Jestem tutaj przy starszym małżeństwie niemieckim. Przyjechałam do nich sześć dni temu, dokładnie 12 czerwca. Na moje poprzednie miejsce firma kieruje mężczyznę- opiekuna, bo pani jest zazdrosna o swego 92-letniego męża. Ja bym też chyba była zazdrosna, gdyby koło męża kręciła się młodsza kobieta. Od rana do wieczora.
Bardzo mi szkoda tamtego miejsca, bo było tam pięknie, a w ogrodzie rosły i dojrzewały czereśnie wspaniałe i czerwone porzeczki, których kwaśny smak uwielbiam. I herbatkę co wieczór robiłam sobie z melisy. I dziadek pozwolił mi malować mój obraz, czyli moje bazgroły. W bazgrołach najważniejszy jest dobór kolorów, a ja to potrafię. Więc szkoda, że nie powstanie mój pierwszy obraz.
To ciekawe, jak mało człowiek wie o sobie. W wieku ponad 50 lat można się dowiedzieć, że się dobrze pisze... a może i się dobrze maluje. Szkoda, musiałam stamtąd wyjechać.
I przyjechałam znów do innego małżeństwa niemieckiego. Dziadek były lekarz, 92 lata, zdrowy. Babcia po operacji niedawnej na raka żołądka. Bardzo wesoła i rozporządzająca ze swojego łóżka. Dziadek jeździ z instrukcjami z góry na dół i odwrotnie na swojej windzie fotelowej, która oplata swoim biegiem schody. Dziadek jest bardzo poważny i bardzo poważnie zjeżdża tą swoją windą.
I przybyłam ja, żebym biegała po schodach, od kuchni do pani pokoju. Wcale mi to nie przeszkadza, lubię schody. Trochę może będę chudsza? Żeby tylko mi nie umarli. Mam tu być tylko dwa tygodnie, potem firma planuje dać tutaj, do pracy przy nich, polskie małżeństwo. Szykowane jest dla nich mieszkanie, w którym aktualnie jestem. Telewizor przybył mi tu dwa dni temu. Przedtem miałam tylko przedpotopowe radio. Polubiłam to radio. W TV zaczęły się mecze. Przegapiłam niektóre, bo to akurat jechałam od jednych staruszków niemieckich, do drugich. Trzema pociągami, z dwoma przesiadkami. I firma kupiła mi bilet bez miejscówek. Nawet nie wiedziałam, że powinnam mieć miejscówkę. Było mi bardzo niemiło, gdy stanęła nade mną jakaś pani, mówiąc, że to miejsce jest jej. Sprawdziłam, inni też mieli miejscówki, tylko ja nie. To nie w moim stylu taka jazda. Poszłam do konduktora i wskazał mi przedział, gdzie już mnie nikt nie niepokoił.
W następnym pociągu znów ta sama sytuacja z miejscówkami. Można było się naprawdę bardzo zdenerwować. Stacja za stacją, a ja patrzyłam na wchodzących ludzi, czy mnie nie wyproszą z mojego miejsca... Dojechałam. Mieszkam obok małżeństwa, mamy wspólny ogród. W ogrodzie żadnego drzewa ani krzaka owocowego. Jak Niemcy mogą tak żyć. Czy oni sądzą, że najlepsze jest wszystko w markecie? W tamtym roku zbierałam kilogramami rydze. To było niedaleko Stuttgartu. Nikt z tubylców niemieckich nie znał tych grzybów. Za to kupowali ukraińskie kurki. Moja starsza pani niemiecka nie mogła spać w nocy, bała się, że nie dożyję następnego dnia po tych dziwnych grzybach. Rosły one sobie koloniami, w lesie. Wcale nierobaczywe. Pyszne.
Tutaj będę jeszcze prawie dwa tygodnie. I już więcej nie pojadę opiekować się małżeństwem. Ci tutaj trzymają ze sobą sztamę. Tamci wcześniej sztamy nie trzymali, ale za to Frau była zazdrosna. Najbardziej chyba o moje stopy. Dopiero potem o tym pomyślałam. Jako opiekunka trzeba bardzo uważać. Pani starsza niemiecka miała dziwne stopy. Dwa palce nóg sterczały w górę i leżały na pozostałych palcach. Stopa od środka szła pod dużym skosem, do środka. Była już po operacjach. To defekt rodzinny. Żaliła mi się, opowiadała, ale ja jakoś na to nie mogłam patrzeć. Przecież rok temu widziałam taka stopę u pani w Duesseldorfie. Taką stopa powoduje, że powierzchnia, na której dana osoba chodzi, jest zmniejszona. Powinno być to ze szkodą dla zdrowia. Ale nie. Pani z Duesseldorfu do lat 60 grała w tenisa i była w tym bardzo dobra.
