Regionalism and nationalism in Canada (6)
The author looks at an important question – in what sense is Canada a nation?
In societies such as Canada, the terms “nation” and “state” are often considered to be describing the same thing. However, a more subtle approach could describe a “nation” as something close to a cultural or ethnic entity, whereas a “state” is a legal structure than can include mostly one, two or several nations.
Gad Horowitz is one of the most interesting figures of the Canadian Left. One of his central ideas was that Canada as a whole could be characterized as a binational State. The two nations are English-speaking Canada and Quebec. Gad Horowitz had also suggested that “Britishness” can be mostly a “political nationality” that does not imply ethnic or religious exclusion.
SPIS LOKATORÓW
Jakie polskie dramaty, w najnowszych dziejach Rzeczypospolitej, uważam za najczarniejsze? Wymienię trzy.
Można powiedzieć: wszystkie trzy, bo te same towarzyszą nam od blisko stu lat. Po pierwsze: mroźna zima przyszła wraz z traktatem ryskim i zdaje się trwać, lecz Boże Narodzenie nadal nie nadciąga. Po drugie: właściwe rozumienie patriotyzmu przez Polaków uśmierca cukrzyca, bo nad Wisłą insulina medialna najwyraźniej nie istnieje bądź wciąż produkowana jest w zatrważająco niedostatecznych ilościach. Wreszcie po trzecie: wśród wielu członków wspólnoty, niegodziwość wynikająca z rodzinno-ideowych powiązań z marksizmem (oraz z marksizmem kulturowym), niegodziwość na domiar złego całymi dekadami odzierana z ekspiacji, przechodzi w przypadłość utajoną, zarażając nieświadomy i tresowany do posłuszeństwa naród wirusem zaprzaństwa.
Prezes Kaczyński wznawia II wojnę?
Wprawdzie Umiłowani Przywódcy porozjeżdżali się na urlopy, ale obowiązek wzmożonej czujności nie został z tego powodu bynajmniej odwołany. Ponieważ niemiecki owczarek w służbie europejskiej, czyli zastępca Jana Klaudiusza Junckera na stanowisku wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej, Franciszek Timmermans, wystosował wobec polskiego rządu miesięczne ultimatum na ostateczne rozwiązanie kwestii praworządności w naszym nieszczęśliwym kraju, to znaczy, że na przełom sierpnia i września wszyscy folksdojcze muszą osiągnąć stan gotowości bojowej.
Przypomniał im o tym Grzegorz Schetyna – z tym jednak, że jeszcze chyba nie zapadła decyzja, kto zostanie rzucony do pierwszego rzutu natarcia.
Wojna o naszą cywilizację. Bez rodzin zginiemy
Emanuel Macron, nowo wybrany francuski prezydent, nie ma dzieci; niemiecka kanclerz Ángela Merkel nie ma dzieci, brytyjska premier Theresa May nie ma dzieci, włoski premier Paolo Gentiloni nie ma dzieci, premier Holandii Mark Rutte, Szwecji Stefan Lofven, Luksemburga Xavier Bettel i Szkocji Nicola Sturgeon; wszyscy oni nie mają dzieci. Można tak wymieniać dalej. Bezdzietnym prezydentem Łotwy jest Raymonds Vejonis, bezdzietnym prezydentem Litwy jest Dalia Grybauskaite, a Rumunii Klauss Werner Iohannis, Jean Claude Juncker, prezydent Komisji Europejskiej, również nie ma dzieci ani rodziny.
Ujmując rzecz wprost: nieproporcjonalnie duża liczba osób podejmujących ważne decyzje o przyszłości Europy nie ma bezpośredniego potomka, dziecka, wnuka, czy nawet rodzeństwa, których dobro byłoby tutaj na szali, nie mają oni rodzin i całą swoją uwagę skupiają na jednej, dominującej i wszechpotężnej organizacji społecznej, której są wierni, mianowicie na państwie.
Wszystkie ręce na pokład
Niezależnie od tego, czy zagranie wetem przez prezydenta RP jest częścią większego, strategicznego planu Jarosława Kaczyńskiego – jak chcą zwolennicy teorii spiskowych, którzy wszystko usiłują tłumaczyć genialnością prezesa – czy jest po prostu ordynarną kłótnią w rodzinie – pewne jest, że polska partia rządząca wydaje się nie wierzyć we własną propagandę.
