Zmarły 29 grudnia 2012 roku biskup Ignacy Tokarczuk w czasie swego spotkania z wiernymi w Toronto powiedział: My, Polacy, mamy dobre tradycje, piękne tradycje.
Powinniśmy pielęgnować nasze tradycje. Często jest jednak tak, że człowiek, który ma jakieś szczęście, nie umie się nim cieszyć. Nie umie wręcz go dostrzec. Czasami poniewiera swoim skarbem. Ale życie co jakiś czas przypomina o wartościach. Często przypomina w sposób ukryty, pozornie niewidoczny.
fot. Marek Gołdyn
Znajoma, która pracuje w jednym z dużych banków kanadyjskich na jednym z górnych pięter drapacza chmur, opowiedziała mi swoje spostrzeżenia z wizyt na różnych piętrach budynku. Mianowicie nie zauważyła wśród zatrudnionego personelu banku osób z kolczykami w nosie, brwiach, wargach, osób z widocznymi tatuażami. A przecież oficjalnie jest równość. Mówiąc w pewnej przenośni, przynajmniej kilka osób z kolczykiem w nosie na kilka tysięcy zatrudnionych w wieżowcu winno się spostrzec. Oficjalnie idziemy z postępem, idziemy za liberalną kulturą i swobodami. Ale jednak kierownicy dobierający personel w jakiś dziwny sposób trzymają się tradycji. Oficjalnie twardo, wręcz restrykcyjnie, są uregulowane w prawie kanadyjskim warunki przyjmowania do pracy. Nie można kogoś nie przyjąć do pracy ze względu na jego wygląd. Przypuszczam więc, że proces selekcji dokonuje się niejako w sposób niezależny. Koledzy i znajomi, którzy mówią sobie o wolnych miejscach pracy, którzy rekomendują swoich znajomych do pracy, a później kierownicy, którzy przyjmują do pracy, dokonują często chyba nieświadomie, bo wypływającej z podświadomości, konserwatywnej selekcji. No bo jak to zjawisko selekcji inaczej wytłumaczyć?
Inne zdarzenie. U znajomej w biurze na praktyce studenckiej było zatrudnionych 30 studentów. Po praktyce zatrudnione zostają trzy dziewczyny na stałe. Jedna z nich po jakimś czasie pyta się swojego kierownika, dlaczego zdecydował się wybrać właśnie ją z grona 30 praktykantek? Oto odpowiedź jej kierownika: College można ukończyć z wynikiem od C+ do A. Pewne braki wiedzy można nadrobić w trakcie pracy. To, czego nie można nadrobić w pracy, i to, czego nie można zmienić, to charakter człowieka. Nie można lub bardzo trudno jest zmienić nawyki dorosłego już człowieka. Dlatego przyjmując pracownika, patrzę się oprócz jego wiedzy na jego soft skills, na jego charakter, umiejętność współżycia, życzliwość, pomocność, na sprawiedliwy osąd kolegów, wyczucie piękna, na to, jaki on jest. Unikam w ten sposób później konfliktów w podległej mi grupie, praca idzie szybciej i jest mniej stresu dla mnie i dla moich podwładnych.
Innym klasycznym przykładem jest ubiór i kwestia ikony Ameryki – dżinsy. W wielu biurach, w szkołach, nawet w piątki nie pozwala się pracownikom przychodzić w dżinsach. Ale gdyby tak przyjrzeć się bliżej, to przecież tradycja chodzenia w dżinsach ma już prawie 100 lat! Teoretycznie już dawno zwyczaj noszenia dżinsów, szczególnie na kontynencie północnoamerykańskim, powinien się zaliczać do konserwatywnego stylu ubierania się. A jednak tak nie jest. Konserwatyzm ubioru w stylu europejskim przeważa w większości biur.
Inne zdarzenie. Mój znajomy przeprowadził mały test socjologiczny w swoim biurze i przyglądał się współpracownikom, z których znakomita większość miała wyższe profesjonalne wykształcenie. Biuro znajduje się w naszym torontońskim wielokulturowym środowisku. Wyszło mu, że większość osób pracujących to osoby wierzące i praktykujące: sikhowie, muzułmanie, buddyści, chrześcijanie, hindusi, osoby uczęszczające na cotygodniowe modlitwy do świątyń i kościołów. Czy to jest przypadek, czy to nie jest przypadek, że właśnie takie osoby w większości przeszły selekcję i dostały prestiżową pracę?
fot. Stanisław Wyka
A więc są pewne cechy, które nas różnią, pewne subtelności, które powodują, że jesteśmy inni, że zostajemy przyjęci do lepszej pracy, dostajemy lepsze wynagrodzenie.
Często się nie zastanawiamy, dlaczego tak jest. Dlaczego dostaliśmy lepszą pracę? Może kiedyś rodzice zaprowadzili nas na koncert kolęd, może poszliśmy z rodzicami na jasełka, może śpiewaliśmy kolędy z babcią, może w naszym zachowaniu, w naszym stosunku do innych odbijają się lekcje religii?
A więc czy warto trzymać się tradycji? Czy warto organizować koncerty kolęd?
Już po raz drugi w kościele Our Lady of Sorrows Roman Catholic Church przy stacji metra Royal York w Toronto pan Maciej Jaśkiewicz, dyrektor muzyczny orkiestry Toronto Sinfonietta, i pani Maria Leśniak, dyrektorka muzyczna chóru Agnus Dei przy pomocy finansowej Konsulatu Generalnego RP w Toronto zorganizowali koncert kolęd pod nazwą "Bóg się rodzi".
