farolwebad1

A+ A A-

Czasy kierowców i opiekunek z Polski

Oceń ten artykuł
(4 głosów)

Ratajewska        Najpierw tekst mojej mamy, bo napisała o Dniu Kobiet, a przecież to aktualne było i aktualne chyba jest. Mama ma 95 lat. Lubi pisać, a wczoraj kupiłam jej książeczkę, która zawiera 500 krzyżówek panoramicznych. Mama jest wiecznie zajęta, a jej życie jest ciekawe, pomimo tego, że nie może wyjść z domu, a kiedyś była wielką podróżniczką i często nas brała ze sobą w te podróże i czasem i tata dał się namówić. Poniżej mamy tekst, a potem będzie moje pisanie.

        Tytuł: Dzień Kobiet – 8 marca 

        W drugiej połowie XIX wieku – po upadku powstania 1863 roku, dużo arystokratycznych rodzin popadło w biedę, gdy skonfiskowano im majątki. Wówczas to kobiety musiały czasem, jako jedyne w rodzinie, podjąć pracę zarobkową. Mężczyźni mieli jednak nadal pierwszeństwo do obejmowania różnych stanowisk, bo twierdzili, że kobiety są niedouczone, niepewne siebie, bezradne. Stopniowo kobiety zdobywały równouprawnienie, a ja gdzieś znalazłam i przepisałam sobie humorystyczny wiersz na temat tego uprawnienia. Kawałek jego przytoczę tutaj: 

        „Teraz od rana jesteś zdenerwowana, 

        Od świtu pracujesz niewyspana.

        Bo dzisiaj wszystkich zachwyca, 

        Kobieta przodownica…

        To jest męska robota – męskie nasienie,

        Wymyśliło dla was równouprawnienie”.

        W latach siedemdziesiątych XX wieku, kiedy jeszcze był w Polsce komunizm, to spotkała mnie śmieszna przygoda 8 marca. Pracowałam wtedy w szkole zawodowej i technikum mechanicznym, wśród 28 mężczyzn – nauczycieli. Nas kobiet było tylko siedem ze względu na typ szkoły. 8 marca, jak co roku, lekcje były skrócone, a o godzinie 12. w dużej sali skromne przyjęcie dla pracujących w szkole kobiet, a więc dwóch sprzątaczek, woźnej, dwóch pań z księgowości, sekretarki oraz trzech nauczycielek. Od dyrektora dostałyśmy po tulipanie i po parze rajstop. Na stołach postawiono ciasta i pączki – do picia herbatę w szklankach oraz oranżadę w butelkach. Siedziałam przy stole ze starszą nauczycielką języka rosyjskiego oraz będącą już na emeryturze bibliotekarką. Młodzi nasi sąsiedzi usługiwali nam, jak prawdziwi gentlemani, podawali nam tace z ciastkami oraz dolewali oranżady do pustych szklanek po herbacie. Nie wiedziałyśmy, że do oranżady dolewali nam wódki. Nieświadome podstępu, upiłyśmy się wszystkie trzy i zleciałyśmy z siedmiu kamiennych schodków wyjściowych. Przeraziło to młodych dowcipnisiów i w geście przeprosin opłacili taksówkę, żeby nas rozwiozła do domów. Mój mąż przywitał mnie słowami. – To nie mogłaś już przejść tego kilometra, tylko wynajmujesz taksówkę? Ja powiedziałam, że to święto kobiet i nasi koledzy zrobili nam taki prezent. 

        To koniec tekstu mojej mamy. 

  Jestem już w domu, w Polsce. Przyjechałam z Niemiec wczoraj rano, a jechałam całą noc. 