A ja zrobiłam błąd, dzięki któremu pani zazdrosna zrobiła się jeszcze bardziej zazdrosna. Było gorąco, więc założyłam klapki. Paznokcie u nóg pomalowane jeszcze w Polsce. No i efektem był mój wyjazd stamtąd.
Tutaj, nowa pani Niemka też spojrzała zaskoczona na moje pomalowane paznokcie u nóg. Na kolor różowo-czerwony. Od razu jej wyjaśniłam, że w Polsce wszystkie kobiety się malują. Że to u nas normalne. Że maluje się paznokcie u nóg i u rąk także.
Teraz jednak, jak do niej idę, to nie zakładam klapek. Pani starsza zapomni i pomyśli po niemiecku, że nowa opiekunka to jakaś prostytutka. U nich kobieta usta może lekko pomalować. Oczu nie powinna malować.
W kościele też byłam. Dotarłam do niego, niestety, spóźniona. Siedzę i po kilku minutach uświadomiłam sobie, że msza jest po polsku. Po polsku! Więc wszyscy naokoło byli Polakami. Coś niesamowitego. Do domu odwiozła mnie pani, która od 25 lat mieszka w Niemczech i pracuje jako pielęgniarka. Rozmawiałyśmy po polsku. Pani była ładnie, elegancko ubrana, umalowana i włosy miała ufarbowane na blond. Starsze panie niemieckie rzadko farbują włosy. Przeważa typ sportowy, w wygodnych sandałach lub adidasach.
To my, Polki, tak męczymy się na tych obcasach dla tych mężczyzn. Czy oni to docenią?
Całkowicie zaniedbuję się w tych Niemczech. Człapię sobie często w wygodnych butach. Nikt mnie tu nie zna. Nie muszę wyglądać lepiej niż inne kobiety. Jaka to wolność. Ale i tak bez malowania nie wyjdę z domu. Tylko usta i rzęsy pomalować. Inaczej czuję się bezbarwną, nijaką blondynką.
Oj, o czym ja tu piszę.
Wczoraj tu był remont, musiałam ukrywać się z czytaniem książki, którą jako ostatnia w rodzinie czytam. Moja mama – 90 lat, przyniosła ją do mojego domu. Zaraz… zobaczę, jaki ma dokładnie tytuł. "Przypadek Adolfa H.". Już tę książkę skończyłam. Przeleciałam, bo niektóre strony wydawały mi się nierealne. Albo nie chciałam ich czytać. Nie takiej książki się spodziewałam. Jest to podejście do Hitlera jak do człowieka, ale za bardzo naciągane. Raziło mnie to, że wszystkie kobiety, które go otaczały, były podobne.
Dziadek ma 92 lata, musiał brać udział w wojnie, więc nie chwaliłam mu się, jaką książkę czytam. Poza tym, zauważyłam, że Niemcy mają II wojnę światową całkowicie wypartą i czasem odczuwają strach, gdy o niej muszą pomyśleć. Jest to dla nich niewygodny temat.
My, Polacy, nie.
Ten czerwiec akurat jest bardzo ważny, dla mężczyzn zwłaszcza. Mecze piłki nożnej. I my, Polacy, dalej nie idziemy. Nie ma co rozpaczać. Znajdźmy sobie drużynę, której będziemy kibicować. Niech wygrywa ten lepszy i niekoniecznie ten nasz. Przez to gra jest ciekawsza.
Nasi byli dobrzy, zespołowo. Brakowało jakiegoś talentu nieujarzmionego, niepodporządkowanego zespołowi. Żeby albo z daleka główkę strzelił, albo… W sytuacji, gdy są dobre dwa zespoły, tylko takie działania, których przeciwnik nie przewidzi albo ich się nie domyśla… tylko takie mogą dać bramkę. Ukochaną bramkę.
