Talerz z kaloszami
Niemcy, Niemcy ponad wszystko, ponad wszystko w świecie. Niemieckie kobiety, niemiecka wierność, i pieśń niemiecka, i wino, i czyny szlachetne, i niemiecka siła. Niemiecka ojczyzna kwitnie w blasku szczęścia.
Niedokładnie przytaczam, ale jakoś tak to szło. I znowu idzie. Można powiedzieć: nadlatuje. W każdym razie mnie osobiście muzyka Wagnera z daleka rozdziera duszę.
Cwałują walkirie. Wszystkie dziewięć. Na czele Brunhilda, pierzchająca przed cierniem Odyna, tuż za nią, ramię w ramię, panny Wyjąca ze Wściekłą. W tak zwanym międzyczasie tak zwani dziennikarze bezczeszczą dziecięce zwłoki, przenosząc ciało i układając nóżkami w stronę brzegu, głową w kierunku morza, tak, żeby fale omywały martwe, wciśnięte w piasek policzki, to jest w sposób zapewniający odpowiednią aranżację fotografii, która niezwłocznie po publikacji rozstawi emocje Europejczyków właściwie. Czyli tak, jak według tych i owych emocje Europejczyków powinny być rozstawione na bieżącym etapie tresury.
Exodus
"Europa powinna przyjąć więcej uchodźców i migrantów ekonomicznych – dla dobra świata i swojego" – czytamy w "The Economist", który ostatni swój numer poświęcił problemowi uchodźców syryjskich. To tylko jeden przykład tekstu "sponsorowanego". Tym podobne zalały całą zachodnioeuropejską prasę. Jak w tym zdaniu rozumieć pojęcie "Europa"?
"Zbyt długo Europa zamykała oczy na okropną i krwawą wojnę domową w Syrii – czytamy dalej – i próbowała odgradzać się od cierpiących rzesz ludzi". Znowuż, o jakiej Europie mówimy? Jeśli idzie o zaangażowanie wojskowe i materialne Unii Europejskiej czy NATO, najwięcej do powiedzenia mają największe i najzamożniejsze kraje: Niemcy, Francja, Włochy i Wielka Brytania. Jeśliby nawet Litwa postulowała obalenie kalifa Państwa Islamskiego, Bruksela, czyli Berlin, uznałaby postulat zaledwie "za ważny głos w dyskusji".
Przegrana
Wynik referendum ogłoszonego między innymi w sprawie zmiany ordynacji wyborczej na jednomandatową jest bardzo znaczący.
Co pokazuje?
To, że Polacy są dojrzałym społeczeństwem "postdemokratycznym" i wszelkie próby odwoływania się do instytucji demokratycznych to mrzonka. Owszem, instytucje te nadal pełnią rolę legitymującą aktualny układ rządzenia, ale są w całości przez ten układ sterowane.
Wszystko zależy od mediów i pieniędzy włożonych w kampanię, która w ładnych, jaskrawych kolorach ukaże przeciętnemu Polakowi, co jest nowoczesne, europejskie i w ogóle cool. Jeśli przy pomocy dobrze opłacanych małp medialnych zmontujemy kilkutygodniowy show propagandowy, w którym za naszym projektem jedna po drugiej opowiadać się będą wymóżdżone i powypychane silikonem celebrytki tudzież otoczeni oparami mądrości telewizyjni showmani, wówczas mamy nadzieję, że u znacznej większości naszego targetu wywołamy pożądaną reakcję i ludzie polecą w podskokach do urn.
Polak przestał myśleć i dbać o przyszłość własną i dzieci. Co więcej, oczekuje, że tę przyszłość ktoś mu jakoś zorganizuje i akurat co do tego nie ma wątpliwości. Polska to bogaty region geograficzny i chętnych do organizowania "przyszłości" jest kilka poważnych ośrodków.
Owszem, pytania referendalne były kuriozalne, ale gdyby "mniej wartościowy naród tubylczy", że użyję michalkiewizmu, był politycznie rozgarnięty i kumaty, to hurmem poparłby zmianę. Frekwencja stworzyłaby pewien problem prawny. Jak to ładnie wyłuszczył przed referendum Max Kolonko, poparty JOW-ami system prezydencki to jedyna metoda sensownego rządzenia suwerennymi państwami, więc byłby to krok w dobrą stronę.
