Goniec: No właśnie, z czego to wynika, że u nas tutaj, w Kanadzie, jest tylu sportowców?
Jerzy Dąbrowa: Przede wszystkim, chyba powinno się zmienić definicję Polonii; nasze dzieci to już są praktycznie ludzie stąd i jeśli my ich nie zaciągniemy, nie przekonamy, to one same nie pójdę. Z przykrością muszę powiedzieć o działalności polonijnej naszych dzieciaków, że często jest tylko po to, żeby to do CV móc sobie wpisać.
Chodzi mi o to, że rząd Polski jakby nie miał już za dużego interesu w tej Polonii zachodniej, i nie jest aż tak zainteresowany, bo jeśli my nie potrafimy namówić młodych ludzi, żeby przyjechali, to co może rząd?
A przecież cała Polonia wschodnia to nie jest Polonia, tam była Polska. To są Polacy i to jest priorytet dla polskiego rządu. Oni powinni, oni muszą to utrzymywać, muszą płacić za nich, a to że ten system jest nadwerężany, to jest inna sprawa. Ale tak to powinno być. Choć może się zdarzyć, że to są nie Polacy, a jacyś Ukraińcy czy Białorusini, lub Litwini, ale żeby sprawdzać to, trzeba by było postawić jakichś żandarmów, a na to nie ma szans.
Goniec: W takim razie proszę powiedzieć, gdzie w tym roku igrzyska?
Piotr Lach: Igrzyska są w Toruniu... Ja tutaj bym troszeczkę polemizował z kolegą, moje zdanie jest też i takie, że rząd Polski powinien zadbać o tę drugą, czy nawet trzecią generację. Ja czy Jurek wyjechaliśmy, czy może nawet uciekliśmy z Polski, więc rzeczywiście nie możemy mieć pretensji, żeby nam opłacano cokolwiek, natomiast uważam, że rząd Polski takim młodym sportowcom jak Janek czy jego dzieciom jeszcze, w przyszłości, powinien nawet zafundować taki pobyt.
http://www.goniec24.com/wywiady-gonca/item/8666-przed-igrzyskami-polonijnymi-w-toruniu-mamy-to-szcz%c4%99%c5%9bcie-%c5%bce-barwy-kanadyjskie-s%c4%85-jak-polskie#sigProId4c65b20f8b
Goniec: Bo to byłoby przyciąganie do Polski tych młodych ludzi, którzy wciąż mają do Polski sentyment?
Jerzy Dąbrowa: Myśmy to wszyscy cały czas zgłaszali, i w tym roku Wspólnota Polska ogłosiła, że sfinansuje pobyt dla Polonii zachodniej w stosunku procentowym do liczby; załóżmy 10 procent. Prawdopodobnie około 6 – 8 miejsc dla młodzieży będziemy mieli ufundowane przez Wspólnotę Polską.
Piotr Lach: Sport jest tylko takim jednym widocznym przykładem, ale to nie tylko sport; rząd Polski powinien zadbać o tę drugą generację nie tylko jako sportowców; bo popatrzmy, brat Janka jest jednym z najlepszych w Kanadzie specjalistów w kowalstwie, ale też o innych czołowych specjalistów, chemików, prawników, inżynierów. To jest olbrzymia niewykorzystana armia.
Goniec: To jest olbrzymi potencjał, ja zawsze powtarzam – jeden naród ponad granicami. To w przypadku Polski, gdzie granice przesuwały się w lewo, w prawo, a poza tym zawsze była emigracja, jest bardzo ważne.
Jerzy Dąbrowa: A sport jest niesamowitym nośnikiem, jest bardzo dobrą platformą, żeby to połączyć. Na przykładzie piłki nożnej można zobaczyć, co się dzieje, co się dzieje z całą Polskę, nagle te wszystkie emblematy narodowe, duma narodowa.
Piotr Lach: Zawsze gdy reprezentacja Polski gra, kiedyś to było hasło na stadionach, jak było źle „Polacy nic się nie stało”, a dzisiaj na tych stadionach rozbrzmiewa „Polacy, gramy u siebie”. Obojętnie, czy to w Chicago, gdziekolwiek Polska gra, to dziewięćdziesiąt procent potrafi być na stadionie Polaków. Kiedyś w Toronto na meczu na siatkówki na lidze światowej, więcej było Polaków niż Kanadyjczyków.
