Zdrowie i inne porady
Nasze zdrowie i inne porady.
Poniższy tekst pochodzi z krótkiego wywiadu z Simo Hayha – najlepszym strzelcem wyborowym w historii.
" ...Dyscyplina, spryt i wytrzymałość są tu najważniejszymi cechami.
Zadaj sobie takie pytania – Czy masz gorący temperament? Czy gniewasz się szybko? Złość powoduje impuls do przyspieszenia uderzeń serca, lub wręcz drżenia rąk, może spowodować nieostrożne lub nieracjonalne zachowania, z których wszystkie są złe. Lubisz polować? Lubisz polować sam? Czy kiedykolwiek spędziłeś (lub spędziłaś) cały tydzień w spokoju? Bez telewizji, telefonu, przyjaciół, rodziny, gdzie nie ma nic? Czy kiedykolwiek obozowałeś sam? Na odludziu, gdzie nikogo nie ma? Czy istnieje różnica stanu psychicznego w pierwszym dniu i ostatnim takiej wyprawy? Dlaczego tyle pytań? Pytanie to pobudzenie do myślenia i planowania. Możesz porzucić misję bez strzelania, bo grozi »pudłem«, mimo kilkudniowych podchodów? Szansa na strzał może trwać tylko trzy sekundy. Marzenie, żartowanie, nieuwaga lub bezmyślność spowoduje utratę możliwości tych wyżej wymienionych trzech sekund.
O ile polowanie na sarenkę czy niedźwiadka niesie jakieś drobne ryzyko uszczerbku na zdrowiu, na polu walki snajper sam może być odstrzelony, jeśli nie będzie wystarczająco przebiegły i ostrożny. Co oznacza słowo "przebiegły"? Dla snajpera to jest wszystko, a to wpływa na wszystko, co on robi. Snajper musi zdecydować, gdzie się ustawić, jak się tam dostać, jak wyjść, co zabrać ze sobą, jak się zakamuflować, gdzie umieścić alternatywny sprzęt, i co zrobić, jeśli coś złego się stanie. Musi być w stanie myśleć przez całą sesję, od początku do końca, i ustawić ją w sposób, który przyniesie efekty, czyli dobrze zaplanować. Tak jak szpieg musi być najbardziej »niepozorny«, tak snajper musi być »niewidzialny«, czyli umiejętnie maskować swoją kryjówkę.
No i spostrzegawczość, by nie stać się samemu trofeum. Wyrastające w ciągu »chwili« w oddali kępki trawy czy krzaczków to zły znak. Spostrzeżenie takich »nadprzyrodzonych« zjawisk może ocalić życie, bo ta niepozorna dodatkowa kępka trawy czy listków to ukryty snajper.
Każdy, kto oglądał działania snajperów w telewizji, zobaczył setki sposobów, aby to zrobić. Najczęściej są to pokazane metody z wieloma błędami, lub wręcz bezmyślne i skazane na niepowodzenie.
Celność jest ostatnim elementem. Trening idący w wiele tysięcy sztuk amunicji..."
Z tego karabinu porucznik Rob Furlong z Princess Patricia's Canadian Light Infantry (PPCLI) zastrzelił taliba z odległości 2,430 metrów.
Witold Jasek, komendant ZS Strzelec
kontakt: vitowitold@@hotmail.com
Fot. Sylwia Bobryk http://www.sylwiabobryk.com/
Dla każdego właściciela jakiegokolwiek biznesu jest rzeczą oczywistą, że aby jako tako prosperować, musi trafić w potrzeby swoich klientów. W wielu wypadkach nie jest to jednak takie proste. Istnieją całe szkoły uczące, jak rozpoznać potencjalnych odbiorców swoich produktów czy serwisu. Mało tego, wśród odbiorców tych samych produktów czy serwisu trzeba jeszcze wyróżnić podgrupy klientów dysponujących mniejszym lub większym budżetem, przyzwyczajeniami oraz różniących się jeszcze wieloma innymi czynnikami.
Ponieważ jest to tekst poświęcony fotografii, posłużę się przykładem z tej dziedziny, a konkretnie z dziedziny fotografii ślubnej i portretowej. Wiadomo, że ktoś zajmujący się fotografią ślubną musi szukać klientów wśród potencjalnych nowożeńców. Ale gdy chce osiągnąć sukces, łatwiej mu będzie obracać się w środowisku kulturowym zbliżonym do tego, które zna. Co nie znaczy, że nie można przekraczać barier kulturowych, jednak trafienie w estetykę innej kultury jest zawsze dużo trudniejsze.
Dalszym, równie trudnym zadaniem będzie określenie możliwości finansowych przyszłych klientów, a tym samym ustawienie siebie w pewnym obszarze cenowym. Wielu fotografów zaczyna od niskich cen, co z góry określa ich klientelę, licząc na to, że w miarę upływu czasu uda im się bezboleśnie przeskoczyć na wyższy poziom. Niestety, jak pokazuje doświadczenie, jest to niezwykle trudne i praktycznie rzecz biorąc, zmiana klienteli równa się otwarciu nowego biznesu.
Piszę o tym wszystkim dlatego, aby uświadomić wszystkim uprawiającym jakąkolwiek działalność artystyczną, w tym przypadku amatorską (zawodowcy dobrze o tym wiedzą), że jedną z najtrudniejszych decyzji jest określenie, do kogo nasze dzieła adresujemy. Może to być wyłącznie rodzina, może to być krąg bliższych i dalszych znajomych. Mogą to być osoby zupełnie obce, znające się mniej lub bardziej na fotografii, a na których opinii jakoś nam zależy. Mogą to być potencjalni klienci na tzw. "art show", którym chcemy nasze dzieła sprzedać, i wreszcie właściciele galerii, o których reprezentację się staramy.
