Lewe sznurowadło Timmermansa
Zlikwidują IPN. Pewnie po to, by człowieki wałęsopodobne wstydzić się nie miały czego. Zlikwidują też CBA. Chyba, żeby przywrócić perspektywy zarobku i dobre samopoczucie sawickopodobnym geszefciarzom.
Trudno uwierzyć, a przecież. Skutkiem czego niektórzy wskazywać będą, że: „Ludzkie pany som, całe te platformersy”. Inni znowu przypomną, czego dowiedli naukowcy z Albert Einstein College of Medicine (Yeshiva University, USA). Czyli, że zbyt długotrwała ekspozycja na silny stres może wywołać u polityków (u tych, którzy przegrali wyścig wyborczy) niebezpieczne zjawisko obkurczania mózgu, a na pewno zwiększa ryzyko powstania tego rodzaju deficytu. Skutkującego, i to raczej wcześniej niż później, swego rodzaju zapaścią mentalną.
Warto przy tym dodać, iż wspomniani naukowcy wskazali też, że rozwój demencji jest w tym przypadku „wręcz gwarantowany”.
Wstyd
Prezydent Izraela Reuwen Riwlin, w 75. rocznicę masakry w Babim Jarze na Ukrainie, zwrócił się podczas specjalnej sesji ukraińskiej Najwyższej Rady do posłów z przesłaniem, w którym jednoznacznie stwierdził, że ukraińscy nacjonaliści brali czynny udział w holokauście. Do 1,5 mln Żydów – powiedział prezydent – zostało zamordowanych na terytorium współczesnej Ukrainy podczas II wojny światowej, w Babim Jarze, jak i w innych miejscach kaźni. Zabijali ich też sami Ukraińcy, nim przyszli Niemcy we Lwowie. Wielu kolaborantów było Ukraińcami, wśród nich zaś najbardziej zdeklarowani byli członkowie OUN, którzy prowadzili pogromy i masakry Żydów, wyręczając w tym Niemców.
– Wielu Żydów – powiedział prezydent Izraela – było zastrzelonych, zarąbanych, zmasakrowanych czy pochowanych żywcem w Babim Jarze. Izraelski przywódca wykazał się tym samym odwagą, której zabrakło prezydentowi Polski Andrzejowi Dudzie, a mnie i zapewne wielu czytelnikom jest wstyd, że mamy takiego „bohaterskiego” prezydenta.
I tylko koni żal
Pierwsze dni października upłynęły w Polsce pod znakiem protestów, manifestacji i strajków. Zdanie to jest merytorycznie prawdziwe, bo takie zdarzenia faktycznie były ważnym tematem w mediach, lecz gdy spojrzymy na całość naszej rzeczywistości, musimy dokonać korekt, by nie wprowadzić odbiorcy przekazu w błąd.
Faktycznie w kilku miejscowościach odbyły się obsceniczne parady szaleństw, w takim jedynie rozmiarze, w jakim zjawiska te występują w każdej populacji i od zawsze. Protestowało zatem góra kilka promili obywateli, tych samych, którzy zazwyczaj pojawiają się na marszach KOD-u, by bronić miłego wszystkim pijawkom PRL bis.
Operacja polska przyspiesza
Tym razem Wojskowe Służby Informacyjne chyba trafiły w punkt – być może za radą starszych i mądrzejszych kolegów, a właściwie nie żadnych „kolegów”, tylko funkcjonariuszy nadzorujących tubylcze ubeckie dynastie z wywiadowczych central państw poważnych, na służbę których tubylcza soldateska i bezpieka zaczęła się przewerbowywać już w drugiej połowie lat 80.
Okazało się bowiem, że najwdzięczniejszym mięsem armatnim na potrzeby komunistycznej rewolucji są kobiety – te same, o których Cezary Lombroso mówił, że w intelektualnym rozwoju zatrzymują się na poziomie dziecka. Zapewne jest wśród nich wiele wyjątków, ale przecież wyjątki potwierdzają regułę. Rzecz w tym, że jednym ze wskaźników poziomu rozwoju intelektualnego jest zdolność przewidywania skutków własnych działań. Im bardziej odległe skutki człowiek potrafi przewidzieć, tym wyższy jest stopień jego intelektualnego rozwoju. Nie da się ukryć, że w przypadku wielu kobiet ta zdolność bywa stosunkowo niewielka, a nawet – zatrważająco niska.