        Przedwczoraj przyjechała nowa opiekunka, pani z Koszalina, rocznik 1947. Była nauczycielką w-f w szkole podstawowej w Polsce. Pani wyglądała całkiem młodo, zaraz po przyjeździe założyła czarne legginsy, wysoka, sportowo wyglądająca, przyjechała na miesiąc. Za miesiąc przyjedzie jej siostra, na dwa miesiące. Ja wskoczyłam tam tylko awaryjnie, ale zapowiedziałam, że jak będzie trzeba, to mogę tam znów przyjechać, na dwa tygodnie do miesiąca. Na krócej nie, bo za trudna jazda, na dłużej też nie. Opiekunka ma na imię Renata, jechała 17 godzin, czekałyśmy na nią z panią starszą niemiecką od godziny 15. do 22. Okazało się, że ja już tego dnia nie mogę wyjechać, bo pani starsza nie może zostać sama, więc musiałam pogodzić się z tym, że pojadę następnego dnia. Cały dzień więc spędziłyśmy razem i widziałam różnicę w naszym podejściu do pani starszej. Ona już na luzie, widać, że przyjeżdża tu z przyjemnością i że jest to osoba, która ceni sobie spokój. Pięknie nakrywała do stołu, wykorzystując pani filiżaneczki do herbaty. I też, jak pani starsza niemiecka, piła herbatę i też lubiła z nią przysiąść, oglądając telewizję i pijąc następną herbatę. Jako starsza ode mnie, nie zdążyła wskoczyć w komputer. Mnie było szkoda czasu na telewizję, nie umiem nic nie robić.

        Dowiedziałam się od niej, że kot ma jeszcze i suchy pokarm, którego nie zauważyłam, a jak zrobiło się mroźno, to jego pokarm z puszki zamarzł. Wzięłam więc następną puszkę do domu, a jemu dałam pokarm odmarznięty, ale prościej było dać mu pokarm suchy. Ten nie zamarza. 

        Pani starsza postanowiła na nią czekać, nie chciała iść spać. Po godzinie 22. poszłam do niej, aby ją poprosić, aby chociaż dała się umyć i ubrać w piżamę, bo ja przecież też muszę się wyspać, bo następnego dnia będę jechać całą noc. Pani starsza nadal chciała czekać, co, z jednej strony, dobrze o niej świadczyło, że tak lubi swoją jedną z dwóch opiekunek polskich, jednak było to przekroczenie punktualności niemieckiej, na moją niekorzyść wychodzące. Pomyślałam sobie, że równie dobrze Renata może przyjechać i o 1. w nocy i dlaczego ja mam też na nią czekać i nie spać? Na szczęście przed 23. Renata przyjechała, rzeczona z panią starszą nawet nie gadała. Widziała, że wtedy dotarło do niej, że powinna była iść spać. Renata podziękowała mi, że przyjechałam, zastąpiłam jej siostrę, która musiała jechać na pogrzeb. Pani starszej podobało się, że wszystko szybko chwyciłam i już po dwóch dniach wiedziałam, co jak robić. Byłoby na pewno trudniej, gdybym znała słabiej język niemiecki. Miałam przyjechać dzień wcześniej i patrzeć, jak opiekować się panią starszą. Przyjechałam jednak dzień później i tylko 15 minut słuchałam szybkiej relacji siostry, przed jej wyjazdem, ale dałam radę. Wyjechałam też dzień później. Dwa dni ostatnie były więc wyjazdowe, bo najpierw czekałyśmy z panią starszą niemiecką na jej przyjazd, a potem one dwie czekały na mój wyjazd, a był on też wieczorem. 

        Kierowca busika, busika na osiem osób, zawsze dzwoni wcześniej, potem wysyła smsa, że już będzie za 10 minut. Zauważyłam światła, wyszłam przed dom, ale busik odjechał. Ciemno, zimno, my na uboczu. Zostawiłam kufer i pobiegłam na sąsiednią ulicę, a tam on już zakręcał. Wskazałam nasz dom, że trzeba tam wjechać, kawałkiem polnej drogi. 

        Pani starsza niemiecka zafundowała mi na pożegnanie czekoladę, a mojemu mężowi kawałek sera holenderskiego, który tam, w tym rejonie blisko Holandii, jest bardzo popularny. Nie jadam sera żółtego, ale ten spróbowałam i miał on smak. Zazwyczaj sery nie mają smaku. Ten był pikantny. Pani starsza ma specjalny nożyk do krojenia, dzięki czemu uzyskuje cieniutkie kawałki. My będziemy kroić nożem. Taki ser musi poleżeć dobę w szafce, aby dojrzał, bo ja kupiłam jung, czyli młody. 

        Teraz już będę kupować taki ser i wieźć do Polski. Kosztował 2 euro... idę zobaczyć, jaką ma wagę… ma 450 gramów, a kupiony był w markecie wcale nietanim. Więc taki ser kosztuje miej niż ser w Polsce, tani jest. Tak samo masło w Niemczech podrożało, ale bardzo mało podrożało, mniej niż w Polsce. Kostka 250 gramów kosztuje 1,20 euro. 