Dobrze, że ci mężczyźni walczą na boisku, a reszta mężczyzn się tym entuzjazmuje. I utożsamia się z nimi. Polacy, wcale nie przegraliśmy. Czesi mieli po prostu szczęście, a my pecha. Na drugi raz dopuśćcie do gry młodych nieprzewidywalnych.
Ale wracam do mojej rzeczywistości. Ludzie w wieku 90 lat mało jedzą. Brakuje mi jedzenia, ale już poczekam na Polskę. Tam się najem. U nas jest pyszny biały twaróg. W Biedronie i w Lidrze, z Kalisza. W wiaderku. Tęsknię za nim. To mój syn najmłodszy nauczył mnie mówić "w Lidrze". Niech sobie tak będzie, przynajmniej nikt nie pomyśli, że bawię się w reklamę.
Upiekłam sernik, ale jest u nich w lodówce. Niemcy jedzą wszystko o określonej godzinie. Ja czasami zjem sobie w Polsce ciasto na śniadanie, czasami w południe spostrzegę, że śniadania jeszcze nie jadłam. U nich wszystko na zegarek. Żadnego polotu, żadnego czegoś innego. Toż to nuuuuda.
Duszę się. Chcę do Polski!!!
Zamiast kołdry mam dwa cienkie koce. Jeden z nich jest w poszewce. Ostatnie dni zimno mi w nocy. Na samym początku byłam przy tym, jak rodzina niemiecka rozmawiała na temat kołdry. Kołdra nie nadawała się do uprania, więc dano mi koce. I zimno mi w nocy. I muszę włączać klimatyzację, ogrzewanie, wypalać im energię. Taniej by było, gdyby mi za 10 euro kupili nową kołdrę. Można już chyba za tę cenę dostać. Teraz wyjeżdżając z Polski, do pracy do Niemiec, muszę brać ze sobą kołdrę albo śpiwór. Albo męża! On też jest ciepły. I grzeje. Gdybym miała być tu dłużej, tobym poprosiła o kołdrę, o dostęp do telefonu, do Internetu. A ponieważ wyjeżdżam za 10 dni, to nie warto niepokoić zadaniami ludzi starszych.
I pod kątem dostępu do telefonu i Internetu będę teraz szukała w Niemczech nowej pracy. Dzwoni do mnie dużo firm z propozycjami. Czasami nie wiem, na który wyjazd mam się zdecydować. Zarobki podobne. Więc powinnam się spytać od razu – czy będę mogła telefonować do domu, bo ja mam dużą rodzinę i muszę mieć z nią kontakt i muszę wiedzieć, co się w mojej rodzinie dzieje. Ja płacę za telefon stacjonarny 15 euro na miesiąc. Po to tylko, żeby będąc w Niemczech, móc rozmawiać z moją rodzina. Niemcy wykupują wtedy opcję za 4 euro, że mogą telefonować na telefony stacjonarne na całym świecie. M.in. w Polsce. Więc ich to taniej kosztuje niż mnie.
Z dostępem do kompa jest gorzej, bo Niemcy boją się dopuścić osobę ze Wschodu do swojego kompa. Mam więc swojego notebooka, ale nie chcą udostępnić hasła. Do Internetu. Tak ogólnie, bo są przecież różni Niemcy. Powinnam zmienić zawód w Niemczech. Na opiekunkę znam już za dobrze niemiecki i jestem za mądra. Tak mi powiedziała pani zazdrosna na odchodne. Ja jestem zu klug. Na inne zawody z kolei jestem za stara. Kto przyjmie prawie 58-latkę do pracy w szkole. Lubię też dziećmi się zajmować. Kocham dzieci. I mam spore doświadczenie w wychowaniu moich dzieci. I w pracy w szkole. Co z tego? Mogę być tylko opiekunką ludzi starszych. Jestem za stara na inne zawody.
Ale przecież wyglądam młodo. Dowody, Pesel, wszystko mi teraz przeszkadza. Jak odchowałam dzieci i chcę rozwinąć zawodowe skrzydła, to mi przeszkadza mój rok urodzenia. Wszyscy pod jedno kopyto musimy być?
Pająk jakiś łazi po krześle. Zabić go?
