Inne działy
Kategorie potomne
Okładki (362)
Na pierwszych stronach naszego tygodnika. W poprzednich wydaniach Gońca.
Zobacz artykuły...Poczta Gońca (382)
Zamieszczamy listy mądre/głupie, poważne/niepoważne, chwalące/karcące i potępiające nas w czambuł. Nie publikujemy listów obscenicznych, pornograficznych i takich, które zaprowadzą nas wprost do sądu.
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanych listów.
Zobacz artykuły...Wiadomości z Kanady i Toronto z nr. 42/2012
Napisane przez Katarzyna Nowosielska-Augustyniak/Andrzej KumorCyganie pod lupą
Ottawa Raport Canada Border Services Agency bazujący na danych zebranych w zeszłym roku zwraca szczególną uwagę na nadużycia finansowe i przestępstwa popełniane przez uchodźców z Węgier deklarujących pochodzenie romskie. Można nawet dopatrzyć się zorganizowanego działania mającego na celu wyłudzanie pieniędzy przeznaczonych na zasiłki socjalne.
Adwokaci i przedstawiciele środowisk cygańskich, w stosunku do których wysuwane są oskarżenia, twierdzą, że jest to element polityki rasowej i podtrzymywania negatywnych stereotypów dotyczących Romów.
Przedstawiony raport w dużej mierze pokazuje wyniki śledztwa mającego wykazać zorganizowane nadużycia i ich wpływ na system pomocy socjalnej w GTA. Ponadto zawiera analizę danych pochodzących od policji z południowego Ontario, instytucji finansowych i ontaryjskiego Ministerstwa ds. Społecznych i Socjalnych, które jest odpowiedzialne za przyznawanie zasiłków. We wnioskach znalazło się m.in. stwierdzenie, że węgierscy Cyganie stwarzają zagrożenie przestępcze, przy czym zachowawczo zaznaczono, że nie dotyczy to wszystkich przedstawicieli tej grupy etnicznej.
W raporcie zawarto np. wnioski o zapomogi składane pod fałszywymi nazwiskami, przypadki kradzieży czeków, opisy przypadków uchodźców, którzy nawet po deportacji otrzymywali zasiłki, czy przypadki przemytu ludzi, największego w historii Kanady (w procesie 12 osób zostało oskarżonych).
Wskazano też na przypadki uzyskiwania statusu uchodźcy przez osoby, które następnie opuszczały Kanadę z dużą ilością pieniędzy i dóbr materialnych, w tym sprzętu elektronicznego – przy czym raport nie podaje informacji o źródłach finansowania tych osób. Nie ma też danych, jaki procent uchodźców dopuszcza się wyłudzeń i przestępstw kryminalnych.
Gina Csanyi-Robah, dyrektor torontońskiego centrum społeczności romskiej, nazwała raport klasycznym przykładem utrwalania stereotypów rasowych. Powiedziała, że przedstawione zarzuty są niepotwierdzone i krzywdzące. Większość Romów, którzy starają się o azyl, chce się tu ustatkować, normalnie żyć w społeczeństwie, a nie myśli o wyłudzaniu pieniędzy socjalnych. Taki raport z założenia negatywnie nastawia urzędników imigracyjnych do Cyganów.
Janek - Czy Panu kiedykolwiek zdarzyło się skorzystać z niestandardowej medycyny, akupunktury, medycyny chińskiej?
- Nie, nie.
- Nigdy?
- Nie. Akurat nie byłem w takiej potrzebie.
- A co Pan sądzi: czy to jest szarlataneria, czy jednak pomaga ludziom?
- Trudno powiedzieć, bo jedni wypowiadają się tak, a inni nie. Są takie wypadki, że przez tę akupunkturę to uszkadzają nerwy, a niektórzy twierdzą, że im to pomaga. Są opinie na tak i na nie.
- Poszedłby Pan do kręgarza?
- Gdyby zaszła taka potrzeba, tobym poszedł do tych nastawiaczy. No, musiałbym wiedzieć dokładnie, który jest dobry, najpierw bym się pytał o opinie.
- A jakieś niestandardowe leczenie jak bioenergoterapia?
- Nie, za bardzo w to nie wierzę.
Tomek - Medycyna nieklasyczna – czy Pan myślał kiedykolwiek o tym, żeby skorzystać z porady nie lekarza, poza systemem OHIP, kręgarzy, akupunktury, ziołolecznictwa?
- Szczerze powiem, że raczej cieszę się dobrym zdrowiem.
- Ale człowiek zawsze myśli, co by było gdyby...
- Byłbym skłonny, ale tak jak mówię, może dlatego, że cieszę się dobrym zdrowiem, jakoś o tym nie myślę.
- Poszukiwałby Pan poza normalnym systemem pomocy?
- Powiedziałbym, że tak.
- Dlaczego? Ten system nie jest wydolny?
- Może w takim przypadku, gdybym miał doświadczenie, że system jest niewydolny, na pewno bym poszukiwał, ale nie byłoby to moim drugim wyborem, skłonny byłbym traktować to na równi z medycyną zwykłą.
- Czyli na przykład medycyna chińska?
- Jak najbardziej, jeżeli nie byłoby to odstraszające czy sprawiało ból.
Anonimowo - Medycyna niestandardowa?
- Korzystałaby Pani z czegoś takiego?
- Już nie.
- A dlaczego?
- Aaa, nie chce mi się w ogóle mówić, dziękuję bardzo.
Barbara - Zdarzyło się Pani korzystać z medycyny niestandardowej - akupunktura, zielarze, kręgarze?
- Tak.
- Co Pani sądzi o tym, czy to jest uzupełnienie tej normalnej?
- Nie mam problemów ze zdrowiem, ale kiedyś miałam bóle głowy i pojawił się tutaj pan Połonecki. Byłam dwa razy i bóle głowy przeszły. Nie wiem, czy to tak musiało być...
- Wierzy Pani w bioenergoterapię?
- Tak.
- A kręgarze, bo chyba jest to taki bardziej standardowy sposób leczenia, nie boi się Pani takich zabiegów?
- Nie, ja się nie boję.
- Poszłaby Pani, gdyby coś Pani dolegało?
- Ja bym próbowała, tak.
- Czasem są sprzeczne zalecenia tej standardowej i niestandardowej medycyny, której by się Pani bardziej trzymała?
- Raczej tej zwykłej, naturalną traktowałabym jako dodatkową.
Teresa - Wierzy Pani w medycynę nieklasyczną, wierzy Pani w takie rzeczy? Byłaby Pani skłonna się leczyć poza systemem OHIP, u kręgarzy, zielarzy, bioenergoterapeutów?
- Wie Pan, trudno powiedzieć, na pewno wierzę w chiropraktora, czyli kręgarza.
- Nie boi się Pani, były przypadki...
- No były, ale to trzeba naprawdę wiedzieć, do kogo się chodzi. Wierzę w zielarstwo, a zresztą to na tyle nie jestem chora, by się do tego uciekać.
- Miałaby to Pani na uwadze, czy wyklucza takie rzeczy?
- Wie pan, jak się nic nie dzieje, to człowiek jeszcze o tym nie myśli.
W piątek w budynku polskiego konsulatu przy Lakeshore Blvd odbyła się konferencja prasowa kierownictwa polskich linii lotniczych LOT. Okazja była dwojaka: 40-lecie uruchomienia bezpośredniego połączenia LOT-u z Warszawy do Toronto, a także zapowiedź obsługi tego połączenia przez nowo dzierżawione, nowoczesne samoloty Boeing 787 Dreamliner.
LOT jest pierwszą europejską linią lotniczą, która eksploatować będzie ten samolot, i pierwszą, która oferować będzie loty do Kanady na ich pokładzie, poinformowała Karen Evans, menedżer LOT-u na Kanadę, przedstawiając jednocześnie głównego gościa konferencji – dyrektora generalnego przedsiębiorstwa, Marcina Piróga (wcześniej w Carlsberg Polska i Ruch SA), który specjalnie z tej okazji przybył do Toronto. W swym przemówieniu szef LOT-u skupił się na reklamowaniu zalet nowego samolotu.
B-787 to maszyna rewolucyjna – poszycie z włókien węglowych, wielkie okna w kabinie pasażerskiej, 30 proc. większe od tych w Boeingu 767, wyższe ciśnienie w kabinie podczas podróży – znośniejsze i mniej męczące dla ludzi, zwiększenie wilgotności powietrza z 10 do 20 proc. Wszystko to razem sprawi, że podróż dreamlinerem będzie wygodniejsza i zdrowsza.