Wszyscy ci adresaci będą oceniali zdjęcia wg różnych kryteriów i na pewno to co zachwyci mamę słodkiego bobaska z sąsiedztwa, może nie zyskać uznania w oczach właściciela galerii (chociaż nic nie wiadomo). Jest to oczywiście przykład skrajny, ale dość dobrze ilustrujący przesłanie tego artykułu, który ma za zadanie rozwianie paru mitów.
Pierwszy to taki, że wszystkim podoba się to samo. Nawet wśród adresatów tak popularnego tematu jak krajobraz jest całe mnóstwo rozmaitych gustów. Przeciętnego odbiorcę zachwyci ostre kolorowe zdjęcie łatwo rozpoznawalnego motywu, natomiast ten sam krajobraz po przetworzeniu w stronę abstrakcji znajdzie już mniej zwolenników.
Pół biedy, jeśli fotograf tworzy dla siebie, gorzej, jeśli chce swoje dzieło sprzedać np. na art show. Musi wtedy wstrzelić się w gust potencjalnego klienta, często wbrew sobie.
Znany amerykański fotograf i autor Alan Broit pisze w jednej ze swych książek "Marketing Fine Art Photography", że motywy zdjęć, które chcemy sprzedać, muszą być estetycznie atrakcyjne, ale nie zbyt, jak się wyraził, "artsi".
W ocenie zdjęć wielką rolę odgrywają też zmiany kanonów estetycznych w czasie. To, co zachwycało i zaskakiwało wczoraj, już dzisiaj takie atrakcyjne nie jest. Stąd też należy unieważnić następny mit, który zachęca do bezrefleksyjnego kopiowania dawnych mistrzów. Jest to oczywiście cenne ze względów czysto szkoleniowych, natomiast może się okazać, że to, co było kiedyś świeżym spojrzeniem, dzisiaj jest już banałem.
A skoro o banale mowa, to trzeba wspomnieć o zasadzie, że im dany temat jest bardziej znany, tym trudniej jest przedstawić go w sposób oryginalny. Dlatego też warto jest poświęcić czas na przemyślenie, jak pokazać coś, co każdy widział już dziesiątki razy, lub znaleźć temat mniej wyeksploatowany.
Wspomniałem wyżej o pewnym estetycznym kanonie zmieniającym się w czasie. Jeśli chcemy, aby nasze zdjęcia zostały życzliwie przyjęte przez jak najszersze grono odbiorców, warto poznać współczesny estetyczny kanon. Dlatego zachęcam do odwiedzania jak największej liczby galerii internetowych, ale również jak ktoś ma możliwości, tych realnych. Nie tylko fotograficznych, ale prezentujących ogólnie sztuki wizualne.
Kiedy mówię o "odbiorcy", nie mam na myśli wyłącznie odbiorcy komercyjnego. Odbiorcą może być np. własna rodzina. Ponieważ każdemu jest miło, gdy jego praca spotyka się z życzliwym przyjęciem, dlatego warto tego odbiorcę poznać. Co nie znaczy, że zawsze trzeba robić coś pod jego gust. Można grać, jak to się mówi, na kilku fortepianach. Z wakacji możemy przywieźć zarówno zdjęcia tzw. pamiątkowe, jak i bardziej ambitne. Aby były poprawnie skomponowane. Czasem poprawnie skomponowane rodzinne zdjęcie jest więcej warte niż takie, które nieudolnie sili się na artystyczne.
Trzeba być też przygotowanym na krytykę naszych dokonań. Jeśli jest to krytyka życzliwa, która pozwoli na poprawę naszych zdjęć, warto się jej przysłuchać. Przy czym osoba krytykująca wcale nie musi być ekspertem fotograficznym. Wystarczy, że zwróci uwagę na niektóre aspekty estetyczne, często wyczuwając je intuicyjnie. Jestem często świadkiem oceny zdjęć na konkursach klubowych, przez było nie było ekspertów fotografii. Owszem, potrafią wykazać błędy techniczne czy czysto formalne, ale zdarza się czasem, że mają niewiele do powiedzenia gdy idzie o przekaz danego zdjęcia. Zwyczajnie brakuje im pewnej ogólnej erudycji.
W związku z tym ważna jest też nasza reakcja na krytykę. Na pewno nie może ona być w rodzaju ; "a co ty tam wiesz, nie zrobiłeś w życiu żadnego zdjęcia...". Może i nie zrobił, ale może świetnie wyczuć jego klimat i opowiedzieć o swoich odczuciach.
Podsumowując – nie każdemu muszą się nasze zdjęcia podobać i nie należy z tego powodu rozdzierać szat. Jeśli są wykonane poprawnie oraz zgodnie z naszymi odczuciami, nie powinniśmy się ich wstydzić, choćby to były nawet rodzinne zdjęcia z wakacji.
Wojciech Porowski
Europejska Federacja Spadochroniarzy (UEP) powołana została 21 marca 1990 r. po ogłoszeniu w Dzienniku Ustaw Republiki Francuskiej, ze statutem wzorowanym na prawie francuskim. Językiem urzędowym w federacji jest język francuski i angielski.
