Zamach na polskie terytorium
W nocy z 28 na 29 marca w budynek Konsulatu Generalnego RP w Łucku trafił pocisk, najprawdopodobniej z granatnika. Informację dzisiaj potwierdził konsul RP w Łucku zastępujący kierownika placówki, Krzysztof Sawicki.
W dachu widoczna jest dziura, charakterystyczna dla ostrzału artyleryjskiego, jej średnica wynosi ok. 70 cm. Siedziba Konsulatu mieści się przy ul. Dubniwskiej. Miasto Łuck jest siedzibą administracyjną obwodu wołyńskiego.
„To był prawdziwy zamach” – powiedział lokalnym mediom konsul Krzysztof Sawicki. Na miejscu pracują eksperci. Znaleziono metalowe łuski pochodzące z granatnika. Polska strona oświadczyła, że oczekuje dokładnych wyjaśnień i znalezienia sprawców. Cóż, czekać można. W środę rano do MSZ w Warszawie został wezwany ambasador Ukrainy Andrzej Deszczyca. Przed wejściem do gmachu ministerstwa przy alei Szucha, powiedział:
Myślę o liczbach pierwszych
W Polsce piękna pogoda, chodzimy więc na wycieczki. Po jeziorze mkną olimpijskie kajaki, a za nimi motorówka. Kaczki się gonią, a perkozy pokazują swój godowy taniec. Na drzewach nie ma jeszcze liści, ale są już bazie, z daleka widać je na biało-żółto.
Ostatnie dni to zaznajamianie się ze wszystkimi problemami związanymi z kupnem na rynku starego auta. Przyjechał do nas brat męża – Wiktor, który w tym rejonie upatrzył sobie samochód. Wiktor kupił sobie ostatecznie używany, sprowadzony z Niemiec samochód i teraz jest pełen obaw, jak będzie mu się on sprawował i ile go będą kosztowały niezbędne naprawy. Samochód z roku 2003 marki volkswagen golf 4, za 9 tysięcy złotych. Opony do wymiany i rozrząd trzeba zrobić koniecznie. Nie wiadomo, co w nim jeszcze złego siedzi, ale ma klimatyzację, wszelkie bajery i jest wygodny. Mój mąż mu pomagał kupić ten samochód, jeździliśmy z nim wczoraj, pojechaliśmy do większego miasta. Byliśmy w dwóch komisach. Było tam dużo samochodów, ale nic nam nie wpadło w oko. Albo za drogie, albo za bardzo zużyte.
Jestem w Polsce prawie od miesiąca
Cieszę się, że zarobiłam, że stać mnie na drobne zakupy, a obecnie na najtańszą kuchenkę gazową. Na moje miejsce, do opieki nad panią starszą niemiecka, przyjechała nowa polska opiekunka. Nie widziałam się z nią.
Właśnie skończyliśmy czekać na przywiezienie kuchenki gazowej do naszego domu. Stara kuchenka ma już... ile lat? Muszę policzyć. Od 1990, to ma 27 lat. Gdy piekę ciasto w piekarniku, to wołam męża i on bierze deszczułkę, która przytrzymuje drzwiczki, aby całkowicie się domknęły, bo się nie domykają. W ogóle to kuchenka stoi przy ścianie. Już się do tego przyzwyczaiłam. Nie ma miejsca, aby coś odstawić z kuchenki, coś gorącego. Można to tylko dać do zlewozmywaka, bo z drugiej strony jest ściana. Poszukaliśmy w Internecie czegoś w miarę dobrego a taniego. Zadzwoniłam do sklepu, jednego i drugiego. W tym drugim były kuchenki gazowo-gazowe. Wybraliśmy kolor, cenę, firmę. Mieli ją przywieźć, czekaliśmy, a przez ten czas sprzątaliśmy za zlewem w kuchni, przy ścianie. Tam dawno nie było sprzątane. Znaleźliśmy pojemniczki małe na serki, których już nie ma, a które przypomniały nam nasze dzieci, które były wtedy małe. Różne smaki były tych serków, serki z Czarnkowa. Okrągłe, malutkie, owocowe. I co było jeszcze? Pudełko od papierosów. My nie palimy od 1999 roku, od 12 X ja, mąż od 15 X. Jednak takich papierosów myśmy nie palili nigdy. Kto to palił w takim razie? Chyba już wiemy...
