Nowy rozkaz Putina
http://www.defence24.pl/282015,rosyjska-armia-rosnie-w-sile-szojgu-sklada-raport-putinowi
Prezydent Rosji Władimir Putin poinformował, że wydał rozkaz o natychmiastowym zniszczeniu każdego celu, jaki zagrażałby rosyjskim żołnierzom lub rosyjskim instalacjom w Syrii. Jednocześnie wskazał, że nie zamierza zrezygnować z dalszego modernizowania sił zbrojnych Federacji Rosyjskiej wskazując na najważniejsze priorytety ich rozwoju.
Prezydent Putin ujawnił swój rozkaz o obronie rosyjskich żołnierzy w Syrii w czasie rozszerzonego kolegium ministerstwa obrony 11 grudnia br. Ostrzegł on przede wszystkim tych, „…którzy po raz kolejny będą próbowali zorganizować jakieś prowokacje wobec naszych żołnierzy. Podjęte już zostały przez nas dodatkowe środki w celu zapewnienia bezpieczeństwa rosyjskim wojskowym i bazie lotniczej. Została ona wzmocniona przez nowe grupy lotnicze i systemy przeciwlotnicze. Wszystkie działania lotnictwa uderzeniowego będą teraz prowadzone pod osłoną myśliwców. Rozkazuję działać bezwzględnie. Wszelkie cele, które zagrażają grupie lub naszej infrastrukturze naziemnej mają zostać natychmiast zniszczone”.
Putin podkreślił ponownie, że operacja w Syrii została rozpoczęta, ponieważ to co się tam dzieje „…jest bezpośrednim zagrożeniem dla Rosji, a nasze wojska w Syrii bronią przede wszystkim swojego kraju. Nasze działania nie były podyktowane jakimikolwiek, niezrozumiałymi, abstrakcyjnymi interesami geopolitycznymi, nie były też podyktowane dążeniem do wypracowania i testowania nowych systemów broni, co samo w sobie jest, oczywiście również ważne. Najważniejsze jest to, by zapobiec zagrożeniu dla samej Federacji Rosyjskiej”.
Putin potwierdził przy tym oficjalnie wykonanie uderzeń rakietowych na cele w Syrii z okrętu podwodnego „Rostow-na-Donu” oraz zorganizowanie dostaw uzbrojenia i wyposażenia dla syryjskiej armii. Wskazał przy tym na wagę współpracy ze wszystkim państwami, które walczą z terrorystami. Przypomniał m.in. o już nawiązanej współpracy z centrum dowodzenia sił powietrznych Izraela oraz z siłami koalicji kierowanymi przez Stany Zjednoczone.
Cel najważniejszy dla Putina – dalszy rozwój rosyjskich sił zbrojnych
W dalszej części swojego przemówienie, Putin przedstawił swoje zamierzenia, co do przyszłości sił zbrojnych Rosji. Potwierdził, że rosyjska armia będzie wyposażana w nowe systemy uzbrojenia zgodnie z planem. Ocenił przy tym, że osiągnięto już nowy poziom wykorzystania operacyjnego wojsk oraz wysoką gotowość jednostek wojskowych.
fot. mil.ru
Chcąc jeszcze bardziej wzmocnić siły zbrojne Rosji Putin zwrócił uwagę na następujące priorytety:
Sytuacja wojskowo-politycznej na świecie się zmienia. Dlatego rosyjskie ministerstwo obrony wraz z innymi agencjami rządowymi ma monitorować rozwój tej sytuacji i w razie konieczności udokładniać i korygować uaktualniony oraz zatwierdzony w listopadzie br. plan obrony Rosji na najbliższe pięć lat;
Konieczne jest kontynuowanie modernizacji techniczne armii i marynarki wojennej oraz „konsolidowanie pozytywnych tendencji, które już zostały osiągnięte w czasie realizacji państwowych programów zbrojeniowych”. Rosyjskie ministerstwo obrony ma jednak „uważnie monitorować wydatkowanie środków przyznanych w ramach celu obrona państwa i efektywnie wykorzystywać dla tego nowy system nadzoru finansowego”;
fot. kremlin.ru
Konieczne jest zwrócenie szczególnej uwagi na wzmocnienie potencjału bojowego strategicznych sił jądrowych oraz realizację programów kosmicznych. W tym celu wszystkie elementy tzw. „triady” jądrowej maja być doposażone w nowe systemy uzbrojenia oraz ma być poprawiona efektywność systemu ostrzegania o ataku rakietowymi i systemu powietrzno-kosmicznej obrony (między innymi poprzez rozbudowę infrastruktury strategicznych sił jądrowych);
Trzeba jeszcze bardziej zwiększyć intensywność „operacyjnego i bojowego” szkolenia wojsk, korzystając szczególnie z (według Putina), jednej z najbardziej skutecznych form zachęcania do treningów – niezapowiedzianych kontroli – „w trakcie których należy się skupić na przemieszczaniu się wojsk na duże odległości, tworzeniu ugrupowań na zagrożonych obszarach, wypracowaniu zadań związanych ze strategicznym odstraszaniem nuklearnym oraz obroną przeciwlotniczą (z praktycznym podnoszeniem lotnictwa i manewrami rakietowych pododdziałów przeciwlotniczych oraz jednostek radiotechnicznych”. Według Putina w tym celu trzeba zaangażować władze regionalne i federalne szczególnie jeżeli chodzi o obronę terytorialną. Przypominając o zbliżających się strategicznych ćwiczeniach „Kaukaz-2016” polecono również położyć nacisk na przygotowanie żołnierzy do działania w trudnych warunkach, w tym na obszarach górskich;
Należy rozwijać współpracę wojskową z sojusznikami i partnerami, przede wszystkim z Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym - OUBZ. Ma to dotyczyć w szczególności szkolenia zagranicznych specjalistów w rosyjski uczelniach i ośrodkach wojskowych oraz wprowadzenie wspólnych metod szkolenia.