Goniec: No i właśnie to jest ten potencjał, który trzeba „odkorkować”.
Goniec: A jaka była Pana droga do sportu, pan tutaj się już urodził?
Jan Krzyszkowski: Rodzice przyjechali w latach osiemdziesiątych, tutaj się spotkali, tutaj się urodziłem, do tej pory byłem w Polsce tylko 2 razy. Trudno jest zafundować sobie taki wyjazd. Moja droga do sportu zaczęła się od małego, zawsze oglądałem hokej czy koszykówkę, próbowałem grać od małego, chciałem być słynnym zawodnikiem. Nie wiedziałem, w czym; próbowałem we wszystkich dyscyplinach. Grałem sam, brat – mam brata 2 lata młodszego – nigdy nie chciał ze mną grać, grałem sam przy domu, grałem od małego, a oszczep zaczął się w 9. klasie szkoły średniej.
Goniec: Kto namówił?
Jan Krzyszkowski: Mieliśmy nauczyciela wychowania fizycznego, pewnego dnia wziął 30 oszczepów, wziął nas i powiedział OK, rzucamy. Był trenerem szkolnej drużyny, chciał znaleźć talent. Rzucałem wcześniej kulą, myślałem, że kula dobrze pokazuje siłę, a chciałem być najsilniejszy; rzucałem dobrze kulą i nie byłem więc zainteresowany oszczepem. Ale kolega założył się ze mną, że rzuci dalej. O 5 dol. Rzuciłem jak najmocniej i pobiłem wszystkich. Pierwszy raz rzuciłem 30 m, a wszyscy inni rzucali tak 10 - 15 m. Wynikało z tego, że miałem naturalny talent. Rzucałem później przez cały rok na zawodach szkolnych i żadnych nie przegrałem. Miałem takie małe rekordy regionalne. Nie wiem, czy pan zna takiego trenera Bogdana Poprawskiego, on był kilka razy głównym trenerem reprezentacji Kanady na olimpiadzie. On mnie wziął na uniwersytet do Toronto. Tam zacząłem rzucać w 2009 roku, dla tego uniwersytetu. W kolejnym roku skończyłem na trzecim miejscu wśród młodzików w Kanadzie. Byłem na światowych igrzyskach młodzieżowych w 2011 roku. A potem nabawiłem się kontuzji, przez 2 lata przestałem rzucać, zerwało mi się ścięgno w łokciu. Wiedziałem jednak, że to jest to! Cały czas na to liczyłem i wróciłem do tego sportu na 5. roku szkoły średniej, żeby zdobyć stypendium do Ameryki. Tutaj, w Kanadzie, za bardzo nie płacą więc uzyskałem stypendium w Arka Banerjee – University of Wisconsin-Milwaukee. W 2013 we wrześniu tam pojechałem, jestem tam do dzisiaj, został mi jeszcze rok szkoły.
Goniec: Czego się Pan uczy?
Jan Krzyszkowski: Fizjoterapeutyki; jechałem tam na matematykę, ale po pierwszym roku stwierdziłem, że choć miałem bardzo dobre wyniki w matematyce, ale co dalej w życiu będę robił? Nie chciałem iść na jakąś księgowość czy finanse, chciałem być trenerem, chciałem robić coś fizycznego i zobaczymy, gdzie moje drogi pójdą.
Goniec: A ile Pan ma lat, jeśli można zapytać?
Jan Krzyszkowski: 23 skończyłem w marcu. W tamtym roku zająłem na igrzyskach panamerykańskich trzecie miejsce w klasie poniżej 20 lat. W tamtym roku w El-Salwador na igrzyskach karaibsko-północnoamerykańskich zająłem 6. miejsce, w tym roku mam nadzieję, że będę na Rodin University Games na Tajwanie; moje wyniki idą w górę, mam więc nadzieję na Tokio w 2020 roku.
Goniec: Świetnie pan mówi po polsku, chodził pan do polskiej szkoły? Jak to się stało?