Linie LOT w dreamlinerach oferować będą trzy klasy: ekonomiczną – 213 miejsc; ekonomiczną premium – 21 miejsc i biznesową – 18 miejsc. Łącznie samolot weźmie na pokład 252 pasażerów. W klasie biznesowej podróżni będą mogli rozłożyć fotel do pozycji horyzontalnej, tworząc łóżko długości 190 cm.
http://www.goniec24.com/prawo-imigracja/itemlist/category/29-inne-dzialy?start=8134#sigProIdabf6cca46c
Od 1 lutego wszystkie loty do Warszawy z Toronto i z powrotem obsługiwane będą przez dreamlinery. Mimo niższych kosztów eksploatacyjnych, paliwa i obsługi, samoloty te kosztują LOT mniej więcej tyle samo co stare boeingi, ponieważ wzrastają opłaty za dzierżawę maszyn. Mimo to LOT spodziewa się wzrostu obłożenia samolotów i obrotów ze względu na większą atrakcyjność przelotu nowymi samolotami.
Odpowiadając na pytania "Gońca", dyrektor Piróg zapewnił, że w trakcie opóźnień w dostawie samolotów – łącznie samolot wchodzi w liniach LOT do eksploatacji po czterech latach od zapowiadanej pierwszej dostawy – kontrakt był kilkakrotnie renegocjowany i lotowskie samoloty "są najtańsze". Nie chciał jednak zdradzić, ile Boeing spuścił z ceny lub też jakie wypłacił odszkodowania. Wyraził jednocześnie opinię, że przytoczony przez dziennikarza "Gońca" przykład linii Air India nie jest właściwy, ponieważ to, co mówią na ten temat Hindusi, mija się z prawdą. (Air India miała zgodzić się na odbiór dostarczonych jej dreamlinerów dopiero po wynegocjowaniu od Boeinga odszkodowania w wysokości 500 mln dol. – kwotę taką podał indyjski minister transportu). Odpowiadając na kolejne pytanie "Gońca", czy z uwagi na niższe koszty eksploatacyjne nowe samoloty pozwolą na uruchomienie bezpośredniego połączenia Toronto z Krakowem, dyrektor Piróg odpowiedział krótko "nie", ponieważ strategia LOT-u skupia się obecnie na budowie połączeń w oparciu o hub w Warszawie oraz rozwijanie połączeń azjatyckich – w najbliższych trzech latach do Tokio, Seulu i Szanghaju. Wskazał, że z Warszawy do Krakowa LOT oferuje 7 lotów dziennie. Z perspektywy finansowej latanie z Toronto do Krakowa nie ma sensu – powiedział – ale czas transferu na lotnisku w Warszawie jest bardzo dobry – zazwyczaj poniżej godziny.
Obecnie otrzymane 5 samolotów posłuży do prostego zastąpienia wysłużonych boeingów, natomiast kolejne trzy umożliwią otwieranie nowych połączeń i zwiększanie częstotliwości obsługi istniejących. I tak, już od lutego połączenie na trasie Warszawa-Toronto wzbogaci się o jeden lot dodatkowy tygodniowo. Dyrektor Piróg zapewnił, że docelowo LOT zainteresowany jest codziennymi lotami na tej i każdej innej trasie – licząc zwłaszcza na obsługę ruchu biznesowego. Nie wyklucza się dodatkowych połączeń tak w Kanadzie, jak USA, np. do Miami.
Na pytanie "Gońca", czy LOT w obecnej sytuacji jest otwarty na "przyjazne" przejęcie, dyrektor Piróg przyznał, że de facto LOT jest na sprzedaż, czyli trwają poszukiwania strategicznego inwestora, który zagwarantuje zachowanie misji oraz marki LOT-u. Dyrektor uznał, że LOT to obecnie bardzo dobra inwestycja, ponieważ jest dzisiaj tani, zaś już niebawem, po wprowadzeniu dreamlinerów, sytuacja firmy może się poprawić, obroty wzrosną i wówczas cena będzie inna.
W konferencji prasowej uczestniczyli dziennikarze polonijnych środków przekazu, a także prasy bułgarskiej i węgierskiej diaspory w Kanadzie. Więcej o zaletach dreamlinera w barwach LOT-u można się dowiedzieć na stronach internetowych www.lot.com.
Dreamliner wydaje się być na wskroś nowoczesnym samolotem oferującym znaczną poprawę wygody podróżowania. Reporterowi "Gońca" nie przypadła do gustu tylko jedna innowacja – mianowicie to, że okna w kabinie pasażerskiej pozbawione są mechanicznych zasłon, a ich ściemnianie odbywa się elektronicznie poprzez naciśnięcie guzika. Umożliwia to załodze jednoczesne zatrzaśnięcie okien wszystkim pasażerom, co w niektórych sytuacjach awaryjnych może nie być najlepszym rozwiązaniem. (ak)
Nicnierobienie jest gorsze od czynienia zła
W miniony sobotni wieczór odbył się w głównej sali Centrum Jana Pawła II bankiet zorganizowany pod hasłem "Noc wolności" przez Koło Sympatyków Prawa i Sprawiedliwości.
Gośćmi specjalnymi była znana dziennikarka i dokumentalistka Ewa Stankiewicz, poseł PiS, a zarazem przewodniczący sejmowej Komisji ds. Łączności z Polonią Artur Górski oraz ulubieniec naszej publiczności, rewelacyjny jak zawsze Jan Pietrzak.
Na sali reporter "Gońca" zauważył wiele znanych twarzy, wśród nich posła Władysława Lizonia z małżonką i proboszcza parafii św. Maksymiliana Kolbego w Mississaudze – o. Janusza Błażejaka.
http://www.goniec24.com/prawo-imigracja/itemlist/category/29-inne-dzialy?start=8134#sigProIdfc8aa7e40a
Gości przywitała przewodnicząca Koła Sympatyków PiS Barbara Rode. Przedstawiła dorobek koła, podkreśliła, że jednym z jego zadań jest podtrzymywanie pamięci ofiar katastrofy smoleńskiej i dążenie do poznania prawdy o tych wypadkach. Oceniła sytuację w Polsce jako tragiczną. Podkreśliła, że celem jest, by ludzie znali prawdę. – Chcemy Polonię zjednoczyć w naszych działaniach, chcemy również pokazać Kanadyjczykom prawdę o sytuacji w Polsce – mówiła Barbara Rode. Zacytowała słowa dyrektora Radia Maryja o. Tadeusza Rydzyka, by program nasz sprowadzał się do "informacji, formacji, organizacji i akcji. Nicnierobienie jest gorsze niż czynienie zła".
Uznała, że Polonia, która ma wielkie możliwości, musi być głęboko zaangażowana w sprawy polskie, musi wspierać Polaków w Polsce, musi brać czynny udział w akcjach, które mają wpływ na przyszłość Polski – takich jak walka o Telewizję Trwam.
– Polonia musi pozostać Polonią w dzisiejszych czasach, gdy nie ma już masowej imigracji do Kanady i następne pokolenia rodzą się w Kanadzie i są Kanadyjczykami – od nas zależy, czy będą też Polakami. Jeżeli nie zadbamy o polskość naszych dzieci i wnuków, nauczenie ich naszego języka i historii Polski, o przekazanie wiedzy i zaszczepienie polskiego patriotyzmu, to już niedługo Polonii praktycznie nie będzie, a Polonia nie tylko propaguje za granicą polską historię i kulturę, budując szacunek do naszego kraju i wiedzę o nim, ale też stanowi ostoję naszego bezpieczeństwa i źródło informacji dla niezależnych mediów w przypadku, gdy w Polsce wolność jest zagrożona – kontynuowała.
Poseł Górski przedstawił w zarysie program swej partii i zachęcił wszystkich, aby w razie jakichś problemów z władzami konsularnymi kontaktowali się z nim bezpośrednio poprzez e-mail. Narzekał, że propozycje programowe PiS są bojkotowane w głównym przekazie medialnym.
Ewa Stankiewicz pokazała przejmujące fragmenty swych filmów i z wielką pasją opowiadała o sprawach polskich.