Bo jeśli się uznaje – całkiem słusznie – że Polska jest obsiądnięta przez układ WSI-owy, wspierany przez zastępy „staliniątek”; układ, który wziął dla siebie pokaźne kawały gospodarki oraz zmonopolizował megakorupcję, jak szaber gruntów warszawskich; jeśli się uznaje, że realnie rządzi podskórna mafia, która instytucji państwowych używa do ugruntowania materialnej pozycji nowej polskiej „arystokracji”, to trzeba zdawać sobie sprawę, że tego rodzaju ośmiornicy przy pomocy prostych chwytów demokratycznego państwa, czyli na drodze ustaw i przepisów, nie można wyczepić z ofiary.
Przeciwnik (o ile dla PiS rzeczywiście jest to przeciwnik) jest po prostu zbytnio ukorzeniony.
Grupa Kaczyńskiego, czyli główni taktycy PiS, uznała, że przy pomocy wsparcia administracji amerykańskiej jest w stanie uderzyć:
A – w stare wpływy Niemiec i Rosji, czyli w podporządkowane im lokalne siły polityczne,
B – w interesy ludzi starych służb (z których wielu notabene jest na kontakcie USA – bo przecież to przez nich CIA załatwiała sobie Klewki).
Losy państw czy narodów uczą, że jest to zawsze historia konkretnych ludzi, ich powiązań rodzinnych, znajomości, fobii, bohaterstwa, zdrady.
Polska ma to nieszczęście, że katastrofalna polityka elit międzywojennych doprowadziła do anihilacji warstw wyższych. Józef Stalin i Adolf Hitler doskonale zdawali sobie sprawę, że Polska się nie odrodzi, jeśli obetnie się głowę. Po wejściu na polskie tereny Stalin rozpoczął przeflancowywanie polskojęzycznego elementu, który miał ubrać się w buty poprzedniej elity i zasiedlić jej mieszkania; rozpoczął nicowanie polskiego społeczeństwa. Doskonale do tego nadawała się ideologia komunistyczna, która z zasady rugowała stary porządek.
Wyludnioną przez Niemców Warszawę zasiedlono więc nowym aparatem, wśród którego prominentną rolę pełnili urodzeni na terenach polskich Żydzi, doskonale znający tubylcze realia, bez cienia sentymentu do „sanacyjnej” Polski. Po lekturze akt IPN arcyciekawymi życiorysami można tu sypać jak z rękawa. Oczywiście, PRL budowali nie tylko oni.
Kluczem do rozumienia historii PRL jest optyka konfliktu puławian z natolińczykami, czyli wojskówki stworzonej z polskich bandytów i tej z żydowskich.
Zmagania te nie ustały w roku 1968, kiedy to realizując globalne zapotrzebowanie Moskwy, Warszawa odcięła część żydowskiego aparatu, ekspediując go do Izraela i na Zachód (co dało jednocześnie izraelskim i zachodnim wywiadom doskonałą agenturę do poznania wysokich eszelonów polskiego aparatu władzy). Obie grupy pykały się do końca PRL-u, by ostatecznie zacząć wspólnie kręcić lody, jak przy operacji irackiej z Amerykanami czy operacji MOST.
Transformacja, przygotowana i przeprowadzona przez peerelowskie służby specjalne, uczyniła z tej grupy, z ich rodzin, kumpli i towarzystwa, największych beneficjentów „przyłączenia Polski do rodziny demokratycznych i wolnych narodów”. To właśnie ta grupa odcina do dzisiaj kupony od swego uprzywilejowanego położenia. To środowisko obstawiające większość znaczących stanowisk państwowych i przeważające w dużym polskim biznesie, to jest polski UKŁAD.
Nikt nie oddaje za darmo złotej rybki. Podjęte przez PiS reformy nagle przenosiły konkretną kontrolę nad benefitami polskiego państwa. Ukrócenie przekrętów VAT-u, wysiudanie dotychczasowych pośredników z kontraktów rządowych i inwestycji realizowanych z europejskich funduszy, a wreszcie próba zahamowania szabru gruntów i kamienic w wielkich polskich miastach – wszystko to zapaliło w oczach systemu czerwone światło.