Inicjatorami powołania federacji były narodowe związki spadochroniarzy: Francji, Belgii, Niemiec i Włoch. UEP jest federacją zrzeszającą aktualnie narodowe związki spadochroniarzy dziesięciu państw: Niemiec, Belgii, Cypru, Hiszpanii, Francji, Grecji, Węgier, Włoch, Polski i Portugalii. Obserwatorem jest narodowy związek spadochroniarzy Austrii. Siedzibą Sekretariatu Federacji jest Tuluza we Francji. W ramach federacji narodowe związki spadochroniarzy zachowują swoją samodzielność narodową i apolityczność. Członkami są byli i aktualni żołnierze wywodzący się z jednostek spadochronowych i specjalnych i w większości umocowani są w strukturach wojskowych lub policyjnych (np. Węgrzy). Natomiast członkami Związku Polskich Spadochroniarzy mogą być również osoby cywilne z innych stowarzyszeń oraz aeroklubów, które wcześniej wykonywały skoki spadochronowe.
UEP swą międzynarodową działalność skupia na wymianie doświadczeń i formułowaniu wniosków i postulatów dotyczących użycia i rozwoju wojsk spadochronowych i specjalnych, ich rozpowszechniania w instytucjach własnego kraju, a także pomiędzy członkami federacji. Zasadniczymi przedsięwzięciami w skali roku są Międzynarodowe Mistrzostwa Spadochronowe UEP w skokach na celność lądowania oraz coroczny Kongres UEP. Ponadto członkowie UEP spotykają się z okazji ważniejszych wydarzeń narodowych i spadochronowych upamiętniających udział jednostek spadochronowych w operacjach bojowych i pokojowych (capstrzyki, festyny, pokazy, zawody spadochronowe), zapraszając do udziału innych członków federacji oraz sąsiadów - uczestnictwo jest dobrowolne.
Pierwsze kontakty Związku Polskich Spadochroniarzy (ZPS) z UEP zostały nawiązane w 1998 r. Na III Krajowy Zjazd ZPS (maj 1999 r.) zaproszono sekretarza generalnego UEP płk. (r.) Michela Reeba i wiceprezesa Związku Niemieckich Spadochroniarzy płk. (r.) Heinza Blissa. Wynikiem pobytu i dokonanych uzgodnień było zaproszenie na IX Kongres UEP na Cypr i 27 października 1999 r. ZPS został przyjęty do UEP. Do chwili obecnej odbyło się dwadzieścia kongresów, w tym XI organizowany przez ZPS w 2001 r. w Krakowie oraz dziewięć Międzynarodowych Mistrzostw Spadochronowych UEP. ZPS aktywnie uczestniczy w działalności federacyjnej i sportowej, dzieląc się osiągnięciami naszych jednostek powietrznodesantowych, desantowo-szturmowych i specjalnych w operacjach pokojowych organizacji międzynarodowych. Do liczących się należą również osiągnięcia reprezentacji spadochronowej Związku. Uczestniczyła w ośmiu mistrzostwach UEP, w których to czterokrotnie zespoły zajmowały indywidualnie i zespołowo pierwsze miejsca - ostatnio w 2008 r. w Belgii. W 2011 roku Związek Polskich Spadochroniarzy był gospodarzem IX Międzynarodowych Mistrzostw Spadochronowych UEP - zorganizowanych w lipcu w Rzeszowie, oraz XXI Kongresu UEP odbytego w dniach od 28 września do 2 października 2011 r. w Krakowie.
Witold Jasek, komendant ZS Strzelec
kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Finowie – naród zaledwie kilkumilionowy – mają historię walk o niepodległość bardzo zbliżoną do historii walk o niepodległość Polaków.
Odzyskując wolność spod okupacji Rosji carskiej pod koniec 1917 roku, nowo powstałe państwo borykało się z wieloma problemami, w tym zapewnieniem siłom zbrojnym odpowiedniego "atutu". Bez przemysłu zbrojeniowego mogącego zapewnić karabiny dla armii natychmiast, Finowie znaleźli proste rozwiązanie – używając jako wyposażenia podstawowego zakupionych od Rosji karabinów Mosin-Nagant.
Prosty plan okazał się planem bardzo praktycznym i dalekowzrocznym, a udowodniła to wojna zimowa, czyli atak Związku Sowieckiego na Finlandię na przełomie lat 1939–1940. Oddziały sowieckie wbijające się klinem w tereny Finlandii, były odcinane od głównych wojsk przez szybkie patrole dzielnych Finów na nartach – tracąc żołnierzy, sprzęt i amunicję.
Mosin-Nagant okazał się być karabinem idealnym dla wojska na nartach. Finowie produkowali go w różnych wersjach, z reguły skracając lufę i modyfikując celowniki.
Wykorzystując sowiecką broń i amunicję, rzeźbę terenu Finlandii, ciężkie zimowe warunki atmosferyczne, krótkie, kilkugodzinne zaledwie światło dzienne, umiejętność szybkiego przemieszczania się na nartach i przede wszystkim wiarę w zwycięstwo – dzielni Finowie nie zostali pokonani przez dziesięciokrotnie liczniejsze wojska sowieckie.
To właśnie podczas tej wojny narodziły się gwiazdy snajperskie: Simo Hayha z 705 zastrzelonymi Sowietami czy drugi w kolejności strzelec wyborowy pod względem liczby trafień, Sulo Kolkka, który zastrzelił ponad 400 żołnierzy sowieckich, korzystając z takiej samej broni jak Simo Hayha, używając tylko mechanicznych przyrządów celowniczych.