Idźcie w chutor
To, co wyprawia w Polsce lewica, której podobno nie ma, to przechodzi ludzkie pojęcie. Czarne ciuchy, czarne marsze, a dalej co? Czarne koty z wydłubanymi ślepiami, rozkrawane wzdłuż i w poprzek na czarnych mszach? Czy jeszcze gorzej niż koty?
Lewico szanowna, aczkolwiek nie szanowana, postępowa bowiem i nowoczesna do womitowania, obierzcie wy sobie kierunek na chutor. A mówiąc od frontu: idźcie w chu-tor i nigdy nie wracajcie. Przestańcie przerabiać ludzkie mózgi na kisiel. Wiele waszych fanek i wielu fanów wciąż nosi między uszami mocno zamieszaną berbeluchę, a naprawić to dużo trudniej niż uzupełnić deficyt opadów śniegu w okolicach Timbuktu.
Będzie wojna?
Janusz Korwin-Mikke przewiduje wojnę, twierdząc, że USA są tak zadłużone, że wojna je uratuje, bo podczas wojny nie spłaca się długów. Twierdzi też, że to nastąpi, nim wygra wybory Trump.
Jestem innego zdania. Jest przepowiednia, że na Rosję napadną Chiny i zapewne zrobią to wiosną, a zdarzy się to, gdy stosunki chińsko-rosyjskie będą ponoć układały się jak najlepiej.
Ma być to okrutna i szybka wojna. Chińczycy będą szli z hasłem walki z białą rasą. Będzie użyta broń jądrowa i ulegnie zniszczeniu spora część Chin i Rosji, ale Polska, jeśli dokona intronizacji Chrystusa na Króla Polski, to wyjdzie obronną ręką, mam nadzieję z Białorusią, z minimalnymi stratami koło... Szczecina.
Nieubłaganym palcem
W ramach „nowych frontów”, których otwarcie zapowiadał jeszcze pod koniec maja były prezydent Bronisław Komorowski, otwarty został jeszcze jeden. Ponieważ nadęta purchawa, do jakiej coraz bardziej upodabnia się pan prezes Trybunału Konstytucyjnego, już się opatrzyła nawet płomiennym szermierzom praworządności, pierwszorzędni fachowcy z bezpieczeństwa otworzyli nowy front, który poza tym wychodzi naprzeciw rewolucyjnemu zapotrzebowaniu na proletariat zastępczy.
Rzecz w tym, że w ostatnich dziesięcioleciach tradycyjny proletariat całkiem zniechęcił się do rewolucji. Dzisiaj rewolucję ciągną zupełnie inne środowiska, raczej dobrze sytuowane materialnie, ale znudzone swoimi społecznymi rolami i do nich zniechęcone. Znakomitą ilustracją tego procesu jest Jego Świątobliwość papież Franciszek, który ostatnio zauważył, że nie można zrozumieć chrześcijaństwa bez jego żydowskich korzeni. Tak przynajmniej relacjonuje to przemówienie judeochrześcijański portal „Fronda”, więc oczywiście nie musi to być prawda. Gdyby jednak była, to warto postawić pytanie, czy w takim razie prawdziwe są twierdzenia, jakoby Pełnia Objawienia Bożego nastąpiła w chrześcijaństwie, czy też żadnej „pełni” nie ma, skoro nawet samego chrześcijaństwa niepodobna zrozumieć, bez podpierania się judaistycznymi protezami.
Dlaczego Patrick Brown jest politycznym kabotynem
Szczerze mówiąc, czuję się oszukany przez Patricka Browna.
Nowy program nauczania o seksie w ontaryjskich szkołach średnich to skandal. Popierałem kandydaturę Monte McNaughtona na lidera ontaryjskiej Partii Postępowo-Konserwatywnej, bo obiecał, że go zmieni; gdy wycofał się z wyścigu wezwał do głosowania na Patricka Browna i "przekazał" mu głosy.