Wymiana elit nie jest możliwa bez wojny terroru lub innych gwałtownych metod; na pewno zaś nie jest możliwa przy pomocy kartki do głosowania. Aby w Polsce przeprowadzić taką akcję, trzeba mieć potężną maszynę polityczną i resortową, złożoną z dynamicznych młodych ludzi, którzy nie uczestniczą w obecnym podziale korzyści; trzeba mieć za sobą wojsko i policję. A i to jest jeszcze mało; trzeba mieć bowiem skonsolidowany i umotywowany własny aparat polityczny. Jednym z pierwszych kierunków obrony przez układ jest klinowanie i dzielenie napastnika. Czy PiS to ma? Nie znam na tyle polskiego rynku, by to stwierdzić. Można jednak odnieść wrażenie, że nie bardzo.
Co ma druga strona? Co ma UKŁAD? Poprzez kanały liberalne, rodzinne żydowskie, masońskie i inne środowiskowe, dociera do podobnych liberalnych elit Zachodu i USA, z łatwością uzyskuje korzystny dla siebie przekaz propagandowy. Słowem, ma skuteczne tuby nagłaśniające i jest w stanie głośno kwiczeć w obronie własnych interesów finansowych.
Polskie sądownictwo od czasu „transformacji” stało na straży systemu władzy. Przechlupnięci bez zmian z PRL-u sędziowie wydawali tak karkołomne decyzje, jak w przypadku Romana Kluski, to oni odpędzali i rujnowali wszystkich tych, którzy usiłowali zagrozić interesom nowej elity. Uznawanie pełnomocnictwa podpisywanego przez 140-letnich spadkobierców to tylko jeden z wielu przykładów bezczelności i bezkarności polskich prawników. Po prostu, przeginali, czuli się panami kraju, są jednym z istotnych elementów pilnowania ukradzionej schedy. Dlatego dzisiaj w walce o ich „niezależność” rzucono wszystkie siły; od krakowskiej masonerii po liberalną międzynarodówkę żydowską.
Zobaczymy więc wkrótce, czy Polacy potrafią przeciwstawić się takiej nawale i z jakiej broni będą strzelać.
Andrzej Kumor
Czarcie gnidowisko
Po jakiego czarta ludziom konstytucje? Czy aby na pewno społeczeństwa piszą je dla ochrony praw tak w wymiarze indywidualnym, jak i wspólnotowym?
Większość odpowie „tak, właśnie po to”. Czyli odpowie błędnie. Bo konstytucja to tylko litery poukładane w słowa i zapisane w formie zdań, prawo zaś to po prostu interpretacja tychże zdań, autorstwa sędziów, zwanych przez niektórych kuglarzami. Jak to ujmował niegdysiejszy minister sprawiedliwości: między Odrą a Bugiem w dowolnej sprawie można uzyskać dowolną interpretację prawną. W tym kontekście o sprawiedliwości możemy mówić dopiero wtedy, gdy interpretacja zdań zapisanych w tej czy innej konstytucji jest tą właściwą.
Ale sięgnijmy jeszcze dalej w tym samym kierunku, próbując związać kontekst „właściwej interpretacji” zapisów konstytucyjnych z próbą odpowiedzi na pytanie fundamentalne w charakterze, mianowicie czy działalność polityczna powinna być moralna. Bo że nie jest, co do tego nikt sprzeczał się nie będzie (najlepszym przykładem kondycja nadwiślańskiego wymiaru niesprawiedliwości). Już wyjaśniam: jedynie bandyci, złodzieje i oszuści, którym zależy, by ludzie legitymizowali ich bandyctwo, oszustwo i złodziejstwo, mogą utrzymywać, że skuteczna polityka nie musi być etyczna. Człowiek rozumny i przyzwoity natychmiast zauważy, do jakich konsekwencji prowadzi rugowanie moralności z tego czy innego obszaru ludzkiej działalności oraz jak bardzo taka postawa ów obszar dewastuje, dewastując zarazem człowieka. I jak prędko. Dla przykładu: czy podział wspólnotowych pieniędzy może odbywać się z wyłączeniem kwestii etycznych? Bez zakorzenienia w moralności? Jak poza etyką rozstrzygać, co w proponowanym podziale środków byłoby godnym pochwały działaniem podejmowanym dla budowania dobra wspólnego, a co oznaczałoby oszustwo, złodziejstwo, a generalnie: wspieranie zła? I tak dalej, i tak dalej.
Zauważmy: w nadwiślańskim, czarcim gnidowisku, zapadają w anomię biznesmeni, politycy, dziennikarze, lekarze, profesorowie Polskiej Akademii Nauk i rektorzy wyższych uczelni, krawat w krawat. Oraz sędziowie – toga w togę. Cóż stycznego z działaniem na rzecz dobra wspólnego mogą mieć do kości robaczywi etycznie sędziowie?
