedy na dwa miesiące przed jego odejściem dowiedziałem się, że był chory na raka jelita grubego, co tydzień byłem u niego w domu, aby przygotować smaczną kolację dla niego i jego przesympatycznej żony. Dało mi to możliwość bliższego poznania tego wielkiego człowieka, który, mimo że był wielkim kosmopolitą, dla mnie ewidentnie był przede wszystkim Polakiem z Krakowa, gdzie się urodził. Po każdej kolacji mieliśmy wspaniałe rozmowy na wiele tematów i wiele mądrych rzeczy się od niego dowiedziałem. Mam nadzieję, że jego żona Nicolette, która jest malarką, ale także przejawia zdolności literackie, napisze jego biografię, o co ją usilnie proszę.
W czasie moich wizyt starałem się go wzmocnić tak jak umiałem, prądami energii z moich rąk, jak mnie tego uczyli Indianie w peruwiańskiej Amazonii. Był z tego zadowolony, bo mu to pomagało i dopiero przed moim wyjazdem do Polski powiedział mi, że sam to robił, kiedy był młodszy. A więc Wilek Markiewicz też był uzdrowicielem. Nasza przyjaźń to było według jego żony pewne misterium, którego nie da się opisać w słowach. Moja żona Mulan i moje już dorosłe dzieci traktowały Wilka jako swego dziadka i miały do niego wielki szacunek.
W czasie ostatniej kolacji z Wilkiem powiedziałem mu, że jest on dla mnie jak cenny diament ze skazą. Spytał mnie: jaką skazą? Odpowiedziałem, że diament, który nie ma skazy, jest nieciekawy, bo jest przezroczysty i nie odbija światła. Jubilerzy najwięcej uwagi zwracają na skazę. A więc Wilek jako artysta ze skazą humanizmu, jako artysta i filozof pięknie odbijał światło ludzkości i był dla mnie takim drogocennym diamentem.
W czasie mojego pobytu w Polsce, kiedy Wilek był w szpitalu, byłem w stałym kontakcie z jego żoną Nicolette. Wiadomości po operacji były pozytywne, ale z daleka czułem, że Wilek był gotowy do odlotu. Na dzień przed jego odejściem przekazałem mu wiadomość, że był dla mnie jak "Holy Man", takiego formatu jak np. był Mahatma Gandhi, który też był wielkim filozofem i humanistą. Nicolette powiedziała mi, że był z tego powodu zadowolony. Niestety, następnego dnia nagle odleciał w inny świat, gdzie mam wielką nadzieję, że kiedyś się spotkamy.
Jego żona poprosiła mnie, abym przemówił na jego pogrzebie w niedzielę, 23 listopada. Będzie to dla mnie wielkie wyzwanie, aby pożegnać człowieka tak wielkiego formatu: filozofa, myśliciela, humanistę i mego drogiego nauczyciela, który nosił w sobie polskie serce.
Stan Tymiński
Żegnaj Williamie
Żył wśród nas zawsze. Był częścią naszego świata. Świata artystów, literatów, filozofów. Chociaż go nie było, był wśród nas duchem. Emanował swoją dobrocią, skromnością i życzliwością do wszystkich. Jego umiłowanie pokoju, harmonii udzielało się nam. Przychodząc do niego z rozwichrzonymi myślami, rozkołatanym sercem, znajdowaliśmy dobrotliwy uśmiech, mądre przenikliwe spojrzenie i ciepło kojące duszę, przenikające człowieka na wskroś. Jego poezja była spoza naszego wymiaru, jego teksty, przesycone metaforami i głębokimi refleksjami, zmuszały do myślenia. Jego stosunek do rzeczywistości był diametralnie inny niż ten, do którego przywykliśmy na co dzień. Wilek twierdził w rozmowach ze mną, że ta harmonia, która ma wpływ na jego twórczość i myśl, pochodzi z głębi kosmosu, z innych przestrzeni, w których panuje ogromna, pełna pokoju mądrość i dobroć. Dzielnie wspierała go jego przyjaciółka, malarka Nikollete. Wiernie stała przy nim zawsze, aż do końca. Byli wspaniałą kochającą się parą, przykładem wierności, przyjaźni człowieka do człowieka.