Wagary we Lwowie
Wagary dla większości były najprzyjemniejszą częścią życia szkolnego i studenckiego. Nie było do niedawna ucznia, który chociażby raz nie urwał się z lekcji. Lwów, wiadomo, że ma, czy raczej miał swoją gwarę, obecnie zamienioną na bełkot niezrozumiałych słów pisanych cyrylicą. I to jeszcze z okrzykiem, że tak było za czasów austriackich, a Lwów zbudowała Austria. Dla Ukraińców. Ciekawe, nie?
Ale tym razem nie o tym, gdyż zbliża się wiosna. 21 marca minął dzień wagarowicza, obchodzony zazwyczaj przez dwie polskie szkoły we Lwowie – szkołę nr 10 im św. Marii Magdaleny i szkołę nr 24 im. Marii Konopnickiej. Ale teraz obserwujemy szersze zainteresowanie tym świętem. W każdej szkole, gdzie jako drugi język obcy wprowadzono język polski (a takich jest około 30 proc. we Lwowie), uczniowie zaczynają obchodzić ten dzień. Prawdę mówiąc, nigdzie w Internecie nie znalazłam informacji, od kiedy dzień wagarowicza jest obchodzony, w jakich latach został zapoczątkowany itd. Wiem tylko tyle, że starsze pokolenie we Lwowie mówi do tej pory, że się idzie na hinter. Nie na wagary, ale jak mówią nasze babcie i nasi dziadkowie – na hinter. Ciekawe, jak wyglądały wagary kiedyś? Otóż, wg zebranych informacji, we Lwowie na wagary chodziło się do parków, na ryby, na cmentarz Łyczakowski, gdyż w cieniu drzew było przyjemnie i spokojnie, a głównie – nikła szansa na spotkanie nauczyciela ze szkoły czy wykładowcy z uniwersytetu. Jak się szło do parku, to się wybierało ten bardziej oddalony od szkoły, a parków we Lwowie było dużo i wszystkie ogromne oraz rozległe, a na ryby chodziło się na Pohulankę.
List z Niemiec: Niespokojnie
Gdy wyjeżdżałam z Niemiec, sprzed domu wiejskiego niemieckiego, gdzie słońca było mało, tylko cień i cień... żegnała mnie cała rodzina niemiecka. Wyszli przed dom, tylko pani starsza została w środku. Stali, patrzyli, jak wchodzę do busika o kolorze zielonego groszku. Drzwi miał rozsuwane. Żegnała mnie wnuczka pani starszej, jej siostra z rodziną, malutkimi dziećmi, a jedno w wózku. Synowa i syn pani starszej. Odjeżdżałam od nich i cieszyłam się, że jadę do domu. Ten cień tam był przytłaczający. Ale ludzie dobrzy. Opiekowałam się jedną osobą, ale rozmawiałam ze wszystkimi. To tak dziwnie wskoczyć w czyjeś życie... a ja znalazłam się wśród nich, karmiłam koty – całą rodzinkę kotów, wszystkie były czarne. Miło było popatrzeć na świnki i na byki za ogrodzeniem. Ciężkie łby byków...
W domu piorę już drugą pralkę moich rzeczy stamtąd, jeszcze jedna pralka została i już będzie wszystko. Myślę, że to, czy ludzie są dobrzy, czy źli, to nie zależy od ich narodowości. To druga rodzina niemiecka, a dobrzy ludzie. Ich matka i jedenaścioro dzieci. Wszyscy zdrowi, troskliwi ludzie. Nikt za granicę nie wyjechał. Mieszkają blisko siebie. W ilu domach niemieckich już byłam? Na początku, a było to w sierpniu 2009 roku, wyjeżdżałam tylko na miesiąc, a potem miesiąc w domu, chociaż nie zawsze równo miesiąc. Czasem dłużej, czasem krócej. Więc tak – pierwszy dom na wsi, koło Lubeki. Staruszkowie w nim, pole kukurydzy i jabłka spadające z drzew przed domem, którymi nikt się nie interesował. Nie zagospodarowywano ich, nie grabiono. Po prostu leżały.