Stąd właśnie bierze się gorzkie pytanie: jak leczyć, jak do wielkości przywracać, jak skutecznie zrywać łańcuchy tresury narodu, którym przez wiele dekad kierowało stado fałszywców? Przecież to, w czym tkwimy dziś, cała ta nasza skomplikowana i chora teraźniejszość, to tylko konsekwencje zdarzeń minionych. Zarówno tych, na które wcale nie mieliśmy wpływu, jak i takich, które wydarzyły się w wyniku naszej obojętności i naszych zaniechań.
(mig)
Strzał w kolano
No i najsłabsze ogniwo politycznego łańcucha pękło. Pan prezydent Andrzej Duda zawetował ustawę o Krajowej Radzie Sądownictwa i Sądzie Najwyższym. Jak już wspominałem, suwerenna – bo jakżeby inaczej? – decyzja pana prezydenta w sprawie obrony praworządności została podjęta po 45-minutowej rozmowie telefonicznej z Naszą Złotą Panią. Co panu prezydentowi powiedziała, czym go postraszyła, co mu obiecała – tego nieprędko, albo może i nigdy się nie dowiemy, ale to nieważne; tak czy owak, najsłabsze ogniwo politycznego łańcucha pękło.
Po ogłoszeniu decyzji pana prezydenta środowisko folksdojczów nie mogło ukryć radości, podobnie jak „kasta”, której wybitna przedstawicielka w osobie pani prezes Małgorzaty Gersdorf została zaproszona do Belwederu na rozmowę. Euforia wywołana ulgą z powodu odłożenia siekiery, która już-już wydawała się przyłożona do sądowego pniaka, skłoniła panią prezes nawet do przeprosin za nierozważne słowa, jakoby za 10 tys. złotych można było wyżyć wyłącznie na prowincji. Słowa rzeczywiście może trochę nierozważne, ale przecież prawdziwe – na co zwrócił uwagę Tadeusz Boy-Żeleński, pisząc: „W Warszawie zbytek, szampańskie kolacje, płyną rubelki, skąd, gdzie – ani wiesz!”. Na prowincji oczywiście inaczej – na co zwrócił z kolei uwagę Konstanty Ildefons Gałczyński, pisząc: „I tak jest mało lepszych chwil, nudno i krzywo – chyba, że tam, gdzie świeci szyld: WÓDKA i PIWO”. No, tak było może zaraz po wojnie, ale teraz i na prowincji jest sporo atrakcji, wskutek tego sędziowie prowincjonalni starają się dorównać tym stołecznym, gdzie „wszyscy śliczni tacy są i kulturalni” – dzięki czemu w naszym nieszczęśliwym kraju afery lęgną się jak króliki – co byłoby niemożliwe bez parasola ochronnego, jaki nad aferzystami, którzy zresztą przeważnie działają na zlecenie, rozpinają stare kiejkuty, czyli Wojskowe Służby Informacyjne. Rozpinaniem tego parasola zajmuje się oczywiście agentura, pieczołowicie uplasowana również w aparacie wymiaru sprawiedliwości, to znaczy – w prokuraturze i niezawisłych sądach. Agentura, ma się rozumieć, musi być wynagradzana – i w ten sposób życie na prowincji coraz bardziej upodabnia się do stołecznego. Rąbek tajemnicy nierozważnie uchyliła właśnie pani prezes Małgorzata Gersdorf, która z sędziowskiej pensyjki potrafiła uciułać sobie miliony. Daj Boże każdemu, chociaż oczywiście takich słodkich pierniczków dla każdego nie wystarczy, więc z tego między innymi powodu walka o praworządność w naszym nieszczęśliwym kraju nabrała takiej zaciekłości.