Minister obrony Rosji wskazuje na NATO jako główne zagrożenie
Rosyjski minister obrony Siergiej Szojgu zaczął swoje wystąpienie od wskazania na coraz bardziej pogorszającą się sytuację wojskowo-polityczną na świecie, a zwłaszcza w Europie, Azji Środkowej i na Bliskim Wschodzie. Jednak za pierwszoplanowe zagrożenie dla Federacji Rosyjskiej uznał Pakt Północnoatlantycki. Według niego: „W stosunkowo krótkim czasie, NATO rozszerzono prawie dwa razy, dodając dwunastu nowych członków. Dziś aktywnie przygotowywane są do włączenia do paktu: Czarnogóra, Macedonia, Bośnia i Hercegowina, Gruzja i Ukraina. W sferze zainteresowania Sojuszu jest również Finlandia, Szwecja, Serbia i Mołdawia.
fot. kremlin.ru
Tylko w tym roku NATO-wski kontyngent w krajach bałtyckich, Polsce i Rumunii wzrósł jeżeli chodzi o samoloty - osiem razy, a o liczbę personelu wojskowego - 13 razy. Na terytorium tych państw dodatkowo rozmieszczono do 300 czołgów i bojowych wozów piechoty, rozbudowywany jest również kompleks przeciwrakietowy „AEGIS Ashore” w Rumunii i Polsce.
W Belgii, Włoszech, Holandii, Niemczech i Turcji jest zmagazynowanych około dwustu amerykańskich bomb atomowych, które planuje się zmodernizować. W różnym stopniu gotowości utrzymuje się 310 samolotów – nosicieli.
Dla uzyskania przewagi informacyjnej przez NATO nad Rosją, w Tallinie uruchomiono centrum cyberbezpieczeństwa, natomiast w Rydze - centrum doskonalenia w dziedzinie strategicznej propagandy”. Warto przypomnieć, że liczba bomb jądrowych, rozmieszczonych przez USA w Europie była jednostronnie redukowana - wg. opracowania Roberta S. Norrisa i Hans M. Kristensena z 2011 roku wynosiła jeszcze w 2001 roku 480.
Jeżeli chodzi o zagrożenie ze strony tzw. państwa islamskiego to Szojgu ocenił je tylko w trzech zdaniach wskazując na możliwość przeniesienia się zagrożenia z tej strony do centralnej Azji i na Kaukaz.
Trzecim problemem dla Szojgu jest Japonia. Przypomniał on w jednym zdaniu, że „wiosną, japoński parlament zmienił status sił samoobrony i dał im prawo do działania poza granicami państwa”. W przeciwdziałaniu tym wszystkim zagrożeniom ma pomóc plan obrony Rosji na lata 2016-2020.
Szojgu ujawnia stan rosyjskich sił zbrojnych
W komunikacie rosyjskiego ministra obrony znalazło się podsumowanie większości działań, jakie wykonano w ciągu ostatniego roku w odniesieniu do sił zbrojnych. W pierwszej kolejności zwrócono uwagę na coraz większe uzawodowienie armii, którą udało się ukompletować do 92%. Przy czym o 10% zwiększono liczbę żołnierzy kontraktowych, których jest już 352 tysiące. W ten sposób po raz pierwszy, w rosyjskiej armii jest mniej szeregowych poborowych niż kontraktowych. Tych ostatnich w przyszłym roku ma być jeszcze więcej, bo 384 tysiące.
W drugiej kolejności Szojgu wskazał na stan strategicznych sił jądrowych. Podkreślił, że ich poziom gotowości gwarantuje „wykonywanie zadań jądrowego odstraszania” wskazując przy tym, że w rakietowych wojskach strategicznego przeznaczenia aż 95% wyrzutni znajduje się w stałej gotowości do użycia bojowego. W sumie wprowadzono w 2015 r. 35 nowych rakiet balistycznych, co podniosło liczbę nowoczesnych pocisków w dyżurze do poziomu 55%.
Z raportu wyraźnie wynika, że w rosyjskiej „triadzie jądrowej” spada znaczenie okrętów podwodnych z rakietami balistycznymi (prawdopodobnie ze względu na opóźnienia z wprowadzaniem nowych jednostek tej klasy). Szojgu przy tym stwierdził że „wyposażenie morskich strategicznych sił jądrowych w nowoczesne uzbrojenie jest na poziomie 56%”. Dlatego 51% sił jądrowych w Rosji to zestawy lądowe. Dyżur bojowy pełni w nich obecnie m.in. sześć pułków rakietowych wyposażone w stacjonarne i mobilne zestawy Jars.
fot. mil.ru
Lotnictwo strategiczne zostało wzmocnione w 2015 r. o dziesięć zmodernizowanych samolotów bombowych (dwa Tu-160, trzy Tu-95MS i pięć Tu 22M3) natomiast siły morskie o dwa, atomowe okręty podwodne z rakietami balistycznymi nowej generacji „Aleksander Newski” i „Władimir Monomach” (które przekazano do floty wcześniej, ale dopiero w tym roku wprowadzono je do służby operacyjnej).
fot. mil.ru
Jeżeli chodzi o wojska lądowe to sformowano w nich osiem nowych brygad różnego przeznaczenia. Szojgu poinformował również, że do tych wojsk dostarczono: dwa brygadowe kompleksy rakietowe „Iskander-M”, 1772 czołgi i pojazdy opancerzone, 148 zestawów rakietowo – artyleryjskich oraz 2292 samochodów różnego typu i przeznaczenia. W rezultacie tych dostaw, nowoczesne uzbrojenie w wojskach lądowych stanowi w tej chwili ponad 35%.
Duże zmiany organizacyjne wprowadzono w lotnictwie. Przede wszystkim utworzono 1 sierpnia br. nowy rodzaj sił zbrojnych Rosji – siły powietrzno -kosmiczne (łącząc siły wojenno-powietrzne i wojska obrony powietrzno – kosmicznej). Wszystkie elementy wchodzące w ich skład podpięto pod jednolitą strukturę dowodzenia.
fot. mil.ru
Do wojsk powietrzno kosmicznych wprowadzono 243 nowoczesne statki powietrzne (Szojgu nie wskazał ile z nich było nowych, a ile zmodernizowanych), 90 systemów i kompleksów przeciwlotniczych (rakietowo – artyleryjskich) oraz 208 systemów radiolokacyjnych. Poziom nowoczesnego uzbrojenia podniesiono w ten sposób do 52%.
