Panie, Panowie, wielki szacunek
Ponieważ debata nad Powstaniem Warszawskim weszła w dojrzalszą fazę, kiedy wreszcie możemy mówić otwarcie, pozostaje jedynie zauważyć, że dyskusja ta powinna była się odbyć w pierwszych latach po wojnie i gdyby Polska nie straciła wówczas niepodległości, to prawdopodobnie mielibyśmy rozliczenie dowództwa i polityków za podejmowane decyzje; mielibyśmy wałkowane od dawna argumenty ludzi domagających się odpowiedzialności politycznej za Powstanie (jak Władysław Anders). Komunistyczna krwawa kurtyna, jaka zapadła nad Polską, zideologizowała każdą ocenę, uniemożliwiając rozsądne argumenty, zwłaszcza zaś uniemożliwiając dotarcie do prawdziwych okoliczności podejmowanych wówczas decyzji.
Arcybiskup Hoser nie zabijał Murzynów
W związku z tym, że arcybiskup Henryk Hoser podpadł środowiskom lewicowym – bo okazał się być ku oburzeniu lewaków katolikiem, na łamach establishmentowych mediów trwa nagonka na jego osobę.
Z częścią kolportowanych przez antykatolickie media kłamstw na temat abp. Hosera rozprawił się na łamach "Gościa Niedzielnego" Andrzej Grajewski w tekście "Kłamstwa «Newsweeka»". Zdaniem Grajewskiego, publicystka "Newsweeka" Aleksandra Pawlicka w swoim tekście "Karząca ręka Boga" zawarła kłamliwe insynuacje pod adresem abp. Hosera – oskarżając bezpodstawnie jego i Kościół katolicki o odpowiedzialność za ludobójstwo w Rwandzie.
Z Budapesztu
Pogoda dopisała i żar z nieba lał się jak trzeba. Tanią linią WizzAir doleciałem za 160 zł z Warszawy, a na lotnisku wziąłem autobusik za 45 złotych, który mnie dowiózł do Domu Polskiego.
Jest tak doskonały dojazd metrem linii nr 2, gdzie się do przystanku Stadion jedzie autobusem 95, który staje przed Domem Polskim, przylegającym do polskiego kościoła. Co zresztą najprzyjemniejsze, że ludzie po 65. roku życia nie płacą za transport i jeździłem tu i tam do woli. Kupiłem też tutejszego czipa i mogłem dzwonić, choć dzwonienie tu droższe niż w Polsce.
Patos i groteska
1 sierpnia o godzinie 17, jak zwykle zawyły w Warszawie syreny, a ruch uliczny na chwilę ustał. Nie tylko w centrum, ale również w miejscach od centrum miasta odległych, jak na przykład w okolicach lotniska im. Chopina, skąd właśnie odbierałem przyjaciół powracających z Teneryfy, gdzie uczestniczyli w spotkaniu zwołanym przez prezesa USOPAŁ Jana Kobylańskiego, w XX rocznicę utworzenia tej organizacji.
Również i nasz samochód się zatrzymał, a kolega Włodzimierz Kuliński, kolega Janusz Korwin-Mikke i ja, podobnie jak inni kierowcy i pasażerowie, na tę chwilę wyszliśmy na zewnątrz samochodów. Co do tych syren, to musiały być na samej górze jakieś kontrowersje między bezpieczniackimi watahy, bo w niezależnych mediach głównego nurtu ukazały się wyjaśnienia, że te syreny nie wyją ot tak sobie – ale w ramach ćwiczeń obrony cywilnej.
Czy Tomasz Lis będzie zbierał puszki po piwie?
Na stronach "Najwyższego Czasu!" przeczytałem, że na temat listu w obronie prof. Krzysztofa Jasiewicza, jaki m.in. i moja skromna osoba podpisała, napisał artykulik sam redaktor Tomasz Lis.
Przypomnijmy, że prof. Jasiewicz udzielił wywiadu dla jakiejś gazety, który to wywiad tak bardzo się nie podobał, że aż postanowiono autora wywiadu pozbawić jakiejś kierowniczej funkcji w PAN. Mimo mojej niechęci do osobników, którzy siedzą na stołkach opłacanych przez państwo i samorządy, podpisałem list, a to dlatego, że wypada stanąć w obronie wolności słowa. Dziś ukarzą jednego za wywiad, jutro za wpis w Internecie, a pojutrze za samo nieprawomyślne myślenie.
Bohater naszych czasów
Urodził się 13 czerwca 1930 roku w Warszawie w rodzinie katolickiej o głębokich tradycjach patriotycznych. Ojciec, żołnierz organizacji podziemnej "Miecz i Pług", został przez gestapo zdekonspirowany, aresztowany i wywieziony do obozu koncentracyjnego Sachsenhausen, gdzie został zamordowany.