Ale nie tylko – bo jeszcze ważniejszym powodem jest dążenie Niemiec do przesilenia politycznego w Polsce, w następstwie którego na pozycji lidera tubylczej politycznej sceny osadzona zostałaby ponownie ekspozytura Stronnictwa Pruskiego, która nie tylko wycofałaby się z projektu Trójmorza, ale i w podskokach wykonałaby każdy rozkaz Berlina. Jeszcze tedy nie ochłonęliśmy z wrażenia po suwerennej decyzji pana prezydenta Dudy, a już owczarek niemiecki w osobie Franciszka Timmermansa, który dotychczas tylko tarmosił nieszczęsną Polskę, wystosował do rządu ultimatum z miesięcznym terminem. Jeśli w ciągu tego miesiąca rząd nie przedstawi regulacji w dziedzinie sądownictwa, które wspomniany owczarek niemiecki zaakceptuje, Polska będzie boleśnie pokąsana sankcjami, przede wszystkim natury finansowej. Taką oto czkawką zaczyna odbijać się nam euforia z powodu Anschlussu Polski do Unii Europejskiej, który – jak pamiętamy – był stręczony naszemu mniej wartościowemu narodowi tubylczemu nie tylko przez przedstawicieli obozu zdrady i zaprzaństwa w osobach Donalda Tuska i Leszka Millera, nie tylko przez lobby żydowskie w Polsce, nie tylko przez starych kiejkutów, z których część przezornie przewerbowała się na służbę w niemieckiej BND – ale również przez przedstawicieli obozu płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm w osobach braci Kaczyńskich. Tu l`as voulu, Georges Dandin (sam tego chciałeś, Grzegorzu Dyndało). Nie można bowiem i pieniędzy zarabiać, i wianuszka nie tracić. Prędzej czy później puszek niewinności zostanie obtarty, zwłaszcza gdy w dodatku pan prezes Kaczyński nie ma szczęśliwej ręki do swoich faworytów. Co z którego zrobi człowieka, to ten zaraz puszcza go w trąbę. Ten szlak zdrady przetarł Kazimierz Marcinkiewicz, którego Pan Bóg skarał za to dozgonnym towarzystwem „Izabel” – no a teraz na tę drogę wkroczył pan prezydent Andrzej Duda.
Po wbiciu prezesowi Kaczyńskiemu takiego noża pan prezydent raczej nie może liczyć na normalizację stosunków z PiS-em, tym bardziej że pamiętliwość prezesa można porównać tylko do cierpliwości Boskiej. W tej sytuacji musi szukać jakiegoś oparcia – co wzbudziło ogromne nadzieje zwłaszcza Wielce Czcigodnego Pawła Kukiza, pod skrzydłami którego budowana jest sławna „Endecja”. Nie ulega wątpliwości, że pan prezydent z wdzięcznością przygarnie „Endecję” pod swoje skrzydła – ale on też ma swoje zobowiązania – że wspomnę choćby o tym, o którym powiedział Abrahamowi Foxmanowi i innym przedstawicielom żydowskich organizacji przemysłu holokaustu podczas ubiegłorocznego spotkania w polskim konsulacie w Nowym Jorku. Jak pamiętamy, pan prezydent nie tylko zobowiązał się do wzmożenia walki z „antysemityzmem”, ale nawet zapowiedział „legislację” w tej sprawie. Rozumiem, że do przeforsowania tej „legislacji” na terenie Sejmu zwróci się nie tylko do Nowoczesnej, nie tylko do Platformy Obywatelskiej, nie tylko do PSL, ale również do „Endecji”. Ha! „Endecja” w awangardzie walki z „antysemityzmem” w Polsce? Tego Ben Akiba nie przewidział – ale na świecie, jak wiadomo, dzieją się rzeczy, które nie śniły się filozofom.
To i owo jednak można przewidzieć – i muszę się pochwalić, że również i mnie wspierały tu proroctwa. Ponieważ PiS odbił panu prezydentowi piłeczkę, to teraz on musi, i to szybko – bo Frans Timmermans dał mu tylko miesiąc – przygotować projekty ustaw o KRS i Sądzie Najwyższym, które zadowoliłyby nie tylko Naszą Złotą Panią, nie tylko starych kiejkutów, co to za pośrednictwem swojej agentury trzymały dotąd za mordę całe sądownictwo w Polsce, nie tylko starego żydowskiego grandziarza, współwłaściciela „Gazety Wyborczej” Jerzego Sorosa, który – jak powiadają – w znacznym stopniu finansował „spontaniczne protesty” zagniewanego ludu, no i oczywiście „kastę” oraz polityczne gangi – które w przeciwnym razie zablokują mu w Sejmie zbawienne reformy. W tym celu pan prezydent kompletuje zespół „ekspertów”, którzy będą mu doradzali, jak zrobić, żeby było gites tenteges. Ze swej strony radziłem, żeby do grona „ekspertów” pan prezydent zaprosił pana Aleksandra Smolara, porte-parole starego żydowskiego finansowego grandziarza – no bo jak inaczej będzie mógł go udelektować – no i pana generała Marka Dukaczewskiego, który mu powie, czego oczekują stare kiejkuty. Gdyby miał więcej czasu, to mógłby poprzestać na pani prezes Małgorzacie Gersdorf, ale ponieważ niemiecki owczarek dał tylko miesiąc na tempus deliberandi, to nie ma co tracić czasu na konsultacje, jakie pani prezes tak czy owak musiałaby odbyć z panem generałem, tylko zaprosić go do grona ekspertów osobiście. I co Państwo powiecie?