Nie chodzi przecież o to, by w Sejmie była mozaika wszelkiej polskiej rozmaitości, lecz by powstał stabilny polski układ polityczny zdolny do skutecznego rządzenia. JOW-y to nie panaceum na polskie bagno, lecz początek drogi, kamień, na którym można oprzeć nogę. I nie trzeba być jakoś nadzwyczaj rozwiniętym, by to zobaczyć. Rachunek jest prosty, a przykłady same sypią się z rękawa.
Problem w tym, że polska menażeria polityczna nie jest zainteresowana takim rozwiązaniem, ponieważ jest jej dobrze, tak jak jest, zaś resztówka uświadomionych Polaków nie ma żadnego znaczenia. Można ją bardzo tanio spacyfikować, pozbawić możliwości działania i środków.
Zresztą kombinacje operacyjne, jakie przetestowano przy okazji projektu Kukiz, pokazują, jak dziecinnie prosto można całą sceną "antysystemową" manipulować.
Przed wyborami prezydenckimi napompowano medialnie Pawła Kukiza, przez co uzyskał ponad 20 proc. głosów (znam ludzi, którzy po fakcie nie potrafili sensownie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego zagłosowali na tego człowieka), następnie również przy pomocy różnych zagrań medialnych i manipulacji, rzucono Kukizem o glebę, jednocześnie pozbawiając gruntu wszystkich antysystemowców, którzy mieli nadzieję, że tym napompowanym przez system balonem "Kukiz" wlecą do Sejmu. Szczątkowe zainteresowanie referendum pokazało, że tak na dobrą sprawę można z Polakami zrobić, co się chce.
Paweł Kukiz zaś na gwałt musi dzisiaj szukać jakiegoś "antysystemowego" programu, skoro główny punkt dotychczasowego spalił na panewce.
Dzięki tym wszystkim kombinacjom efekt jest taki, że głosy antysystemowe – o ile nie zostaną całkiem zmarnowane – pójdą na partie systemu – w większości PiS. – No bo przecież – panie kochany – na kogo tu głosować, skoro oni wszyscy tacy niepoważni...
I pewnie o to chodzi, bo z lotu jaskółek wywróżyć można, że pokaźna część układu gra na PiS – pora wymienić chłopaków, pora na świeży oddech w Warszawie. Tak sądzi m.in. Jadwiga Staniszkis, uznając, że wiele wskazuje na bezpieczniackie znużenie PO. Staniszkis uważa, że służby pokazują aferami, jak wiele informacji mają i mogą użyć, a nagrania wypłynęły, ponieważ "są przerażone poziomem obecnej władzy".
Może tak jest. Problem w tym jakie służby i czy na pewno polskie, a nie te zagranicznie umocowane.
Tak czy owak, gdyby Polacy chcieli Polski dla siebie, muszą przyznać się przed sobą do głupoty i wodzenia za nos, a to bardzo trudne. Tym bardziej, że już kilkakrotnie przemielono im głowy.
Pozostaje więc metoda partyzancka małych kroków, pozostaje wciskać się wszędzie tam, gdzie coś dla Polski można ugrać i stworzyć, licząc na to, że w nadchodzącym starciu globalnych hegemonów nie będziemy kolejny raz mieli do odegrania roli collateral damage i ewentualne starcia odbywać się będą na cudzych łąkach.
Być może sprzyjać temu będzie zainteresowanie Żydów naszym terenem, być może szabesgoje coś tam przy nich ugrają. Kto wie. Być może wobec coraz większej islamizacji Niemiec, opierająca się zalewowi "imigrantów" Polska, wciąż będzie ich szalupą ratunkową...
Przegrane referendum, które dawało Polakom malutką szansę, pokazało, że jako naród polityczny przestaliśmy istnieć, a resztówkę naszych elit można spacyfikować kilkoma celnymi puknięciami.
No taki mamy dopust Boży.
Andrzej Kumor
Coś tu k….wa nie gra!
