Goniec: – Mamy okres kanikuły, co robi poseł w wakacje?
Władysław Lizoń: – Jeszcze nie mam wakacji, zaczynam urlop od przyszłego tygodnia.
– Można zapytać, dokąd Pan jedzie?
– Do Polski, do Krynicy. A tak od czasu, kiedy przyjechałem z Ottawy, pracuję tutaj w okręgu, jest ogrom pracy. Spotykam się z ludźmi, chodzę do domów, pukam, odwiedzam wyborców, chodzę na różne uroczystości organizowane przez różne grupy.
– A Pan coś organizuje, jakieś grille?
– Organizuję doroczne barbecue, będzie 20 września.
– Czy na te barbecue przychodzą również Polacy, czy Polacy udzielają się na tych uroczystościach i imprezach, które często mają charakter wielokulturowy?
– Może nie jest to jakaś wielka grupa, która się udziela, szczerze mówiąc, nie jesteśmy bardzo widoczni.
– Pan kiedyś wspomniał, że organizowana była akcja wysyłania listów do posłów w obronie prawa Telewizji Trwam do miejsca na multipleksie i dostał Pan zaledwie dwa listy.
– O ile pamiętam, jedna z waszych Czytelniczek wysłała do mnie e-mail apelując, aby zasypano mnie i innych posłów e-mailami. Ja dostałem dwa e-maile w tej sprawie.
Tak więc myślę, że tu jest problem, bo to nie jest tylko sprawa Telewizji Trwam, ale mamy bardzo istotne sprawy lokalne, na które powinniśmy zwracać uwagę. Powinniśmy zwracać uwagę, jakie zamiany prawne proponuje się w kraju, w którym mieszkamy.
Bo jest przecież sprawa prowincyjnej ustawy 13, która wprowadza do programu szkolnego ostatnio zmiany.
– Czy Polacy nie chcą zadbać o to, czego ich dzieci będą się uczyły w szkołach?
– Myślę, że jest jakaś inercja, może ludzie są zajęci innymi sprawami, ale nie ma masowego odzewu na ważne tematy. Przypomnę, że pilotuję sprawę takiego filmu informacyjnego, który jest pokazywany w Muzeum Imigracji w Halifaksie. Jest tam segment, który nas obraża, obraża Polskę...
– Czy ten film nadal jest tam pokazywany?
– Jest pokazywany, są zmiany, on będzie zdjęty. To trwa bardzo powoli.
Moim największym problemem, gdy poruszam tę sprawę z samym muzeum... Nie bardzo mogę znaleźć odpowiedź, kiedy ze strony muzeum pada argument, no jak to jest, pokazujemy to już 9 lat, to jest 10. rok, dostaliśmy 20 e-maili w tej sprawie, jakiż to jest wielki problem?
– No właśnie, gdzie oburzenie nas wszystkich?
– A to powinno być oburzenie. Nie mamy mechanizmu sprawdzania tego, co pokazuje się na przykład w muzeach. A to nie jest tylko sprawa Muzeum Pier 21. Gdybyśmy mieli możliwość konkretnego sprawdzenia.
– Jest jeszcze kwestia nauczania w szkołach.
– Są, ale popatrzmy tylko na to, co dzieje się w muzeach. Np. w muzeum w wojny, w muzeum cywilizacji. Nie tylko w Kanadzie. Na całym świecie. Co się mówi i jak się mówi o Polsce, o wkładzie Polski na przykład w pokonanie faszyzmu.
Myślę, że powinniśmy o to dbać. Oczywiście jest to proces, który powinien być budowany i powinno nam na tym zależeć.
– Może rozgrzeszamy się tym, że uważamy, że ktoś za nas powinien to zrobić. Wielu ludzi mówi, no a od czego jest Kongres Polonii Kanadyjskiej, od czego są gazety polonijne? Wiele osób dzwoniących do nas, do redakcji, uważa, że my powinniśmy interweniować.
Tymczasem nasz protest i protest instytucji ma o wiele mniejsze znaczenie niż protest poszczególnych widzów, słuchaczy czy ludzi odwiedzających muzea. Jak, Pana zdaniem, można to zmienić?
– Myślę, że trzeba nieustannie przypominać o tym, że jest to problem nas wszystkich i ich głos jest tutaj najważniejszy; że sami powinni chwycić za słuchawkę, zadzwonić, zaprotestować, napisać e-mail, napisać list do nich, nie tylko narzekać w grupie znajomych, jak się spotkamy, ale pokazać to minimum zaangażowania.
– Wielu ludzi nie jest do końca przekonanych, że takie ekspozycje czy opinia o Polakach osobiście ich dotyka. Oni tutaj wygodnie żyją, mają dom, samochód, ktoś tam mówi złe rzeczy w dalekim Halifaksie czy dalekiej Ottawie, czy, Pana zdaniem, ta zła opinia o nas przekłada się bezpośrednio na szanse naszych dzieci, na szanse nas samych w biznesie itd.
– Wie pan, nie można lekceważyć niczego, co jest złe, nawet jeśli na początku to jest małe. Jak wiemy z historii, wielkie rzeczy zaczynają się od małych i tak jak lawina może powstać z małej kulki śniegu, tak samo z opinią o grupie. To może się spotęgować i może się stać czymś większym, co potem będzie nas bardzo mocno bolało i będzie nam doskwierać. Nie można lekceważyć niczego złego, niczego obraźliwego, co jest skierowane przeciwko naszej grupie, przeciwko naszym wartościom.
– Nie sądzi Pan, że o takich sprawach warto byłoby porozmawiać w polskich szkołach tutaj w Mississaudze? Czy Pan takie inicjatywy może podejmował?
– Wie pan co, nie podejmowałem takich inicjatyw, by rozmawiać w szkołach polskich. Może to jest dobry pomysł, ale zawsze gdy mam okazję rozmawiać z mediami, czy to w radiu, czy w gazecie, czy w telewizji, zawsze o tym przypominam, żeby jednak w jakiś sposób czuć się częścią tej naszej społeczności polonijnej i kanadyjskiej. W tym kraju mieszkamy i również to, co w tym kraju się dzieje, powinno nas obchodzić.
– Na koniec jeszcze jedno pytanie, mówi Pan: gazety, radio, telewizja, a właśnie zlikwidowano telewizję polską, programy "Na luzie" i "Z ukosa", co Pan o tym sądzi?
– To nie dotyczy tylko polskiego programu, zlikwidowano grupę programów, ale z tych informacji, które mam, wynika, że one powstaną od nowa w nowej formie, bodajże od października tego roku. Przynajmniej taką informację otrzymałem od prezes Kongresu, która się spotkała z przedstawicielami Rogersa.
– Panie Pośle, dziękuję bardzo, miłych wakacji.
Rozmawiał Andrzej Kumor