Zdrowie i inne porady
Nasze zdrowie i inne porady.
Broń pneumatyczna jest bronią, w której siłę napędową pocisk uzyskuje dzięki energii sprężonego gazu-powietrza lub dwutlenku węgla.
Sprężony pod wysokim ciśnieniem gaz przekazuje swoją energię pociskowi. Najbardziej znaną bronią pneumatyczną są wiatrówki, ASG lub kusze pneumatyczne.
Ten rodzaj broni wziął swój początek prawdopodobnie w krajach Skandynawii. Najstarszy egzemplarz broni pneumatycznej pochodzi z około 1580 r. i znajduje się w Livrustkammaren Muzeum w Sztokholmie.
Już w XVII wieku używano broni pneumatycznej w kalibrach .30-.51 do polowań na sarny jelenie i nawet niedźwiedzie. Broń ta była używana też do celów militarnych czego przykładem jest wiatrówka Girandoni.
Francuzi, Austriacy i Japończycy i inne narodowości posiadały wytrawnych snajperów używających broni pneumatycznej w okresie broni czarnoprochowej, gdyż wiatrówkę można było o wiele szybciej załadować.
Ze względu jednak na swoją delikatną i skomplikowaną budowę nie ma ten rodzaj broni dzisiaj tak niezawodnego zastosowania wojskowego jak broń palna. Ma jednak doskonałe zastosowanie przy szkoleniu adeptów strzelectwa, a z wiatrówką należy się zawsze obchodzić jak z bronią palną, bo bezpieczeństwo jest pierwszym punktem szkolenia.
Witold Jasek
komendant ZS Strzelec
kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
PSYCHOLOG RADZI: Mężczyzna z syndromem Piotrusia Pana
Napisane przez B. DrozdPolub "Gońca" na fejsbuku
Piszę, bo jestem załamana zachowaniem mojego syna i tracę już nadzieję na to, że on kiedykolwiek się zmieni. Wiem, że zrobiliśmy z mężem wiele błędów wychowawczych, ale tak złego skutku naszych wysiłków naprawdę się nie spodziewałam.
Sebastian ma 29 lat i jest moim trzecim, najmłodszym dzieckiem. Ma już troje dzieci. Pierwsze dziecko urodziło mu się, jak miał 22 lata. Swoją dziewczynę i malutką córeczkę zostawił po kilku miesiącach, a za rok już inna kobieta urodziła mu syna. Dwa lata temu związał się z trzecią partnerką, którą pół roku temu opuścił. Z tego związku też ma synka.
Sebastian wszystkim wokół chwali się swoimi dziećmi, wytatuował sobie ich imiona, pokazuje ich zdjęcia i mówi, że bardzo je kocha, a tak naprawdę to w ogóle się nimi nie zajmuje, nie płaci na nie i nie ma z nimi żadnego kontaktu.
Syna nie trzyma się też żadna praca. Kilka razy przyjmował się do różnych miejsc, ale nigdzie pracował dłużej niż rok. Jest niesłowny, nigdy nie można na niego liczyć, spóźnia się, gubi dokumenty, klucze. Jest po prostu skrajnie nieodpowiedzialny. Za to zamartwia się, jak nie ma za co kupić markowych ubrań, najnowszego modelu telefonu, albo jak koledzy nie zapraszają go na imprezy.
My z mężem czujemy się bezsilni, nie wiemy, co robić, rozmawiamy z nim, krzyczymy, szantażujemy. To wszystko na nic. (...) Czy jest jeszcze dla niego jakaś nadzieja?
Katarzyna
W psychologii istnieje pojęcie syndromu (kompleksu) Piotrusia Pana – nigdy nie dojrzewającego mężczyzny, wiecznego chłopca, który chce się tylko dobrze bawić, ucieka od odpowiedzialności, dorosłości, unika zobowiązań, jest skrajnym egoistą i nigdy nie można na niego liczyć.
W obecnych czasach, możemy spotkać więcej "Piotrusiów Panów" niż kiedykolwiek wcześniej. Każdy chyba ma w swoim otoczeniu tzw. wdowy: "piłkarskie", "piwne", "garażowe", których mężowie uciekają z domu, od obowiązków, dzieci, w świat hobby czy chłopięcych zabaw. Każdy też chyba zna dorosłych synów, którzy wciąż trzymają się "maminej spódnicy".