Szojgu wskazał na dynamiczne zwiększanie się liczby bezzałogowych aparatów latających. W 2011 r. w rosyjskiej armii miało być tylko 180 zestawów dronów, teraz jest ich już 1720. Sprawdziły się one już bojowo m.in. w czasie działań w Syrii.
fot. mil.ru
Najgorzej wygląda sytuacja w marynarce wojennej. W tym roku dostarczono tam dwa wielozadaniowe okręty podwodne i osiem okrętów nawodnych, co teoretycznie podniosło poziom nowoczesności w siłach morskich do 39%. W rzeczywistości jest jednak o wiele gorzej, ponieważ okręty wyremontowane nie były najczęściej modernizowane, a więc nadal wykorzystuje się na nich systemy sprzed kilkudziesięciu lat.
W siłach powietrzno - desantowych dostarczono cztery tysiące nowych zestawów spadochronowych. Nowoczesne wyposażenie wśród spadochroniarzy stanowi więc według Minoborony - 41%.
Szojgu podkreślił, że w ostatnim roku udało się wprowadzić na wyposażenie rosyjskich sił zbrojnych 57 typów nowego uzbrojenia, w tym: trzy „aparaty kosmiczne”, dwa samoloty i dwa okręty nawodne. Do remontu i modernizacji zakwalifikowano 199 typów techniki wojskowej, natomiast do serwisowania – 679 typów uzbrojenia.
W 2015 r. znacznie zwiększono możliwości Narodowego centrum kierowania obroną Federacji Rosyjskiej. Moc obliczeniowa zastosowanego tam superkomputera ma „kilkakrotnie przewyższać analogiczne urządzenia w siłach zbrojnych innych państw”. Rzeczywistym sukcesem Rosjan było zakończenie wdrażania bezpiecznej sieci rozproszonej wideokonferencji, i konsekwentne budowanie dobrze wyposażonych sprzętowo i programowo centrów narodowych i regionalnych. Zadbano przy tym o modernizację systemu kierowania siłami zbrojnymi. W ciągu 12 miesięcy wprowadzono 18000 nowych środków łączności – czyli o 7% więcej niż w 2014 r. Poziom nowoczesnej techniki w wojskach łączności podniósł się w ten sposób do 43%.
Syria – operacja prowadzona bez zarzutu
Szojgu przypomniał, że w rosyjskiej interwencji w Syrii, która rozpoczęła się 30 września br. uczestniczy: „… lotnictwo, okręty nawodne i podwodne różnych flot”. Nie wspomniał więc: o zestawach przeciwlotniczych, żołnierzach wojsk specjalnych, piechocie morskiej i wojskach lądowych.
Minoborona oczywiście pochwaliła się, że po raz pierwszy wykonano bojowe uderzenie z wykorzystaniem okrętowych rakiet manewrujących – i to na cele lądowe w Syrii oddalone o ponad 1500 km. W tym czasie lotnictwo zrealizowało około 4000 wylotów bojowych niszcząc ponad 8000 obiektów wykorzystywanych przez terrorystów.
Dla zabezpieczenia sił ekspedycyjnych w ciągu dwóch miesięcy przetransportowano drogą morską i powietrzną ponad 214 tysięcy ton różnego ładunku.
Szkolenie rosyjskich wojsk
Rosjanie nie pozostawili złudzeń i wyraźnie pokazali, że nie zamierzają zmniejszyć ilości manewrów wojskowych w 2016 r. Według Minoborony to właśnie często prowadzone ćwiczenia są tym, co podniosło poziom gotowości i wyszkolenia sił zbrojnych Federacji Roosyjskiej.
Jako najważniejsze uznano, toczące się od 18 sierpnia do 20 września br., ćwiczenie „Centr-2015”. W tym czasie wypracowano bowiem wnioski, co trzeba zrobić by przygotować i prowadzić operacje wojskowe na centralnoazjatyckim kierunku strategicznym. To właśnie w czasie tych manewrów po raz pierwszy od 25 lat, praktycznie sprawdzono reguły tworzenia i wykorzystania silnych, lotniczych grup uderzeniowych. W fazie praktycznej ćwiczenia wzięło udział aż 150 samolotów i przeprowadzono desant 800 spadochroniarzy.
W listopadzie br., pod przewodnictwem prezydenta Putina przeprowadzono również szkolenie na temat zarządzania rosyjskich sił zbrojnych. Podczas nich określono całą listę priorytetów dla zintegrowanego wykorzystania strategicznych sił odstraszania. W rezultacie masowo prowadzonych ćwiczeń nalot załóg wojskowych statków powietrznych zwiększył się w porównaniu do 2014 r. o 10%, opływanie załóg okrętów podwodnych i nawodnych – o 7% natomiast ilość kilometrów przejechanych przez kierowców różnego rodzaju pojazdów o 22%. Wzrosła również ilość wykonanych skoków ze spadochronem, przy czym ponad 50% z nich była wykonana w trudnych warunkach.
Podczas szkolenia bojowego nie przekroczono limitu przydzielonej do szkolenia amunicji i zapasów, chociaż jak się okazało ten limit w międzyczasie zwiększono pięciokrotnie! Takie szkolenie ma być realizowane również przez cały, przyszły rok. Służyć mają temu m.in. tzw. „obozy polowe”, których dziesięć zbudowano w 2015 r. i które mają być również budowane w 2016 r.
Rosjanie wzięli się również za reformę szkolnictwa wojskowego. Jego bazą jest obecnie 26 wyższych uczelni i 8 filii. Od tego roku rozpoczął się proces tworzenia tzw. „E-uczelni”, która ma pomóc w wymianie informacji i doświadczeń pomiędzy poszczególnymi ośrodkami naukowo – szkolnymi – podlegającymi pod Minooboronę. Realizowany jest projekt m.in. pilotażowy biblioteki elektronicznej oraz wprowadzane są jednolite standardy dla podręczników elektronicznych – przy czym nauczanie z ich wykorzystaniem ma się już rozpocząć od 1 września 2016 r.