W najbliższych numerach "Goniec" przedstawi obszerną rozmowę z Ewą Stankiewicz. Wywiad z posłem Arturem Górskim zamieszczamy tutaj.
(ak)
Fot. Artur Wiszniewski
"Piszę, ponieważ szukam pomocy lub porady. Jesteśmy normalną rodziną, bez nałogów i innych większych problemów. Zawsze staraliśmy się być dobrymi rodzicami i wszystko robiliśmy dla dzieci. A jednak coś nam nie wyszło, bo od kilku lat mamy bardzo poważne problemy z 18-letnim synem. Od momentu, gdy poszedł do liceum, zmienił się nie do poznania. Raz nam po prostu powiedział, że ma dosyć dotychczasowego życia i chce w końcu być zły. Zaczął okradać naszą rodzinę, jest w stosunku do nas wulgarny, ma problemy w szkole (bójki, niechęć do nauki). Kradnie nie tylko pieniądze, ale też np. narzędzia męża, papierosy, słodycze młodszego rodzeństwa, po prostu wszystko. Jesteśmy wykończeni. Żadne rozmowy, zmiana szkoły, kary nic nie pomagają. Co robić?" Agata
Jak widać, wielu rodziców traci swoje dzieci, i to często bezpowrotnie. Najczęściej w okresie dorastania porywają je koledzy, politycy, idole czy medialni guru. Wielu rodziców zastanawia się, gdzie popełnili błąd, bo przecież robili wszystko, żeby było dobrze, stosowali najlepsze, nowoczesne metody wychowawcze. Trzeba pamiętać o tym, że problemy takie jak przedstawione w liście nie zaczynają się z dnia na dzień.
W XX w. odrzucony został sposób wychowania, który przez wieki ukształtował wielu świętych, królów i mężów stanu. W zamian zaoferowano nam ideologiczne banały o tolerancji i wolności. A natura ludzka się nie zmienia, więc może należy wrócić do tego, co już sprawdzone? Tydzień temu przybliżyłam 3 zasady wychowania klasycznego, opartego na mądrości greckiej, rzymskiej i chrześcijańskiej. Dziś ciąg dalszy tych zasad.
Zasada 1: Każde dziecko jest inne i wymaga odkrycia drogi prowadzącej do jego wewnętrznego świata.
Zasada 2: Od doskonałości moralnej rodziców zależy to, jak dobrze wychowają swoje dzieci (im człowiek jest doskonalszy moralnie, tym skuteczniej i lepiej będzie wychowywał swoje dzieci).
Zasada 3: Wiedza teoretyczna (znajomość technik i metod) jest tylko wstępem do prawdziwego wychowania, które wymaga systematycznego i wytrwałego stosowania jej w praktyce.
Zasada. 4: Nie ma dobrego wychowania bez kształtowania konkretnych cnót.
Cnota to mówiąc inaczej dyspozycja do właściwego postępowania w różnych sferach życia. Daje nam ona możliwość realnego wykonywania jakiegoś dobra. Bez niej co najwyżej wyrażamy chęć czy zamiar zrobienia czegoś. Rozróżniamy cnoty obyczajowe: roztropność (pewien rodzaj realizmu), męstwo, umiarkowanie, sprawiedliwość, oraz cnoty wprowadzone przez chrześcijaństwo, zapewniające rozwój duchowy: wiarę, nadzieję i miłość. Ciało zaś doskonalone ma być przez sprawności fizyczne, tj. zwinność, zdrowie, siłę i piękno.
Dziecko, które posiądzie ww. cnoty, może skutecznie mierzyć się ze światem i zwyciężać. I tak np.:
Jeśli ukształtujemy roztropność – nauczymy je dokonywać trafnych wyborów w trudnych sytuacjach życiowych.
Jeśli wdrożymy do umiarkowania – nauczymy panowania nad sobą, uchronimy przed zgubnymi nałogami.
Jeśli ukształtujemy męstwo (odwagę cywilną) – będzie potrafiło oprzeć się wpływom grupy rówieśniczej.
A więc zamiast wychowywać dziecko do wolności i tolerancji, musimy najpierw nauczyć dziecko porządku wokół siebie, systematyczności, wytrwałości, cierpliwości, panowania nad emocjami, logicznego rozumowania, zwalczania lenistwa, chciwości itd. Bo żeby być rzeczywiście tolerancyjnym (wyrozumiałym) dla innych, trzeba w pierwszym rzędzie umieć zapanować nad sobą!
Zasada 5: Nie ma dobrego wychowania bez stawiania wymagań i kontrolowania dziecka.
Wielu rodziców wierzy w to, że kontrolowanie i cenzurowanie dziecka to przeżytek. A prawda jest taka, że aby wychować odpowiedzialnego i pracowitego człowieka, należy ingerować w jego zachowanie już w pierwszych latach jego życia. Polega to oczywiście na odpowiednim kształtowaniu cnót, ale też na kontrolowaniu i cenzurowaniu go, nie zapominając jednocześnie o nagradzaniu i własnym przykładzie. Jest to podstawowy warunek dobrego formowania charakteru.
Zasada 6: Zdrowy dystans w relacjach z dziećmi jest niezbędny do tego, aby je dobrze wychować.
Aby wznieść dziecko na wyższy poziom moralny i duchowy, trzeba, po pierwsze, być dla dziecka autorytetem i coś sobą reprezentować (chodzi o cnoty), po drugie, relacje w rodzinie powinny się opierać na zasadzie podległości, tzn. dorośli wydają polecenia, a dzieci słuchają, a nie na odwrót. Częstym błędem jest też zbytnie spoufalanie się dziećmi, np. zachowywanie się z jak koleżanka/kolega dziecka, a nie jak rodzic.
Każda matka i ojciec powinni znać granicę w swoich relacjach z dzieckiem i jej nie przekraczać. Bywa, że matki i ojcowie raz czegoś zabraniają, by za kilka minut na to pozwolić. Jest to błąd.
Zasada 7: Nie można bezgranicznie ufać dorastającemu dziecku.
Nie wolno wierzyć w tzw. naturalną dobroć dziecka i być w nim bezmyślnie zakochanym. Trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że każde dziecko, chociażby pod wpływem grupy rówieśniczej, może zrobić coś, czego byśmy się nigdy po nim nie spodziewali. Często po jakimś wykroczeniu dziecka, rodzice mówią: "Nie, mój syn nie mógł tego zrobić". Życie pokazuje, że jednak mógł. Dlatego, szczególnie wobec dorastających dzieci, potrzebne jest tzw. ograniczone zaufanie.
Zasada 8: W wychowaniu nie można zapominać o Bogu.
Ktoś mądry powiedział: rób tak, jakby wszystko zależało od ciebie, i módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga. Tak samo jest z wychowaniem. Dlatego:
• wychowujmy dziecko do wieczności, cele ziemskie osiągając niejako po drodze,
• należy wypraszać dla dziecka łaski u Pana Boga poprzez modlitwę, zamawianie Mszy św. w jego intencji i uczestnictwo razem z nim (!) w sakramentach,
• pamiętajmy, że walka o dziecko odbywa się na płaszczyźnie duchowej, dlatego powierzenie naszych dzieci opiece Bożej jest szczególnie ważne!
B.Drozd - psycholog
Zakończyliśmy rejs Wagnera cz. III
Napisane przez Zbigniew TurkiewiczWładek na Karaibach
Władysław Wagner pętlę wokółziemską zamknął 11 lipca 1939 roku, ale rejs zamierzał zakończyć w miejscu, w którym go rozpoczął: w Gdyni.
Niestety! Wojnę spędził na okrętach wojennych, eskortujących konwoje przez Atlantyk, po wojnie na polecenie emigracyjnego polskiego rządu zajął się przebywającą w Anglii polską młodzieżą, założył szkołę rybołówstwa morskiego.
Gdy do weteranów polskiej armii na Zachodzie dotarły wieści o tym, jak są traktowani przez komunistyczne władze powracający do kraju żołnierze Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, postanowił nie wracać. Ożenił się z dziewczyną wychowaną, jak większość angielskich dziewczyn, w tradycji morskiej. Mabel wiedziała, czym jest morski zew, ją też "coś" gnało w świat. Na 70-stopowym jachcie "Rubikon" (dar od rodziny królewskiej) wyruszyli do Australii, Władek wiedział, że znajdzie się tam dla nich miejsce. Ale nie dojechali. Po drodze urodziła się Zuzanna (Susan) i trzeba było się zatrzymać. Brytyjskie Wyspy Dziewicze miały być na razie, ale Trellis Bay, zatoczka wysepki Beef, zatrzymała ich na lata. Tu urodził się ich syn – Michał (Michael).