Nie jest to jednak zjawisko nowe i towarzyszy człowiekowi od początku jego istnienia. Pierwszym "Piotrusiem" był już biblijny Adam, gdyż nie obronił Ewy, własnej żony, przed szatanem. Gdy była kuszona, on był bierny, stał obok, milczał, a na koniec uciekł.
Mężczyźni z tym syndromem boją się "uwiązania", nie chcą ślubu, wolą tzw. wolne związki. To z ich ust najczęściej słyszy się, że "papierek zabija miłość". W ich przypadku niestety jest to prawda. Kiedy kobieta zaczyna stawiać im wymagania, gdy okazuje się, że posiadanie dziecka to nie tylko zabawa, gdy pojawiają się trudności, kłopoty, oni najczęściej opuszczają swoje partnerki i wypisują się z ojcostwa. Przyczyna jest prosta: w hierarchii wartości takiego mężczyzny ważny jest tylko on, jego potrzeby, dobre samopoczucie, a nie inni ludzie.
Podobnie jest z pracą. Piotruś Pan nie może znaleźć odpowiedniej dla siebie, bo swoje obowiązki wykonuje z musu, jest do nich uprzedzony, nigdy nie ma na nie ochoty, no chyba że może się przy nich dobrze bawić.
Skąd się bierze taki wieczny chłopiec? Najczęściej jest to syn, który dorasta w rodzinie z fizycznie lub psychicznie nieobecnym ojcem i nadopiekuńczą matką. Niestety, nawet najlepsza matka nie nauczy syna, jak być mężczyzną. Dla prawidłowego rozwoju i dojrzewania ważny jest tzw. męski wzorzec, ojciec, który wprowadzi syna w świat dorosłych, pokaże, co dobre, mądre, ważne, męskie. Nauczy go odwagi, zdolności do poświęceń, wierności, odpowiedzialności, samokontroli, uczciwości. Gdyby mężczyźni wiedzieli, jak wiele od nich zależy! Bez dobrych ojców naprawdę trudno o dobrych synów!
"Wieczni chłopcy" mogą się zmienić, ale wymaga to od nich i ich otoczenia wiele pracy. Potrzebny jest im do tego jakiś impuls. Najczęściej impulsem tym jest cierpienie, np. śmierć kogoś bliskiego, wypadek, zagrożenie życia, strata pracy itp., lub uświadomienie sobie, że mimo swego, często zaawansowanego wieku są samotni, bez wartości, w zupełnej pustce, często z problemem alkoholowym. Dużą rolę do odegrania w ich życiu może mieć dobra, prawdziwie dojrzała męska relacja z kimś, od kogo mogą dostać to, czego nie otrzymali od ojca.
Jeśli twój bliski jest "Piotrusiem Panem", to:
• nie akceptuj jego beztroskiego zachowania,
• jasno i wyraźnie dawaj mu do zrozumienia, co ci się nie podoba,
• przerywaj jałowe dyskusje, usprawiedliwienia, a przedstawiaj prawdziwą ocenę sytuacji,
• nie gniewaj się, bądź cierpliwa i zawsze wymagaj, aby cię wysłuchał,
• ucz go na przykładach,
• pamiętaj, że można go częściowo uzdrowić, ale musisz go traktować jak dziecko,
• angażuj go w to, co sama robisz (mycie dziecka, zakupy itp.),
• chwal go, jeśli tylko możesz, on (jak mało kto) bardzo tego potrzebuje,
• po pracowicie spędzonym dniu, pozwól mu odebrać sobie jakąś nagrodę,
• postaraj się, aby mógł porozmawiać z kimś, kto mu uświadomi to, że obowiązki są ważniejsze niż przyjemności,
• pozwól mu poczuć, że nie poradzisz sobie bez niego,
• a jeśli jest to tylko twój chłopak/narzeczony, to pamiętaj, że w związku z nim na pewno będziesz cierpieć.
A może ty sam jesteś Piotrusiem Panem? Jeśli tak, to pamiętaj, że niezależnie jaka była twoja przeszłość, nie jesteś nią zdeterminowany. Możesz nad sobą pracować – obserwować swoje myśli, uczucia, reakcje i starać się zastępować te dziecinne, bardziej odpowiednimi. Stopniowo będziesz widział, jak się zmieniasz. Będziesz coraz szczęśliwszy, a wraz z tobą, twoi najbliżsi.
B. Drozd – psycholog
Mississauga
Umiejętność posługiwania się łukiem znana jest ludzkości od tysięcy lat.
W XXI wieku łuk jest nadal narzędziem używanym do polowań lub łucznictwa sportowo-rekreacyjnego.
