Zanim jednak przybliżę niektóre szczegóły z pobytu płockich sportowców w Windsor, kilka refleksji ogólnej natury. Na przykład dzieci z Pakistanu miały duże problemy z załatwieniem wiz, chociaż wystąpiono o nie na kilka miesięcy przed rozpoczęciem imprezy. Okazało się później, że dzieciaki z niektórych miast nie dojechały... Czyżby obawiano się, że wśród dwunastolatków ukryją się groźni terroryści? Kłopoty te doprowadziły do sytuacji, że np. młodzi piłkarze, aby wystąpić w Windsor, szukali uzupełnienia składów wśród miejscowej pakistańskiej kolonii. I jeżeli pamięć mnie nie zawodzi, chłopcy z Płocka nie rozegrali meczu z rówieśnikami z Pakistanu, ponieważ reprezentacja miasta nie dotarła na turniej.
Jak widzimy polityka dorosłych rzuca kłody pod nogi dzieciom, dla których wyjazd do Kanady był – kto wie? – może jedyną szansą w życiu, aby zobaczyć jak żyją rówieśnicy.
Dla dzieci z Płocka była to również wielka przygoda – nie tylko sportowa, pierwszy raz w życiu leciały samolotem i to od razu tak daleko. A za rok igrzyska aż w Australii! Zapewne wysłana tam zostanie inna grupa dzieci, chociaż wielokrotny złoty medalista w pływaniu, Damian Chrzanowski, kończy 15 lat dopiero w przyszłym roku, a więc ma szansę na udział w zawodach i zdobycie kolejnych medali. No chyba, że... „świat nam odpłynie” jak powiedziała swego czasu Otylia Jędrzejczak nie mogąc się pogodzić ze słabszymi występami.
Mówiąc o zakończonych zawodach warto zwrócić uwagę na ogromne zaangażowanie mieszkańców Windsor. Liczba ochotników, którzy pomagali organizatorom, chyba nawet przewyższała liczbę uczestników. Oczywiście nie zabrakło wśród nich także przedstawicieli Polonii, co dobrze świadczy nie tylko o zaangażowaniu, ale pomagało polskim dzieciom czuć się prawie jak u siebie. Szczególnie widoczne to było na boisku, gdzie chóralne śpiewy i wzywające do walki okrzyki towarzyszyły występom młodych piłkarzy przez cały turniej.
Kiedy przed meczem finałowym nasza „żyleta” (czy nie tak nazywa się sektor na stadionie Legii, w którym zasiadają najwierniejsi kibicie?) zaśpiewała: „Polacy gracie u siebie” twarze chłopców rozjaśniły uśmiechy... Co prawda Szkoci wygrali mecz finałowy 4:2, ale i tak gra płockich piłkarzy dostarczyła nam wielu wzruszeń.
Mówiąc o wolontariuszach, opiece polskojęzycznych działaczy, trzeba pamiętać, że dla dzieci był to wyjazd do innego świata i kiedy nagle pojawiał się ktoś, kto mówił po polsku, interesował się ich występami, rozmawiał, robił zdjęcia, była to dla nich dodatkowa frajda. Kiedy podszedłem do koszykarek i zagadałem, zaraz otoczyły mnie kołem i zanim dotarłem do trenerki, Doroty Stępień, ona już wiedziała, że „jest taki pan, który z nami rozmawiał po polsku”.
Najwięcej radości dostarczyli nam pływacy, a mimo to najwięcej uwagi poświęcono... piłkarzom. Może dlatego, że w Windsor mamy polonijny klub piłkarski, a może dlatego, że trudno być wszędzie, a może i dlatego, że w pobliżu pływalni trudno było znaleźć parking? Tym bardziej, że centrum Windsor zamknięto dla ruchu ze względu na jakieś balonowe święto. A kiedy już – zachęcony przez Romana Siemiątkowskiego, opiekuna drużyny z ramienia władz miasta – znalazłem parking, okazało się, że muszę mieć trzy monety dolarowe bowiem zainstalowano takie urządzenie, które przyjmuje tylko dolarówki. I „wybyłem” z parkingu rad nie rad. Co prawda wcisnąłem się jeszcze na inny, położony bezpośrednio przy pływalni, ale zwrócono mi uwagę, że to tylko dla VIP-ów.
Pamiątkowe z kibicami
Podobnie było w dni zakończenia igrzysk. Wszedłem na teren, gdzie zgromadzono sportowców, działaczy. Oczywiście każdy miał na szyi identyfikator, a więc w pewnym momencie zostałem wyrzucony poza ogrodzenie. I gdyby nie uprzejmość jednego z VIP-ów (na urodę „bratko”, coś w nas Słowianach jest, że się potrafimy rozpoznać), nie udałoby mi się zrobić zdjęcia pomysłodawcy dziecięcych igrzysk, M. Klemecowi.