Pisząc te słowa, dowiedziałem się, że pan prezydent właśnie odbył rozmowę z panem Smolarem. Jak widzimy, składa się jak scyzoryk, ale i tak może zostać przeczołgany – bo oto Sąd Najwyższy, po prezydenckim wecie znowu mocno siedzący w siodle – zamierza 1 sierpnia rozpatrzyć sprawę o zawieszenie postępowania w sprawie Mariusza Kamińskiego, którego prezydent Duda ułaskawił – zdaniem SN – bezpodstawnie, bo przed uprawomocnieniem się wyroku skazującego pana Kamińskiego na 3 lata więzienia – co wnioskował prokurator generalny Zbigniew Ziobro i prezes TK Julia Przyłębska. Jeśli SN postępowania nie zawiesi, to może to mieć konsekwencje również dla pana prezydenta, którego może porazić odpryskowy zarzut o złamanie konstytucji i kodeksu postępowania karnego. Zatem, wskutek weta, również i los jego prezydentury zawisł od starych kiejkutów i przedstawicieli „kasty”, pieczołowicie uplasowanych w Sądzie Najwyższym. Nie bądź słodki, bo cię zliżą – mówi porzekadło. I rzeczywiście – wygląda na to, że pan prezydent ze strachu strzelił sobie w kolano.
Stanisław Michalkiewicz
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia
To zadziwiające, jak polska opozycja strzela sobie samobójcze gole. Ale czupurni są i tracą coraz bardziej kontakt z rzeczywistością.
To dobry znak.
Święta, święta – i już po świętach! Tak lubimy podsumowywać mijające zdarzenia. Wkrótce (niestety) młodzież powie – już po wakacjach. A potem – już po lecie! Do czego nawiązuję? Oczywiście do pamiętnej wizyty prezydenta Trumpa w Warszawie.
Oczekiwana z radością przez przygniatającą (wiecznych malkontentów przygniatającą!) większość rodaków, była dobrze, ładnie zorganizowana i sprawnie poprowadzona. Duży Donald spełnił nasze oczekiwania. Jego przemówienie chwytało za serce tych, którym tak droga jest nasza Ojczyzna. Przykro jest konstatować, że wizyta była gorzką pigułką dla „kochających inaczej”, tj. wyłącznie pod kątem urojeń oraz swoich partii i partyjek – interesów. Bo przecież tym politycznym sobkom tylko na własnym szemranym interesie zależy. To pokazują stale, z uporem maniaka. Tak się jakoś dziwnie (?) składa, że akurat te interesy są bardzo zgodne z niemieckimi. Reprezentowanymi np. przez „folksdojcza” Lisa w „Newsweeku” (za to mu płacą) i żydowskimi, sorosowskimi interesami w „Wybiórczej” (płacą i wymagają jak wyżej).
Hierarchia
Dlaczego miś musi być drogi?
W Toronto pewien obywatel zrobił schody w parku – kosztowało go to 600 dol., zrobił schody, bo nie można się było doprosić miasta.
Miasto sprawę ma w toku, zabudżetowano na nią od 60 tys. do 120 tys. dol.... To jest skala tego, jak my, zwykli ludzie, dajemy się robić w konia.
W każdym społeczeństwie chodzi o to, kto pracuje na kogo. Zawsze tak było.
Ewentualne zmiany i przetasowania takiego systemu mogą nastąpić jedynie przy użyciu gwałtownych metod – wojny albo rewolucji; kiedy to ma miejsce, następuje podmianka i „nasi” wchodzą w buty „waszych”. Taką podmianką była rewolucja francuska, był nią też przewrót bolszewicki.
Prawda ta jest oczywista od zarania organizacji społeczeństw. To dlatego podczas zwycięskich rewolucyjnych wojen mordowano króla, jego rodzinę i cały dwór; to dlatego bolszewicy wymordowali elitarne grupy społeczne, a hitlerowcy polską inteligencję. Po to by dokonać „głębokiej zmiany” i przenicować społeczeństwa.