Dyrektor polskiej szkoły we Lwowie oskarżony o separatyzm
Już pewnie wszystkie ukraińskie media opisały sytuację, w której znalazł się dyrektor szkoły nr 10 im. św. Marii Magdaleny we Lwowie. Co było przyczyną takiego typu oskarżeń? Nic, poza działalnością na rzecz polskości. Ryszard Vincenc jest dyrektorem szkoły z polskim językiem nauczania, jak to się mówi i jest przyjęte wg prawa ukraińskiego, od lipca ubiegłego roku. Dlaczego szkoła nie polska, a z polskim językiem nauczania? Bo na Ukrainie nie przewidziano statusu dla mniejszości narodowych. Nie istnieje...
Nagonkę medialną rozpoczęto nieco po uroczystościach w Hucie Pieniackiej. Ofiarą nagonki padły same uroczystości, których nie udało się zakłócić, później moja osoba, która mocno przeszkadzała niektórym działaczom spod czerwono-czarnej flagi, następnie organizacja „Strzelec” i w końcu – jedna z dwóch polskich szkół we Lwowie. Dlaczego? Bo dyrektor szkoły jest zastępcą komendanta „Strzelca”.
Przyjechałam do Polski, a tu słonecznie i medalowo
Opiekowałam się przez miesiąc chorą starszą panią niemiecką. To był koniec mojego pobytu, koniec mojej pracy tam. Polacy teraz, a szczególnie polskie panie, dużo podróżują, pracują w opiece. Utrzymują tym rodziny w Polsce – swoje dzieci, które często pracy nie mają... swoich mężów, dla których już pracy na pewno nie ma. Zwłaszcza w małym miasteczku, które miało rozwinąć się turystycznie.
Byłam w markecie, w Niemczech jeszcze. Pojechałam tam na rowerze. Miałam z sobą plecak, ale najpierw kupiłam farby do włosów dla mojej koleżanki – też Polki i też opiekunki. Ona pracuje ze trzy kilometry dalej, i to ona mnie poleciła. Powinnam być jej wdzięczna, bo zarobiłam trochę grosza, ale na początku byłam na nią nawet zła. Myślałam – w co ty mnie wpakowałaś? Ostatecznie dałam sobie radę, zaczęłam jeździć samochodem pani starszej, z automatyczną skrzynią biegów. Piszę dalej o markecie. Farbki są w pudełkach, więc miałam kilka pudełek wielkości dłoni mniej więcej. Jestem z moimi towarami już przy kasie, za mną ze trzy osoby, a kasjerka niemiecka pyta, co mam w plecaku, i chce zajrzeć do niego. Otwieram suwak, pokazuję jej. Ona na to, czy mam paragony na te farbki. Miałam, pokazuję jej. Pytam się, dlaczego chce widzieć paragony – ona na to, że dlatego, że u nich też są farbki do włosów. Ponieważ nie widziałam ich, więc chciałam wejść z powrotem do sklepu i sprawdzić. Ona kazała mi zostawić to, co kupiłam, ale bez specjalnego nadzoru czy ochrony, więc zrezygnowałam. Pojechałam z powrotem do domu, myśląc po drodze, co by było, gdybym odmówiła jej pokazania tego, co mam w plecaku. Czy musiałam jej pokazywać paragony na moje farbki, jeśli w tym sklepie nie było takich farbek, a raczej w ogóle nie było tego towaru, bo na drugi dzień specjalnie pojechałam i nie było w tym sklepie farbek do włosów? Pierwszy raz tak mnie w Niemczech potraktowano.
O wątkach poprzedzających trwające obecnie sympozjum paryskie pt. „Holokaust na Ukrainie”
Teraz, w dniach 9-11 marca, w Paryżu trwa konferencja dotycząca holokaustu na Ukrainie. Kto dokonał holokaustu w XX wieku, wszyscy wiemy. I wszystkie bez wyjątku formacje nazistowskie są z tym związane. Oprócz, jak to przyjęte jest do powtarzania, ukraińskich. W snach oczywiście, bo mitem propagatorów OUN-UPA jest odcięcie się od spuścizny nazistowskiej. Ba, nawet współcześni propagatorzy mówią o walce z... nazistami, czyli tymi, którzy de facto, te formacje stworzyli i na potrzeby których owe formacje wykonywały zadania.