Zagłosowałem.
Szybko jednak okazało się, że Brown ma w nosie podjęte zobowiązania ochrony praw rodziców do wychowywania dzieci. Poczułem się jak ktoś, kogo zrobiono w balona. W takiej sytucji są tysiące innych wyborców PC.
Co to oznacza?
Otóż, Brown, który niestety z naszą pomocą został liderem PC, jest niewiarygodnym krętaczem, przez co zmniejsza szanse partii na wygraną z Liberałami.
Gdyby był zręczniejszy, nie zachowywałby się tak bezczelnie i nie zniechęcał całej grupy społecznych konserwatystów, polaryzując w ten sposób środowisko. Wygląda na to, że z powodu głupoty Patricka, część konserwatywnych wyborców uzna, że nie ma na kogo głosować i zostanie w domu, co w warunkach większościowej ordynacji może nam wszystkim ściągnąć kolejne utrapienie na głowę - następną kadencję coraz bardziej oderwanych od realu socjalinżynierów z Partii Liberalnej.
Dlatego Patrick Brown powinien ustąpić. Dla dobra partii i dla dobra kraju
Bez wmówionych kompleksów, fałszywych aspiracji, przeprosin za cudze winy…
W ostatnim czasie Polacy, „wybierając sobie nielojalny rząd”, mieli okazję nie tylko policzyć się sami pod kątem postrzegania suwerenności Rzeczypospolitej, ale też wielokrotnie i z całą pewnością sprawdzić jakość przyjaciół, którzy przyklaskiwali tzw. demokratycznym zmianom, modernizacji przemysłu czy europeizacji norm ich współżycia. Nawet wybierający dotąd „nowoczesny patriotyzm”, „społeczeństwo otwarte” i aprobujący niemiecki prymat w ramach jedynie słusznej Unii, rozdziawiali szeroko gąbki, widząc szaleńcze ataki otwartych wrogów państwa z kraju i zagranicy.
Że chodzi o wielki drenaż i władzę nad duszyczkami tubylców z „zielonej wyspy”, wiedzą już wszyscy. Bardzo smaczny natomiast jest aspekt działań „cywilizujących”, obecnych w naszym życiu publicznym od ponad ćwierć wieku, którego polityczna dezaktualizacja spowodowała wręcz histeryczną reakcję dotychczasowych mentorów.
Retoryka dojrzałych demokratów i starszych braci właśnie przestała działać. Polacy przestali podziwiać zachodni styl życia, nie chcą do tego chaosu bezmyślnie szlusować, a co najgorsze, stracili wszelkie kompleksy i najzwyczajniej przestali się swojej polskości wstydzić.
Wysłani milionami na Zachód, zobaczyli tam oczywisty dobrobyt i związaną z nim łatwość życia, lecz z obrzydzeniem stwierdzili, że kulturowo zmieszani żyją w ciągłym strachu, pozbawieni religii zatracili szacunek do siebie i swoich rodzin, że ludzie są niewykształceni, a zdegenerowani socjalem zmienili się w zwykłych śmierdzących leni. Skonstatowali, że kobiety są tam brzydkie i łatwe, domy śmierdzące i brudne, a pod demokratycznym płaszczykiem czai się ksenofobia, rasizm, a nawet szowinizm w zupełnie u nas nieznanej dzikości oraz rozmiarze. Nad cywilizacyjnym upadkiem króluje zaś gigantyczne i prymitywne kłamstwo opatrzone pieczęcią tzw. poprawności politycznej.
Zadanie oceny słów Pierwszego Nowoczesnego, którego Polacy bardzo naiwnie wybrali, mówiących, że „Polska to nienormalność”, doprowadziły do kluczowego pytania o rzeczywisty kontekst tej nienormalności oraz podmioty widzące uparcie nasz kraj w ten, a nie inny sposób.