Jan Krzyszkowski: Urodziłem się tutaj, ale rodzice za bardzo po angielsku nie rozmawiali, mówiło się w domu tylko po polsku. Poszedłem do kanadyjskiej szkoły i nie znałem angielskiego. Nauczyłem się angielskiego, a teraz trochę polski mam gorszy. Chodziłem do polskiej szkoły podstawowej i pierwszy rok do szkoły średniej, potem musiałem przestać, bo miałem treningi. Często rozmawiam po polsku z rodzicami.
Goniec: Ile ma pan rodzeństwa? Mówi Pan z rodzeństwem też po polsku?
Jan Krzyszkowski: To tak różnie, więcej po angielsku, ale czasami po polsku; często wtedy, gdy nie chcemy, żeby ktoś inny nas rozumiał. Mam siostrę, która jest rok młodsza ode mnie, mój brat jest 2 lata młodszy ode mnie, jest jeszcze jeden brat, który jest 7 lat młodszy.
Piotr Lach: A ja mam takie pytanie, gdybyś dostał ofertę od Polskiego Związku Lekkiej Atletyki, czy mógłbyś pojechać do Tokio jako reprezentant Polski? Rozważałeś w ogóle taką możliwość?
Jan Krzyszkowski: Mógłbym, sam bym chciał, bo w Kanadzie lekkoatletyka nie ma takiego statusu jak w Polsce; w Polsce lekkoatletyka jest o wiele bardziej popularna i dużo lepiej finansowana. Polski zawodnik w rzucie kulą Bukowiecki jest jednym z najlepszych na świecie. Dopiero co skończył karierę Majewski, który wygrał dwie olimpiady, jest bardzo silny sport. Gdybym dostał ofertę, to od razu jadę.
Jerzy Dąbrowa: A patrzyłeś, gdzie się plasujesz w Polsce ze swoim wynikiem?
Jan Krzyszkowski: Jest dużo zawodników, którzy rzucają tyle co ja. Brakuje nam trochę, żeby być najlepszymi. To jest pierwsza dziesiątka.
Jerzy Dąbrowa: Przed igrzyskami w Toruniu jest Sejmik Polskiego Komitetu Olimpijskiego, nie ma problemu, żeby tę sprawę poruszyć. Ja kiedyś wystąpiłem do Polskiego Związku Pływackiego z pismem, chodziło o Dawida Nowickiego. Oni wtedy wygrali mistrzostwa Kanady w sztafecie uniwersytetów i on chciał pływać dla Polski. Niestety, moje pismo pozostało zupełnie bez odpowiedzi.
Goniec: Sport w Polsce też lubi chodzić własnymi skorumpowanymi ścieżkami.
Jerzy Dąbrowa: Czasami nie są zainteresowani takimi rzeczami.
Goniec: To jest trochę państwo w państwie.
Jerzy Dąbrowa: Dokładnie tak, tam są sponsorzy, różne organizacje.
Jan Krzyszkowski: Wszyscy mnie pytają o Kanadyjczyk? A ja odpowiadam, jestem Polakiem, zostałem wychowany po polsku i czuję się Polakiem, nie Kanadyjczykiem.
Goniec: To jest to, o czym mówiliśmy, że jest mnóstwo ludzi nawet z drugiego pokolenia, którzy odkrywają polską kulturę, odkrywają polskie pochodzenie, że polskie wychowanie daje o wiele większą siłę wewnętrzną do kariery. Pozostaje więc nam się tylko cieszyć i trzymać kciuki, ale jeszcze może dokończymy, bo pytałem o siostry i braci.
Jan Krzyszkowski: Wszyscy są inni, kompletnie inni. Siostra jest bardzo zdolna i mądra, została wybrana na jedną z czterech studentów w całej Ameryce Północnej, żeby pojechać do Niemiec na stypendium; studiuje chemię, była wtedy na trzecim roku. W tym roku skończyła dopiero Uniwersytet Queen’s w Kingston i pracuje w laboratorium w Pradze w Czechach. W tym roku dostała propozycję opłaconej szkoły w Kolumbii Brytyjskiej, żeby tam zrobić Masters, żeby tam studiować. Ona jest bardzo mądrą kobietą, bardzo dobra jest w tym, co robi.
Jerzy Dąbrowa: Też jest wioślarką.
Jan Krzyszkowski: Tak, ale mama naprawdę musiała ją kopnąć, żeby coś tam zrobiła. Jak była młoda, nic nie chciała robić.