Wladek, jak go tu nazywano, zbudował pierwsze na Wyspach lotnisko, pierwsze domy z kamienia i cegły, niedużą stocznię, połączenie drogowe pomiędzy wyspami Beef i Tortola, dzięki któremu lotnisko nabrało znaczenia, zorganizował szkołę żeglarską dla amerykańskich skautów, słowem wszystko, co w tym wyspiarskim rejonie miało znaczenie, a dodatkowo dostarczało miejsc pracy.
Na kolorowanych przez Mabel zdjęciach widać ich pierwszy dom położony na wzgórzu nad zatoką, wybudowali go sami, z kamieni przeznaczonych na budowę musieli wygotowywać sól morską, żeby kamienie stały się budulcem. Mabel nazwała ten domu "Tamarin", tak też jest podpisane to zdjęcie, i data – 1957.
Na półhektarowej rafie wyłaniającej się ze środka Trellis Bay wybudowali dom z zapleczem kuchennym i nazwali go klubem. Dziś do to miejsce nazywa się "The Last Resort" i jest "mekką" żeglarzy wędrujących po Archipelagu Wysp Dziewiczych.
Był znany i lubiany. Podczas wizyt, które trzeba było tutaj odbyć w ramach przygotowań do uroczystości, poznaliśmy prawie dziewięćdziesięcioletniego Obela Penna, czarnoskórego przyjaciela i wspólnika Władka.
Mieszkali do czasu, aż trzeba było zadbać o przyszłość dorastających dzieci. Wyjechali najpierw na Puerto Rico, a po latach do Stanów. Władysław Wagner zmarł w 1992 roku w Orlando na Florydzie. Tam do dzisiaj mieszka jego żona, Mabel, i ich córka, Susan. Nie opływają w luksusy.
* * *
Pomysł upamiętnienia miejsca poprzez wbudowanie tablicy pamiątkowej na Bellamy Cay rozwijał się przez kilka lat, a realnych kształtów nabrał w 2011 roku. W lutym został powołany komitet organizacyjny w składzie: Jerzy Knabe – komandor Polish Yacht Club w Londynie, Andrzej Piotrowski – prezydent Karaibskiej Republiki Żeglarskiej, Józef Aleksandrowicz – komandor Polsko-Kanadyjskiego Klubu Żeglarskiego "Biały Żagiel", komandor Polish Yachting Association of North America – Krzysztof Kamiński oraz Zbigniew Turkiewicz.
Na początku grudnia 2011 roku, podczas kolejnej wizyty na Wyspach, ustaliliśmy z miejscowymi autorytetami – wydawało się – wszystkie detale dotyczące naszego zlotu. Od tego momentu zaczęły się ostre przygotowania. Najtrudniej było ustalić ceny usług budowlanych oraz koszty poszczególnych imprez w "The Last Resort" i na brzegu zatoki przy "Cyber Cafe". Nie wiedzieliśmy, ile jachtów przypłynie, ilu polskich, czy też polonijnych żeglarzy weźmie w udział naszym zlocie, którego nazwę ustaliliśmy bodajże we wrześniu: "Wagner Sailing Rally 2012".
Trellis Bay należy do Beef Island, którą od największej wyspy Brytyjskich Wysp Dziewiczych – Tortoli – oddziela dwudziestometrowy przesmyk. Miejsce, gdzie dzisiaj jest lotnisko, służyło do wypasu krów (beef), a nad zatoczką porośniętą chaszczami wybijały się drzewa, podobne do naszej akacji, to – tamarin, ale w jakiejś endemicznej, jedynej w swoim gatunku, formie. Na brzegu zatoki stawiano szopy (trellis) służące pasterzom i rybakom. Z tych drzew, a raczej z ich gałęzi wcale nieprostych, nieraz nieprawdopodobnie pokręconych, ale również niespotykanie mocnych, uzyskiwano materiał do budowy łodzi żaglowych, jedynych swego rodzaju w rejonie Karaibów, żaglówek typu sloop, zwanych "The Tortola Boats". W 1834 roku wraz z likwidacją na Karaibach niewolnictwa, plantacje cukrowe utraciły racje ekonomiczne. Jedynym tutejszym przemysłem, który mógł podbić Karaiby, były łodzie żaglowe z Tortoli. Niewielka stocznia Władysława Wagnera rozwinęła budowę łodzi na skalę niemal przemysłową.
I oto ten dzień, 20 stycznia 2012. Wczesne popołudnie. Wpływamy do zatoki i mam duszę na ramieniu. Czy to się uda? Czy wszystko przemyślałem? Czy nie będzie jakiejś nawalanki ze strony gospodarzy? No i z naszej strony. Z niepokojem patrzę na Bellamy Cay, usiłuję wypatrzyć maszt i postument. Przez lornetkę widzę dwóch ludzi kręcących się w miejscu, gdzie powinien być, ale niczego tam nie widzę poza dwoma ludźmi. Nie pozostaje mi nic innego, jak zachować zimną krew.
Zaskoczony liczbą polskich flag, próbuję je policzyć i nagle – radość ogromna: "Husaria" dotarła na czas. Z tablicą, która odbyła niesamowitą drogę: z Nowego Jorku, poprzez Panamę, gdzie zaokrętowała się wraz z jej fundatorem, Januszem Kędzierskim, poprzez Morze Karaibskie. Jeszcze przed kilkoma godzinami słyszałem głos Tośka Kantora, jak rozpaczliwe wywoływał "Husarię" przez radio; wydawało się, że są jeszcze gdzieś daleko, że mogą nie zdążyć. Podziw budzi ten niezwykły, liczący ponad sześć tysięcy mil morskich, rejs.
Widzę załogi z torontońskiego "Białego Żagla", kilku żeglarzy z hamiltońskiego klubu "Zawisza Czarny", znajome twarze żeglarzy, z którymi od lat spotykam się na Georgian Bay i na naszym jeziorze Ontario. Kotwicę rzuca "Kedyw" z Nowego Jorku i niedaleko katamaran "Santa Maria" ze Szczecina. Coraz nas więcej.
Przy naszym prowizorycznym biurze WSR 2012 spotykam przyjaciół sprzed lat: Jacka Sołtysa – przypłynął z Baltimore, od lat uczestniczy w organizacji żeglarskich spotkań na Wschodnim Wybrzeżu "Polonia Randevous", oraz Andrzeja Gruszkę, past-komadora polonijnego nowojorskiego klubu żeglarskiego. To z nim, między innymi, przed 15 laty zakładaliśmy Polish Yachting Association of North America (PYANA). Pojawia się Krzysiek Sierant, przypłynął również z Nowego Jorku, jest – co najmniej od piętnastu lat – redaktorem znakomitego pisma polonijnego "Żeglarz".
Ruszam na Bellamy Cay. Przy miejscu na pomnik pracuje Jeff z pomocnikiem. Znamy się od miesiąca, jest pracownikiem "The Last Resort", muzykiem, barmanem, prawą ręką Bena właściciela wysepki. Jest i Ben. I jeszcze dwóch chłopaków z muzycznego zespołu. Budują postument. Właściwie już skończyli, baza pod maszt jest gotowa od dwóch dni, ławki będą gotowe jutro. Mam się nie martwić, wszystko będzie na czas. Gdzie maszt? Tam, za domem. Rzeczywiście jest. Typowy jachtowy maszt, z salingiem i linkami flagowymi. Jutro stanie na swoim miejscu, dziś beton jest za świeży. Uśmiechnięci, życzliwi i absolutnie spokojni. Żaden z nich nie ma zegarka. To tylko ja patrzę na zegarek bez przerwy, taki mój kanadyjski zwyczaj. Będę tu jutro o siódmej rano, mówię. Po co? Zdążymy.
Nie mam wyboru, wracam na jacht. I nagle przed moimi oczami wyrasta jeden z najpiękniejszych polskich żaglowców, płynie w poprzek zatoki w poszukiwaniu miejsca do zakotwiczenia. Pilnuję, żeby mi serce nie wyskoczyło z radości.