Technika posługiwania się tym rodzajem broni i sama broń przeszła niezliczone ulepszenia i w łucznictwie sportowym dziś to międzynarodowa organizacja zwana FITA (The International Archery Federation) ustala reguły i normy. Jest łucznictwo i częścią sportów olimpijskich.
Pierwsze mistrzostwa świata w łucznictwie odbyły się w 1931 r.... we Lwowie, a pierwszymi mistrzami świata w łucznictwie byli Polacy: Michał Sawicki i Janina Kurkowska-Spychajowa. Polska znajduje się też w posiadaniu kilku medali olimpijskich zdobytych w łucznictwie.
Łuki używane do łucznictwa klasycznego, czyli olimpijskiego, to łuki refleksyjne zwane po angielsku recurve i wywodzą się one z historycznych łuków angielskich. Są to łuki bardzo ciężkie w obsłudze i wymagają najwięcej treningu, aby uzyskać dobre rezultaty.
Łuki bloczkowe, czyli compound, są o wiele łatwiejsze w użytku i dzięki temu są najbardziej popularne, zwłaszcza wśród myśliwych.
Co roku pojawiają się też coraz to nowsze technologie i materiały użyte do produkcji łuków. Warto też tu wspomnieć o łucznictwie historyczno-rekonstrukcyjnym. Na przykład podczas turniejów rycerskich odgrywanych w naszych czasach zawodnicy konkurują w strzelaniu z łuków, używając sprzętu z epoki średniowiecznej. Dzięki tego rodzaju zawodom dzieci i młodzież poznają historię. Historię, której coraz mniej w szkołach.
Witold Jasek
komendant ZS Strzelec
kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Piszę do pani, bo już nie wiem, co mam zrobić ze swoją córką. Poświęciłam jej 28 lat mojego życia i moim zdaniem już czas, aby się usamodzielniła, założyła rodzinę i wyprowadziła z domu. Ona jest dorosła, a zachowuje się jak małe dziecko – nie gotuje, sprząta tylko i wyłącznie w swoim pokoju, w weekendy biega po imprezach, nie dokłada się do budżetu domowego. Kiedy prosiłam ją, aby wzięła na siebie więcej obowiązków domowych, odpowiedziała tylko, że przecież to ja prowadzę dom. Ostatnio strasznie mnie zabolało, jak córka niby to w żartach powiedziała, że jak zajdzie w ciążę, to ja się będę zajmowała jej dzieckiem. Naprawdę, nie jestem wyrodną matką, ale nie chcę dłużej prać jej rzeczy, czy gotować dla niej obiadów. Chciałabym, żeby dojrzała, spojrzała na siebie krytycznie i zauważyła, że jest z nią coś nie tak. Życie to przecież coś innego niż tylko imprezy i bieganie po znajomych. (...) Wiem, że nie powinnam tak myśleć, ale mam dosyć własnej córki. Krystyna
Wiele jest przyczyn tego, że dorosłe dzieci nie usamodzielniają się. Czasem to sami rodzice świadomie zatrzymują dziecko w domu. Na przykład w obawie przed samotnością, porzuceniem, pozostawieniem "na pastwę" męża/żony, manipulują poczuciem winy dziecka, odwołują się do wdzięczności, lojalności, demonstrują rozczarowanie, potrafią nawet chorować na zawołanie, aby tylko udowodnić dziecku konieczność opieki. Dziecko z nimi zostaje, lecz zazwyczaj prowadzi to do frustracji, nieporozumień i rodzinnych kłótni. Z czasem wszyscy zaczynają się mieć serdecznie dość.
Często też rodzice nie pozwalają dziecku dorosnąć, ponieważ nie postrzegają go realistycznie, to znaczy dorosła córka lub syn wciąż tkwi w ich umyśle jako małe dziecko, wymagające ciągłej opieki, wsparcia i pouczania. Ci rodzice naprawdę boją się o to, że dziecko bez nich sobie nie poradzi. W tym przypadku radziłabym zacząć jak najszybciej budować z dzieckiem równorzędną relację, czyli dorosły – dorosły. Można zacząć od małych rzeczy, np. od używania pełnego imienia zamiast zdrobnień, nieprzypominania o ciepłym ubraniu, gdy na dworze jest zimno, zaprzestaniu budzenia rano i robienia kanapek na drugie śniadanie... Drogi rodzicu: pozwól dorosłemu dziecku dokonywać wyborów, podejmować samodzielnie decyzje i ponosić ich konsekwencje. Oczywiście możesz służyć radą, dzielić się doświadczeniem, interesować się życiem dziecka, ale zawsze przekazuj mu taką informację: "kocham cię, mam do ciebie zaufanie, wierzę, że sobie poradzisz, że wybierzesz dobrą drogę, a ja zawsze będę twoim oparciem, przyjacielem i wiedz, to ty zbierzesz to, co zasiejesz". Pamiętaj, prawdziwa miłość polega na obciążaniu dziecka coraz większą odpowiedzialnością, a nie wyręczaniu go we wszystkim. Taka ciągła opieka rodziców zawsze obniża jego szanse na dojrzałość.
