Tym razem ośmioosobowy zespół Salonu (cztery panie, czterech panów) zaserwował nam utwory naszych dwóch niezapomnianych i pewnie wciąż obczytywanych polskich poetów XX wieku Juliana Tuwima i Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego.
Obaj panowie odeszli od nas przed sześćdziesięcioma laty (w roku 1953) i pani Maria Nowotarska odczuła nieprzepartą ochotę ożywienia ich poezji na scenie.
Bo z poezją jest tak. Albo uczy się jej na pamięć w ramach kanonu obowiązkowych lektur, albo zasmakowawszy w pięknie jej słów, czyta się ją w ciszy, samemu sobie zostawiając w pamięci najciekawsze dla nas strofy, albo... nie ma się z nią w ogóle niczego do czynienia.
Nie spotkałam wśród moich znajomych wielu, którzy wzięliby do ręki tomik poezji do przeczytania zamiast np. codziennej gazety. Lepiej się mają w tej kwestii powieści różnego rodzaju.
Można więc śmiało stwierdzić, że poezja, poeci i ich gorący zwolennicy to raczej grupa elitarna posilająca się trochę niecodziennym pokarmem duchowym.
Czy tak jest naprawdę?
W spektaklu "Niezapomniani" została nam podana porządna porcja poezji, która czytana przez przeciętnego czytelnika być może nie wzbudziłaby w nim refleksji, które zaplanował dla nas poeta. Dotyczy to szczególnie krakowskiego poety Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego.
Taki trochę "zawiany", czarujący, wzbudzający uśmiech, rozbawienie i zadumę spotkał się z nami w swoich wierszach i marzeniach, aby zachować jak najwięcej drzew z gniazdami ptaków, i w wierszu, w którym opowiadał, gdzie ulokowałby, gdyby miał, swoich 11 kapeluszy. Napisał "Nocny testament", w którym np. ofiarował komuś piec, lub komuś innemu dwunastu aniołów nad piórem.
No i naturalnie wprowadził słuchaczy do Krakowa, gdzie stała zaczarowana dorożka, zaczarowany dorożkarz i zaczarowany koń.
Przekonał nas również, że w każdym mieście, bodaj najmniejszym, też stoi taka dorożka, którą powozi zaczarowany dorożkarz z zaczarowanym koniem.
W części o Konstantym były też wiersze liryczne, wiersze napisane w leśniczówce Pranie, wiersze dla żony (Już kocham Cię tyle lat) i wiersze trochę zwariowane z Placu Merkurego.
W części tuwimowskiej, która rozpoczęła spektakl, ozwały się do nas wiersze i piosenki do tekstów pisanych mistrzowską ręką poety.
Do poezji Juliana Tuwima wprowadziła nas proza Izabeli Czajki-Stachowicz i opisane jej doznania z pierwszego spotkania z nim.
Były wyjątki z "Kwiatów polskich", był "Walc Grand Brillante", "Uliczka w Barcelonie", "Tomaszów", "Małgorzatka".
Był wiersz-prośba, aby lato jeszcze trochę dłużej zostało z nami…
Ach! Cóż to był za wieczór!
Lecz jego opis nie byłby pełny, gdybym nie podkreśliła wspaniałej reżyserii i scenariusza Marii Nowotarskiej.
Aktorzy wykonujący teksty poetów ruszali się po scenie, budując obraz sytuacji, o której mówili. Wspaniałe rekwizyty, dobrane ubrania, lekkość w zachowaniu i autentyczność przeżyć.
No bo np. "Zośka-wariatka" w wykonaniu Agaty Pilitowskiej zostawiła w nas autentyczne wrażenie przeżywania wielkiej miłości dziewczyny do uroczego szefa fryzjerów, czarującego dziewczęta swym lokiem na czole i nienaganną aparycją.
A np. cały zespół wykonujący "Skumbrie w tomacje" – oczarował nas żywością, tempem, uśmiechem i radością prawdziwej zabawy.
A pani Maria w czerwonym kubraczku z popielatym lisem na szyi starającą się namówić jednego pana, żeby ją zaprosił do siebie…
A Tomek Lis (w programie podany jako Tommy Hollywood) w "Rozmowie lirycznej" z Anią Cyzon przeprowadzonej bardzo naturalnie jak to w rozmowie….ale jaka polszczyzna!!! Przecież Tomek przyjechał do Kanady, gdy miał tylko trzy latka! A dzisiaj dojrzały, piekielnie przystojny mężczyzna nie ma nawet cienia angielskiego akcentu, i "kanadyjskiego zaśpiewu", które często słyszymy u naszych dzieci. Brawo Tomku!!! To zasługa Twoich ścisłych kontaktów z polską literaturą i teatrem.
A jakże nie wymienić Mamy Tomka, Agaty, wcielającej się w sławną Hankę Ordonównę i wykonującą "Uliczkę w Barcelonie".
I Ani Cyzon wykonującej "Walc Grand Brillante" lub zapraszającej Najmilszego na jeden dzień do Tomaszowa.
Krzysztof Jasiński, Sławek Iwasiuk w swoich solówkach – genialni wykonawcy dzielili się tekstami (Krzysztof i Maria w "Zaczarowanej dorożce"), co dodawało tekstom po prostu iskry życia.
A na tle tekstów raptem zjawiali się na scenie tancerze "ballroom".
Tańcząca jak fryga Ariel Oziewicz i jej partner Artur Adamski – elegancki, miękki w ruchach, przyciągający oczy. Wspaniała para!
W zespole występowali również Irmina Sommers oraz Mariusz Kowalenko, świetnie wkomponowując się w sceny zbiorowe.
No cóż. Wypada tylko serdecznie podziękować Salonowi za podjęty temat, głowę schylić w podzięce za poniesione trudy i podziękować wszystkim tym, którzy pomagają naszym polonijnym artystom.
Dzięki nim nie zapominamy, wracamy i tkwimy w treściach cudownej polskiej kultury.
Zofia Kata