Cały czas prowadzone są prace mające za zadanie poprawić prestiż służby wojskowej i zwiększyć patriotyzm, przez co już znacząco podniosła się liczba chętnych do zawodowej służby wojskowej. W szkołach wojskowych jest w tej chwili dziewięciu kandydatów na jedno miejsce. Działania te mają całkowicie wyeliminować niedobór specjalistów w siłach zbrojnych już w 2017 roku. Służyć ma temu m.in. budowa tysięcy mieszkań dla rosyjskich żołnierzy o czym wspominał zarówno Putin jak i Szojgu (przy czym minister aż dwukrotnie). Poprawiono również działanie wojskowych służb medycznych. Dzięki profilaktyce i poprawie warunków służby (np. poprzez odpowiednie ogrzewanie koszar), w porównaniu do roku ubiegłego udało się zmniejszyć liczbę chorych żołnierzy o 27%.
Zwiększono dbałość o wojskową infrastrukturę. Zastosowanie nowych technologii o połowę skróciło czas budowy budynków i wiat, zmniejszając koszty tych prac o 30%. W efekcie tego, żaden z nowowprowadzanych kompleksów rakietowych nie został postawiony pod odkrytym niebem (co wcześniej było regułą).
Rosjanie radykalnie poprawili warunki, w jakich przechowywane są rakiety i amunicja. Tylko w latach 2014-2015 zmodernizowano lub zbudowano od nowa ponad 390 składów amunicyjnych, a w przyszłym roku planuje się oddanie jeszcze 190 takich obiektów. Od 2016 r. żołnierze mają dodatkowo otrzymywać „nowoczesne środki przechowywania amunicji, wykonane z materiałów polimerowych. Ich kadencja wynosi 50 lat, co rocznie ma przynieść oszczędności w wysokości prawie miliarda rubli rocznie”.
Zakończono budowę infrastruktury portowej w bazach marynarki wojennej w Gadżijewie i Noworosyjsku. Trwają dodatkowo prace przy budowie rakietowego kompleksu kosmicznego „Angara” na pierwszym, państwowym kosmodromie badawczym.
Zakończono budowę ośmiu punktów tankowania paliwa na dwadzieścia dwa, które zaplanowano. Trzy takie punkty mają powstać już w 2016 r. Przy czym część prac jest finansowana przez kompanie naftowe, które zainwestowały już na ten cel około 12 miliardów rubli.
Rosja nie jest sama – czyli współpraca międzynarodowa
Minister Szojgu pochwalił się, że działania międzynarodowe Minoborony objęły współpracę aż z osiemdziesięciu krajami. „Priorytetem jest rozwój współpracy z państwami - uczestnikami Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym, państwem związkowym Rosji i Białorusi, Wspólnotą Niepodległych Państw oraz Szanghajską Organizacją Współpracy. Będziemy również dalej utrzymywali rosyjskie bazy wojskowe i obiekty w Armenii, Białorusi, Kazachstanie, Kirgistanie, Tadżykistanie, a także w Abchazji, Osetii Południowej i Syrii”.
Szojgu przypomniał również, że w kwietniu br. w Moskwie odbyła się konferencja na temat bezpieczeństwa międzynarodowego, na której „omówione zostały aktualne zagadnienia dotyczące bezpieczeństwa globalnego i regionalnego”. Zrealizowano również ponad 30 międzynarodowych ćwiczeń na różnych poziomach. Jako najważniejsze wymieniono: „Bojowe Sodrużiestwo” (Rosja, Armenia, Białoruś, Kazachstan, Kirgizja i Tadżykistan), „Morskoje Wzaimodziejstwo” (Rosja i Chiny), „Indra” (Rosja i Indie) i „Selenga” (Rosja i Mongolia).
Arktyka i Krym – czyli nowe ziemie dla Rosji
Szojgu dużo uwagi poświęcił w swoim wystąpieniu „programowi zintegrowanego rozwoju rozwijania obszarów arktycznych od Archangielska do Dalekiego Wschodu, a także na wyspach Oceanu Arktycznego”.
Poinformował on, że na tych wyspach zakończono budowę czterech baz wojskowych, rozpoczęto budowę lotniska i miasta wojskowego na wyspie Ziemia Aleksandra, zbudowano różnego rodzaju obiekty wojskowe na wyspach: Kotielnyj, Wrangla, Średniej, Nowej Ziemi, przylądku Schmidta i w miejscowości Alakurtti. Rozpoczęto też oczyszczanie Arktyki, co według Rosjan pozwoliło np. na pozyskanie ponad 65 tysięcy ton złomu.
Duże inwestycje są również prowadzone w celu zabezpieczenia Krymu. Przykładowo w ramach programu zabezpieczającego nieprzerwane dostawy wody dla ludności półwyspu, położono 48 linii polowej magistrali wodociągowej o łącznej długości 410 kilometrów, przez którą już przekazano około 6 milionów metrów sześciennych wody.
Pomocą dla Krymu pozbawionego turystów ma być np. zorganizowanie całorocznego obozu sportowego w Sewastopolu, w którym co roku ma poprawiać swoje zdrowie ponad 850 uczniów i żołnierzy z uczelni podlegających pod Minoboronę.
Co będzie w 2016 r.?
W 2016 roku ministerstwo obrony Rosji postawiło sobie za cel przede wszystkim wzmacnianie zdolności bojowej grup wojsk na zachodnim, południowo-zachodnim i arktycznym kierunkach strategicznych.
Jeżeli chodzi o siły jądrowe to w przyszłym roku zaplanowano wprowadzenie pięciu pułków do dyżurów w rakietowych wojskach strategicznego przeznaczenia oraz uzupełnienie lotnictwa o dwa dalsze, zmodernizowane samoloty Tu-160 i siedem Tu-95MS.
Do wojsk lądowych planuje się wprowadzić: po dwa brygadowe zestawy rakietowe „Iskander-M” i Tornado-C” oraz jeden brygadowy kompleks przeciwlotniczy „Buk-M3”. Przygotowywane jest również przezbrojenie sześciu batalionów na nowe czołgi i bojowe wozy piechoty. Siły powietrzno kosmiczne mają natomiast otrzymać ponad 200 nowych i zmodernizowanych typów statków powietrznych (razem z lotnictwem morskim) zestawy rakietowe S 400, które pozwolą na przezbrojenie pięciu pułków przeciwlotniczych.
Marynarka wojenna ma natomiast otrzymać dwa wielozadaniowe okręty podwodne z napędem diesel elektrycznym, które zostaną przekazane do Floty Czarnomorskiej) oraz siedem bojowych okrętów nawodnych.
Planowana jest budowa ponad 600 większych obiektów wojskowych, które będą stawiane w 142 garnizonach. Rozpocznie się również proces przebudowy lotnisk związany przede wszystkim z tworzeniem nowoczesnych schronów dla samolotów.
Ukompletowanie sił zbrojnych w 2016 r. ma być na poziomie 93%. Liczba żołnierzy kontraktowych ma zostać zwiększona do 384 tysięcy. Nowoczesne uzbrojenie ma stanowić w siłach zbrojnych 51%. Przy czym sprawność sprzętu ma być utrzymana na poziomie nie mniejszym niż 92%.
„W ten sposób zostaną stworzone warunki, w których nasz siły zbrojne na etacie pokojowym zagwarantują zapewnienie ochrony suwerenności Rosji”.
Maksymilian Dura
Nie jest dobrze
Źle się dzieje w państwie kanadyjskim… Widać to gołym okiem. Socjaliści/etatyści rządzą w Albercie, socjaliści/etatyści rządzą w Ontario i tacyż sami w Ottawie zawiadują całą konfederacją.
Co w nich jest złego? Brak pragmatyzmu, zideologizowanie, brak doświadczenia i prosto mówiąc, głupota plus lekceważenie potrzeb zwykłych ludzi.
Oczywiście, do tego dochodzą rzeczy, od których żadna administracja nie jest wolna – korupcja, marnotrawstwo i ignorancja.
W Ontario premierka Wynnowa raczy nas supermarnotrawstwem w energetyce – wyrzucono w błoto miliardy dolarów, a następnie sprzedano monopol.
Cudne! Teraz Wynne lata jak kot za spyrką na konferencje "klimatyczne" do Paryża, by debatować, jak tu nam wszystkim wstrzymać oddech, byśmy nie emitowali gazów do atmosfery.
W Albercie tamtejsza lokalna premierka z NDP również ostro zabrała się do walki z klimatami, nakładając nową "taksę klimatyczną" na emisję CO2, i to w prowincji żyjącej z nafty, gazu i steków. Przypomina to podcinanie gałęzi, na której się siedzi.
To powoduje, że mądrzejsi ludzie drapią się po głowie, a kapitał mówi Kanadzie auf wiedersehn. Tymczasem na horyzoncie jasno nie jest. Kanadyjska gospodarka jest surowcowa. To właśnie (plus manewrowanie śp. Jima Flaherty'ego) spowodowało, że uniknęła kryzysu 2008 roku. Wtedy jednak rozpędzona chińska maszyneria pożerała wszystko jak leci, kupując od nas pełnymi garściami, co tylko wykopano i wydobyto z kanadyjskiego gruntu. Przez to udało się ocalić równowagę, podkręcić tani kredyt, podpompować rynek nieruchomości, a co za tym idzie, budownictwa.
Dzisiaj jest inaczej. Surowce w odwrocie, ropa tania jak barszcz. Na dodatek amerykański FED daje do zrozumienia, że będzie podnosił stopę. Jeśli tak się stanie, to nasz dolar albo poleci na łeb, na szyję i będziemy jednak mieli inflację, albo również dostanie procentowego wzmocnienia od banku centralnego i powieje chłodem na rynku "morgidżowym". I tak źle, i tak niedobrze.
Na dodatek chłodem wieje także z geopolitycznych teatrów, co optymizmowi nie sprzyja.
Jednym z typowych efektów tego pogarszania jest fakt, że obecnie główne grupy nacisków, różne związki i "mafie" usiłują wydrzeć z państwowego koszyka, co tam jeszcze zostało; nauczyciele, policjanci, pracownicy sektora publicznego, wszyscy chcą zabezpieczyć się, "zanim się zacznie". Każdy garnie pod siebie. Kosztem nas, szaraczków, grzecznie płacących podatki. Tak więc psucie państwa jest wielopoziomowe, a groźne procesy nakładają się na siebie.
Dobrze byłoby, gdybyśmy zdołali jednak uniknąć równi pochyłej, po której dawno temu zjechała na przykład Argentyna – jeszcze w latach 40. państwo o dobrobycie porównywalnym do kanadyjskiego. Przez pierwsze trzy dekady XX wieku Argentyna wyprzedzała Kanadę i Australię tak pod względem PKB, jak dochodu na głowę. Potem jednak zaczął się ześlizg, którego nie zatrzymała nawet świetna koniunktura II wojny światowej. Upadek spowodowany był m.in tym, że związki zawodowe chciały więcej i państwo wkraczało coraz bardziej w gospodarkę, wielkie podwyżki wynagrodzeń wywołały inflację, deficyty, w konsekwencji utorowały drogę rządom silnej ręki. I tak kawałek po kawałku, ten niezwykle urodzajny i miodem płynący kraj stał się bankrutem. Każde, nawet najbogatsze państwo padnie, jeśli ludzie przyzwyczają się, że dobrobyt jest jak powietrze i nie zależy od pracy.
Kanadyjska konfederacja stoi przed piętrzącymi się kłopotami, tymczasem nowy premier zajmuje się klimatem i ściąganiem syryjskich uchodźców. W trudny czas konieczni są przywódcy z jajem, którzy nie działają pod publiczkę, lecz pod zdrowy rozsądek. Gdy manna leje się z nieba, nie jest ważne, kto rządzi, ale gdy robi się głodno, fakt ten ma olbrzymie znaczenie. My dzisiaj szczęścia nie mamy, rządzeni jesteśmy przez polityków, którzy uważają, że gdy zaczyna brakować pieniędzy, trzeba więcej wycisnąć z ludzi. No bo przecież rząd ma tyle ważnych spraw na głowie, tyle gąb do wykarmienia. Co? Ludzie za mało zarabiają? Nie ma sprawy, podniesiemy minimalne stawki płacy. Nie ma pieniędzy na wypłaty? A co to szkodzi, banki nadal dają kredyty.
Niestety, wszystko co dobre się kończy. Warto się przygotować
Andrzej Kumor
Tak działa prasa
Można w skrócie powiedzieć, że prócz środowiska z WSI (WSW) polską transformację wygrały dla siebie szeroko rozumiane środowiska "puławskie"; różnej maści stalinięta, które z mocy sowieckiego planu polskiego dostały Warszawę pod but.
Drugie, a często trzecie pokolenie tej plugawej peerelowskiej oligarchii wygodnie przeszło przez instytucje, przywłaszczając co bardziej lukratywne kąski rozdrapywanego państwa. Mówiąc prosto, przyssały się do żłobu.
Dzisiaj, w obliczu zmian, jakie z werwą zaczął wprowadzać PiS, poczuły się niepewnie i piszczą. Środowiska te są od dawna umocowane medialnie u kuzynów za granicą, nie tylko w Izraelu, ale przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych.
Stąd też pierwszy cyngiel, jaki pociągnięto, to amerykańskie media, gdzie Polsce dorobić przaśną gębę jest bajecznie prosto. Potem zaś łatwo jest przez polskie pudła rezonansowe rzucić w Polaków przekazem, że "Zachód znów widzi, jak to nam słoma z butów wychodzi".
Dzisiaj jednak sytuacja jest ciut inna, bo coraz więcej Polaków na takie propagandowe akcje via USA czy RFN jest mniej czułych.
Kuriozalny tekst "Washington Post" jednego z wiodących publicystów Jacksona Diehla to jedna z takich operacji polskiego środowiska "puławskiego". Pozwolę sobie nie omawiać kabaretowych passusów artykułu "Poland's disturbing tilt to the right", szeroko cytowanego przez polskie gadzinówki. Pan Diehl określa tam na przykład Antoniego Macierewicza mianem outspoken antisemite, co ma takie pokrycie w faktach, jak to, że właśnie wylądowali Marsjanie. Tekst wygląda zresztą jak napisany żywcem na podstawie doniesień "Gazety Wyborczej". I jest to właściwy trop.
Otóż Jackson Diehl jest z pochodzenia Żydem aszkenazyjskim, czyli naszym, a jego związki z Polską bynajmniej nie są małe, ponieważ w latach 1982–1992, a więc w okresie jaruzelsko-wałęsowym bywał m.in. szefem warszawskiego biura gazety i miał z tego powodu rozległe kontakty z michnikowo-geremkowo-kuroniową opozycją. A rok temu podczas obchodów Święta Niepodległości w Waszyngtonie, ambasador Polski w USA Ryszard Sznepf (członek reaktywowanej polskiej loży masońskiej Synów Przymierza) wręczył mu Order Zasługi Rzeczpospolitej, przyznany przez prezydenta Komorowskiego.
I tak właśnie "działa prasa", proszę Państwa.
Generalnie rzecz biorąc, historię tworzą ludzie i warto jest mieć dobrze "u"-sytuowanych znajomych. Atak na Antoniego Macierewicza, za rzekomy antysemityzm, można czytać przede wszystkim przez pryzmat zapowiedzi repolonizacji kontraktów zbrojeniowych (prócz pieniędzy płynących z UE, tu przecież są największe kwoty do podziału). Do tej pory polski przemysł obronny był jak popychany pijaną ręką. Zapowiedź zmiany rodzi więc gwałtowne reakcje tych, którzy na tym korzystali.
Być może jeszcze dziesięć lat temu można było Polaków "zawstydzać" "cytatami z prasy zagranicznej"; można było im grać na kompleksach, wpędzać w ostrą lemingozę; dzisiaj dyskurs publiczny coraz bardziej kształtuje nowe pokolenie i stara metoda jest mniej skuteczna.
Mimo krajowych pudeł rezonansowych, coraz więcej ludzi porównuje informacje z tym, co widzą na ulicy, co czytają i oglądają na Fb czy YouTube, stąd też i propaganda, jaką w Polsce robią od zarania popezetpeerowskiej transformacji "puławianie", traci oddech, a oni sami czują się mniej pewnie.
Tempo zmian, jakie narzucił PiS w pierwszych tygodniach, musi takie być, w przeciwnym razie "krewni i znajomi królika" będą mieli wystarczająco czasu, by chwycić, oblać błotem i zabetonować. Dzisiaj zaś mogą jedynie kąsać nogawki.
Tylko szybko można coś zrobić – rzeczywiście odbić choć trochę kraj z rąk tych, którzy uznali Polskę za swoją własność.
I jeszcze jedno; jakoś tak przyjęło się być może za sprawą peerelowskiego zabetonowania sceny politycznej i społecznej – że mówienie o kimś, iż jest polskim Żydem, Ukraińcem czy Niemcem, odbierane jest jako faux pas. Tymczasem te rzeczy trzeba wiedzieć, te rzeczy są ważne, bo mogą (choć nie muszą) oznaczać podwójną lojalność. Druga lojalność wpływa na sposób patrzenia nie tylko na przeszłość; film o żołnierzach wyklętych zrealizowany przez polskiego Żyda będzie zupełnie inny niż zrealizowany przez Polaka.
Dlatego Panie, Panowie, nie wstydźmy się pochodzenia, pokażmy się! Życie społeczności polega na uzgadnianiu interesów, ale po to by żyć spokojnie, trzeba te interesy artykułować, a nie gdzieś tam burczeć po kątach, dzwoniąc do zagranicznych kolegów po wsparcie.
Paradoksalnie, Jackson Diehl, który ostrzega przed "skrętem Polski na prawo", wiele razy, tak w doniesieniach z Ameryki Południowej, gdzie kierował biurem w Buenos Aires, jak Izraela, gdzie był szefem jerozolimskiej redakcji "Washington Post", dał się poznać jako "prawicowy jastrząb".
Tak to już jest na tej ziemi, że "prawica", "lewica" to tylko epitety, a ważne jest...
... "ważne to je, co je moje"; ważne kto jest nasz, a kto nie nasz...
I jak tu budować globalny świat – panie kochany – kiedy na każdym kroku męczą plemienne atawizmy...
Andrzej Kumor
Wuje bez klasy
Panowie: uwaga. Gdziekolwiek się znajdujecie. Tak, do was mówię, prawdziwi mężczyźni. Proszę czym prędzej znaleźć sobie miejsce ustronne, zaciszne, odludne.