Bardzo często dzieci nie usamodzielniają się i można powiedzieć "pasożytują" na rodzicach z własnego wyboru. Z dorosłości, w którą wchodzą chcieliby tylko wziąć wolność, ale bez odpowiedzialności. Stąd uciekają od jakiegokolwiek wysiłku, nie partycypują w kosztach utrzymania domu, mają problemy w pracy, a liczą się dla nich tylko przyjemności. Inni niechętnie opuszczają dom rodzinny z powodu wygód, jakie tam panują. Mama za nich sprząta, pierze, prasuje, mają swój pokój i podany obiad, więc po co się wyprowadzać, skoro tak jest dobrze? Są to osoby, które robią zwykle tylko to, co im się bardziej opłaca. Jeśli więc widzą ryzyko, że oddzielenie się od rodziców będzie mniej opłacalne niż pozostanie z nimi – nie zrobią tego.
Jeśli jesteś rodzicem i czujesz, że twoje dziecko, które z tobą mieszka, powinno się już usamodzielnić, przeczytaj poniższe porady:
1. pamiętaj, że to dziecko mieszka u ciebie, a nie ty u dziecka, i to ty stawiasz warunki i ustalasz zasady współżycia. Jeśli ono ich nie przyjmuje, to zawsze może zamieszkać gdzie indziej,
2. im dłużej będziesz się poddawać, bezwzględnie akceptować nieodpowiedzialne zachowania, tym dłużej twoje dziecko będzie funkcjonować w chory sposób,
3. jasno określ, czego oczekujesz od dziecka, co mu w domu wolno, a czego nie,
4. nie pozwól, aby dorosłe dziecko własne zrobione pieniądze wydawało tylko na swoje przyjemności, a utrzymywanie jego spoczywało na tobie; powinno ono koniecznie partycypować w kosztach utrzymania domu (część prądu, gazu i innych opłat). Wszystkim to wyjdzie na dobre, a dziecko nauczy się zarządzania pieniędzmi i odpowiedzialności polegającej na tym, że dorosła osoba pracuje sama na siebie,
5. twoja pomoc finansowa musi być traktowana przez wszystkich tylko i wyłącznie jako twoja dobra wola, a nie obowiązek, i to na pewno nie przez całe życie, tylko w razie potrzeby (nauka, choroba, pomoc w spłacie kredytu mieszkaniowego itp.),
6. nie wykonuj wszystkich prac domowych, ale z radością podziel się nimi z dzieckiem – ono musi w końcu doświadczyć, że życie to wielki wysiłek.
Na koniec jeszcze jedno spostrzeżenie: ci rodzice, którzy "uwolnili" dziecko, pozwolili mu łatwo odejść z domu, zauważają, że młody człowiek szybko chce do nich wracać, szuka kontaktu z nimi, zaczyna ich lepiej oceniać. Staje się też bardziej niezależne, dojrzałe i przez to szczęśliwsze. A przecież właśnie o to ci chodzi, prawda?
B. Drozd - psycholog
Mississauga
ABC fotografii: Rodzaje światła - światło twarde lub skierowane
Napisane przez Wojciech PorowskiW ramach pogadanek dla początkujących, które rozpoczęliśmy ostatnio tematem o naświetlaniu, dzisiaj kolej na oświetlenie.
Jak wiadomo, podstawą każdej fotografii jest światło. Bez niego po prostu żadna fotografia by nie istniała. Jednak światło światłu nierówne. O jego rodzajach teraz porozmawiajmy.
Wielu z nas zapewne zauważyło, że cienie, które rzucają oświetlone przedmioty, czasem są bardzo wyraźne, a czasem ledwie je widać. Jest to wynik większego lub mniejszego rozproszenia światła. Tak więc mamy dwa rodzaje oświetlenia – nierozproszone, które czasem nazywamy twardym lub skierowanym, oraz rozproszone, zwane też miękkim, przy czym stopień tego rozproszenia może być różny.