Następnych 200 Rosjan zastrzelił on z pistoletu maszynowego. Można tylko pochylić głowy nad bohaterami narodu fińskiego, narodu, który walczył z tym samym co my wrogiem, którym był Związek Socjalistycznych Republik Sowieckich.
Witold Jasek
Komendant ZS Strzelec
kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Na zdjęciu strzelcy wyborowi na nartach z karabinami Mosin-Nagant. W pierwszym planie Simo Hayha – najlepszy strzelec wyborowy w historii, mający na swoim koncie 705 zastrzelonych i potwierdzonych Sowietów.
Czas płynie na niekorzyść wrogów Polski. Następuje stopniowe przebudzenie różnych warstw społecznych. Nie tylko młodzieży, o której najczęściej jest mowa, ale górników, stoczniowców czy choćby rolników, którzy mimo że śp. Andrzej Lepper nie jest już na ziemskim padole, przypomnieli sobie bardzo skuteczne lepperowskie metody protestu, czyli blokady dróg sprzętem rolniczym.
Władza działająca przeciwko interesom narodu, lekceważąca ten naród i kpiąca z jego wartości przy każdej możliwej okoliczności, nie zasługuje na nic innego, jak na coraz bardziej radykalne kontrdziałania.
W kwestii militarnej, służb specjalnych, w tym wywiadu i kontrwywiadu, policji, czy nawet straży miejskiej będą... a jakże – równie radykalne działania. Wspomniane służby, jak sama nazwa wskazuje, mają służyć. Służyć Polakom i Polsce. Komu służą dzisiaj – nie warto rozwijać tematu, lepiej patrzeć do przodu, by nie stracić z oczu celu.
W większości przypadków w służbach mundurowych pracują po prostu najemnicy wykonujący często antypolskie manewry, jak choćby te na Marszu Niepodległości. Najemnicy ci nie noszą w sercu dobra i szacunku dla rodaków. Wykonują swoją pracę (rozkazy) bardzo sumiennie, przynosząc Polakom straty moralne i fizyczne. Dlatego właśnie jest to jedna z przyczyn, że Polska nie jest Polską. W wojsku, policji i w szeregu innych służb powinien być skoncentrowany element najbardziej patriotyczny.
Gen. bryg. Sławomir Petelicki mówił otwarcie o wprowadzeniu młodych ludzi ze środowiska najbardziej patriotycznego i wspaniale zorganizowanego oraz, co też ważne, z... jajami, ze środowiska "kibolskiego" do wojsk desantowych i innych oddziałów specjalnych. Świeć Panie nad duszą Generała.
To właśnie "zaplute karły reakcji" muszą bezwzględnie kontrolować to, co w bezpieczeństwie państwa najważniejsze. Niech się wtedy ktokolwiek odważy prowadzić działania na szkodę Polski, ot, choćby sprowadzić zamaskowanych terrorystów antify z Niemiec. Lekarze mordujący pacjentów i domagający się łapówek, banki nieuczciwie łupiące emerytów... nie ma problemu. Metody są – na kryminalistów tak jak na zdrajców – jedna miara. I niech nikt nie mówi, że działania są/będą zbyt drakońskie. W tym temacie nie ma zmiłuj się. Kto zezwala i pozwala, ten to promuje. Koniec promocji zła. Żadnej grubej kreski, wyłącznie gruba rura i rozliczenie z każdej wyrządzonej krzywdy, w szczególności wśród tej najsłabszej części społeczeństwa.
Uzbrojenie-dozbrojenie-szkolenie (po sprawdzeniu i prześwietleniu każdego indywidualnie) środowisk cywilnych działających narodowo-patriotycznie, np. ZSR, Rajd Katyński, Młodzież Wszechpolska, ONR czy setki innych, stowarzyszeń i organizacji. Witamy na Marszu Niepodległości! Na ramię broń!!! Marsz pod pomnik Piłsudskiego z bronią na ramieniu, OSTRA amunicja za pasem, to jest to, co Marszałka ucieszy na pewno. Przeciwnicy Niepodległości nosa nie wychylą.
Witold Jasek
komendant ZS Strzelec
kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Jan: "Mam 53 lata. Jestem rzeźbiarzem. Gdy miałem 19 lat, dowiedziałem się, że jestem adoptowany. Gdy odnalazłem swą biologiczną matkę, powiedziała mi, że chciała mnie usunąć, ale ponieważ była to ciąża bliźniacza, o czym nikt wtedy nie wiedział, pozbyli się tylko jednego dziecka. I tak urodziłem się przez pomyłkę. Zaraz po porodzie matka i tak mnie porzuciła. Zaopiekował się mną ojciec, ale potem się ożenił i oddał mnie do adopcji. W młodości dużo przeżyłem, piłem, handlowałem narkotykami. Obecnie jestem trzeźwym alkoholikiem. Dziś wszyscy mi mówią, że jestem świetnym artystą, a ja mam wewnętrzne uczucie, że moja praca jest nic niewarta. Czasem mam wrażenie, że mój brat bliźniak miał więcej szczęścia niż ja, bo przecież byłoby lepiej, gdybym się nie urodził. Żyję jakby na kredyt, bo tak naprawdę nikt mnie nie chciał. Jestem bardzo nieszczęśliwy. Jak długo to jeszcze potrwa?"
