Dzisiaj wyjątkowo na początku daję tekst mojej mamy. Od czasu wojny nikomu nie mówiła o tej sytuacji, wczoraj jej się ona przypomniała. Mama ma 95 lat.
Tytuł: Fatalne nieporozumienie
W końcu marca 1943 roku mój ojciec poszedł do pracy (Poczta Główna) na drugą zmianę. Nie jeździł tramwajami, więc już o godzinie czternastej nie było go w domu. Wówczas mój brat poprosił mnie, żebym też wyszła. Zrozumiałam, o co chodzi – bo już nie raz odbywały się tajne spotkania jego kolegów w naszym mieszkaniu. Dzień był piękny, słoneczny. Na ulicach Warszawy leżał jeszcze topniejący śnieg, a miejscami nawet lód, więc trzeba było uważać, żeby nie połamać nóg. Wyszłam z mieszkania i zaczęłam krążyć w niedużej odległości – obserwując całą ulicę i nasz dom, chociaż brat o to nie prosił. Spacerując tak – weszłam na niezabudowany plac – po drugiej stronie naszej ulicy. Tam leżał jeszcze świeży śnieg, a dwie duże kamienice wybudowane tuż przed wojną, ale niewykończone, więc niezamieszkane – stwarzały bezpieczeństwo. Chodziłam więc po tym placu – ciągle spoglądając na naszą ulicę, czy nie jedzie samochód, bo tylko Niemcy nimi jeździli. Stamtąd widziałam też i drugą ulicę, po niej Niemcy mogli iść. Wtedy bym zapukała odpowiednio i ostrzegła brata. Z jednej strony naszego domu były pola, a z drugiej strony dwa bloki 3-piętrowe w surowym stanie. W domu była też komórka, można było się do niej schować.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!