By to zrobić, konieczne jest rozwalenie całego zastanego układu społecznego, a tego „spokojnymi” metodami nie da się uzyskać.
Społeczeństwo składa się bowiem z obszarów współzależności, opanowanych przez środowiska etniczne, zawodowe, rodzinne, powiązane sieciami świadczonych usług; na zasadzie, ty mi ułatwiłeś kontrakt, ja ci odpalam 30 procent i daję żonie twojego szwagra pozycję w firmie. Tak działają „stare pieniądze” i „stare rodziny”.
Czy to jest korupcja? To jest realny układ funkcjonowania władzy. Nie tej nominalnej, nie tej z pierwszych stron gazet, lecz tej faktycznej idącej z pokolenia na pokolenie.
Te struktury współzależności są wprawdzie otwarte na nową krew, ale nie na zasadach, jakie są deklarowane, dopuszcza się wybranych energicznych i zaradnych. Zamknięcie przed nimi drzwi wytwarzałoby sytuację niebezpieczną dla systemu. Elity muszą przecież „krążyć”, konwekcja musi rozładowywać różnice temperatury.
I dlatego schody w parku muszą kosztować minimum 60 tys.; muszą bowiem wykarmić kilka rodzin – tych samych co zawsze. Jednym z ciekawszych opracowań socjologicznych byłaby inwentaryzacja wszystkich tych, którzy zarabiają na styku prywatno-państwowym, gdzie – jak wiadomo – kręci się najsmaczniejsze lody. Zobaczylibyśmy wówczas nazwiska z prawdziwej struktury władzy.
Bo demokracja jest systemem wybierania tych co trzeba i legitymizacji ich pozycji. Dopóki każdy może w tym znaleźć miejsce, dopóki każdy ma szansę na wykrojenie choćby małego obszaru, w którym będzie zadowolony z tego, co ma – system jest stabilny.
Ponieważ to wszystko nie urodziło się wczoraj – wbudowane weń też zostały różne mechanizmy bezpieczeństwa, na wypadek prób destabilizacji.
Od zarania istnienia społeczeństw ludzie czerpali korzyści ze swego statusu, pozycji władzy, położenia na społecznej siatce współzależności. I zostało. Dlatego, podobnie jak w starożytnym Egipcie, biurokraci i zarządcy muszą dostać działkę, dlatego istnieje cała kanalizacja podskórnej dystrybucji wpływów i apanaży. To stanowi o istocie każdego społeczeństwa.
Dlatego jeśli ktoś chce taki system usprawniać czy blokować, musi być przygotowany na trudną walkę. Pewne jest, że nie można tego zrobić przy pomocy tzw. demokracji i głosowania. Poszczególne „stare rodziny” i mafie, które mają podzielone wszystko między sobą, wpuszczają między siebie jedynie takich, którzy gotowi są uznać prymat układu. Dlatego mamy różnego rodzaju „szklane sufity” i różnego rodzaju „kije”, wyżej których nie podskoczysz… Znam ludzi, którzy posmutnieli, doświadczając tego na własnej skórze.
Zmienić taki układ może jedynie siła, przychodząca z zewnątrz, oddolne ruchy są szybko kontrolowane i pacyfikowane.
Podobnie jest w Polsce, gdzie obecny układ polityczny niektórym depce po odciskach.
Polski system jest jeszcze bardziej patologiczny niż nasz tutejszy. To przecież w Warszawie kamienice odzyskiwali pełnomocnicy 140-letnich spadkobierców, to przecież w Krakowie mamy do czynienia z falą „zasiedzeń” atrakcyjnych terenów miejskich wielomilionowej wartości przy pomocy upraw rabarbaru. To wszystko nie byłoby możliwe bez całego rozbudowanego aparatu skorumpowanych spółdzielni prawno-administracyjnych krytych przez miejscowych polityków. Jest to po prostu system napełniania kieszeni nowej elity, która uznała, że nadszedł jej czas i może to zrobić; która stwierdziła, niczym szatniarz w kultowym „Misiu”, „nie oddam kurtki i co mi pan zrobi?”. No właśnie, co im można zrobić?
Aby rozwalić układ, trzeba mieć siłę wynikającą z realnej władzy, trzeba zaoferować nowe współzależności i nowy podział tortu, trzeba mieć też umocowanie zagraniczne, aby nie zostać zdmuchniętym przez tych, co dla obrony prywaty tradycyjnie zapraszają obce wojska.
