Tak się złożyło, że po powrocie do seminarium mój najlepszy kolega powiada, że ma podobny problem ze swoim sąsiadem i bardzo chciałby go przywrócić Kościołowi. Zaczęliśmy więc dogłębnie studiować pod tym kątem zarówno Pismo Święte, jak i prawdy wiary.
Naszym pierwszym sukcesem było nawrócenie pewnej pani mieszkającej w pobliżu seminarium, która była Świadkiem Jehowy od 32 lat. Nasze odwiedziny i rozmowy z nią trwały ponad pół roku i wielka była nasza radość, gdy w Wielki Piątek wraz z mężem przyszła do seminarium do spowiedzi. Przekonaliśmy się wtedy, że można i że warto.
Pani ta wniosła nam też wiele wiedzy o Organizacji Świadków Jehowy, m.in. przekazując wiele publikacji dotyczących ich działalności, których to materiałów przez 32 lata nazbierało się sporo. Materiały te pomogły nawet w napisaniu kilku prac magisterskich.
W.P.: Czy w tym czasie istniało już Stowarzyszenie Effatha?
Ks. S.Z.: Tak, Stowarzyszenie już wtedy istniało i jeździliśmy na jego zjazdy m.in. do Niepokalanowa. Nasza działalność miała jeszcze i tę dobrą stronę, że przygotowując się do rozmów ze świadkami Jehowy, tym samym przygotowywaliśmy się w jakiejś mierze do egzaminów, które zdawaliśmy "śpiewająco".
W.P.: Z wielu tematów, które poruszał Ksiądz u nas w swych konferencjach, na pewno warto by zwrócić uwagę na jeden, który wydaje się szczególnie ważny i na czasie. A jest nim szeroko pojęty okultyzm. Z pojęciem tym na ogół kojarzona jest jakaś czarna magia, satanizm itp. i większość osób jest święcie przekonana, że z okultyzmem nie ma nic wspólnego. Tymczasem sprawa zaczyna się dość niewinnie, np. od wiary w horoskop lub wizyty u bioenergoterapeuty czy wróżki. Gdzie jest początek tej drogi?
Ks.S.Z.: Odpowiem słowami św. Pawła z listu do Koryntian – "...sam diabeł podaje się za anioła światłości, a słudzy jego podszywają się pod sprawiedliwość...".
Zło zawsze działa podstępnie. Jak najlepiej człowieka usidlić? Otóż tym momentem jest zdrowie. Na troskę o zdrowie zawsze się człowieka złapie. Obietnice szczęścia i wiedzy o przyszłości – to następne sidła. Aby jednak one zadziałały, musi się człowiek na nie otworzyć, czyli dobrowolnie poddać się leczeniu bioenergoterapeuty lub sugestiom wróżki. Czyli otwieram się wewnętrznie na człowieka, oczekując od niego jakiegoś dobra.
Wszystkim owym uzdrowicielom, z którymi mam okazję rozmawiać, daję jedną receptę – przyjdź do kościoła, uklęknij przed tabernakulum i pomódl się: – Panie Boże, jeśli te zdolności pochodzą od Ciebie, zachowaj je dla dobra bliźnich, jeśli zaś nie od Ciebie – zabierz je. Po takiej szczerej modlitwie wszelka moc znika. Mam wiele takich przykładów.
W.P.: No właśnie. Jeszcze nie tak dawno, bo w latach 70., seanse bioenergoterapeutyczne odbywały się pod auspicjami Kościoła, np. słynne seanse Clive'a Harrisa w kościele Dominikanów w Warszawie przy ul. Freta. Czy coś się od tego czasu zmieniło w spojrzeniu na te zagadnienia?
Ks. S.Z.: Tak, to prawda. Nie tylko w tym kościele, ale także w wielu innych. Gdy idzie o stanowisko Kościoła, nic się pod tym względem nie zmieniło, zakaz takich praktyk istniał zawsze. Pismo Święte i Katechizm Kościoła katolickiego wyraźnie o tym mówią.
W.P.: Skąd się zatem wzięło przyzwolenie ludzi Kościoła na te praktyki?
Ks. S.Z.: Przypuszczam, że wynikało to z pewnej niewiedzy, czy wręcz ignorancji niektórych środowisk. Zresztą akurat w przypadku Harrisa wyszło szydło z worka, gdy okazało się, że w jego praktykach uzdrowieniowych przeszkadza mu Najświętszy Sakrament. Mówił coś o utracie energii i prosił księży o usunięcie Go z tabernakulum. Wiadomo, komu może Najświętszy Sakrament przeszkadzać. Wtedy otworzyły się ludziom oczy. Czytałem też wywiad z polską asystentką Harrisa. Harris zrezygnował ze współpracy z nią, gdy zorientował się, że modli się ona w myślach za leczone osoby w czasie seansu, co mu wyraźnie przeszkadzało.