PIERWSZY DZIEŃ
Uroczystość
Oczywiście, że byłem tam o siódmej rano. Cała kelnersko-muzyczno-barowa ekipa "The Last Resort" szlifowała drewniane siedziska ławek. Wcale się mną ani moim zegarkiem nie przejmowali. Skończyli o jedenastej. W południe polakierowali ławki. Zabronili siadać. Od dziesiątej szukali odtwarzacza CD, znaleźli, odkurzony – zadziałał. Głośniki, kable, wzmacniacze. O wpół do pierwszej puszczam polskie pieśni patriotyczne. Do pomostu Bellamy Cay podpływają dziesiątki dinghi. Eleganckie żeglarskie garnitury: białe spodnie, granatowe dwurzędowe marynarki z emblematami klubów, białe koszule, krawaty... Harcerze z Nowego Jorku w mundurach. Staropolskie ubiory Bractwa Wybrzeża i paradne Karaibskiej Republiki Żeglarskiej. Większość w niebieskich koszulkach z logo "Wagner Sailing Rally 2012".
Około godziny pierwszej do pomostu podpływa łódź wiosłowa z marynarzami, którzy delikatnie przenoszą tablicę, montują ją na postumencie i zakrywają biało-czerwoną flagą. Czekamy na gości.
Janusz Kędzierski przez głośniki sprawdza obecność. Ilu nas jest? Z Nowego Jorku?! Głośny krzyk. Z Chicago?! Mniej głośny, ale słychać. Z Toronto?! Dachówki spadają z Last Resort. Z Polski?! Też głośno.
Gości honorowych przywożą na wysepkę łodzie "The Last Resort". Jurek Knabe, komandor "Wagner Sailing Rally 2012", wita ich i nas wszystkich. Na maszt, jako pierwsza, wyjeżdża biało-czerwona flaga państwowa. Nad Trellis Bay rozlega się polski hymn. "Jeszcze Polska nie zginęła..." usłyszał Władek nad swoim domem na Bellamy Cay. Był z nami, czułem to... Na maszt wyjeżdża flaga Brytyjskich Wysp Dziewiczych, rozlega się hymn "Boże chroń królową...".
Odsłaniamy tablicę, na niej napis w obu językach: "Władek Wagner 1912–1992. Pierwszy Polak, który opłynął świat w latach 1932–1939. Po wojnie zamieszkał przy Trellis Bay, nie chcąc wracać do Polski opanowanej przez komunistów. Pamięć o Nim żyje tutaj i w Ojczyźnie. 2012 Żeglarze".
Władek wprowadził jacht "Rubikon" do zatoki Trellis we wrześniu 1949 roku, gdy była otoczona chaszczami, resztkami jakichś szałasów, ale na pewno jej widok i położenie zachęciły go, by tu rzucić kotwicę na ładnych parę lat. Co go tu zatrzymało? Czy może oczami wyobraźni mógł usłyszeć hymn polski odegrany tutaj na jego cześć 63 lata później?
Koktajl na żaglowcu "Fryderyk Chopin" to cały ceremoniał. Najpierw byli podejmowani osobiście przez Kapitana oficjalni goście WSR2012, a następnie, gdy do burty "Chopina" zaczęły podpływać dinghi z załogami jachtów, uczestników WSR, na żaglowcu podawano wino i przekąski. Można było zwiedzać cały żaglowiec niemal od zęzy aż do topu masztów (na szczęście nie wszyscy mieli na to ochotę). Problemem dla wielu była sznurowa drabinka zwisająca z wysokiej burty żaglowca, łącząca pokład z rozhuśtaną falami łódeczką, różnie się też ta przygoda kończyła. Było na co popatrzeć.
Party w "Cyber Cafe"
"Welcome to the Wladek Wagner Memorial Party" – ogłaszał Jeremy Wright, właściciel "Cyber Café", zawsze otwartej na wszystkie strony świata kawiarenki, leżącej na samym brzegu Trellis Bay. Jeremy jest Anglikiem, pewnie trochę nietypowym, bo jest zawsze radosny, otwarty "na oścież" jak jego kawiarenka, z sercem na dłoni. Od początku we wszystkim nam pomagał, organizował dla nas kontakty, angażował się w rozmowy, podpowiadał, radził i częstował świetnymi drinkami. Sąsiadem "Cyber Cafe" na brzegu Trellis Bay jest "Aragon Studio", pracownia sztuki praktycznej, metaloplastyki, malarstwa i wszelakich pamiątek w bardzo dobrym guście. Placyk pomiędzy "Cyber Cafe" i "Aragon Studio" doskonale nadaje się na duże party i zapewne często do tego służy. Na placyku oraz w wodzie umieszczono, sporządzone przez "Aragon Studio", dwumetrowej średnicy ażurowe kule z metaloplastyki, obrazujące tancerzy, wnętrze jest puste i służy jako wielkie palenisko.
Proszę o odrobinę wyobraźni (tych, którzy tam z nami nie byli): karaibska muzyka na żywo, ogień płonący w kulach na wodzie, kolorowo wystrojeni tancerze na szczudłach (tańce karaibskich duchów), noc, ciepło, w zatoce widać światła jachtów... i my, tańczący, gadający, drinkujący, rozbawieni. Do tego świetna kuchnia i... tak do rana.
DRUGI DZIEŃ
Żeglarska msza
Polski ksiądz o. Andrzej Szorc – redemptorysta przypłynął do nas promem z wyspy St. Croix. Jest jednym z czterech lub pięciu polskich misjonarzy w Basenie Morza Karaibskiego i było to wielkie wyróżnienie i szczęście, że to właśnie jemu przypadło celebrowanie eucharystii dla polskich żeglarzy i dla Wagnera, na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych, w miejscu jakże odległym od Polski, a jakże z Polską związanym.
Parada Polskich Jachtów
Bryg "Fryderyk Chopin" rzucił kotwicę na zewnątrz zatoki. Kolumna jachtów formuje się za "Husarią". Z zatoki wypływaliśmy obok siebie, za sobą, w większości jachty w gali banderowej, całe załogi na pokładzie, wszędzie radość i zdumienie, kiedy zobaczyliśmy, że ten sznurek polskich jachtów ma ponad kilometr długości: gdy pierwsze jachty opływały "Chopina", ostatnie jeszcze z zatoki nie wypłynęły. Na STS "Fryderyk Chopin" też było świątecznie: udekorowany w galę banderową, z całą załogą na burtach, witał każdy jacht rykiem syreny i flagowym salutem. Machamy do siebie, krzyczymy, wszyscy wzruszeni, bo nie sposób oprzeć się wrażeniu, że dzieje się coś niezwykłego: tak daleko od Kraju, i tak wielkie żeglarskie świętowanie.
"Fryderyk Chopin" nabierał rozpędu, goniliśmy go może przez kwadrans, jeszcze raz usłyszeliśmy syrenę i – oni popłynęli do domu, a my z powrotem na naszą Trellis Bay.
Do zobaczenia 8 lipca 2012 roku w Gdyni, w miejscu, z którego przed osiemdziesięciu laty Władysław Wagner wyruszył w ten Wielki Rejs.
Zbigniew Turkiewicz
Dalszy ciąg opowieści o Wielkim Rejsie Wagnera już za tydzień
Das Auto - i długo, długo nic...
Napisane przez Sobiesław Kwaśnicki
Kontynuujemy dzisiaj rozmowę ze znanym w aglomeracji torontońskiej sprzedawcą wozów Volkswagena Arkiem Wolskim z Martin Grove Volkswagen. Arek Wolski jest pasjonatem tych aut, szczególnie najnowszego modelu golfa, jak podkreśla – inżynieryjnego cacka.
W poprzednim odcinku mówiliśmy o silnikach, ale to nie tylko one są w samochodach marki Volkswagen wyjątkowe...
Arek Wolski – Blacha jest cynkowana; a najważniejsze, co bardzo rzadko zdarza się u producentów samochodów osobowych, chyba że weźmiemy się za samochody z najwyższej półki – czyli nie firmę z wysokiej półki, tylko modele; nawet u bmw, mercedesa – a w przypadku volkswagena samochód jest spawany laserowo, a nie zgrzewany punktowo. Jest to bardzo drogi proces, ale dzięki temu nie ma wibracji, i zwiększa się bezpieczeństwo.
Pokażę panu zdjęcie małego SUV-a, tiguana, który trzy lata temu miał zderzenie z ciężarówką, czołowo! Te drzwi zostały otwarte przeze mnie – proszę zobaczyć, tu nic nie pękło, nie ma przesunięć.