Nie wchodząc w zbyt liczny detal, można z powagą stwierdzić, że kontynuacja wielowiekowej doktryny naszych sąsiadów daje obraz Rzeczypospolitej suwerennej, bo rządzonej przez Polaków samodzielnie w ich własnym narodowym interesie, jako bytu absolutnie nienormalnego. Czegoś, co trudno zakwalifikować jako zwykłe dziejowe continuum, bez koniecznego tu zakłamania istoty rzeczywistej wielkości naszego państwa, imponujących cnót tworzącego go narodu, wolnej od religijnych wojen historii, czy choćby gościnności opartej na mądrej tolerancji, tak wobec pluralizmu własnych obywateli, jak ludzi szukających w Rzeczypospolitej schronienia.
Polskie odrzucenie sączonej ćwierć wieku trucizny kompleksu wobec Zachodu oraz wstydu za nieistniejące winy wobec Żydów, Niemców czy Ukraińców, przy zdrowym ukazaniu historycznych faktów oraz proporcji, powoduje dziś dzikie wycie potomków tych, którzy przez całe wieki non stop rabują, a gdy trzeba, mordują, kogo się tylko da.
Można współczuć wypędzanym Niemcom, ale trudno zapomnieć, że sami demokratycznie wybrali sobie Hitlera, czerpali korzyści z rzezi kobiet i dzieci, a na dodatek zostali przy swoim Wodzu do końca.
Można boleć nad losem unicestwianych Żydów, ale trzeba pamiętać, że sprawcami tych czynów byli Niemcy, Polacy z narażeniem życia ratowali współobywateli, a w rozmaitych miejscach dochodziło wtedy do wcale nie mniej okrutnych holokaustów na innych nacjach.
Można też zauważać niechęć do tychże Żydów, ale trzeba wiedzieć, że nie wszyscy szli śladami Rabina Meiselsa czy Berka Joselewicza i w najtragiczniejszych momentach naszej historii, wielokrotnie masowo zabijali i wydawali wrogom Polaków. Tych samych, którzy wiekami gościli ich, chroniąc przed permanentnym pogromem nienawidzących tej nacji narodów zachodniej Europy.
Jeżeli 35-milionowa Polska w wyniku zgodnej agresji Niemców i ZSRS straciła żywych lub zdrowych 12 milionów obywateli, oddała na korzyść Moskwy połowę swojego terytorium, utraciła 2/5 dóbr kultury, a jej straty rzeczowe szacowano w 1946 r. na prawie 17 miliardów dolarów, to z całą pewnością trudno poważnie zmieniać historyczne oceny na korzyść sukcesorów sprawców wszystkich tych mordów, zniszczeń czy grabieży w oparciu o sugerowane nam jednostkowe, kryminalne, często nieudokumentowane przypadki. Tylko dlatego, że komuś pasuje wybielić państwo stworzone przez psychopatów czy reklamować własny, jedynie słuszny holokaust, dla wyróżnienia pisany przez duże „H”.
Brak akceptacji dla bezzasadnej ksenofobii nie może też powodować, że każdego obcego będziemy witać chlebem i solą. Z kolei zarówno Murzyn, jak Żyd muszą zachowywać się przyzwoicie i w razie naruszeń polskiego prawa czy obyczaju nie mogą liczyć na traktowanie lepsze od innych obywateli. Także sprawcy przestępstw, których staliby się ofiarami, powinni być traktowani bez żadnej taryfy ulgowej. Konstytucja zrównuje nas wobec prawa i nikt nie może być ani świętą krową, ani też z przyczyn rasowych, etnicznych czy religijnych zostać pozbawiony prawnej ochrony dóbr.
Polskojęzyczne media, będące dziś w opozycji do traumatycznych przemian, rwą szaty, głosząc, że oto w Polsce „rasizm przestał być już wstydliwy”. Wtóruje im rzecznik praw obywatelskich, jeszcze starego wyboru, twierdząc, że blisko dwukrotny wzrost rozmaitych przypadków w ciągu ostatnich dwóch lat jest efektem politycznego przyzwolenia. Stowarzyszenie „Nigdy Więcej” w Brunatnej Księdze wpisuje brzydkie uczynki ksenofobicznych Polaków… Podobno w każdym tygodniu.
Innego zdania natomiast są władze III RP. Premier Beata Szydło zlikwidowała na wiosnę br. radę ds. walki z rasizmem i ksenofobią, uznając ją w Polsce za zbędną, a ministrowie od spraw wewnętrznych, czy też oświaty stanowczo zaprzeczają istnieniu realnych zagrożeń, gdy idzie o powodowane tymi zjawiskami dyskryminacje czy niepokoje społeczne. Faktem jest, że przeciętny Polak o wiele częściej spotyka się w swoim kraju ze wściekłym antypolonizmem niż jakąkolwiek sugerowaną nam formą dyskryminacji hołubionych wręcz ponad miarę własnych mniejszości lub przybywających gości.
Byłoby skrajną głupotą Polaków, gdyby dobrowolnie pozwolili zrealizować w XXI już wieku koncepcję Stalina, który mieszając nacje i pozbawiając je tożsamości (przede wszystkim religii), chciał na potrzeby władzy totalitarnej uprzedmiotowić człowieka. Dlaczego to, co nie udało się u nas „miłującemu pokój” Krajowi Rad, miałoby powieść się miłującej wszystko paskudztwo czerwonej Unii? Dlaczego przekute w sprzężenie zwrotne stwierdzenie Marksa, że „byt kształtuje świadomość”, miałoby w dobie powszechnych kryzysów zmienić Polaków w głupiutkie małpy, dające wiarę, że politycznie wystarczy im zadbać o „ciepłą wodę w kranach”, a z resztą się spuścić na obcych?
Działające w interesie obcych stronnictwa, wspierane przez beneficjentów gardzącej Polakami PRL bis, uparcie starają się kontynuować przekaz kompleksu z wezwaniem do podległości i przyjmowania z pokorą bezczelnych kłamstw. Trudna sprawa, bo Polacy właśnie przestali wierzyć, że ich państwo musi być słabe, że są głupsi od innych nacji, że winni się wstydzić swojej historii… Przede wszystkim zaś zanegowali przekaz, że sami się rządzić nie mogą, bo mają zbyt „młodą demokrację”, a zasad współpracy oraz zewnętrznych sojuszy nie wolno im suwerennie weryfikować i zmieniać.
Pusty śmiech zatem nagradza posłów patriotycznie „nowoczesnych” partii parlamentarnych, gdy ci medialnie chcą teraz przekonywać Polaków, że ich kraj „jest malutki”, że „jest słaby” i że „w Europie się nie liczy”. Że najlepszym dla niego wyjściem jest pozostanie wasalem sąsiada, który poprzez unijne instytucje właśnie go atakuje za „zagrażający demokracji i wspólnym wartościom” niewłaściwy wybór oraz zbyt suwerenne decyzje. Że Polska powinna się godzić na relokowanie „uchodźców”, że musi czym prędzej do strefy euro i że powinna wpisać do swej Konstytucji nasze wieczyste członkostwo w rozpadającej się Unii.
Jan Szczepankiewicz
Tekst pochodzi z Biuletynu Europy Wolnych Ojczyzn Wrzesień 2016
Korzyść dla mas
Mówią, że żyje się raz, dlatego warto żyć przyzwoicie. Mimo to pójdziemy dziś na całość i spróbujemy przytulić czule do pieszczocha medialnego III RP, to jest do niejakiego Lisa Tomasza. To ten pan, nie wiedzieć czemu nadal dość powszechnie nazywany dziennikarzem.
No dobrze, dobrze, żartowałem. Nie po to w kierunku pana Lisa zmierzam, by się doń przytulać. Na taką przyjemność ten pan nigdy sobie nie zasłuży. Czochrać się nawzajem po czuprynkach też nie będziemy, co to, to nie. Tym bardziej nie wymienimy poglądów – aż tyle tracić nie zamierzam. Po wymianie poglądów z człowiekiem, który swój cień, rzucony o zachodzie słońca na elewację wieżowca, uważa za miarę swej wielkości, zazwyczaj łapią mnie torsje. Womituję wtedy obficie, długo nie mogąc wrócić do siebie. Moja Szanowna Właścicielka utrzymuje wówczas, że to z powodu powymiennej pustki między uszami, a ja zgadzam się z jej, jakże błyskotliwą, diagnozą, czuję bowiem, że to jest to. Mało komfortowe uczucie, naprawdę. Dlatego z byle kim poglądów i myśli staram się nie wymieniać.