Goniec: Rodzice gdzieś wyjeżdżali, zawsze coś było na weekend, do parków czy na canoe, rowery?
Jan Krzyszkowski: Nie, ojciec codziennie pracował, jak byłem mały, w niedzielę też, przez 7 dni na tydzień. Mama nas wychowała. Gdy byłem starszy, to mama już zaczęła pracować, rodzice chcieli nas wychować, bo nie chcieli, żeby wychowywał nas ktoś inny, chcieli wychować nas po polsku i po swojemu. Mama nie pracowała, a tata się prawie zabijał, żeby nas utrzymać. Mój brat, młodszy o dwa lata, jest kowalem, ma swój zakład. Zajął się tym, gdy miał 19 lat, i dzisiaj ma swoją firmę w St. Catharines, idzie mu to bardzo dobrze.
Jerzy Dąbrowa: Że wtrącę tu znowu akcent sportowy, to łucznik, on był też z nami we Wrocławiu, on też robi łuki, prawda?
Jan Krzyszkowski: On zaczął od łuków, zainteresował się tym, nauczył się tego, gdy miał 16 lat. Gdy miał 18 lat, to zbudował sobie jeden piec i zaczął się uczyć, czytał po 5 godzin dziennie. Po szkole wiedział już, że nie pójdzie na uniwersytet, tylko zostanie kowalem. Ma 21 lat i bardzo duże doświadczenie i wiedzę.
Goniec: Był Pan w Polsce 2 razy, podobało się?
Jan Krzyszkowski: Tata jest z Łagów, blisko Kielc, a mama jest z wioski blisko Lublina. Byłem w Kielcach, w Lublinie i trochę w Łagowie. Miałem wtedy 3 lata i za bardzo nie pamiętam, a drugi raz byłem tutaj z panami we Wrocławiu. Wrocław był piękny. Dzięki tej okazji mogłem zwiedzić więcej Polski. Dla mnie to był bardzo dobry obraz Polski, w moich oczach to wygląda bardzo spokojnie.
Goniec: Bardzo dziękuję, gratuluję, ale zapytam jeszcze panów o organizację olimpiady w Toruniu, jakie są dyscypliny?
Jerzy Dąbrowa: Przed igrzyskami jest jeszcze Sejmik od 20 do 28 lipca, to jest Sejmik PKOl-u, przyjeżdżają ludzie z Polskiego Komitetu Olimpijskiego, przyjeżdżają goście i polscy medaliści olimpijscy, jest to praktycznie dla Polonii z całego świata. Codziennie odbywają się jakieś sesje, jakieś narady, zebrania, spisuje się wnioski. Dlatego tam będzie szansa, żeby takie rzeczy jak ta zgłosić oficjalnie. To zostanie zapisane, że to nie idzie do kosza, to są dokumenty, które zostają. Igrzyska zaczynają się 29 lipca, trwają tydzień, do 5 sierpnia. Toruń już raz robił igrzyska, sprawdził się – super. W dalszym ciągu są te same władze, jest ten sam pan prezydent, jest ta sama pani odpowiedzialna za organizację igrzysk z ramienia Rady Miasta. Wspaniała organizacja i sam Toruń jest cudowny. Zamknięcie igrzysk będzie w fosie krzyżackiej, tam będzie spektakl „Romeo i Julia”, tak że starają się bardzo. Wracając zaś do sportu, to jak zwykle upatrujemy swoich szans w pływaniu, bo zawsze byliśmy najlepsi w pływaniu. Dużo polonijnych dzieci tutaj pływa. To jest takie ciekawe, że za każdym razem przywozimy ludzi bardzo dobrych, tuż na pograniczu kadry kanadyjskiej, a poza tym mamy też dużo seniorów. Już nie będę wspominał o mnie czy o Piotrze.
Goniec: No właśnie, chciałem na koniec zapytać o panów; jak zostaliście działaczami sportowymi?