Jak Amerykanie zrobili test zderzeniowy właśnie tego volkswagena tiguana w 2010 roku – nie wierzyli własnym oczom – dach samochodu zgniatany od góry, miał niewielkie wciśnięcie, podczas gdy w przypadku innego samochodu – kia – nie było kierowcy...
Sobiesław Kwaśnicki – A zatem dla rodziny z dziećmi – SUV?
– Mamy touarega, montowany jest na Słowacji, na tej samej linii produkcyjnej jest montowane audi Q7.
– Polecałby Pan takiego SUV-a raczej z dieslem?
– Ogólnie rzecz biorąc, jeśli chodzi o touarega, to diesel – zależy oczywiście, ile kto robi kilometrów; jeśli ktoś jeździ 10 – 15 tys. kilometrów rocznie, to nie ma wielkiej różnicy. Inna rzecz, że to są ośmiobiegowe skrzynie biegów; jedzie się 120 km na godz., a faktycznie ten samochód nie ma obrotów – obroty są rzędu 2 tys.
Ale jeśli ktoś jeździ dużo –25 – 35 tys. kilometrów, no to nie ma o czym rozmawiać – diesel. Inna sprawa, że taki diesel będzie miał przejechane 200 tys. km, a jak jest dobrze utrzymany, to się za niego dostanie dobre pieniądze.
– Trzyma cenę?
– Oczywiście.
– Ale wie Pan, niedawno jechałem u siebie w bloku windą, pytam kobietę, która ma jettę diesla, a ona mówi – wszystko dobrze, ale zimą źle zapala. Jak to jest z tym odpalaniem diesli zimą?
– Wie pan, to zależy, który rocznik tej jetty był. Diesle nadal są na świecach żarowych. W przypadku każdego samochodu, obojętnie czy benzynowego czy diesla, wymaganiem Volkswagen Canada jest, by ten samochód zapalał w temperaturze minus 50 stopni. Ich nie interesuje, jak to zostanie osiągnięte. W tej chwili Volkswagen dmucha na zimne – dają jeszcze grzałki. To naprawdę jest dmuchanie na zimne, dlatego że sam jeździłem dieslami, samochód zawsze stał na zewnątrz, były wietrzne noce i z wiatrem zdarzało się minus 30, minus 35 i nigdy nie miałem problemów!
Volkswagen zrobił taki mały trick. Za dawnych czasów wsiadało się do samochodu przekręcało kluczyk do połowy, miała się zaświecić różowa, czy żółta lampka; w momencie gdy zgasła, można było zapalać.
W tej chwili nie ma czegoś takiego, dzisiaj, w momencie gdy się otworzy drzwi, świece żarowe idą do góry i są gotowe w momencie przekręcania kluczyka. Jeśli faktycznie jest bardzo, bardzo zimno i ten samochód nie chce zapalić – trzeba operację powtórzyć. Trzeba kluczyk cofnąć, znów dać do połowy, aby się wszystkie kontrolki zapaliły. I gdy zgasną, przekręcić kluczyk od nowa i samochód zapali. Są to ekstremalne rzeczy – bo ja nigdy nie miałem w Kanadzie problemów z zapalaniem diesla – nigdy!
Może być też – teraz jest już trochę lepiej pod tym względem – brudne paliwo z dużą zawartością wody. Mieliśmy przypadki, że samochód przyjechał ciągnięty, spuszczono paliwo i było w nim 30 proc. wody.
– Jak to możliwe?! To aż tyle jest ze skraplania w zbiorniku na stacji benzynowej?
– No tak, jeśli stacja benzynowa nie ma dużych obrotów. Jeśli mamy diesla, trzeba kupować tam, gdzie stacja ma obroty, musi być duża stacja, gdzie non stop ktoś tankuje. I zależy, gdzie się kupuje.
Nie promując nikogo, jeśli chodzi o diesla, dwie stacje mają najlepsze paliwo – to jest Shell i Petro Canada, ale tylko te, które wykupiła od Sunoco, tzw. złoty diesel, reszta...
Esso jest fatalne. Znam klientów, którzy pracują dla Esso i sami tam nie tankują. Dlaczego tak jest? Nie wiem. Jeśli chodzi o benzynę, to tylko i wyłącznie Shell, dlatego, że Sunoco tudzież Petro Canada, nawet jeśli bierze się benzynę wysokooktanową, ma do 10 proc. etanolu, natomiast w Shellu z jakiegoś dziwnego powodu tak nie jest.
– Wiem bo jeżdżę na 91 Shella właśnie ze względu na to, że nie ma alkoholu. Jakie paliwo Pan by polecał? BMW chce, żeby jeździć na najlepszym. Pan by polecał paliwo o najwyższej liczbie oktanowej?
– Tak, jeśli silnik jest przystosowany do tego, to tak; jeśli nie, to jest to marnowanie pieniędzy.
– Musi mieć zapłon odpowiednio ustawiony albo komputer, który zmienia zapłon?
– Jeśli producent mówi, że jest 87 – i tak nisko, bo oktany są tutaj niższe niż europejskie – nie oszukujmy się. Ludzie myślą – a, od czasu do czasu wleję dobrej benzyny, silnik się przepali, przegrzeje... – To w ogóle nie działa!
Jeśli silnik jest przystosowany i firma mówi, że musi być lepsza benzyna, to w ogóle nie ma co próbować jeździć na gorszej. Nie kombinować, bo nawet jak będzie jeździł, to kosztem silnika. Natomiast jeśli firma mówi, że jest rekomendowana lepsza benzyna, to znaczy, że można jeździć na słabszej, i teoretycznie nie będzie żadnych złych skutków, ale zaleca się wysokooktanową.
Wiele osób sądzi, że jeżdżenie na wysokooktanowej drożej kosztuje, ja zrobiłem osobiście testy, lata temu. 10 proc. płacimy więcej przy pompie, ale oszczędności są w granicach 20 proc. – Dlaczego? Dlatego, że paliwo wysokooktanowe spala się dużo wolniej niż normalne.
Generalnie rzecz biorąc, jeśli chodzi o koszty, taniej jest jeździć na paliwie wysokooktanowym. Volkswagen robi w ten sposób, że można jeździć także na niskooktanowej – ludzie tego się domagali. Czasem można tłumaczyć, ale ludzie nie wierzą. A dużo roboty z tym nie ma – komputer się przestawia i nie ma problemu.
– Panie Arku, każde pokolenie miało kultowego volkswagena, Pana zdaniem, który z dzisiejszych modeli będzie kultowy?
– Kultowy będzie golf. Wie pan co, ktokolwiek, kto by do mnie przyszedł i powiedział: mam ileś tam pieniędzy – czyli powiedzmy, że mamy trzy – cztery samochody do wybrania w danym przedziale cenowym – zawsze odpowiem – golf.
Golf, który tutaj przychodzi, jest importowany z Niemiec. Dużo rzeczy jest w nim z Polski. Silniki Diesla są z Polski. Zresztą w passacie tak samo – silniki montowane są pod Wrocławiem. Rzecz polega na tym, że ten samochód nie jest zamerykanizowany. Jetta jest już zamerykanizowana – oprócz jednego modelu.
– Na czym ta amerykanizacja polega?
– Jest to dużo bardziej uproszczony samochód. Te detale, na które zwraca uwagę klient w Europie, tutaj ludzi nie obchodzą, popatrzą na to przez palce, a decyduje głównie cena!
Jeśli weźmiemy pod uwagę lata 2007–2010, dam przykład jetty. Ten samochód miał elektromechaniczne wspomaganie, za które generalnie w bmw trzeba było dopłacić; tego nikt nie daje, superzawieszenie, miał galwanizowane to czy tamto, tony różnych rzeczy, to dana osoba stwierdzała, no dobrze, twój samochód kosztuje 27 tysięcy dolarów, a ja mam toyotę corollę za 22 tys.
– I koniec gadania!
– Koniec gadania! Co Volkswagen zrobił? – No niestety, gdy nie możesz być przeciw nim, trzeba się do nich dołączyć. Zrobili taki samochód, że każdy przychodzi i pyta, to jetta jest tańsza od golfa?!
W tym roku sprzedamy ok. 40 tys. jett, dlatego że jest bardzo dużo nowych klientów, którzy za niewielkie pieniądze chcą kupić niemiecki samochód. Obojętnie gdzie ten samochód jest montowany.
