Halina Kaczmarczyk: – Od jak dawna wiesz, że jesteś piękna?
Marta Stępień: – Od zawsze.
– Wszyscy mówią?
– Tak.
– Kiedy zadecydowałaś pokazać się światu?
– Jak miałam niecałe 14 lat. Koleżanki mojej mamy kazały coś zrobić z tą moją twarzą. Żeby się odczepiły, wysłałam kilka e-maili z fotkami i po kilku dniach dostałam ofertę spotkania, ale właśnie wylatywałam do Polski na wakacje. W dwa dni po moim powrocie agentka pukała do drzwi. Mama podpisała kontrakt, jakbym nie umiała pisać (śmiech), i zostałam wysłana na sesję zdjęciową do Toronto. Nie miałam portfolio, w e-mailach posłałam zdjęcia, które sama sobie zrobiłam na kanapie.
– Po pierwszej sesji natychmiast zostałaś zaangażowana do magazynu Lush. Jak poszło?
– W końcu dobrze, ale na początku byłam drewniana.
Mama: – Jak Pinokio.
– Fotografowi opadły ręce. Zeszłam z planu i dla relaksu, żeby nie płakać, zaczęłam się wyginać po swojemu. A on wtedy prawie krzyknął: właśnie o to chodzi!
– Ile miałaś lat w czasie tej sesji?
– Czternaście.
– Co potem?
– Castingi, jak miałam czas.
– To brzmi, jakby agencja bardziej starała się o ciebie, niż ty o nią.
– ...
– Żadnych sugestii z ich strony?
– Chcieli, abym zaczęła modeling na pełny etat, a szkołę kończyła internetowo. W końcu czytać i pisać już umiem...
– Szefowa widziała cię w Victoria Secret.
– Mam warunki, szczególnie biust, niepotrzebny na innych wybiegach, a tutaj raczej pomocny (uśmiech). Victoria Secret również wybacza niepełne 180 cm wzrostu – jak w przypadku Heidi Klum. Potrzebna jest jednak wiza pracownicza, a to kosztowna zabawa.
– Wakacje i propozycja Paryża, chyba dreszcz na samą myśl o byciu wziętą modelką w stolicy światowej mody?
– Na początku tak, potem powszednieje, szczególnie jak po całym dniu zdjęć trzeba wyjść na szóste piętro w szpilkach. A mieszkałam wtedy z jeszcze jedną dziewczyną w północno-wschodniej części Paryża. Mieszkanie było niezłe, dwa pokoje, dobrze wyposażona kuchnia. Ale nie wychodziłyśmy pojedynczo, bo zaczepiali nas mężczyźni, szczególnie Arabowie. Zaalarmowałyśmy agencję. Właścicielka zabrała nas do swojej willi na Trocadero. Wtedy znów uwierzyłam w bajki.
Mama: – Marta opowiedz, jak pozowałaś w sejfie.
– To było dla arabskiego jubilera w jego skarbcu, do którego wchodziło się przez śluzę grubości ponad pół metra jak na filmie o skoku na bank. W środku naokoło stały sejfy, a przy każdym ochroniarz w pełnym uzbrojeniu. Wszyscy w czerni od stóp do głów, z zasłoniętymi twarzami, w kamizelkach kuloodpornych, z automatami gotowymi do strzału. Proszę mnie nie pytać o rodzaj broni, bo się na tym nie znam. Cofnęłam się na ich widok, ale stylista powiedział, żebym się nie bała, bo jesteśmy w lepszych rękach niż prezydent Stanów Zjednoczonych. (śmiech)
– Powrót do domu, parę dni w szkole i ponowny wyjazd do Paryża.
– Opuściłam wtedy trzy tygodnie, ale zostało uzgodnione, że dostanę pomoc nauczycielską w nadrabianiu zaległości. Po powrocie zaszczuto mnie tak, że zrezygnowałam z tej szkoły.
– Marta, twoje koleżanki po fachu?
– Różnie. Są takie, które stawiają na zawód modelki i nie robią niczego innego. Śpieszą się, można nią być nie dłużej niż do dwudziestego szóstego – siódmego roku życia. Są takie, które między zdjęciami, przygotowują się do egzaminów. Pewnie niedługo do nich dołączę.