Sprawa powstania rządu światowego zaplanowana została przed wielu laty i zapewne stanowiska już do tej pory obsadzono. Bez oczekiwania na oficjalne komunikaty można zauważyć, że z determinacją realizowane są kolejne projekty nowego porządku na naszym globie. Aczkolwiek jawni globaliści chcą osiągnąć cele bez wzniecenia ogólnoświatowej wojny, to jednak wszystko wskazuje, że ona już się toczy, bo i trup ściele się gęsto.
Głównym teatrem walk była jeszcze do niedawna północna Afryka i Bliski Wschód. Aktualnie, w zmienionej formie, działania operacyjne przesuwane są na Europę. Rozgrywający wysoką stawkę syjoniści światowi, wykorzystując swoje wpływy w USA, doprowadzili do wsparcia islamistów, nad którymi jednak w pewnym momencie stracili kontrolę. Dla ratowania sytuacji zbombardowano wszystko, co się rusza. Stąd też exodus ludności wymienionych regionów.
Bogate kraje arabskie oświadczyły, że nie przyjmą imigrantów, ale skoro robi to Europa, więc szejkowie wspaniałomyślnie sfinansują budowę dwieście meczetów, wspierając unijny multi-kulti eksperyment.
Manipulacja: Mówić prawdę czy kłamać?
Stanisław Michalkiewicz zapytany dlaczego stroni od angażowania się w politykę, odpowiedział, "bo nie lubię manipulować". Manipulacja jest główną zasadą współczesnego rządzenia. Podniesiona do rangi "nauki" jest umiejętnością uzyskiwania legitymacji władzy przy pomocy wyuczonych "chwytów". Jest ubocznym produktem idei postrewolucyjnej "demokracji" i masowego społeczeństwa. Ale też jest czymś szerszym, samą osnową konstrukcji społecznej.
Dawniej, kiedy władza pochodziła od Boga i nie musiała być uzasadniana wolą większości, król nie musiał kłamać, by poddani akceptowali prawa tronu.
Dzisiaj - jak to ujął kiedyś Janusz Korwin-Mikke - króla nie ma, ale potrzeba "sztuki królewskiej" pozostała... Ktoś rządzić musi.
---
Na piedestale demokracji stawia nam tzw. "społeczeństwo obywatelskie", złożone - niczym grecka agora - wyłącznie z rozgarniętych ludzi wolnych, roztropnych i szlachetnych, którzy są w stanie wyrobić sobie zdanie na każdy ważny temat i w głosowaniu decydować o sobie. Owszem, demokracja wśród obywateli może działać. Tak było jeszcze w XIX wieku kiedy prawo wyborcze - również to czynne - było ograniczone do osób płacących podatki od nieruchomości czy obywateli ziemskich. Logiczne jest, że ludzie, na stałe osiadli na jakimś terenie posiadający tam własność będą skłonni podejmować roztropne i dalekosiężne decyzje o sobie.
Z upływem lat do głosowania dopuszczano jednak nowe grupy. Dzisiaj głosujemy prawie wszyscy i głos profesora równy jest głosowi wyrostka z zielem w głowie. Dlaczego? Dobre pytanie.
Co więc robić?
Jaka będzie nowa Europa?
Celowo czy przez przypadek? Gdy mamy do czynienia z wypadkami wykraczającymi poza codzienność, zwykle zadajemy sobie takie pytanie. Czy to coś dzieje się jako wypadkowa różnych głupot, czy też jest w tym jedna ręka?
Wojny, niepokoje społeczne, rewolty, bunty, powstania, rewolucje... Spontan, czy zdalne sterowanie?
Patrząc na tłumy ludzi zalewające dzisiaj Europę, po tym jak celowo zdestabilizowano kilka bliskowschodnich i afrykańskich krajów, trudno nie zadawać sobie pytania, czy jest to tylko niezamierzony skutek tamtych działań, czy może jest w tym szaleństwie metoda zmiany oblicza Starego Kontynentu.
A może jedno i drugie. Jak przy wszystkich tego rodzaju wypadkach – patrz pierwsza wojna światowa – można wskazać na procesy, które "wyrwały się spod kontroli", na których różne "grupy zainteresowań" surfują jak na oceanicznej fali. Jedno wszak jest pewne, wielu inżynierów społecznych uważa wielkie tragedie za konieczną osnowę budowy nowego porządku, za "katalizator" nowego, które i tak musi przyjść. Przyszłość – jak wiadomo – rodzi się w bólach, a czasem też poród trzeba sprowokować; ba, mówi się nawet, że dzięki takim prowokacjom, udaje się unikać lub ograniczać ofiary, "zmniejszać koszty ludzkie"...