Każda sytuacja konfliktowa, również taka jak w Polsce, jest bardzo korzystna dla interesów zewnętrznych; jak to krajach afrykańskich bywa, za zewnętrzne poparcie możnych gotów się sprzedać byle kacyk.
Zatem odwoływanie się do urny wyborczej, mechanizmów demokracji i opinii publicznej nie wystarcza – to są rzeczy wtórne; w Polsce jest wystarczająco dużo ludzi, którzy o tym doskonale wiedzą…
Andrzej Kumor
SZCZUROWISKO
Jeśli, jak sądzą niektórzy, kończy się okres ochronny dla zbrodniarzy, zdrajców, złodziei i oszustów, oraz dla zaplecza wszystkich wymienionych, jeśli rzeczywiście kończy się, powtarzam, wypada tylko rzec: „daj Boże!”. Boć pora po temu najwyższa.
Z tym koniecznym dopowiedzeniem, że dociskany do kąta szczur kąsa, zaś im bardziej w kąt szczura wciskać, tym groźniej może to skończyć się dla wciskających. O tym, że szczur zdechnie spokojnie, nie zaatakowawszy, mowy nie ma. I o tym też musimy pamiętać. Powiedziałbym: o tym pamiętać powinniśmy w pierwszym rzędzie. Bo dociskamy szczura mocno. Na tyle mocno, że odsłonięte kły, czerwone dziąsła, a nawet czarne podniebienia już nam okazywano. O lekceważeniu wspominać nie warto.
Turystyka
- 1
- 2
- 3
O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…
Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej
Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…
Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej
Przez prerie i góry Kanady
Dzień 1 Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej
Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…
W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej
Blisko domu: Uroczysko
Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej
Warto jechać do Gruzji
Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty… Taki jest refren ... Czytaj więcej
Massasauga w kolorach jesieni
Nigdy bym nie przypuszczała, że śpiąc w drugiej połowie października w namiocie, będę się w …
Life is beautiful - nurkowanie na Roa…
6DHNuzLUHn8 Roatan i dwie sąsiednie wyspy, Utila i Guanaja, tworzące mały archipelag, stanowią oazę spokoju i są chętni…
Jednodniowa wycieczka do Tobermory - …
Było tak: w sobotę rano wybrałem się na dmuchany kajak do Tobermory; chciałem…
Dronem nad Mississaugą
Chęć zobaczenia świata z góry to marzenie każdego chłopca, ilu z nas chciało w młodości zost…
Prawo imigracyjne
- 1
- 2
- 3
Kwalifikacja telefoniczna
Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej
Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…
Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski sponsorskie czy... Czytaj więcej
Czy można przedłużyć wizę IEC?
Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej
FLAGPOLES
Flagpoling oznacza ubieganie się o przedłużenie pozwolenia na pracę (lub nauk…
POBYT CZASOWY (12/2019)
Pobytem czasowym w Kanadzie nazywamy legalny pobyt przez określony czas ( np. wiza pracy, studencka lub wiza turystyczna…
Rejestracja wylotów - nowa imigracyjn…
Rząd kanadyjski zapowiedział wprowadzenie dokładnej rejestracji wylotów z Kanady w przyszłym roku, do tej pory Kanada po…
Praca i pobyt dla opiekunów
Rząd Kanady od wielu lat pozwala sprowadzać do Kanady opiekunki/opiekunów dzieci, osób starszych lub niepełnosprawnych. …
Prawo w Kanadzie
- 1
- 2
- 3
W jaki sposób może być odwołany tes…
Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą. Jednak również ta czynność... Czytaj więcej
CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…
Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę. Wedłu... Czytaj więcej
MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…
Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej
ZASADY ADMINISTRACJI SPADKÓW W ONTARI…
Rozróżniamy dwie procedury administracji spadków: proces beztestamentowy i pr…
Podział majątku. Rozwody, separacje i…
Podział majątku dotyczy tylko par kończących formalne związki małżeńskie. Przy rozstaniu dzielą one majątek na pół autom…
Prawo rodzinne: Rezydencja małżeńska
Ontaryjscy prawodawcy uznali, że rezydencja małżeńska ("matrimonial home") jest formą własności, która zasługuje na spec…
Jeszcze o mediacji (część III)
Poprzedni artykuł dotyczył istoty mediacji i roli mediatora. Dzisiaj dalszy ciąg…