Stworzyć formację wojskową – bataliony, pułki czy dywizje, to nie takie proste. To danie ochotnikom porządnej porcji propagandy, dawki idei większej, no i rzeczy przyziemnych – miejsca do spania, ubrania, broni itd. Oprócz wszystkiego takie bataliony czy jakiekolwiek formacje trzeba wyszkolić. Co jest wart żołnierz bez odpowiedniego przygotowania?
Spacer do kapliczki, wysoko położonej
Jestem już tu prawie miesiąc, przy tej wiejskiej rodzinie niemieckiej. Opiekuję się ich matką, ona ma 87 lat. Jest to opieka całodobowa. Wiele Polek tak pracuje... jest zmuszonych tak pracować, z braku pracy i pieniędzy w kraju. Jest to praca poniżej naszego wykształcenia, pomimo naszego wykształcenia, albo lepiej napiszę – obok naszego wykształcenia.
Dzisiaj uprałam prawie wszystkie moje rzeczy. Wczoraj byłam w markecie i poczułam, że ode mnie śmierdzi paszą i bydłem. Przedwczoraj wieczorem poszłam z małżeństwem z góry, zobaczyć, jak wygląda ich robota. Chodziło o to, że namawiałam ich na oglądanie tej sztuki, z aktorami z tej wioski. Bez żadnego wykształcenia w tym kierunku. Małżeństwo jednak odpowiedziało mi, że oni nie mogą obejrzeć tej śmiesznej, prześmiesznej sztuki, bo muszą karmić byki i świnki. Powiedziałam im, że mogę te zwierzaki nakarmić. Moja babcia oglądała sobie spokojnie telewizję... Jestem jej polską opiekunką, a ona jest Niemką, wszystko jest tu niemieckie. Więc założyłam odpowiednie buty i przyglądałam się, jak wygląda ta praca. Okazało się, że chociaż budynki są stare, pełno żelastwa nazbieranego niepotrzebnie. W Polsce już by ludzie oczyścili tu wszystko i zawieźli na złom – różnymi wózkami itp. Taki stary traktor toż to by była gratka dla biednego człowieka,
Obchody 73. rocznicy ludobójstwa w Hucie Pieniackiej
W niedzielę odbyły się obchody 73. rocznicy ludobójstwa w Hucie Pieniackiej. Tyle osób, po spaleniu, to miejsce jeszcze nie widziało. Przybyły delegacje z różnych stron. Naprawdę, byli ludzie nie tylko z Polski, byli miejscowi z całego obwodu lwowskiego, były liczne delegacje rządowe, parlamentarzyści z Polski i z Ukrainy. To były uroczystości szczególne i wyjątkowe, dlatego że odbywały się po zniszczeniu pomnika, ślady którego jeszcze można było znaleźć, dlatego że tuż przy pomniku było miejsce, gdzie rozsypały się kawałki dawnego krzyża, który został zniszczony. Chyba wszyscy pamiętają, że było to w styczniu.
O tej sytuacji też wspominano. Wspominała Małgorzata Gosiewska-Kola, przewodnicząca Stowarzyszenia Huta Pieniacka, która przyjechała na uroczystości wraz ze stowarzyszeniem. Pani Małgorzata mówiła, że członkowie pomordowanych rodzin odebrali to (zniszczenie pomnika) jako atak na prawdę. Oprócz tego byli przedstawiciele z Lublina, Przemyśla, Rzeszowa, dziennikarze z całej Polski, dziennikarze ze Lwowa. Prawie każda telewizja lwowska, telewizja z Brodów, dlatego że miejscowość, a właściwie to, co po niej pozostało, teren Huty Pieniackiej, obecnie należy do rejonu Brody. Niegdyś tętniąca życiem, Huta Pieniacka znajdowała się obok wioski Hołubica. Oczywiście, nie odbyło się bez prowokacji. W trakcie uroczystości rozwinięto flagę banderowską. Nawet nikogo to „nie zdziwiło”, kto już nie raz był na tych uroczystościach, dlatego że prowokacje odbywają się co roku. Tym razem prowokatorem był Ukrainiec ze Lwowa, który rozwinął tę flagę, i dzięki interwencji zwykłych pracowników Konsulatu Rzeczypospolitej Polskiej we Lwowie, flagę zwinięto z powrotem i nie zakłócała ona ani nie raziła w oczy pod czas samej uroczystości.