Gosia: "Dowiedziałam się od siostry, że przyszłam na świat przez przypadek. Różnica wieku między mną a rodzeństwem wynosi 18 i 12 lat, a ja – jestem przypadkiem, bo mama wcześniej kilka razy usuwała ciąże. Jestem wpadką i też miałam być usunięta, tylko było już za późno. (...) Nienawidzę siebie, wiem, że jestem niepotrzebna, nikomu na mnie nie zależy i nie ma różnicy, czy jestem, czy mnie nie ma. Po tym, co usłyszałam o mojej mamie, nie mogę na nią patrzeć ani z nią rozmawiać. Nie mogę się uczyć. W zeszłym roku próbowałam popełnić samobójstwo, ale niestety mnie odratowali. (...) Nie jestem w stanie tak dłużej żyć..."
Karol, lat 18: "Dwa lata temu, podczas 3. urodzin mojego brata byłem świadkiem opowieści mojej matki. Powiedziała wtedy mniej więcej tak: »Na szczęście mogłam skorzystać ze specjalistycznych badań i kiedy okazało się, że dziecko jest zdrowe, zdecydowałam, że je urodzę«. Ta opowieść była dla mnie wstrząsem. Nigdy nie podejrzewałem matki o to, że mój ukochany brat mógłby się nie urodzić, gdyby badania prenatalne wypadły niepomyślnie. Coś we mnie pękło. Od tamtego czasu trudno mi kochać matkę, bo ciągle nachodzą mnie myśli, że mnie też by nie urodziła, gdyby okazało się, że jestem na coś chory. Modlę się, żeby przestać się zadręczać tymi myślami, ale nie mogę. Potrzebuję pomocy..."
Każdej osobie na świecie jak powietrze potrzebna jest pewność, że jest kimś ważnym i bezwarunkowo kochanym przez najbliższych. Wiadomość, że najdroższa matka usunęłaby mnie ze swej drogi, gdybym pojawił się w nieodpowiednim dla niej czasie, jest straszna i porażająca. I właśnie nieumiejętność poradzenia sobie ze świadomością, że na skutek aborcji (także in vitro, kiedy wyrzuca się niepotrzebne zarodki) nie żyje mój brat lub siostra, że mnie też miało/mogło nie być, czy nawet z samą tylko wiedzą, że rodzice w jakiejś sytuacji nie wykluczali aborcji, psychologowie nazywają syndromem ocaleńca (Post Abortion Survivor Syndrome – PASS).
Może też on pojawić się u osób, które od swoich rodziców usłyszały: "lepiej, żebyś się w ogóle nie urodził", "żałuję, że ciebie urodziłam", "wolałbym nowy samochód niż ciebie", "gdybym wcześniej wiedziała, że jestem w ciąży..." itp. oraz u tych, które rodząc się, zawiodły oczekiwania swoich rodziców, gdyż np. są dotknięte niepełnosprawnością czy są innej płci niż chcieli rodzice.
Przyczyn tego syndromu jest wiele. Badania pokazują, że między matką a dzieckiem w jej łonie zachodzi większa łączność psychiczna niż dotychczas sądzono. Nienarodzony człowiek rejestruje i zapamiętuje uczucia oraz wrogość, które pochodzą od jego matki. To, czego wtedy doświadcza, zostaje wyparte do podświadomości i ma później wpływ na całe jego życie. Inną i chyba najbardziej poważną przyczyną PASS, jest syndrom postaborcyjny u matki. Kobiety wtedy albo czują wstręt, niechęć i odrzucają żyjące dzieci, albo stają się lękowo nadopiekuńcze, panicznie bojąc się je utracić.
Dziecko, które w jakiś sposób przeżyło aborcję, bardzo cierpi fizycznie i psychicznie. Głównym tego objawem jest świadomość: "mogłem nie istnieć". Ocaleńcy przeżywają bardzo głęboki konflikt, sięgający aż do instynktu życia. Sprowadza się on do pytania: żyć czy nie żyć? To rzutuje na całe ich życie, uniemożliwia im prawidłowy rozwój i jest powodem podejmowanych prób samobójczych. Osoby te mają obsesyjne poczucie winy za to, że istnieją.
Osoby z syndromem PASS odczuwają także:
– nieufność wobec rodziców i samego siebie,
– wszechogarniający niepokój,
– przekonanie o zagrażającej zagładzie,
– wrażenie, że ktoś inny powinien być na ich miejscu,
– poczucie bezwartościowości swojego życia,
– chroniczne niezadowolenie,
– nieumiejętność nawiązywania relacji międzyludzkich,
– brak umiejętności kierowania samym sobą,
– apatię i zniechęcenie,
– w przypadku kobiet niechęć do samej siebie i do własnego ciała (stąd anoreksja i bulimia),
– w przypadku mężczyzn agresję, zaburzenia seksualne, cynizm.
Osoby te najczęściej nie wiedzą, jakie są prawdziwe przyczyny tego, co się z nimi dzieje. Nie mogąc odkryć prawdy, próbują sobie jakoś z tym wszystkim poradzić. Nikomu nie ufają, uciekają w używki, uzależnienia, używają przemocy, częściej maltretują swoje dzieci. Dlatego tak ważne jest, aby każde dziecko, chciane czy niechciane, planowane czy nie, było przez najbliższych przyjęte i powitane.
Osobą ocaloną jest się przez całe życie. Można być zniewolonym i zniszczonym albo świadomym swoich zranień, lecz wolnym i uzdrowionym. W Kanadzie prekursorem w dziedzinie pomocy osobom dotkniętym PAS i PASS jest psychiatra – dr Philip G. Ney.