W 1946 roku, w wieku 16 lat, wstąpił do Ludowego Wojska Polskiego i ukończył oficerską szkołę piechoty. W latach 1950–1953 jako oficer sztabowy w stopniu porucznika opracowywał mapy sztabowe i plany strategii poszczególnych armii Układu Warszawskiego. W 1955 roku otrzymał rozkaz opracowania planów inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację. Zadanie wykonał należycie, czym zdobył zaufanie przełożonych. W roku 1964 ukończył Akademię Sztabu Generalnego i został skierowany do Akademii Woroszyłowa w Moskwie. Polski kontrwywiad wojskowy zaproponował mu współpracę w wydziale wywiadu zagranicznego.
Zamość
Nigdy nie byłem w tym wspaniałym mieście na południe od Lublina. Wiele lat temu opowiadał mi o nim zmarły kilka lat temu przedostatni ordynat Jan hr. Zamoyski. Jego wielki praszczur w ciągu pięciu lat kazał zbudować zupełnie nowe miasto wedle projektu architekta włoskiego w latach 1595–1600.
Było ono też otoczone murami i była to jedna z ważniejszych warowni broniącej Rzeczpospolitej. Wiele razy połamali sobie o nie zęby obcy, między innymi Chmielnicki, a Szwedzi nawet nie przystąpili do zdobywania miasta, bo ocenili, że to będzie bardzo kosztowne, a gdy odchodzili, hetman Zamoyski wyprawił pod murami miasta im ucztę, ale nie mieli krzeseł i odtąd uczta na stojąco jest zwana "szwedzkim stołem".
Rzecz o pewnych komentatorach i pewnych politykach
Część I: Pewni komentatorzy i pewni politycy na ekranie
Kiedy główna partia opozycyjna, Prawo i Sprawiedliwość, awansuje w sondażach, niezwłocznie pojawia się tłum "wujków dobra rada". Jest ich tak samo wielu, kiedy PiS notuje gwałtowne spadki. Patrzę na te rady oczami historyka, bo pamiętam, co, kto, kiedy radził wcześniej. Zbiór rad powinien odzwierciedlać poglądy doradcy, ale tak się nie dzieje. Można odnieść wrażenie, że funkcja komentatora: dziennikarza, politologa czy socjologa, mylona jest z postawą proroka, wizjonera, czy też ukrytego lub niespełnionego polityka.
Burze w szklance wody
"Praca posła ciężka, szczera. Z rana poseł się ubiera, fagas listy mu otwiera, on tymczasem się wybiera – do Puchera!" – pisał sto lat temu Tadeusz Boy-Żeleński. Od tamtej pory parlamentaryzm przechodził przez rozmaite paroksyzmy, wzloty i upadki – ale praca posła zasadniczo się nie zmieniła.
Nadal jest ciężka i szczera, nadal poseł z rana się ubiera – i tak dalej. To znaczy – oczywiście się zmieniła i na przykład w naszym nieszczęśliwym kraju znaczna część – niektórzy powiadają, że aż 90 procent – obowiązującego u nas prawa, stanowią dyrektywy Komisji Europejskiej i tak zwane standardy, które posłowie pracowicie przekładają własnymi słowami – i na tym zasadniczo polega ciężka ich praca – jeśli oczywiście nie liczyć kręcenia rozmaitych lodów i intrygowania. Niekiedy jednak zdarzają się sytuacje wymagające od Umiłowanych Przywódców decyzji samodzielnych, spowodowanych nieubłaganą koniecznością.
O krzyku nad sposobem zabijania krowy
Podlizywanie się przez pana prezydenta Bronisława Komorowskiego Ukraińcom skończyło się na jajku rozbitym na panu prezydencie. Podlizywanie się Żydom przez pana premiera Donalda Tuska na razie skończyło się na tym, że Ministerstwo Spraw Zagranicznych Izraela ochrzaniło pana premiera Tuska i ten musiał się tłumaczyć. Zresztą dość niezdarnie, a już na pewno nie jak szef rządu niepodległego państwa.
Władzom Izraela nie spodobało się, że Sejm w Polsce odrzucił rządowy projekt ustawy dopuszczającej ubój zwierząt bez ich ogłuszania, czyli tzw. ubój rytualny. Projekt nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt powstał po wyroku Trybunału Konstytucyjnego z listopada 2012 r., który orzekł, że rozporządzenie ministra rolnictwa z 2004 r., na podstawie którego dokonywany był tego rodzaju ubój, było sprzeczne z ustawą o ochronie zwierząt, a przez to z Konstytucją RP.