(Wspomniany wywiad można znaleźć na stronie internetowej pod adresem: http://www.psychomanipulacja.pl/art/bylam-podajaca-u-harrisa.htm – przyp. W.P.)
W.P. Wspominał Ksiądz w homilii o działalności wróżbiarskiej. Porozmawiajmy może o tej stronie okultyzmu.
Ks. S.Z.: Otóż są dwa rodzaje wróżek – fałszywe i prawdziwe. Te pierwsze poza tym, że są oszustkami, nie stanowią tak wielkiego, duchowego zagrożenia. Inaczej rzecz się ma z tymi prawdziwymi, a jest ich bardzo dużo. Mają one kontakt z szatanem i rzeczywiście potrafią często trafnie przepowiedzieć przyszłość. Ich wpływ jest niestety bardzo duży.
Z tego co wiem, to w Polsce, kraju katolickim, jest zarejestrowanych ponad 100 tys. wróżek. Mowa tylko o tych zarejestrowanych, płacących podatki.
Czyli jest to cały przemysł, którego obroty mogą sięgać milionów złotych. Nie koncentrujmy się jednak na sprawach finansowych, gdyż o wiele poważniejsze jest ich destrukcyjne działanie duchowe. Co trzeba zrobić, aby zostać prawdziwą wróżką? Potrzebny jest do tego kontakt z diabłem. Jednak nikt sam z siebie nie jest tego w stanie dokonać, niezbędne jest wprowadzenie przez inną osobę, czyli tzw. inicjacja.
Przy okazji chciałbym tu mocno podkreślić, że jeśli ktokolwiek, kiedykolwiek korzystał z usług bioenergoterapeuty lub wróżki, winien się z tego wyspowiadać. I nieważne, czy było to działanie świadome, czy nie – działanie złego ducha było.
Można zapytać, dlaczego ludzie chodzą do wróżek i tych wszystkich uzdrowicieli. Otóż podstawowym powodem jest to, że nie wierzą w Jezusa Chrystusa Zmartwychwstałego i w Jego moc. Jeśli ludzie zatracają wiarę w Boga, są skłonni uwierzyć w największą bzdurę. Życie duchowe także nie znosi próżni i jeśli zabraknie w nim prawdziwego Boga, wciśnie się tam byle co.
W.P.: Czy mamy jakieś środki obrony przeciw mocom zła?
Ks. S.Z.: Oczywiście, i to w zasięgu reki. Diabeł najbardziej boi się kultu Matki Bożej i wszystkiego, co jest z tym kultem związane. A więc np. różaniec.
O ogromnym natężeniu zła w naszych czasach, niech świadczy fakt, że istnieje gwałtowne zapotrzebowanie na posługi egzorcystów. Przed laty było ich w Polsce może dwóch – trzech. Obecnie jest ponad setka, a na spotkanie z egzorcystą czeka się kilka tygodni.
Myślę, że taką przełomową datą był rok 89 i wszystko, co po nim nastąpiło. Do Polski wlała się jakaś ogromna fala zła, nad którą nikt nie był w stanie zapanować. W czasach komunizmu relacje międzyludzkie były jednak lepsze, było mniej egoizmu, więcej solidarności. Może dlatego, że przeciwnik był bardziej określony. Natomiast po roku 89 te granice się zatarły, wkradło się wiele pychy i egoizmu.
Na tym tle niezwykle pozytywnie odbieram Polaków mieszkających w Kanadzie. Miałem okazję rozmawiać z wieloma z nich i muszę stwierdzić, że jest w nich wiele dobrej pokory. Myślę, że życie na emigracji uczy owej pokory.
W.P.: Czy zechciałby Ksiądz na zakończenie swego pobytu zostawić nam jakieś przesłanie?
Ks. S.Z.: Tak. Będzie to fragment listu św. Pawła do Filipian:
"I owszem, nawet wszystko uznaję za stratę ze względu na najwyższą wartość poznania Jezusa Chrystusa, mojego Pana. Dla Niego wyzułem się ze wszystkiego i uznaję to za śmieci, bylebym pozyskał Chrystusa...".
W.P.: Serdecznie dziękujemy za rozmowę i życzymy Księdzu wielu łask Bożych w Jego posłudze.
PS Dla zainteresowanych podajemy internetowy link do Stowarzyszenia Effatha: