W ostatnim czasie Polacy, „wybierając sobie nielojalny rząd”, mieli okazję nie tylko policzyć się sami pod kątem postrzegania suwerenności Rzeczypospolitej, ale też wielokrotnie i z całą pewnością sprawdzić jakość przyjaciół, którzy przyklaskiwali tzw. demokratycznym zmianom, modernizacji przemysłu czy europeizacji norm ich współżycia. Nawet wybierający dotąd „nowoczesny patriotyzm”, „społeczeństwo otwarte” i aprobujący niemiecki prymat w ramach jedynie słusznej Unii, rozdziawiali szeroko gąbki, widząc szaleńcze ataki otwartych wrogów państwa z kraju i zagranicy.
Że chodzi o wielki drenaż i władzę nad duszyczkami tubylców z „zielonej wyspy”, wiedzą już wszyscy. Bardzo smaczny natomiast jest aspekt działań „cywilizujących”, obecnych w naszym życiu publicznym od ponad ćwierć wieku, którego polityczna dezaktualizacja spowodowała wręcz histeryczną reakcję dotychczasowych mentorów.
Retoryka dojrzałych demokratów i starszych braci właśnie przestała działać. Polacy przestali podziwiać zachodni styl życia, nie chcą do tego chaosu bezmyślnie szlusować, a co najgorsze, stracili wszelkie kompleksy i najzwyczajniej przestali się swojej polskości wstydzić.
Wysłani milionami na Zachód, zobaczyli tam oczywisty dobrobyt i związaną z nim łatwość życia, lecz z obrzydzeniem stwierdzili, że kulturowo zmieszani żyją w ciągłym strachu, pozbawieni religii zatracili szacunek do siebie i swoich rodzin, że ludzie są niewykształceni, a zdegenerowani socjalem zmienili się w zwykłych śmierdzących leni. Skonstatowali, że kobiety są tam brzydkie i łatwe, domy śmierdzące i brudne, a pod demokratycznym płaszczykiem czai się ksenofobia, rasizm, a nawet szowinizm w zupełnie u nas nieznanej dzikości oraz rozmiarze. Nad cywilizacyjnym upadkiem króluje zaś gigantyczne i prymitywne kłamstwo opatrzone pieczęcią tzw. poprawności politycznej.
Zadanie oceny słów Pierwszego Nowoczesnego, którego Polacy bardzo naiwnie wybrali, mówiących, że „Polska to nienormalność”, doprowadziły do kluczowego pytania o rzeczywisty kontekst tej nienormalności oraz podmioty widzące uparcie nasz kraj w ten, a nie inny sposób.
Nie wchodząc w zbyt liczny detal, można z powagą stwierdzić, że kontynuacja wielowiekowej doktryny naszych sąsiadów daje obraz Rzeczypospolitej suwerennej, bo rządzonej przez Polaków samodzielnie w ich własnym narodowym interesie, jako bytu absolutnie nienormalnego. Czegoś, co trudno zakwalifikować jako zwykłe dziejowe continuum, bez koniecznego tu zakłamania istoty rzeczywistej wielkości naszego państwa, imponujących cnót tworzącego go narodu, wolnej od religijnych wojen historii, czy choćby gościnności opartej na mądrej tolerancji, tak wobec pluralizmu własnych obywateli, jak ludzi szukających w Rzeczypospolitej schronienia.
Polskie odrzucenie sączonej ćwierć wieku trucizny kompleksu wobec Zachodu oraz wstydu za nieistniejące winy wobec Żydów, Niemców czy Ukraińców, przy zdrowym ukazaniu historycznych faktów oraz proporcji, powoduje dziś dzikie wycie potomków tych, którzy przez całe wieki non stop rabują, a gdy trzeba, mordują, kogo się tylko da.
Można współczuć wypędzanym Niemcom, ale trudno zapomnieć, że sami demokratycznie wybrali sobie Hitlera, czerpali korzyści z rzezi kobiet i dzieci, a na dodatek zostali przy swoim Wodzu do końca.
Można boleć nad losem unicestwianych Żydów, ale trzeba pamiętać, że sprawcami tych czynów byli Niemcy, Polacy z narażeniem życia ratowali współobywateli, a w rozmaitych miejscach dochodziło wtedy do wcale nie mniej okrutnych holokaustów na innych nacjach.
Można też zauważać niechęć do tychże Żydów, ale trzeba wiedzieć, że nie wszyscy szli śladami Rabina Meiselsa czy Berka Joselewicza i w najtragiczniejszych momentach naszej historii, wielokrotnie masowo zabijali i wydawali wrogom Polaków. Tych samych, którzy wiekami gościli ich, chroniąc przed permanentnym pogromem nienawidzących tej nacji narodów zachodniej Europy.
Jeżeli 35-milionowa Polska w wyniku zgodnej agresji Niemców i ZSRS straciła żywych lub zdrowych 12 milionów obywateli, oddała na korzyść Moskwy połowę swojego terytorium, utraciła 2/5 dóbr kultury, a jej straty rzeczowe szacowano w 1946 r. na prawie 17 miliardów dolarów, to z całą pewnością trudno poważnie zmieniać historyczne oceny na korzyść sukcesorów sprawców wszystkich tych mordów, zniszczeń czy grabieży w oparciu o sugerowane nam jednostkowe, kryminalne, często nieudokumentowane przypadki. Tylko dlatego, że komuś pasuje wybielić państwo stworzone przez psychopatów czy reklamować własny, jedynie słuszny holokaust, dla wyróżnienia pisany przez duże „H”.
Brak akceptacji dla bezzasadnej ksenofobii nie może też powodować, że każdego obcego będziemy witać chlebem i solą. Z kolei zarówno Murzyn, jak Żyd muszą zachowywać się przyzwoicie i w razie naruszeń polskiego prawa czy obyczaju nie mogą liczyć na traktowanie lepsze od innych obywateli. Także sprawcy przestępstw, których staliby się ofiarami, powinni być traktowani bez żadnej taryfy ulgowej. Konstytucja zrównuje nas wobec prawa i nikt nie może być ani świętą krową, ani też z przyczyn rasowych, etnicznych czy religijnych zostać pozbawiony prawnej ochrony dóbr.
Polskojęzyczne media, będące dziś w opozycji do traumatycznych przemian, rwą szaty, głosząc, że oto w Polsce „rasizm przestał być już wstydliwy”. Wtóruje im rzecznik praw obywatelskich, jeszcze starego wyboru, twierdząc, że blisko dwukrotny wzrost rozmaitych przypadków w ciągu ostatnich dwóch lat jest efektem politycznego przyzwolenia. Stowarzyszenie „Nigdy Więcej” w Brunatnej Księdze wpisuje brzydkie uczynki ksenofobicznych Polaków… Podobno w każdym tygodniu.
Innego zdania natomiast są władze III RP. Premier Beata Szydło zlikwidowała na wiosnę br. radę ds. walki z rasizmem i ksenofobią, uznając ją w Polsce za zbędną, a ministrowie od spraw wewnętrznych, czy też oświaty stanowczo zaprzeczają istnieniu realnych zagrożeń, gdy idzie o powodowane tymi zjawiskami dyskryminacje czy niepokoje społeczne. Faktem jest, że przeciętny Polak o wiele częściej spotyka się w swoim kraju ze wściekłym antypolonizmem niż jakąkolwiek sugerowaną nam formą dyskryminacji hołubionych wręcz ponad miarę własnych mniejszości lub przybywających gości.
Byłoby skrajną głupotą Polaków, gdyby dobrowolnie pozwolili zrealizować w XXI już wieku koncepcję Stalina, który mieszając nacje i pozbawiając je tożsamości (przede wszystkim religii), chciał na potrzeby władzy totalitarnej uprzedmiotowić człowieka. Dlaczego to, co nie udało się u nas „miłującemu pokój” Krajowi Rad, miałoby powieść się miłującej wszystko paskudztwo czerwonej Unii? Dlaczego przekute w sprzężenie zwrotne stwierdzenie Marksa, że „byt kształtuje świadomość”, miałoby w dobie powszechnych kryzysów zmienić Polaków w głupiutkie małpy, dające wiarę, że politycznie wystarczy im zadbać o „ciepłą wodę w kranach”, a z resztą się spuścić na obcych?
Działające w interesie obcych stronnictwa, wspierane przez beneficjentów gardzącej Polakami PRL bis, uparcie starają się kontynuować przekaz kompleksu z wezwaniem do podległości i przyjmowania z pokorą bezczelnych kłamstw. Trudna sprawa, bo Polacy właśnie przestali wierzyć, że ich państwo musi być słabe, że są głupsi od innych nacji, że winni się wstydzić swojej historii… Przede wszystkim zaś zanegowali przekaz, że sami się rządzić nie mogą, bo mają zbyt „młodą demokrację”, a zasad współpracy oraz zewnętrznych sojuszy nie wolno im suwerennie weryfikować i zmieniać.
Pusty śmiech zatem nagradza posłów patriotycznie „nowoczesnych” partii parlamentarnych, gdy ci medialnie chcą teraz przekonywać Polaków, że ich kraj „jest malutki”, że „jest słaby” i że „w Europie się nie liczy”. Że najlepszym dla niego wyjściem jest pozostanie wasalem sąsiada, który poprzez unijne instytucje właśnie go atakuje za „zagrażający demokracji i wspólnym wartościom” niewłaściwy wybór oraz zbyt suwerenne decyzje. Że Polska powinna się godzić na relokowanie „uchodźców”, że musi czym prędzej do strefy euro i że powinna wpisać do swej Konstytucji nasze wieczyste członkostwo w rozpadającej się Unii.
Jan Szczepankiewicz
Tekst pochodzi z Biuletynu Europy Wolnych Ojczyzn Wrzesień 2016
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!