B. Drozd – psycholog
Mississauga
W programie "Pierce Morgan Tonight" podczas poniedziałkowej edycji programu pojawił się słynny komentator radiowy i twórca filmowy Alex Jones.
Przedmiotem dyskusji Jones-Morgan miała być petycja domagająca się deportacji Morgana Pierce'a do Wielkiej Brytanii. Dlaczego deportacja popularnego komentatora CNN? Powodem jest postawa Pierce'a, który promuje rozbrojenie Amerykanów. Jak powiedział Alex Jones, "...jeśli ktokolwiek spróbuje odebrać broń Amerykanom, grozi to powtórką rewolucji, jaka miała miejsce w 1776 roku".
Jones wskazał też na to, że Wielka Brytania jest statystycznie przestępczą stolicą Europy, gdzie podpalane są całe domy i ulice, liczba morderstw jest najwyższa w Europie, wszystko to w kraju, gdzie nie wolno posiadać broni.
Gość programu sugerował też, by Pierce Morgan powrócił jak najprędzej do Wielkiej Brytanii, jeśli nie chce zaakceptować wartości, które wyzwoliły Amerykanów spod tyranii i dały szanse rozwoju Ameryce. Cały materiał dostępny na YouTube, wystarczy wystukać: Alex Jones Pierce Morgan.
Witold Jasek
Komendant ZS Strzelec
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Przeszłość, która zatruwa naszą teraźniejszość
Napisane przez B. DrozdBłagam o poradę, bo w moim małżeństwie przeżywam coś, czego po prostu nie mogę dłużej znieść. Chce mi się uciekać od tego, co się dzieje. Pobraliśmy się z żoną jeszcze jako studenci. Byliśmy młodzi, zakochani, mieliśmy wielkie plany i nadzieję na emigrację. Gdy wszystko było już gotowe do wyjazdu, okazało się, że żona jest w ciąży. Podjęliśmy wspólnie trudną decyzję. Ona naprawdę nie mogła wtedy urodzić tego dziecka, bo pokrzyżowałoby to nam cały plan. I tak 20 lat temu przyjechaliśmy tutaj. Życie jakoś nam się poukładało, mamy 13-letniego syna, pracę, dom. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że od mniej więcej kilku lat coś złego dzieje się z moją żoną. Jak nakrywa do stołu, zawsze ustawia talerze dla czterech osób. Ten czwarty to – jak mówi – dla "naszej córki", którą nazwała Iza. Płacze, ma dziwne nastroje i co jakiś czas zadaje pytania typu: "Jak myślisz, jakie Iza ma włosy? Czy jest podobna do ciebie, czy do mnie?" itp. W dzień, kiedy to dziecko miało się urodzić, chodzi po sklepach i wybiera prezenty urodzinowe (!). Moje życie z żoną jest straszne. Przestała mnie szanować, zachowuje się, jakbym był kimś najgorszym w jej życiu. Zaczynamy mieć też poważne problemy z synem. Ja już dłużej tego nie wytrzymam. Myślę, że żona potrzebuje pomocy. (...) Co ja mam z tym wszystkim zrobić? Jarosław M.
Normalną reakcją dla nas wszystkich jest to, że zaraz po stracie bliskiego dla nas człowieka, a czasem nawet ważnej rzeczy, odczuwamy ból, czyli przeżywamy żałobę. Nie można jej dobrze zakończyć i wrócić do normalnego życia, bez zmierzenia się z własnym cierpieniem i smutkiem. Jeśli uciekamy od bólu, negujemy stratę, udajemy, że nic się nie stało, to oszukujemy samych siebie. Skutki takiego postępowania w późniejszym życiu okazują się katastrofalne. Nagle "znikąd" pojawiają się problemy zdrowotne, depresja, poczucie winy, choroby psychiczne.
Dokładnie w ten sam sposób reagują kobiety, które przerwały ciążę. Możliwe są ich dwie reakcje:
1. rozpacz – Około 30 proc. kobiet, przez rok od śmierci dziecka przeżywa świadomą rozpacz. Odczuwają one bolesną stratę, pustkę, poczucie winy. Bardzo często przeżywają ogromne pragnienie wynagrodzenia popełnionego zła. To one często angażują się w ruchy pro-life, przyznają się do tego, że zrobiły coś, czego strasznie żałują. Robią to po to, aby przestrzec inne kobiety przed popełnieniem tego samego czynu. Ratując życie innych dzieci, same odczuwają ogromną ulgę.
2. odsunięcie bólu fizycznego i psychicznego na dalszy plan – Większość kobiet niestety udaje, że nic się tak naprawdę nie stało. Mówią np. "usunęłam i nie ma problemu", "to nie był dla mnie jeszcze człowiek". Nie dochodzi u nich do rozładowania emocji, które to, zepchnięte do podświadomości, sterują ich działaniem. To te kobiety najczęściej stają się tzw. apostołkami przerywania ciąży. Aktywnie przekonują inne kobiety, że mają do niej prawo, walczą o legalizację, zaprzeczają jakimkolwiek konsekwencjom. Działa w nich prosty mechanizm psychologiczny, tzw. dowód słuszności społecznej. Jest to zasada, według której człowiek, jeśli nie wie, czy postąpił dobrze, patrzy, ile osób zachowuje się w ten sam sposób. Im więcej, tym bardziej upewnia się, że zachował się poprawnie. W ten sposób kobiety te podświadomie odczuwają ulgę, widząc, że inni robią to samo co one. Niestety, gwałtowne przerwanie przemian zachodzących w organizmie matki od momentu poczęcia zawsze ma swoje skutki. Oprócz konsekwencji fizycznych (niepłodność, nowotwory, infekcje), w ich życiu prędzej czy później pojawia się zaburzenie, które nosi nazwę syndromu postaborcyjnego (PAS). Zaczyna się on kilka lub kilkanaście lat po zabiegu, najczęściej w okresie klimakterium. Może go wywołać wszystko: samotność, niemożność zajścia w upragnioną ciążę, widok małego dziecka, urodzenie następnego dziecka, sny, daty, wspomnienia (kolor, zapach) itd. Nie zależy on od światopoglądu, wyznania, wrażliwości moralnej kobiety. Obserwuje się go na całym świecie od Ameryki po Japonię.