Już? Teraz proszę łaskawie usiąść i proszę z całych sił przytrzymać się odpowiedzialności. Oto przed wami najnowsze osiągnięcie nauki, zamknięte formułą: każdy mężczyzna może być wujem. Doprecyzowując: każdemu mężczyźnie zdarza się być wujem, choćby na co dzień wujem nie był. Ho ho, tak tak. Uczeni amerykańscy obliczyli (a uczeni radzieccy nie zaprotestowali), że wujowe słowa czy wujowe zachowanie każdemu chłopu zdarzyło się przynajmniej raz w życiu. I że nawet w bajkach dla dorosłych dziewczynek, mężczyzna idealny nie występuje rozdział po rozdziale.
W drodze do Dabiq
Najpopularniejszy fragment listopadowej debaty prawyborczej demokratów otwiera pytanie moderatora o termin "radykalny islam". Dziennikarz cytował kandydata republikanów Marco Rubia. Wszystkich trzech kandydatów stojących na scenie dosłownie sparaliżowało. Hillary Clinton, Bernie Sandersa i George'a O'Malleya przestraszył sam kierunek, w jakim podąża dyskusja o zamachach w Paryżu. Bełkotali więc coś o niedzieleniu Amerykanów i wyższości terminów "radykalny dżihad" i "krwawy ekstremizm" nad "radykalnym islamem".
W Europie, gdzie ludzie poczuli już na szyi zimny sztylet dżihadystów, nawet politykom lewicy odechciało się zabawy w etymologiczno-semantyczne subtelności. Wzięli się za stawianie płotów, ponaglając do tego samego państwa bałkańskie, poza tym podwyższyli stan zagrożenia, wyprowadzili wojsko, pojazdy opancerzone i policję na ulice, uruchomili specjalne grupy inwigilująco-śledcze oraz wezwali USA do podjęcia zdecydowanej rozprawy z enklawą terrorystów zwaną Państwem Islamskim (ISIS).
Przymuszani do większej miłości
Krytykowanie kandydatur na ministrów nowego polskiego rządu przez organizacje żydowskie można by uznać za bezczelność (nie słyszałem, aby jakiekolwiek polskie gremium recenzowało nierzadko ekstremistyczne kandydatury na ministrów rządu Izraela), jest to jednak o tyle ciekawe, że dotyczy rządu powszechnie postrzeganego jako proamerykański i proizraelski. Świętej pamięci prezydent Lech Kaczyński zapewniał wszak niegdyś Żydów podczas wizyty w Izraelu, że niezależnie od tego, jaki rząd będzie w Warszawie, zawsze będzie proizraelski...
Wyrwane z kontekstu słowa z 2002 roku, wyciągnięto Antoniemu Macierewiczowi, apelując do Beaty Szydło o zablokowanie jego kandydatury. Niejaki Andrew Srulewicz, wicedyrektor amerykańskiej Ligi Antydefamacyjnej, oskarżył o uleganie antysemickim kliszom rodem z "Protokołów Mędrców Syjonu" również ministra kultury Glińskiego i spraw zagranicznych Waszczykowskiego.
Są to zarzuty tak grubymi nićmi szyte, że śmieszne. Cóż więc takiego się stało, co denerwuje kolegów Żydów?
W przypadku Macierewicza rachunek jest prosty – chodzi o pieniądze. Stojący na czele Ministerstwa Obrony Antoni Macierewicz od dawna zapowiadał repolonizację zamówień polskiego przemysłu zbrojeniowego. No a tutaj firmy izraelskie w rodzaju Elbitu mają pozycję dominującą. Współpraca z Żydami w przemyśle zbrojeniowym może być bardzo korzystna, o ile tylko: a. – nie przepłacamy, i b. – otrzymujemy transfer nowoczesnych technologii, w oparciu o które możemy uruchamiać własną produkcję.
Czy tak będzie za nowego ministra? Sądząc po jego determinacji, można mieć nadzieję.
Drugim zagadnieniem jest oczywiście współpraca z żydowskimi służbami specjalnymi. Tutaj znów, generalnie rzecz biorąc, można mówić o korzyściach, diabeł jednak tkwi w szczegółach, czyli w zakresie penetracji polskich interesów.
Tak więc Żydzi krzyczą zawczasu, gdyby działania PiS-u w służbach miały przypadkiem doprowadzić do ograniczenia ich wpływów.
Waszczykowskiemu i Glińskiemu oberwało się tymczasem od p. Srulewicza za próbę wytłumaczenia zamieszania wokół Macierewicza. Waszczykowski – zauważa ADL, która szczegółowo monitoruje polskie media – w wypowiedzi dla radia z 13 listopada odniósł się do wpływów żydowskiego lobby i wspomniał książkę "The Israel Lobby and U.S. Foreign Policy" żydowskich autorów, Johna Mearsheimera i Stephena Walta z USA. Waszczykowski – według doniesień nowojorskiego magazynu żydowskiego "The Forward" – miał zapowiedzieć, że Polska pracować będzie nad utworzeniem własnego lobby. – Pragnęlibyśmy utworzenia polskiej ligi antydefamacyjnej – powiedział szef polskiego MSZ-etu – która przedstawiałaby polską narrację, że nasz naród i państwo również było ofiarą historii.
Wypowiedź ta – pisze Forward – "zdumiała prominentnego naukowca w dziedzinie Holokaustu" Barbarę Engelking z Polskiego Ośrodka Badań nad Holokaustem w Warszawie. Jej zdaniem, Waszczykowski "pomylił Protokoły – fałszywkę carskiej propagandy, z demokratycznym lobbingiem".
Zdaniem amerykańskiego badacza w dziedzinie Holokaustu, Lily Elbaum – dodaje Forward, notabene przekręcając w całym tekście nazwisko polskiego ministra – wypowiedzi Glińskiego i Waszczykowskiego potwierdzają ogólny kierunek nowego rządu Prawa i Sprawiedliwości, który określiła jako "populistyczny, prawicowy, ksenofobiczny i graniczący z antysemityzmem". – "Pomysł powołania do życia instytucji broniącej dobrego imienia Polski – komentuje Elbaum – nie jest nowy. Był on częścią ich kampanii. To jest żałosne i smutne."
