Irena Harasimowicz i Krzysztof Zarzecki to były twarze naszego tutejszego krajobrazu polonijnego – zawsze blisko spraw polskich, zawsze blisko polskiej kultury.
Irena Harasimowicz-Zarzecka jest autorką wiekopomnej antologii poezji rumuńskiej...
A Krzysztof... Kiedyś, dawno temu zastanawiałem się, czy to "ten" Krzysztof Zarzecki, którego nazwisko było na skrzydełkach książek, jakie w PRL-u żyły życiem bestsellerów. Wyrosłem w pokoleniu, które fascynowało się amerykańskimi klimatami. Truman Capote jeden z tych "nastrojów" czarował znakomicie. I właśnie to czarowanie odbywało się po polsku słowami Krzysztofa Zarzeckiego.
Urodzony w 1926 roku w Warszawie, Krzysztof w 1944 zdał maturę na tajnych kompletach. Podczas II wojny światowej – czytam w Wikipedii – członek Armii Krajowej, w 22. Kompanii AK Zgrupowania "Kryska". Uczestnik powstania warszawskiego w plutonie kompanii B-1 pułku Armii Krajowej "Baszta" (pseud. Robert), ciężko ranny. Awansowany do stopnia starszego strzelca. Po upadku powstania jeniec wojenny w obozach przejściowych w Pruszkowie i Skierniewicach, a następnie stalagu X B Sandbostel, skąd w maju 1945 roku wyzwoliła go armia brytyjska. Podjął studia na Uniwersytecie Fryderyka Wilhelma w Bonn. We wrześniu 1946 roku repatriowany do Polski.
Dla wielu osób Irenka i Krzysiu byli nie tylko miłymi ludźmi z towarzystwa, ale też osobami, które nie bały się temu towarzystwu pokazywać, co robić wypada, a czego nie. Zawsze ceniłem państwa Zarzeckich za poparcie udzielane od dawna tutejszej Rodzinie Radia Maryja.
W poniedziałek, 16 czerwca, w sali Gminy nr 1 Związku Narodowego Polskiego w Kanadzie odbyło się pożegnanie obojga, wyjeżdżających, tym razem na stałe, do Polski. Były kwiaty, były piękne słowa (nawet wierszowane), i była nostalgia, że oto dobiega końca jakiś etap.
Wśród zaproszonych byli lotnicy – weterani, w tym Marceli Ostrowski, była p. Buda-Rodriguez, dziennikarki Violetta Kardynał i Anna Łabieniec; był mecenas Jacek Mikołajko, przewodniczący Rady Polonii Świata Jan Cytowski, Bart Habrowski z Kongresu Polonii Kanadyjskiej, Józef Aleksandrowicz z ZNP Gmina 1, reportażysta Marek Kusiba czy wydawca punkt.ca Jarek Dąbrowski.
Słowem, byli ludzie z wielu bajek pozbierani przez znajomość z "Irenką i Krzysiem".
Nie należę do tych, którzy się roztkliwiają; tor życia składa się ze spotkań i rozstań, jest jednak rzeczą oczywistą, że nasze polskie życie tutaj bez Ireny i Krzysztofa byłoby i będzie uboższe. Czego można życzyć wracającym do Ojczyzny? Udanej repatriacji!
AK
http://www.goniec24.com/goniec-zycie-polonijne/item/3826-po%c5%bcegnanie-ireny-harasimowicz-i-krzysztofa-zarzeckiego#sigProIde39d9cc28c