Niektóre objawy PAS to:
– nieufność i wycofywanie się z relacji z ludźmi, niezdolność przeżywania miłości i czułości
– nawracające, uporczywe wspomnienia dotyczące zabiegu – sny, złudzenia i halucynacje, które dotyczą utraconego dziecka lub sprawiają, że kobieta ma wrażenie powtórnego przeżywania aborcji
– reakcje rocznicowe, czyli głęboki żal i depresja przy kolejnych rocznicach aborcji lub terminu spodziewanego porodu utraconego dziecka
– trudności w zasypianiu i śnie
– drażliwość, wybuchy złości, trudności w skupieniu uwagi
– depresja, myśli samobójcze, poczucie bezsilności i beznadziejności
– poczucie winy, poniżanie siebie, niezdolność do wybaczenia sobie
– nadużywanie środków zmieniających nastrój, np. alkoholu i środków uspokajających
– zaburzenia seksualne
– rozpad związku z ojcem dziecka
– zaburzenia łaknienia (bulimia, jadłowstręt)
– obrzydzenie do samej siebie
– złośliwość i cynizm
Syndrom PAS – podobnie jak inne zaburzenia psychiczne – wraca i o ile kobieta nie podda się terapii – powraca aż do śmierci.
Podsumowując, należy stwierdzić, że nie ma ani jednego przykładu, który mówiłby o zaletach usuwania ciąży. Przeciwnie, jest wiele badań (np. dr. Philipa & Marii Ney), które dowodzą szkodliwości tego zabiegu dla każdej dziedziny życia rodziny.
B. Drozd - psycholog
Tak, to zdjęcie rzeczywiście pokazuje to, co jest nielegalne w Kanadzie. I co z tego? Tłumiki, czyli silencers, nielegalne tutaj, są obowiązkowe na strzelnicach kilku krajów europejskich. Dlaczego więc pokazywać zdjęcie czegoś, co jest nielegalne? Użycie tego zdjęcia było specjalnie, ot, choćby po to, by wywołać "burzę mózgów". Burzę mózgów, by zakwestionować przepisy. Czy to prawo jest tak naprawdę dobre, czy złe? Być może jest to regulacja zupełnie bezsensowna? Powyższe pytania są zupełnie na miejscu i każdy zainteresowany tematem może sobie zadać takie pytanie lub zagadnąć polityków.
"Ale to jest nielegalne!", ktoś powie, "zdjęcie karabinu z tłumikiem... to coś nie na miejscu!". Kwestionowanie i dyskutowanie na temat pewnych przepisów jest wpisane w to, co nazywamy wolnością słowa. Nie bójmy się własnego cienia, bo żyjemy w kraju, który gwarantuje nam wolność słowa. Przywileje, których nie używamy, mogą być nam łatwo odebrane. Czy pamiętamy jeszcze o śmiesznej, ale i poważnej sprawie dziecka, które narysowało pistolet i którego ojciec został za to aresztowany, dzieci zabrane do pogotowia opiekuńczego, a dom przeszukany? W ten sposób człowiek, który kompletnie nic złego nie zrobił, został potraktowany jak bandyta, a osoby podejmujące przeciwko niemu działania z urzędu, czuły, że to, co wykonują, jest dobre i podyktowane dobrem ogółu społeczeństwa. Absurd może mieć różne kształty i nazwy. Może to być urzędnik, nauczyciel czy służbista w mundurku. Jeszcze do niedawna mieliśmy słynną rejestrację broni długiej. Oj, na pilnowaniu tej rejestracji to się wykarmiło niezłe stadko "pilnowaczy", kwoty wydawane na" toto" szły już w miliardach.
Powyższe zdjęcie może otworzyć bardzo interesującą dyskusję – zapraszam. E-mail jest zawsze podany na końcu tekstu.