Cóż, można by powiedzieć, że właśnie tego rodzaju komentarze są "żałosne i smutne", ponieważ nie służą naszym wzajemnym stosunkom i nie sprzyjają budowaniu zaufania. Podstawą polityki powinno być jasne zdefiniowanie interesów. Polacy dopiero zaczynają to robić. Ale nawet samo mówienie o tym powoduje reakcję tych, którzy obsikali swoje polskie poletka.
Czy jest nadzieja, że obecny polski rząd zmieni sytuację? Nie wiem. Patrzmy na ręce, patrzmy na efekty. Na razie widać, że poczynania PiS-owego gabinetu wzbudzają pożądane emocje. Nie powinno to nikogo dziwić. Nie powinny dziwić zarzuty płynące z Berlina czy innych stolic. Sądziłem tylko, że krytyka ze strony Żydów będzie bardziej wyrafinowana, bo ADL przyczepiła się do rzeczy śmiesznych.
Domagając się szacunku dla własnej wrażliwości, Żydzi muszą się nauczyć szacunku dla polskiej. Czasy się zmieniają i z pozycji dyktatu nie sposób układać długofalowych poprawnych stosunków między naszymi narodami.
Pora, aby panowie pokroju Srulewicza przestali im szkodzić.
Andrzej Kumor
Więksi i silniejsi
Czwarta debata prawyborcza republikanów w Milwaukee, w stanie Wisconsin, stała na bardzo wysokim poziomie. Organizowały ją biznesowy kanał FOX oraz "The Wall Street Journal", więc rozmawiano o mikro- i makroekonomii, jak i programach gospodarczych kandydatów. Kontrast z debatą CNBC był drastyczny. Wystarczył wysoki poziom pytań, kultura dziennikarzy, a porządek ustalił się sam. Było merytorycznie, przez co może nieco mniej ekscytująco.
Żaden z polityków nie rozczarował, żaden nie zaskoczył. Jeb Bush wypadł tym razem solidnie. Nie wdawał się w utarczki, w których zwykle mu się nie wiedzie. Z punktu widzenia swej kampanii – niestety nie dokonał żadnego przełomu. Nawet w polityce zagranicznej, w segmencie, w którym miał być liderem: słynne otwarcie kampanii w Polsce. Jego wypowiedzi nie budziły żadnych emocji. Carly Fiorina, która wskakiwała na temat polityki zagranicznej zaraz po nim, konfiskując należne mu owacje widowni i jeszcze istotniejszy wizerunek malowanego przywódcy supermocarstwa.
Odnowa biologiczna Europy
Kryzys imigracyjny zmienia mapę polityczną Europy. Wybory w naszej części kontynentu wygrywają tzw. rządy silnej ręki, kojarzone z prawicą. W rzeczywistości obywatele w chwili trwogi po prostu wybierają formacje racjonalne. Mówią "stop" eksperymentom kulturowo-etnicznym, fundowanym przez oderwane od zdrowego rozsądku formacje tzw. lewicy.
"Lewicy" tak zwanej, bo współczesna europejska, zachodnia lewica oraz wzorująca się na niej – a raczej za jej pieniądze – lewica z Europy Środkowowschodniej nie odziedziczyła niemal nic z wrażliwości klasycznej lewicy XIX i XX w. Wyjątki pozostały przy hasłach walki z wyzyskiem robotnika, podniesienia warunków pracy i wzrostu płac pracowników fizycznych. Kiedy już ortodoksyjny marksizm skompromitował się w krajach "realnego socjalizmu" oraz uległ marginalizacji w skutek deindustrializacji i stał się passe, zawodowa lewica przeskoczyła na nowych żywicieli.
Możliwość rozmowy z Prezydentem RP?
We Lwowie gościł szef Kancelarii Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej minister Adam Kwiatkowski. Po przeprowadzonych rozmowach na cmentarzu Obrońców Lwowa odetchnęliśmy z ulgą. Taki mały, niby nic nieznaczący gest ze strony Ministra dla nas wiele znaczy.
Złożyłam na ręce szefa Kancelarii Prezydenta RP dwa wnioski. Pierwszy dotyczył domu parafialnego Sanktuarium św. Antoniego, któremu odmawia się historycznej i prawnej ciągłości istnienia, mimo że ta sięga swoimi korzeniami końca wieku XVIII. Drugi apel dotyczył spraw Polskiego Radia Lwów. Ważne i zaległe sprawy, niechciane przez polityków i wszelkiego rodzaju przedstawicieli instytucji państwowych, wreszcie trafiły do Kancelarii Prezydenta. O co wnioskowaliśmy? A bardzo prosto! O nasze istnienie, byt i przyszłość.
Jazgoty i kombinacje
No i już – jak to mówią – "po harapie" – to znaczy, skład nowego rządu został ogłoszony. Zanim jednak to nastąpiło, między Kancelarią Prezydenta a Kancelarią Premiera wybuchł niesłychany jazgot na tle tego, kto będzie reprezentował nasz nieszczęśliwy kraj i czy w ogóle będzie on reprezentowany na nieformalnym szczycie, zwołanym przez prezydenta Unii Europejskiej Donalda Tuska, a poświęconym "uchodźcom", zwanym również "imigrantami".
Poszło o to, że prezydent Andrzej Duda zwołał pierwsze posiedzenie nowego Sejmu na 12 listopada, a zgodnie z art. 162 Konstytucji, Prezes Rady Ministrów składa dymisję Rady Ministrów na pierwszym posiedzeniu nowo wybranego Sejmu. Tymczasem Donald Tusk na 12 listopada zwołał wspomniany nieformalny szczyt UE na Malcie, na który wybierała się pani premierzyca Ewa Kopacz. W związku z tym domagała się przełożenia terminu pierwszego posiedzenia Sejmu, ale prezydent był nieugięty. Niezależne media głównego nurtu rozpoczęły więc wściekły jazgot, z wykorzystaniem autorytetów moralnych, które zgodnie ćwierkały z tego samego klucza, co skłania do podejrzeń o inspirację ze strony oficerów prowadzących. Bo oficerowie prowadzący autorytety moralne ustawiają się okoniem zarówno do prezydenta Dudy, jak i nowego rządu.