– To wszystko to przygody natury poznawczej, zaskakujące obyczaje innych krajów, ale wieść niesie, że modelki w sposób nieuzasadniony zarabiają krocie.
– Nie wiem, czy w nieuzasadniony. To kilometry na wybiegu, na wysokich obcasach, często w za dużych albo za małych butach. Nie ma czasu na grymasy. Przebranie zestawu razem z biżuterią trwa jakieś trzydzieści sekund. Kilkaset modelek na całym świecie zarabia świetnie, reszta różnie, tyle że ma możliwość objechania świata, co na takim poziomie mogłoby się w innych warunkach nie udać. Ja należę do jeszcze innej kategorii – wychodzę na zero.
– Jak to na zero?
– Zaciągam dług w agencji, a następnie go spłacam.
– Ale to oni ciebie zapraszali na sesje.
– Za pierwszym razem agencja uznała, że może we mnie zainwestować. Zapłaciła za studio, fotografa, prąd, czas, podatki, mój bilet na pociąg do Toronto, hotel i szklankę wody, którą mi w trakcie podano. W zamian z najbliższej mojej sesji dla magazynu Lush odjęto koszty.
Mama: – Zostało kilkaset dolarów, które zatrzymano na wypadek, gdyby Marta okazała się mniej rentowna w przyszłości.
– Rentowność Marty jednak nie spada, bo zaproponowano jej Paryż. Wylądować na paryskim wybiegu to szczyt szczęścia.
– I tak, i nie, poza tym nie występuję na wybiegach, jestem fotomodelką. Zresztą aby pracować na wybiegu w Kanadzie, trzeba mieć skończone osiemnaście lat, we Francji i Stanach nie. Mnie wysłała do Paryża moja macierzysta agencja, za co policzyła sobie 10 proc. wszelkich moich zarobków. Agencji, która mnie przyjęła w Paryżu, należało się 20 proc. Potrącono również 30 proc. na podatek jako od osoby spoza Unii Europejskiej. Teraz już wiem, do Europy należy zabrać ze sobą paszport polski. Dalej odliczono koszt mieszkania. Również należało oddać za przelot samolotem ponad 2500 dol. i nie była to klasa biznesowa. Musiałam spłacić komórkę, która służyła jedynie do przesyłania sms-ów, kiedy i gdzie mam się stawić na zdjęcia.
– Zatem stąd ta duma w głosie: wyszłam na zero.
– Tak, inne dziewczyny wyjeżdżały z Paryża z długami.
– Wróćmy do Victoria Secret. To nęcąca oferta.
Mama: – Nęcąca, ale wolałabym, aby Marta skończyła studia, bo tego jej nikt nie zabierze.
– Nie podlegasz aby stereotypom? Czy Marta nie powinna skorzystać z bogactwa, które Bóg jej sprezentował? Nie potrzebuje zaciągać pożyczek, wystarczy, aby więcej pracowała. Tak?
Mama: – Tak, ale istnieje ryzyko, że nie zarobi tyle, aby wystartować, kiedy już nie będzie modelką.
– Studia też nie dają obecnie żadnych gwarancji. Nawet tak mało obstawione jak elektryka, a ja Martę porównałam z innymi modelkami – choćby z tymi które ostatnio pozowały do Lush – Marta jest poza konkurencją.
Mama: – Myślę, że jak przerwie naukę, to do niej nie wróci. To moje przekonanie przywiezione z Polski.
– Marta, czy nie lepiej, abyś nie zadłużała się na co najmniej 100 tys. dolarów? W sytuacji, gdy prawie 50 proc. absolwentów nie pracuje, już nawet nie w swoim zawodzie, ale w ogóle nie pracuje?
– Chciałabym skończyć studia.
– A modeling?
– W czasie wakacji. Zobaczę, chyba jeszcze nie zadecydowałam.
– Jakie plany, oprócz ochoty, aby tracić urodę nad podręcznikami elektryczności?
– Prawdopodobnie Japonia.
– Życzę zatem powodzenia i dziękuję za rozmowę.
Halina Kaczmarczyk
Detroit