Jetta jest montowana w Meksyku tylko dlatego, że 80 proc. produkcji się sprzedaje w Ameryce Północnej. Jetta sprzedawana czy to w Polsce, czy w Niemczech, również pochodzi z Meksyku!
W Europie jeśli chodzi o volkswagena samochodem numer jeden jest Golf. Jett tam się sprzedaje bardzo mało, bo jeśli ktoś ma kupić – w Polsce czy w Niemczech jettę, to kupi passata.
Jetta, która jest montowana w Meksyku i idzie do Europy to kompletnie inny samochód niż ten, który jest sprzedawany tutaj. Jedyne rzeczy, jakie mają takie same, to karoserie, koła, radio, ale plastyki, zawieszenie inne. Tylko że ten samochód tam kosztuje o wiele więcej.
Śmieję się czasami, gdy czytam polską prasę, że załóżmy w Polsce dany samochód kosztuje tyle i tyle, a w Stanach "tylko" powiedzmy 17 tys. dol. – Ale to jest inny samochód! I oczywiście, ceny podane są przed podatkiem, a w Polsce z podatkami.
Natomiast golf w ogóle nie jest zamerykanizowany, ten samochód nadal jest europejskim samochodem. Dlatego kosztuje trochę więcej.
– Wszystkie volkswageny mają blachę ocynkowaną?
– Wszystkie. Pierwszym samochodem, który ocynkowano, był garbus w 1998 roku i później był golf i jetta.
– Stąd te długoletnie gwarancje antykorozyjne?
– Tak. Ocynkowana blacha jest tylko i wyłącznie robiona przez Volkswagena. Jest to drogi proces. Jeśli chodzi o bezpieczeństwo, to w tym samochodzie są wsadzone trzy różne miękkości blachy. Ale na to nikt nie patrzy...
W zeszłym roku Toyota ogłaszała 10 punktów bezpieczeństwa które mają jej samochody; Volkswagen miał to w 1999 roku. Volkswagen nawet nie reklamuje, jak bezpieczne są te samochody.
– Panie Arku, czyli jeśli auto dla Polaka, to Das Auto, i tylko u Pana?
– Serdecznie zapraszam i służę wszelką pomocą.
Ronald Reagan, którego przeciwnicy nazywali "ostatnim kowbojem Ameryki", był bardzo zbratany z farmerami, z wojskiem czy z NRA, czyli ze środowiskami znającymi zagadnienia broni. Urodził się w małej, rolniczej miejscowości Tampico w Illinois, w okolicach "największego polskiego miasta" – Chicago. Wkrótce po wyborze na prezydenta Stanów Zjednoczonych oprócz szeroko zakrojonych reform ekonomicznych, "reaganomii", dał się poznać jako przyjaciel Polaków, katolików i jakże mocnego, równie popularnego wśród Polonii lobby "pro-gun". Ogólnie znane są działania prezydenta Reagana w obalaniu komunizmu czy jego przyjaźń z Papieżem Janem Pawłem II.
Ponieważ w naszym kąciku tematycznym interesują nas bardzo konkretne zagadnienia, prześledźmy nieco historię, a być może zauważymy pewne podobieństwa osób przedstawionych w tytule tekstu.
W 1984 roku, 26 maja, stojąc przed zebranymi podczas konferencji członkami NRA, powiedział: "Zawsze czułem głęboką więź z waszą grupą...". Nawiązał też do historii Stanów Zjednoczonych oraz do słów jednego z ojców niepodległości Ameryki, Lincolna: 'Podstawowe zasady są bezkompromisowe!'', a Konstytucja Stanów Zjednoczonych mówi, że "the right of the people to keep and bear arms shall not be infringed". Cały okres podwójnej prezydentury Reagana był zgodny z obietnicami wyborczymi i wyznawanymi wartościami.
W 2012 roku Mitt Romney krok po kroku idzie śladami wielkiego poprzednika, zaprzyjaźniając się z "pro-gun" lobby, z katolikami oraz z... Polonia (podróżując do Polski, wspominając wkład Polaków w uzyskanie niepodległości Stanów Zjednoczonych, dziękując za Papieża Polaka.) Środowiska te są konieczne Romneyowi do wygrania wyborów.
Naśladując Reaganowy pierwowzór, Mitt Romney powiedział: "Wierzę, że jesteśmy zupełnie wyjątkowym państwem z wyjątkowym przeznaczeniem oraz rolą do odegrania w świecie". Oto kilka zdań Romneya z wywiadu udzielonego specjalnie dla członków NRA kilka dni temu: "Stany Zjednoczone są specyficznym krajem, gdyż jesteśmy narodem stojącym na fundamencie ustanowionym podczas rewolucji amerykańskiej. Jesteśmy więc spadkobiercami przodków, którzy własną krwią okupili odrzucenie tyranii i ustanowili państwo ludzkie, państwo ludzi dla ludzi. Uznajemy, jak to ujmuje Deklaracja Niepodległości, że człowiek otrzymał od stwórcy pewne prawa, których nie wolno mu odbierać. Możemy być bardzo dumni z tej całej spuścizny dziejowej. Mam nadzieję, że będę mógł służyć Amerykanom, pielęgnując tę piękną tradycję. Stany Zjednoczone potrzebują prezydenta stojącego na straży przywilejów i praw osób, które chcą bronić siebie, swojej rodziny, domostwa oraz chcą kontynuować tradycje myśliwskie. Prezydent Obama zupełnie nie wykonuje swojej misji w tym temacie, ale ja to będę robił. Wybór jest jasny i prosty i mam nadzieję, że członkowie (NRA) zagłosują na mnie, o czym proszę pamiętać w dniu wyborów".
Tyle w temacie, który może zainteresować czytelnika tej skromnej rubryki.
Sprawy przyszłej szerszej polityki, polityki reform krajowych czy polityki międzynarodowej (Izrael i Iran?) będą poruszone zapewne już w kolejnej rundzie telewizyjnej debat Obama-Romney.
Witold Jasek, komendant ZS Strzelec
kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Nakładem wydawnictwa Demart ukazała się niezwykle interesująca praca historyka z IPN Patryka Pleskota "Niewiadomski – zabić prezydenta". Opisuje ona postać Eligiusza Niewiadomskiego i dokonane przez niego zabójstwo prezydenta II RP Gabriela Narutowicza. Praca jest tym ciekawsza, że jej autor nie kryje ogromnej niechęci do tytułowej postaci Niewiadomskiego i na pewno nie jest hagiografem z kręgów narodowo-radykalnych.
Eligiusz Niewiadomski urodził się 1 grudnia 1869 roku w zaborze rosyjskim. Jego ojciec był powstańcem styczniowym, publicystą i popularyzatorem nauki. Eligiusz z doskonałymi wynikami ukończył studia na Akademii Sztuk Pięknych w Petersburgu i Paryżu. Niewiadomski był jednym z najlepszych polskich malarzy, uznanym i nagradzanym nie tylko za osiągnięcia artystyczne, ale też za wybitne dokonania na polu historii sztuki. Oprócz obrazów, ilustracji do książek i czasopism, tworzył też polichromie w kościołach. Nieobce były mu też nowoczesne środki wyrazu. Zajmował się naukowo malarstwem polskim np. w pracy "Malarstwo polskie XIX i XX wieku". Niewiadomski dostrzegał rolę wychowawczą sztuki i szeroko pojętej kultury, a kontakt z nimi uodparnia na lewicową demagogię.
Po powrocie na ziemie polskie zasłynął jako publicysta piszący o sztuce i popularyzator aktywności fizycznej w Tatrach. Także aktywność fizyczną uważał za niezwykle istotny składnik tożsamości narodowej (tak jak dzisiejsi autonomiczni nacjonaliści). Sporty walki, takie jak fechtunek, zapasy, boks, kwalifikował jako zgodne z temperamentem polskim. Wyznawał, że sporty walki "uczą zręczności, rozwijają siły, są środkiem samoobrony i załatwiania sporów bez pieniactwa i sądów. Uczą przestrzegać uczciwości w walce, gardzić bólem, zachowywać przytomność umysłu. Dają pewność siebie, panowania nad sobą, poczucie własnej godności. Są najlepszym środkiem wychowawczym i drogą do odrodzenia cnót". Niewiadomski marzył o tym, by Polacy stali się narodem wojowników, a więc mężczyzn kontrolujących swój los.