Światło skierowane lub twarde to właśnie to, które tworzy ostre, wyraźne cienie. Powstaje wtedy, gdy jego źródło jest stosunkowo małe względem oświetlanej sceny lub przedmiotu. Najbardziej znanym jego źródłem jest słońce w pogodny, bezchmurny dzień.
Jeśli chcemy uwiecznić na pamiątkowym zdjęciu naszych bliskich czy przyjaciół w formie portretu, winniśmy unikać takiego oświetlenia jak ognia, szczególnie w godzinach południowych, gdy słońce jest wysoko. Światło to bowiem tworzy na twarzach nieprzyjemne ostre cienie i na pewno osoby, które fotografujemy, zwłaszcza z bliska, nie będą zachwycone.
Co jednak robić, kiedy warunki są takie, jakie są, a chcielibyśmy jakieś pamiątkowe zdjęcia bliskich osób jednak mieć? Otóż w taki słoneczny dzień mamy kilka wyjść, aby wykonać prawidłowe zdjęcie portretowe. Pierwsze to takie, że ustawiamy naszego modela po prostu w cieniu. Trzeba jednak uważać, jaki to cień. Jeśli pod drzewem, przez którego gałęzie przechodzi światło słoneczne, rezultat może być jeszcze gorszy ze względu na cienie gałęzi na twarzach. Najlepszy jest tzw. cień otwarty. Otwarty cień to taki, który rzuca np. ściana budynku, przy czym od góry pada światło niezachmurzonego nieba. Jedyny szkopuł w tym przypadku to taki, że niezachmurzone niebo jest oczywiście niebieskie i tenże niebieski kolor będzie dominował na zdjęciu, jeśli automatyczny balans bieli nie zadziała prawidłowo. Najlepiej jest w takim przypadku ręcznie ustawić balans bieli na otwarty cień. Jak to zrobić i co to takiego, podpowie nam instrukcja obsługi aparatu.
Inny sposób na portretowe zdjęcie w pełnym słońcu to taki, który wykorzystują często zawodowcy. Ustawiamy naszego modela tyłem do słońca, którego światło będzie tworzyć wokół głowy swoistą aureolę. Ponieważ w takim ustawieniu twarz pozostaje w cieniu, rozświetlamy ją lekko lampą błyskową, ale nie za mocno, aby światło lampy nie konkurowało ze słonecznym, bo wtedy wygląda to nienaturalnie. Jest jeszcze inny sposób, jednak w amatorskich warunkach nieco kłopotliwy, jako że wymaga drugiej osoby do pomocy. Ów asystent za pomocą dużego ekranu srebrnego lub złotego odbija światło słoneczne, wypełniając nim cienie na twarzy modela. Jest to jednak sposób wykorzystywany głównie przez zawodowców.
To tyle o portretach w słoneczny dzień. Ale przecież robimy zdjęcia nie tylko portretowe i chcielibyśmy wiedzieć, jak wykorzystać takie ostre światło słoneczne. Jest ono rzeczywiście niezbędne do zdjęć wielu motywów. Najbardziej przydatne jest w fotografii architektury i w ogóle w sytuacjach, gdzie jest potrzeba pokazania bryły. Oczywiście nie może to być oświetlenie frontalne, które gubi wszelkie szczegóły, a skierowane skośnie.
Dalej. Oświetlenie twarde jest w stanie pokazać nie tylko bryłę, ale także fakturę powierzchni, zwłaszcza fakturę szorstką i chropowatą. Przykładem może tu być np. kora niektórych drzew, jak choćby dębu. Oświetlenie takie wydobywa także strukturę skał, kamienistej nawierzchni itp. Przykłady można mnożyć, ale już na podstawie tych przytoczonych można sobie wyobrazić inne.
To, co zostało powiedziane o twardym świetle dziennym, odnosi się także do światła sztucznego. Takim najbardziej znanym jego przykładem jest tzw. punktówka teatralna, często stosowana, by z mroku sceny wydobyć jakąś jedną postać lub przedmiot.
W portrecie studyjnym ostre, skierowane światło jest stosowane do uzyskania dramatycznych efektów, choć jest ono bardzo trudne do kontrolowania i trzeba być nie lada mistrzem, aby je dobrze wykorzystać. Jego odmianą jest tzw. oświetlenie rembrandtowskie, które stosował Rembrandt w swoich portretach, gdzie jest ono jednak nieco rozproszone, chociaż jego kierunek nie budzi wątpliwości.