Witold Jasek
Komendant ZS Strzelec
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Moja 16-letnia córka w czerwcu urodzi dziecko. Tak, ta mała dziewczynka, która jeszcze przed chwilą bawiła się lalkami, sama będzie matką. (...) Córka już jako 11-latka zaczęła się dość wyzywająco ubierać i malować. Próbowałam jej wielu rzeczy zabraniać, ale mąż uważał, że właśnie zakazany owoc lepiej smakuje i jeśli będę zbyt surowa, córka będzie się buntować. Wtedy też zaczęły się randki. Mąż uspokajał mnie i mówił, że to normalne, że teraz 12-latki umawiają się z chłopakami, ale to tylko takie dziecinne zabawy. Wierzyłam mu... Cały czas łudziłam się, że to jeszcze dziecko i to niemożliwe, żeby ona już z kimś sypiała. Wtedy też po raz pierwszy wzięłam córkę na rozmowę o seksie. Ona jednak nie chciała rozmawiać i przysięgła mi, że sama wszystko wie i nie potrzebuje moich, zacofanych rad. Teraz wiem, że na to było po prostu już za późno. Na razie ciąża nie jest widoczna, ale boję się myśleć, co będzie za miesiąc, dwa… Nie wiem, jak będzie wyglądało nasze życie, ale wiem, że to my popełniliśmy gdzieś błąd. Nie piszę tego wszystkiego po to, aby się wyżalić, ale po to, aby przestrzec wszystkich przed złymi decyzjami i błędami wychowawczymi, które my popełniliśmy… Iza, 42 lata
Żyjemy w kulturze przesyconej seksem i czy nam się to podoba, czy nie, nasze dzieci będą otrzymywały informacje na ten temat z wielu źródeł, i to od swych najmłodszych lat. W wychowaniu naszych pociech musimy brać to pod uwagę i dlatego za wszelką cenę starajmy się być ich pierwszymi nauczycielami. Badania pokazują, że wtedy, gdy rodzice są głównym, wartościowym i dobrym źródłem informacji na temat seksu, dzieci o wiele rzadziej podejmują przedwczesne współżycie seksualne.
Seks zawsze powinien być przedstawiany dziecku jako normalna, zdrowa, dobra, wartościowa część życia, ale której nigdy nie powinno się oddzielać od miłości, troski i oddania się sobie wzajemnie w małżeństwie. Powtarzajmy to dzieciom tak często jak się da!
Od kiedy zacząć edukację seksualną? Od najmłodszych lat. Mniejsze dzieci są na rodziców otwarte i chcą słuchać o wszystkim, co ich może spotkać w przyszłości. To pragnienie dzieci należy już wtedy wykorzystać. Wtedy to powinniśmy przekazać dziecku, że ciało jest cudownym darem Stwórcy, że wszystkie jego funkcje i części są dobre i normalne. To, czego dziecko wtedy uczymy, musi być dostosowane do jego wieku i pytań, które zadaje. Generalna zasada polega na tym, że na swoje drobne pytania dzieci powinny uzyskiwać drobne odpowiedzi, a na pytania dużej rangi, odpowiedzi szczere i wyczerpujące.
Gdy rozmawiamy z dzieckiem na ten temat po raz pierwszy, nie powinniśmy tego robić w sposób sztuczny i oficjalny. Wykorzystujmy raczej naturalne, nadarzające się ku temu okazje. Np. porozmawiajmy, jak zobaczymy kobietę w ciąży, obejrzymy bajkę, w której jest mama i maleństwo i dziecko pyta, skąd się wziął mały dzidziuś itp. Dzieci stawiają wiele pytań, na które zawsze, bez zakłopotania powinniśmy udzielać wcześniej przemyślanych odpowiedzi.
Dziecku trochę starszemu należy powiedzieć o Bożym celu dla seksu, jakim jest przekazywanie życia i okazywanie sobie miłości przez męża i żonę, o jego pięknie, a także o tym, że wielu ludzi wypaczyło zupełnie swoje życie seksualne, co jest powodem ich wielu życiowych tragedii (porzucone dzieci, rozwody, zdrady małżeńskie, uzależnienia, choroby itp.). Warto wszystko to, o czym mówimy, podpierać historiami osób, które znamy. Niestety, najprawdopodobniej nie uda nam się tego zrobić, jeśli sami nie jesteśmy dobrym przykładem do naśladowania i w ten sposób nie myślimy. Wtedy, zanim przekażemy dzieciom zdrowy pogląd na seks, musimy sami w swoim życiu intymnym dokonać pewnych zmian.
Ucząc dzieci, powinniśmy używać odpowiedniego języka, który przekaże im szacunek dla seksu i małżeństwa. Uczmy właściwych nazw, aby dzieci wiedziały, co one oznaczają. Jeśli chcemy, aby dzieci myślały, że seks jest cudownym wyrazem miłości małżeńskiej, a nie czymś tanim i wulgarnym, to mówiąc o nim, nie wolno nam używać slangu i przekleństw! Powiedzmy dziecku, że jeśli słyszy kogoś mówiącego o seksie w sposób wulgarny po to, aby kogoś poniżyć, to pokazuje, że uważa seks za coś godnego pogardy. Należy przestrzec dziecko przed umawianiem się z osobami, które z jednej strony mówią, że seks jest fantastyczny, a z drugiej używają wulgarnego języka seksualnego. Poślubienie takiego człowieka, gwarantuje traktowanie współmałżonka bez szacunku przy współżyciu!
W miarę jak dziecko dorasta, powinniśmy nauczyć go patrzenia w przyszłość, myślenia nie tylko o chwili przyjemności, ale też o możliwych konsekwencjach tego, co powie i zrobi. Z takim dzieckiem zawsze powinno się rozmawiać o seksie w kontekście wartości. Powiedzmy, że każdy człowiek ma wielką godność, powinien być traktowany z szacunkiem i nie wolno go wykorzystywać dla własnej przyjemności. Pokażmy wartość czekania i cierpliwości. Na wszystko w życiu jest właściwy czas i miejsce, a miejscem na intymność seksualną jest łoże małżeńskie.
Jeśli nasze dzieci posłuchają nas i będą zawierały związki małżeńskie, będąc wolnymi od poczucia winy, problemów emocjonalnych, dawnych seksualnych doświadczeń, do których będą porównywały męża/żonę, to w pełni zjednoczą się z partnerem na całe życie. I to jest właśnie jedyny sposób doświadczania w naszym życiu maksymalnej przyjemności.
B. Drozd - psycholog