Jego swoista filozofia, spojrzenie na współczesność zawsze przesycone głębokim spirytualizmem, głębią myśli, odzwierciedlało się w jego twórczości. "Kiedy piszę jestem malarzem, kiedy maluję jestem muzykiem" - pisał. "Kim jestem? Szeptem, małą odnogą uniwersalnego sztormu", "Szedłem z mym dniem i on upadł na ziemię. Dzień był długi i czuł, że czas przyszedł dla niego by umrzeć. Ktoś mi dopomógł postawić dzień na nogi; sądzę, że była to wieczność, gdyż poradziła dniu, by nie mierzył egzystencji czasem".
Zawsze uważał się za dziennikarza, nie za autora książek. Krótkie opowiadania, jak "Kanibale duszy" czy "Ośmiornica" lub "Zaginieni bogowie", były wyjątkami od reguły. Aforyzmy pisywał stale, uważając je za monolog dla własnej twórczości.
Jego potrzeba pisania zmaterializowała się na założonej stronie www.vagabondpages.com. Gdy przybył do Kanady w 1972 r., wydał pierwszą prywatną gazetę polonijną "Kurier Polsko-Kanadyjski" istniejącą obecnie pod nazwą "Nowy Kurier". Był prekursorem utworzenia etnicznej kolumny w "Toronto Sun", którą prowadził do 1985 roku. Był tłumaczem literatury hiszpańskiej, pisał również do pism francuskich. W Genewie ukończył studia z biologii.
Jednak malarstwo absorbowało go coraz mocniej. Jego twórczość została dostrzeżona przez mecenasa sztuki hrabiego de Motrico, który wsparł Wilka w urządzeniu wystawy poświęconej jubileuszowi hiszpańskiego malarza Zurbarana. Rok później zdobył nagrodę i odznaczenie od miasta Antibes za twórczość w dziedzinie malarstwa figuralnego. W Toronto wystawiał prace w znanych galeriach, zdobywając popularność w torontońskim środowisku artystycznym. Od początku założenia poetyckiej "Kawiarni Pod Sufitem" z inicjatywy profesora Floriana Śmiei, brał aktywny udział w naszym zespole poetów, tworząc i recytując swoje wiersze. Kochał również muzykę, pisząc o niej: "Muzyka jest ekspansją czasu, gdyż czas jest rzeką, po której unosi się melodia. Czas bieży, a my zastygamy zasłuchani". Twierdził, że tworzyć, oznacza z przedmiotu na twoim poziomie, uczynić coś co ciebie przerasta.
O życiu pisał: "I nigdy nie doznając istotnego znaczenia zaczynasz je istnieniem, kończysz rachunkiem sumienia". Do śmierci miał wyrozumiały stosunek. "Nie ma innego przygotowania się na śmierć, jak żyć do ostatniej chwili. Nie patrz na śmierć gdy śmierć patrzy na ciebie... Nie myśl o mnie... Nie możesz mnie wprowadzić z powrotem do życia, więc nie redukuj mnie do pamięci o mnie. Anihilacja przez zapomnienie jest zwrotem długu prawdzie... pamiętam nie ciebie, pamiętam moją pamięć. Moja pamięć istnieje, a Ty nie. Całuję nie twoje prochy.Całuję mój pocałunek. Żal jest litością nad samym sobą..." Wilek zasnął na wieczność bez cierpień, cicho, pokornie poddając się przeznaczeniu. Śmierć dokonała okrutnej ekstrakcji z naszej społeczności. Jak Wilek mawiał, "anihilacji ciała, lecz nie duszy".
Andrzej Załęski, 19 listopada 2014, Toronto