W wieku 28 lat ożenił się z Marią Tilly. Owocem tego kochającego się małżeństwa była dwójka dzieci, Stefan i Anna (w chwili zamachu Stefan miał 23 lata, a Anna 20), które – podobnie jak ich przodkowie – były gorącymi patriotami. Stefan został przez Niemców zamordowany w obozie koncentracyjnym. Anna została żoną Aleksandra Demidowicza-Demideckiego (podczas wojny szefa Narodowej Organizacji Wojskowej). Podczas wojny córka Eligiusza też była więźniem niemieckiego obozu koncentracyjnego. Po II wojnie światowej udało się jej uciec z okupowanej przez komunistów Polski.
Działalność patriotyczną Niewiadomski rozpoczął już w gimnazjum w tajnych patriotycznych kółkach uczniowskich. Na studiach działał w polskich organizacjach studenckich. Był przez pewien okres związany z Ligą Narodową. W wieku 32 lat w 1901 roku został aresztowany za przemyt z Galicji do zaboru rosyjskiego pism patriotycznych. Więziono go na Pawiaku i w X Pawilonie warszawskiej Cytadeli. Po opuszczeniu rosyjskiego więzienia zaprzestał działalności partyjnej i skupił się na działalności edukacyjnej i wychowawczej. Podczas I wojny światowej angażował się w organizację pomocy socjalnej.
W 1918 roku wziął aktywny udział w rozbrajaniu Niemców w Warszawie, a podczas wojny polsko-sowieckiej, w wieku 51 lat, zgłosił się na ochotnika do wojska. Nie trafił jednak wysłany na front, gdyż z polecenia generała Kazimierza Sosnkowskiego (bliskiego współpracownika Piłsudskiego) został żołnierzem kontrwywiadu w II Oddziale Sztabu Generalnego. Zbulwersowany bezczynnością szefostwa wobec komunistycznej agentury, wymusił przeniesienie na front. Z bolszewikami walczył w 5. Pułku Piechoty Legionów u boku swojego syna Stefana.
Po demobilizacji przez kilka lat pracował w Ministerstwie Kultury, zajmując się rozwojem szkolnictwa artystycznego w II RP. W pracy demonstracyjnie nie okazywał respektu wobec hierarchii służbowej.
Eligiusz Niewiadomski nie dał się zamknąć w ciasnym schemacie gorsetu partii. Uważał, że należy tak zreformować przepisy w Polsce, by prawa wyborcze mieli tylko obywatele, którzy ukończyli co najmniej 25 lat, posiadali przynajmniej pełne wykształcenie podstawowe, znali język polski w mowie i piśmie oraz byli niekarani. Niewiadomski dostrzegał zagrożenie w działaniach: socjalistów, Żydów (którzy zdegenerowali socjalizm), masonów, zdemoralizowanego motłochu (narzucającego dzięki patologiom demokracji swoją wolę Polakom i Polsce). Niewiadomskiego cechował gorący patriotyzm.
Równocześnie wyjątkowo niechętnie Niewiadomski odnosił się do Józefa Piłsudskiego, który, jego zdaniem, "zmarnował swoją wielkość", a swoją "antypolską działalnością przekreślił swoje zasługi z okresu walki o niepodległość" (w III RP duża część Polaków miała podobne odczucia względem Lecha Wałęsy). Żydów uznawał za element pasożytniczy, niezdolny do kreatywności i uczciwej pracy. Bulwersowały go zwłaszcza patologie partyjniactwa, czyli lekceważenie przez polityków dobra Polski i Polaków.
16 grudnia 1922 w budynku warszawskiej Zachęty Niewiadomski trzema strzałami zabił prezydenta II RP Gabriela Narutowicza. Pomimo że mógł uciec, pozostał na miejscu zbrodni i oddał się w ręce policji. W oczekiwaniu na egzekucję, wykorzystał ostatnie dni życia na pisanie prac naukowych i swojego manifestu politycznego ("Kartki z więzienia" i "List do wszystkich Polaków"). Niewiadomski nie czuł żalu z powodu zabicia Narutowicza, gdyż – jego zdaniem – była to forma edukacji obywatelskiej przeprowadzona w myśl ideałów ważniejszych od norm i przepisów. Narutowicz był dla Niewiadomskiego ofiarą symboliczną, kozłem ofiarnym – ofiarą zastępczą – składaną na ołtarzu ojczyzny w zadośćuczynieniu za antypolską działalność Żydów, socjalistów i Piłsudskiego. To Józef Piłsudski miał być celem zamachu (miał zginąć za swoją działalność w II RP, działalność, która całkowicie przekreślała jego zasługi w walce o niepodległość). Zabójstwo marszałka miało symbolicznie uzdrowić Polskę, a do zgładzenia Narutowicza popchnęła Niewiadomskiego (jak to sam deklarował) socjalistyczna kampania nienawiści i kłamstw rozkręcana przez Żydów.
Wielu Polaków podzielało opinię Niewiadomskiego o sytuacji w Polsce, a po egzekucji narodził się swoisty kult jego osoby. Po zamachu był ponownie więziony w warszawskiej Cytadeli (po raz pierwszy jeszcze przez rosyjskich zaborców). 31 stycznia 1923 roku o godzinie 7.19, Eligiusz Niewiadomski został rozstrzelany. Miał 53 lata. Przed śmiercią wyspowiadał się i przyjął Komunię Świętą. W czasie egzekucji towarzyszył mu duchowny. W obliczu śmierci zachował całkowity spokój, deklarował swoją miłość do ojczyzny i do dzieci. Ostatnie słowa Niewiadomskiego będące wyrazem jego patriotyzmu zostały zatajone przez cenzurę. Władze konfiskowały gazety dokładnie relacjonujące te jego wypowiedzi. Po egzekucji zwłoki Niewiadomskiego pochowano na terenie twierdzy. Po tygodniu, 6 lutego 1923 r., władze zezwoliły na przeniesienie zwłok na Powązki. Zabroniono jednak urządzenia normalnego pogrzebu. Zdjęcia z tego pochówku skonfiskowano. Pośmiertny masowy kult osoby Eligiusza Niewiadomskiego jako męczennika sprawy narodowej zniechęcił po raz kolejny Józefa Piłsudskiego do Polaków. Wstrząśnięty postawą Polaków, Piłsudski wycofał się na trzy i pół roku z życia publicznego – co nie da się ukryć, było pośmiertnym sukcesem Niewiadomskiego (jego cel został zrealizowany).
Czytelnicy pracy Pleskota wydanej przez Demart znajdą w niej również historie: walki Polaków o niepodległość Polski podczas I wojny światowej, rywalizacji obozu Dmowskiego z obozem Piłsudskiego, rewolucji bolszewickiej, wsparcia Piłsudskiego po odzyskaniu niepodległości dla ekstremistów lewicowych, międzynarodowej sytuacji politycznej oraz gospodarczej po I wojnie światowej, wyniszczenia ziem polskich po I wojnie światowej, wyników pierwszych wyborów i poparcia dla poszczególnych sił politycznych po odzyskaniu niepodległości, masowego poparcia Polaków dla endecji (2/3 Polaków, którzy stanowili ok. 60 proc. obywateli II RP, popierało narodowców), zmian rządów w II RP, wyboru na prezydenta Narutowicza, niezadowolenia społecznego z tego wyboru, walki nacjonalistów z socjalistami, atmosfery i wydarzeń przed i po zamachu, dyskusji prasowej po zamachu.
Praca Patryka Pleskota "Niewiadomski – zabić prezydenta" zawiera wiele ciekawych cytatów z pism i wypowiedzi przeciwników, zwolenników zabójcy oraz samego Niewiadomskiego. Szczególnie urocze są wiersze potępiające Niewiadomskiego autorstwa poetów, którzy po II wojnie światowej zostali pieszczoszkami stalinowskiej "Polski". Ogromną wartość mają opisy i ilustracje dokumentujące niezwykle wartościowe dokonania Niewiadomskiego w malarstwie, grafice, freskach i historii sztuki. Wielu zainteresuje też ostatni rozdział opisujący współczesną popularność Niewiadomskiego (w środowiskach Narodowego Odrodzenia Polski, Obozu Narodowo-Radykalnego, portalu Nacjonalista).
Jan Bodakowski