Nic nie napisałam o mojej ciężkiej pracy opiekunki. Więc mój dzień pracy to 24 godziny na dobę, czyli całą dobę. Muszę być wciąż w tym domu. Mój aktywny dzień pracy to tutaj od 7.45 do 19. Potem idę do mojego pokoju, ale w każdej chwili starsze małżeństwo może mnie wezwać, gdyby potrzebowało mojej pomocy.
Jest to dla nich idealne rozwiązanie, taka Polka. Nie muszą iść do domu starców, mogą mieszkać dalej w swoich domach. Opiekunka dba o nich i czasami mają dopiero teraz dobre życie i poznają pyszne polskie potrawy. Jak tu przyjechałam, to pani od razu się mnie spytała, czy robię pierogi. Polki robią pierogi. Na szczęście, umiem to robić. Polki gotują też zupy.
Muszę zacząć jeździć samochodem. Ma automatyczną skrzynię biegów. Nie jestem za dobrym kierowcą. O, dlaczego kierowca jest tylko rodzaju męskiego? Może być – ta kierowca? Kierownica jest tylko chyba.
Dzisiaj następny dzień. Zaczynam się tu przyzwyczajać. Zawsze najgorszy jest pierwszy tydzień. Dzisiaj przyszła miła Niemka, która była przyjaciółką zmarłej córki tego starszego małżeństwa. Przywiozła zakupy, truskawki, szparagi. Obierałyśmy je razem, na dzisiejszy obiad. Po jej wizycie zaproponowałam mojemu poważnemu dziadkowi, żebyśmy się umówili i jak przyjdzie ktoś z rodziny lub ktoś obcy... i jeśli ja będę niepotrzebna i będę mogła sobie pójść, to on pociągnie się za ucho. Nie, nie za ucho. On złoży ręce razem. Natomiast jeśli ja będę prosić o opuszczenie niemieckiego towarzystwa, to wtedy ja dwie ręce złożę razem. On zrobi to samo i to będzie jego zgoda. Jutro rano muszę z dziadkiem potrenować nasze umówione gesty, żeby nie zapomniał. Chodzi o to, żeby uniknąć sytuacji, w której czuję, że przeszkadzam.
Dzisiaj przed pewnym sklepem zauważyłam dużo kobiet w chustach na głowie. Przebierały w rzeczach, które sklep wystawił jako przecenione. Każda rzecz była po 1 euro. Też się przyłączyłam do nich i kupiłam sobie spodnie w małą granatową krateczkę, na dole wąskie. Rozmiar 42, chociaż czasem 40-tka jest dobra. Jutro znów idę tam na łowy. Nie wiedziałam, że mogą być aż takie przeceny. Moje spodnie na początku kosztowały 30 euro prawie. Moja starsza pani niemiecka zaproponowała mi dzisiaj rzeczy po jej siostrze. Gdyby to było ze 25 lat temu, tobym się ucieszyła. Nie wiedziałam, co jej odpowiedzieć, żeby jej nie urazić. Kręciłam jakoś, a ona sama powiedziała, że w Polsce dużo sklepów z towarami noszonymi już. Odłożyłyśmy na potem przeglądanie tych rzeczy. To prawda. Kiedyś ciuchy były drogie. Teraz możemy je kupić w szmateksie, ale za to żywność, opłaty są drogie. W latach 90. jeździłam do ucznia, który mieszkał na wsi. Wszyscy chcieli mu pomóc, ale dając jakieś rzeczy, które zbywały w domu. A rodzina ucznia potrzebowała pieniędzy na jedzenie.
Oglądam mecz Ukraina-Anglia.
Dzisiaj wtorek, myłam okna razem z tą byłą Rosjanką w całym ich domu. Podczas mycia na 1. piętrze zażartowałam sobie do leżącej pani niemieckiej, co wydaje rozkazy, że może i dach domu też umyć.
Nie trzeba, deszcz go już myje. Niemcy są za poważni na żarty. I nie zapłacą za dodatkową robotę. Potraktowałam tę pracę jak ćwiczenia gimnastyczne, których mi brak.
Zimno mi było w nocy. Wreszcie o tym powiedziałam. Dodali kocyk cieniutki, już trzeci, chyba przedwojenny. Nadal mi będzie zimno.
Wanda Rat.
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
\
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!