Trwające przez kilka dni zawody wypełnione były sportowymi zmaganiami i imprezami towarzyszącymi. I tak w czwartek wieczorem ceremonia otwarcia, w piątek wieczorem wielka festa z udziałem sportowców organizowana przez lokalny komitet wieloetniczny, a w sobotę spotkanie z Polonią w Domu Polskim.
Organizatorem spotkania był KS „Polonia”, który objął polskie dzieci patronatem.
Dzięki uprzejmości działacza klubu, Zbigniewa Kowalczykowskiego, mogę wymienić sponsorów sobotniego spotkania – były bowiem przekąski, ale także drobne upominki i specjalnie przygotowane koszulki.
Organizatorzy dziękują zatem:
Stanisławowi Bębnowi – Stowarzyszenie Polskiego Domu Ludowego, Ewie Baryckiej i Halinie Rożnowskiej – Polonia Center, Zbigniewowi Krubie i Zdzisławowi Rożnowskiemu – Związek Polaków w Kanadzie Grupa 20, Stanisławowi Nieciowi i Janowi Jaworskiemu – Stowarzyszenie Weteranów Armii Polskiej Placówka 126, Renacie i Piotrowi Zuskim - European Deli, Zbigniewowi Ponie – Stowarzyszenie Polskich Biznesmenów i Profesjonalistów, Robertowi Handrysiakowi – Francos Pizza. Patronat medialny – program radiowy „Polskie Rozmaitości” Jerzego Różalskiego.
W niedzielę walczono jeszcze o medale, np. płoccy piłkarze o godz. 14:00 walczyli o pierwsze miejsce w turnieju, aby o 17:45 być już gotowym do wzięcia udziału w ceremonii zamknięcia igrzysk.
I już następnego dnia o 7:30 rano autokar zabrał płocką ekipę w drogę powrotną do Toronto, ale w planie był jeden przystanek – nad wodospadami w Niagara Falls.
Warto też wspomnieć, że nie tylko polonijni wolontariusze byli aktywni, mecze piłkarskie prowadzili Zbigniew Kowalczykowski i Roman Sak, a nasi „szalikowcy” byli widoczni w czasie każdego spotkania. Nie ukrywam, że można się było spotkać z wyrzutem „a gdzie twoja koszulka z orłem”? – zapytał mnie Cezary Tywoniuk. A najsympatyczniejsi byli kilkuletni chłopcy, w biało-czerwonych koszulkach, z flagą, skandujący na przemian Polska i Polonia.
Jeden z wolontariuszy Witek Korkuć
Mam nadzieję, że zarówno dzieci, jak trenerzy i opiekunowie, że wszyscy wrócili do kraju zadowoleni z pobytu w naszym mieście. Ważne są medale, ale w przypadku tej imprezy trzeba podkreślać także inne elementy, jak poznanie, przyjaźń, zetknięcie się z rówieśnikami z innych kontynentów. Z innymi tradycjami, jak np. wręczanie proporczyka przed meczem. Kiedy kapitan płockich koszykarek wręczyła proporczyk kapitanowi reprezentacji miasta Kelowna dziewczyna była zaskoczona i... bardzo ucieszona. Zaraz też pobiegła do koleżanek pokazując im prezent. Niby drobna sprawa, ale jakże sympatyczna.
Ponieważ następne igrzyska szkolne odbędą się w Australii i kraj ten kojarzy nam się z kangurami, jeden ze sportowców dźwigał takiego plastikowego zwierza na plecach (w czasie przemarszu sportowców ulicami miasta), ale chyba nie był to zbyt dobry pomysł, biorąc pod uwagę upał. Ale obserwując przemarsz poszczególnych ekip zwróciłem uwagę na... olbrzymki w reprezentacji USA. Piłkę siatkową wygrały dziewczyny z Los Angeles i domyślam się, że były to siatkarki. Otoczone gronem rówieśników wyrastały ponad nich może o pół metra!
I może krótko o medalach, igrzyska zakończyły się sukcesem reprezentacji Chin – 42 medale, na drugim miejscu Tajwan – 37 medali, i Kanada – 24 medale.
Potęgi sportowe: Rosja – 6 medali, Stany Zjednoczone – 10. Płock – 6 w tym 3 złote; chociaż w oficjalnej klasyfikacji znajdziemy informację, że Płock wywalczył 7 medali, w tym 4 złote.
International Children’s Games to już historia. Ci, którzy przegapili to wydarzenie, niech żałują, ci, którzy angażowali się chociażby poprzez kibicowanie – mają co wspominać.
Foto i tekst
Leszek Wyrzykowski