Piotr Lach: Realizuję swoje marzenia, dziecięce, młodzieńcze, sportowe. Nigdy nie byłem sportowcem jak Jurek, który jest multimedalistą, ja znalazłem swoją niszę w pływaniu kategoria +50 i mam przyjemność pływać co 2 lata, zdobywam medale, czasem nawet brązowe. Zacząłem pływać 10 lat temu, bo to – wiadomo – imigracja. Tak jak ojciec Krzysztofa, pracowaliśmy, rozwijaliśmy biznes, a teraz realizujemy trochę swoje marzenia, odcinamy kupony. Natomiast tylko taki przykład z Torunia, dzięki Jurkowi i naszym sponsorom, wielu małym biznesom, mamy tę przyjemność i honor ubrać młodych ludzi za darmo. Tak że w tym Toruniu i poprzednio zawsze jesteśmy najlepiej ubrani, zawsze najlepiej wyglądamy. Mamy to szczęście, że barwy kanadyjskie są takie same jak polskie, w związku z tym nie ma konfliktu interesów. A ciekawostka z Torunia jest taka, że 8 lat temu po paru dniach, bo chodzimy w tych koszulkach wszędzie, a Toruń jest miastem małym – te naleśnikarnie, pizzerie są opanowane przez nas wszystkich, taksówkarz powiedział mi, że to już nie jest Toruń, to jest Toronto.
Jerzy Dąbrowa: Ja bym tutaj, panie Andrzeju, dorzucił jeszcze jedną sprawę, Piotr powiedział, że mamy takie same barwy, ale to nie tylko o barwę chodzi, dlatego że mi się wydaje, ja też jakieś marzenia realizuję, i przypomina się teraz Janek i jego brat Paweł odnośnie do tego kowalstwa. Nagle znaleźliśmy się tam gdzie powinniśmy być, robimy coś, co sprawia nam przyjemność. Austria też ma takie same kolory, też białe i czerwone, ale niestety tego nie ma Polonia w Europie Zachodniej, jest w sumie bardzo skłócona, oni tam mają jednoosobowe organizacje. To, co nas tutaj kręci, inspiruje, to może nie tak medale, jak właśnie coś takiego jak z Jankiem; że udało się dotrzeć do takiej rodziny i dzięki temu, że Janek wyjechał z nami do Wrocławia, zobaczył inną Polskę, a może by jeszcze do niej nie pojechał, to jest raz. A poza tym, na przykład, w tym roku dotarliśmy do takiej rodziny z Bolton, to jest rodzina pięcioosobowa, w trzecim pokoleniu Polacy, nikt z nich po polsku nie rozmawia; ojciec tylko mówi „kiełbasa”, „dzień dobry”, a żona pyta, czy on jest komunikatywny; oni jadą z nami pięcioosobowa rodzina, tylko na igrzyska, to jest wydatek około 20 000 dol. kanadyjskich, bo oni czują się w jakiś sposób Polakami, a pływa na igrzyskach tam ich jedna córka.
Goniec: To jest niesamowite i ważne, żeby ludzie w Polsce o tym wiedzieli, że wielu ludzi w ten sposób ceni sobie polskość i w ten sposób podchodzi do polskości w trzecim pokoleniu, bo czasem, gdy rozmawiamy w Polsce, to widzimy, że są ludzie, którzy z polskości nie są dumni. A możliwe, że poprzez sport tę polską siłę właśnie wydobędziemy.
Piotr Lach: To jest jedna rodzina, ale parę lat temu znaleźliśmy przez przypadek, Jurek znalazł na uniwersytecie, tylko po nazwisku, na ski, bo to jest to, co nas wyróżnia, dziewczynę Kłodnicki i zadzwonił do niej z pytaniem, czy mówi po polsku. Ona odpowiada, że nie, ale że jej tata mówi. Poznaliśmy Lecha Kłodnickiego, który się urodził w latach 50. tutaj, a rodzice, ojciec, przeszli przez Monte Cassino z armią Andersa. Nigdy nie był w Polsce, dlatego że się bał, że to za drogo, że za daleko, że w Polsce rządzą komuniści. Zabraliśmy wtedy do Wrocławia całą rodzinę. Lech od tej pory jeździ do Polski dwa razy do roku.
Goniec: To jest to odkorkowanie, o którym mówiliśmy, może wreszcie w Polsce zostanie to docenione, że to jest bardzo dobre dla Polski i dla nas, jest też cudowne, bo tworzy siłę narodu ponad granicami i podziałami.
Bardzo dziękuję za rozmowę i trzymam kciuki za medale.