        Żałuję, że nie przywiozłam jeszcze powideł śliwkowych i dżemu borówkowego i że kupiłam kurtkę dla syna, która okazała się za mała. Może ją sprzedam w Internecie, na Allegro. 

        Mamie mojej bardzo smakuje dżem borówkowy – a może to są żurawiny. Kosztował tylko 1 euro za 400 gramów. Mogłam kupić więcej, ale skupiłam się na kurtce i na nią wydałam ostatnie pieniądze. Kurtkę najpierw przeceniono o 50 proc., a potem znów o 50 proc. Kurtek było dużo, a ja miałam mało czasu. Przymierzałam je na siebie, w przymierzalni, wybrałam M-kę a powinnam kupić L-kę. Gdyby nie przecena kurtki, poszłabym dalej i bym kupiła może jeszcze następne kawałki serów… holenderskich. 

        W tym rejonie też pije się dużo herbaty. W mieście tym produkuje się herbatę, a ja już zaczęłam się zastanawiać nad tym, czy ten nadmiar herbaty, pity całe jej życie, dwa razy dziennie, nie jest przyczyną jej choroby. W miejsce herbaty mogłaby pić czasem jakiś sok czy kompot, czy kawy trochę, czy rumianek, albo miętę, albo dziurawiec. Ona jednak tylko herbatę, i to z wielkim pietyzmem, a w szafce ma same płytkie i pękate herbaciane filiżaneczki. 

        Porównałam ten dom z domem pani niemieckiej, u której byłam w Duesseldorfie, w roku 2010. 

        Tamta miała taki gust, że każda rzecz w tamtym domu była piękna. Gdy mi w sklepie wybrała buty, to nosiłam je, aż się zdarły, ze trzy lata. Na wybór ich potrzebowała chwili. Każdy ręczniczek, ściereczka, torba, obraz na ścianie – wszystko było piękne. Tutaj – przeciwnie. Wszystko bure, jednakowe, nawet te filiżaneczki i serwisy, i talerze... wszystko było w jednym nudnym stylu. I był to pierwszy dom, gdzie dużo się psuło. Niemcy zazwyczaj wszystko mają solidne. Zaczęło się od roweru. Zjechałam nim z niskiego krawężnika i już koło potem zaczęło piszczeć i obcierać się. Potem lampkę chciałam zapalić. Nie mogłam, uznałam więc, że żarówka spalona, ale to okazało się, że tam nie było dopływu prądu. Duże, szerokie łóżko, dwie szafki po bokach. Z jednej strony lampka i z drugiej strony lampka. Z tej drugiej strony nie mogłam jej zapalić, co było denerwujące, bo akurat ta strona była bardziej potrzebna. Potem odkurzam, a tu listwa odpada przy podłodze, to też rzadko się w Niemczech spotyka. Potem kran zaczął cieknąć, a jak go zakręcałam, to całkiem odpadł kurek – w łazience, nad umywalką. Na drugi dzień przyszedł mechanik, obejrzał, pojechał po wszystko nowe – i kran, armaturę nową.

        Jednak wszystkie maszyny pomocne w tym domu były firmy Miele. Niemcy najbardziej ją cenią, więc jak zmywarka nie chciała zmywać, wiedziałam, że to na pewno nasza wina, bo zmywarka tej firmy by się nie zepsuła. Rzeczywiście, za wcześnie ją wyłączyłam poprzedniego dnia  i musiała dokończyć swój program. Chciałam kupić w Polsce używaną pralkę tej firmy, jednak pan sprzedawca mi odradził, gdy dowiedział się, że windy nie ma, a ja mieszkam na którymś tam piętrze. Ta pralka waży dużo, ona jest ciężka. 

        A teraz opiszę powrót do domu – z Niemiec do Polski. Polskę się kocha, nieważne, że domy na wsi to domki, w porównaniu z Niemcami.

        Pan kierowca mówi, że nie chce wyjeżdżać z kraju, jednak tutaj może być tylko kierowcą. Chciałby być pilotem, ale ma lęk wysokości. Zauważył go, gdy jeździł plandekami do Włoch, jechał przez Alpy. Z góry widok przepiękny, ale on się bał i już nie może tam jeździć. Dlatego próbuje wozić teraz ludzi, zamienił się z kolegą. Plus jeżdżenia busikami to taki, że ma się kontakt z ludźmi. Jednak nie wszyscy są tacy rozmowni jak ja – dwie panie tylko słuchały. Jednak jadąc, wystarczy, że ma się świadomość, że ludzie są, a nie tylko plandeka. Kierowca mówi, że 80 procent kierowców Europy to Polacy. Dalsze 10 procent to Rumuni. I inni, a tylko 10 procent to obywatele danego kraju Europy Zachodniej. Trzeba by było to gdzieś sprawdzić. 