Po tym koncercie można śmiało powiedzieć: tylko prawdziwa współpraca przynosi rezultaty. Toronto Sinfonietta połączyła siły z chórem Agnus Dei i ponownie wyszedł wspaniały koncert. Pan Maciej Jaśkiewicz i pani Maria Leśniak miesiące całe pracowali nad koncepcją i przygotowaniem tego koncertu, nie licząc zasług i nie patrząc na osobiste zyski. Taka współpraca jest trudna, obie strony muszą traktować się z szacunkiem, a artyści są wrażliwi i łatwo ich urazić.
Efektem współpracy był drugi już koncert bożonarodzeniowy nie mający sobie równych. Rozmawiałem potem z wieloma osobami, wypytywałem się i wszystkie wyraziły tę samą bardzo dobrą opinię.
fot. Stanisław Wyka
Centralnym punktem programu był "Magnificat" Marcina Józefa Żebrowskiego. Napisany około 250 lat temu (dokładnej daty nie znamy) przez pokornego mnicha klasztoru paulinów na Jasnej Górze. Koncert Żebrowskiego jest arcydziełem na skalę europejską. Warsztat muzyczny Żebrowskiego nie ustępuje kunsztowi takich mistrzów baroku, jak Vivaldi, Haendel czy Bach.
Inne pozycje reprezentujące polski barok to "Veni Consolator" Damiana Stachowicza oraz "Jesu, spes mea". Wszystkie trzy utwory natchnione, głęboko religijne i przepiękne. Są nie tylko doskonałymi kompozycjami. Słychać w nich słowiańską miękkość melodii i zadzierzystość tanecznych rytmów.
Solistami byli para doświadczonych śpiewaków i dwie młode sopranistki. Maciej Jaśkiewicz dobiera swoich solistów niesłychanie skrupulatnie. Widać było, że ich umiejętności i techniczne możliwości były w koncercie właściwie wykorzystane. Młoda Paulina Świerczek (soprano) jest wschodzącą gwiazdą wokalistyki, wyjątkowo sprawna koloratura. Kasia Konstanty (soprano) dysponuje pięknym głosem, znakomicie nadającym się do muzyki dawnej. Małgorzata Maye zademonstrowała również umiejętność dostosowania głosu do muzyki oratoryjnej. Mogliśmy już zapomnieć, że jest to przede wszystkim śpiewaczka "klasyczna". Michał Kuleczka też przypomniał nam, że jest nie tylko śpiewakiem operetkowym. Czuje się on równie swobodnie, śpiewając muzykę dawną.
Ten koncert przypomniał nam po raz kolejny, że mamy niezwykle utalentowane środowisko polskich muzyków mieszkających w Ontario (Kasia Konstanty mieszka w Hamilton, Paulina Świerczek studiuje w Rochester w USA, w orkiestrze siedzi kilku wybitnych muzyków). Pobudzanie tego środowiska do aktywności było zawsze jednym z celów działalności pana Macieja Jaśkiewicza. Pamiętajmy o tym, chodząc na koncerty!
Bohaterem tego popołudnia był jednak chór Agnus Dei. Chór pilnie pracuje pod kierownictwem pani Marii Leśniak. Zespół ten stale rośnie i podnosi swój poziom. Wykonane pieśni świadczą o coraz wyższym kunszcie śpiewaczym tego zespołu. Nic dziwnego, że dołączają do niego wciąż nowi śpiewacy szukający ambitniejszego repertuaru chóralnego i marzący o wielkich koncertach muzyki oratoryjnej.
Chór wspierany był przez Macieja Jaśkiewicza (w programie koncertu znalazły się też jego piękne opracowania naszych polskich kolęd). Doświadczenie Macieja Jaśkiewicza i znajomość repertuaru oratoryjnego są niesłychanie pomocne w podnoszeniu poziomu chóru.
Maestro Jaśkiewicz był też dyrygentem utworów wykonanych z orkiestrą. Niewielka Toronto Sinfonietta brzmiała stylowo w delikatnych akompaniamentach arii i chórów. Pan Jaśkiewicz skrupulatnie użył do tego koncertu typowych instrumentów popularnych w okresie baroku: obojów, rogów, małych organów i trąbki piccolo. Efekt brzmieniowy był zadziwiający. Piękna akustyka kościoła dodatkowo wzbogaciła te brzmienia.
Duet artystów Maria Leśniak – Maciej Jaśkiewicz myśli o następnych koncertach. Opowiadają oni o nadchodzących planach, myślą, jak zebrać jeszcze większą grupę chórzystów, jak zachęcić sponsorów i znaleźć więcej polskich kościołów zainteresowanych takimi koncertami. Współpraca i poparcie proboszczów naszych parafii będzie tu najważniejszym składnikiem przyszłych sukcesach tej ambitnej grupy.
Głównym sponsorem koncertu był Konsulat Polski w Toronto. Wykonawcy opowiadali mi, jak bardzo są wdzięczni naszej placówce i konsulom za życzliwość i pomoc. Szczególne podziękowania za współpracę należą się konsulowi Jopkiewiczowi. Wspólnie jesteśmy w stanie przypomnieć Polonii, jakie skarby muzyczne posiadamy. Możemy zaznajomić kanadyjską publiczność z muzyką, której nigdy nie słyszała i o której nigdy nie słyszała.
Profetycznie prawie 15 lat temu powiedział biskup Tokarczuk w czasie spotkania w kościele św. Kazimierza przy ulicy Roncesvalles: My, Polacy, mamy dobre tradycje, piękne tradycje.
Janusz Niemczyk
Toronto