Co mówi Trump?
Mariusz "Max" Kolonko przekonuje, że Donald Trump, miliarder i kandydat GOP na prezydenta: "Mówi jak jest". Sprawa robi się poważna, bo Kolonko uważa się za dziennikarza, który wie i "mówi jak jest". Chris Christie, gubernator New Jersey i kontrkandydat Trumpa, którego hasło wyborcze brzmi właśnie: "Mówię jak jest", może nie mieć szans.
Kolonko twierdzi, że amerykański establishment polityczny "nie potrafi zrozumieć", skąd Trump wziął się, "nie rozumie tego fenomenu". "Establishment polityczny powinien zaakceptować Donalda Trumpa" – oznajmia. Obserwuję raczej pilnie amerykańską kampanię wyborczą oraz tamtejszą scenę polityczną i nie bardzo rozumiem, o czym Kolonko mówi. Republikanie znają poglądy swoich wyborców dobrze, ale politycy niekoniecznie mówią – słusznie i niesłusznie – to, co myślą.
Jak koncerty w Jarocinie...
Jednym ze zdumiewających założeń tzw. środowisk antysystemowych jest uznanie obecnej polskiej demokracji – wyborów parlamentarnych, samorządowych i wszystkich procedur towarzyszących, za pozostające poza kontrolą systemu.
O ile w PRL-u nikt poważny nie przekonywał, że system można zmienić przez głosowanie, bo ten "kierunek" system kontrolował w stu procentach, w ramach własnego teatrzyku kukiełek, o tyle dzisiaj mamy do czynienia z rozdwojeniem jaźni u ludzi, którzy, z jednej strony, ostrzegają, że system wszystko kontroluje, a następnie na tym samym oddechu, jak gdyby nigdy nic, nawołują do głosowania, formują jakieś komitety wyborcze, stowarzyszenia, ruchy i partie "antysystemowe" w nadziei na odwojowanie kraju i "obalenie systemu".
Przemiany nareszcie. Internet – taśmy prawdy – vox populi
Jest aktualnie co czytać i czego słuchać w polskich mediach głównego nurtu. To, co nastąpiło w czasie wyborów prezydenckich, wstrząsnęło POlitycznie zadufanym w sobie establishmentem. Bo przecież ośmioletnie rządy platformersów i koalicjantów zbiegły się z dalszym gospodarczym rozwojem kraju.
W roku 1989 startowaliśmy z bardzo niskich pozycji. Średnie pensje (kto pamięta?) kształtowały się na poziomie 30 – 50 dol. amerykańskich miesięcznie. Od tego czasu rządy zmieniały się już wielokrotnie, mniej lub bardziej sprawne, a rodacy – nie rządy – pchali Polskę do przodu. Logiczne?
Informacje o warunkach rejestracji oraz głosowania w referendum ogólnokrajowym na terenie okręgu konsularnego Konsulatu Generalnego RP w Toronto
Przedstawiamy informacje o warunkach rejestracji oraz głosowania w referendum ogólnokrajowym na terenie okręgu konsularnego Konsulatu Generalnego RP w Toronto.
Termin głosowania
Głosowanie w najbliższym referendum ogólnokrajowym odbędzie się na terenie Kanady w dniu 5 września 2015 r., w godzinach od 6.00 do 22.00.
Pytania w referendum
Pytania w referendum będą mieć następujące brzmienie:
* Pytanie pierwsze: "Czy jest Pani/Pan za wprowadzeniem jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach do Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej?".
* Pytanie drugie: "Czy jest Pani/Pan za utrzymaniem dotychczasowego sposobu finansowania partii politycznych z budżetu państwa?".
* Pytanie trzecie: "Czy jest Pani/Pan za wprowadzeniem zasady ogólnej rozstrzygania wątpliwości co do wykładni przepisów prawa podatkowego na korzyść podatnika?".