        Spotkałam koleżankę dawną, szkolną. Poczułam się naraz jak w dawnych czasach. Tylko problemy nasze inne. Nasze mamy prawie nie chodzą, a ojcowie poumierali. Moja akceptuje swój stan, jej mama go nie akceptuje, przez to cierpi. Nasze jedyne córeczki mają to samo imię. 

        A my? Czy nadal te same? Nie, ja czuję się inna, silniejsza. Ona straciła męża, a w szkole zawsze sypała kawałami i tak śmiesznie naśladowała moją babcię, co mi się wtedy podobało i nie podobało. Sąsiad z góry też naśladował moją babcię. Babcia była podziwiana przez inne babcie, bo i czytała gazetę – „Problemy”, i była bardzo mądra, jednak czasem przeganiała młodzież z naszego domu. A nasz dom to był dom pełen zawsze ludzi, bo za bratem ciągnął się zawsze ogon kolegów. On szybko chodził, więc szedł jako pierwszy. Ledwo się mieścili w jego pokoiku. Ja miałam dwie koleżanki i siostry też. Kiedyś przyszło do mnie pół klasy, aby ściągnąć wypracowanie, którego w żaden sposób nie można było napisać. Nie dało się, myślę, że nauczyciel musiał się pomylić. W końcu ja siadłam, napisałam na trzy czwarte strony w tak ogólnikowy sposób, że równie dobrze temat mógł być inny. Nauczyciel stopniowo oddawał zeszyty i każdy z nas dostał czwórkę. To wysoki stopień jak na tego nauczyciela, a poza tym wszyscy mieli tak samo napisane, bo zwalili ode mnie. Coś tu nie pasowało – żadnego dochodzenia nie prowadził. Ja wtedy byłam matematyczką i fizyczką, tylko na lekcji języka polskiego zawsze wiedziałam, co poeta miał na myśli. Zazwyczaj połowa wiersza była jasna, a połowa jakaś wymuszona, zwichrowana i trzeba było się domyślać. Widać było, że poeta, co miał przekazać, to już przekazał, a wydłużał wiersz na siłę, aby jakoś wyglądał, aby nie był za krótki. Im lepszy poeta, tym mniej zwrotek potrzebuje. Poeta to trochę jak matematyk – mało słów, dużo treści. Jednak słowa i tak zawierają emocje, a liczby są czystą prawdą – bez emocji. 

        Na przykład matematyczne 2 + 2 = 4, w słowach naszych ujmiemy, że dodajemy jabłka albo koguty. Jabłko – jeden sobie wyobrazi jako zielone, inny jako czerwone, duże, małe, robaczywe, z ogonkiem albo bez. 

        Życie dodaje barw liczbom, ale liczba to sama prawda, kryształowa prawda.

wandarat

Polska, 7 marca 2018

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.


Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!

Zaloguj się by skomentować

Turystyka

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…

O nartach na zmrożonym śniegu nazywanym ‘lodem’

        Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwodne światy Maćka Czaplińskiego

Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej

Przez prerie i góry Kanady

Przez prerie i góry Kanady

Dzień 1         Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej

Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…

Tak wyglądała Mississauga w 1969 roku

W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej

Blisko domu: Uroczysko

Blisko domu: Uroczysko

        Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej

Warto jechać do Gruzji

Warto jechać do Gruzji

Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty…         Taki jest refren ... Czytaj więcej

Prawo imigracyjne

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

Kwalifikacja telefoniczna

Kwalifikacja telefoniczna

        Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej

Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…

Czy musimy zawrzeć związek małżeński?

Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski  sponsorskie czy... Czytaj więcej

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej

Prawo w Kanadzie

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

W jaki sposób może być odwołany tes…

W jaki sposób może być odwołany testament?

        Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą.  Jednak również ta czynność... Czytaj więcej

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY” (HOLOGRAPHIC WILL)?

        Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę.  Wedłu... Czytaj więcej

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TESTAMENTÓW

        Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.