Opiekowałam się przez miesiąc chorą starszą panią niemiecką. To był koniec mojego pobytu, koniec mojej pracy tam. Polacy teraz, a szczególnie polskie panie, dużo podróżują, pracują w opiece. Utrzymują tym rodziny w Polsce – swoje dzieci, które często pracy nie mają... swoich mężów, dla których już pracy na pewno nie ma. Zwłaszcza w małym miasteczku, które miało rozwinąć się turystycznie.
Byłam w markecie, w Niemczech jeszcze. Pojechałam tam na rowerze. Miałam z sobą plecak, ale najpierw kupiłam farby do włosów dla mojej koleżanki – też Polki i też opiekunki. Ona pracuje ze trzy kilometry dalej, i to ona mnie poleciła. Powinnam być jej wdzięczna, bo zarobiłam trochę grosza, ale na początku byłam na nią nawet zła. Myślałam – w co ty mnie wpakowałaś? Ostatecznie dałam sobie radę, zaczęłam jeździć samochodem pani starszej, z automatyczną skrzynią biegów. Piszę dalej o markecie. Farbki są w pudełkach, więc miałam kilka pudełek wielkości dłoni mniej więcej. Jestem z moimi towarami już przy kasie, za mną ze trzy osoby, a kasjerka niemiecka pyta, co mam w plecaku, i chce zajrzeć do niego. Otwieram suwak, pokazuję jej. Ona na to, czy mam paragony na te farbki. Miałam, pokazuję jej. Pytam się, dlaczego chce widzieć paragony – ona na to, że dlatego, że u nich też są farbki do włosów. Ponieważ nie widziałam ich, więc chciałam wejść z powrotem do sklepu i sprawdzić. Ona kazała mi zostawić to, co kupiłam, ale bez specjalnego nadzoru czy ochrony, więc zrezygnowałam. Pojechałam z powrotem do domu, myśląc po drodze, co by było, gdybym odmówiła jej pokazania tego, co mam w plecaku. Czy musiałam jej pokazywać paragony na moje farbki, jeśli w tym sklepie nie było takich farbek, a raczej w ogóle nie było tego towaru, bo na drugi dzień specjalnie pojechałam i nie było w tym sklepie farbek do włosów? Pierwszy raz tak mnie w Niemczech potraktowano.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!