A skoro już mowa o malarstwie, to szczerze zachęcam wszystkich interesujących się fotografią do oglądania obrazów, zwłaszcza wielkich mistrzów. Można się wiele nauczyć.
W następnym odcinku porozmawiamy o świetle rozproszonym i jego zastosowaniach.
Wojciech Porowski
Mississauga
e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Zwracam się do pani z problemem, z którym sama sobie nie mogę poradzić. Jestem mężatką z 20-letnim stażem. Mamy trzech, prawie dorosłych synów. Nasze życie małżeńskie było różne, ale ogólnie można powiedzieć, że szczęśliwe. Do czasu. Dwa lata temu mój mąż założył sobie konto na "Naszej Klasie" i nawiązał kontakt ze starymi znajomymi. Wśród nich jest jego dawna sympatia, która dzisiaj jest bezdzietną rozwódką po przejściach. Mąż często z nią rozmawia, pisze e-maile, wymieniają się zdjęciami. I właśnie dzięki tym zdjęciom wiem, że w zeszłym roku, w czasie jego pobytu w Polsce, spotkali się, pływali razem w jeziorze, jeździli konno. Kiedy zapytałam o to wszystko męża, odpowiedział tylko, że zapomniał mi o tym powiedzieć. Gdy mówię mężowi, że ten ich kontakt jest chory, mówi, że przesadzam, i zapewnia, że to tylko "przyjaźń", wspomnienia, i o niczym więcej nie ma mowy. A mnie to boli, czuję się oszukiwana, zaniedbana, zostawiona sama sobie i jest mi z tym bardzo źle. Nasze relacje psują się z dnia na dzień i mam coraz mniej zaufania do męża. Ja po prostu nie wierzę w przyjaźń między mężczyzną a kobietą. A może jednak to ja się mylę? (...)
Agnieszka
Portale typu "Facebook" czy "Nasza Klasa" to miejsca, które niestety dla wielu osób okazały się przekleństwem.
Bilans każdego z tych portali to: depresje (przez porównywanie się z tymi, którym lepiej się powiodło), wiele rozbitych małżeństw, zdrady i rozczarowania, że nie można w cudowny sposób powrócić do kraju lat młodości.
Dlaczego tak się dzieje? Po pierwsze, w większości z nas istnieją niezrealizowane marzenia z młodości i sentymentalne wspomnienia typu: "z tamtym/tamtą było cudownie i gdybyśmy się nie rozstali, dziś na pewno byłabym/byłbym szczęśliwsza/wszy". Tak naprawdę tęsknimy za pewnymi emocjami, np. pierwszą miłością, spontanicznością, radością, beztroską, czyli czymś, czego ludzie dojrzali i odpowiedzialni nie mogą w takiej intensywności doświadczać. I należy sobie jasno powiedzieć: powrotu do czasów młodości nie ma. Zmieniliśmy się my, zmienili się ludzie i zmieniły się też miejsca.
Po drugie, nasze dzisiejsze, dorosłe życie obarczone jest kłopotami, obowiązkami i odpowiedzialnością. Często w małżeństwie doskwiera nam brak czułości, nuda, doświadczamy kryzysów, zaniedbujemy siebie samych i siebie wzajemnie. I wtedy zamiast skupić się na pielęgnowaniu związku, zadbaniu o niego, zaczynamy poszukiwać nowych doznań, świeżości, adrenaliny. Gotowe rozwiązanie posuwa nam wtedy Facebook czy Nasza Klasa. Odszukujemy dawną miłość, wysyłamy i odbieramy słodkie teksty, zdjęcia, dowcipy, potem czułości, coraz bardziej otwarte propozycje, w końcu dochodzi do spotkania i zdrady. Kontakty takie zawsze są tragiczne w skutkach. Trzeba pamiętać, że prędzej czy później znów przeżyjemy rozczarowanie, bo sympatia z lat młodości to zawsze zupełnie inna osoba niż ta, którą pamiętamy! Ona też się zmieniła i też dźwiga bagaż różnych doświadczeń. Poza tym, swoim niedojrzałym zachowaniem krzywdzimy siebie, swojego współmałżonka, własne dzieci, jak i również całą rodzinę "nowej, pierwszej miłości".
Wracając do pytania Agnieszki: czy między kobietą a mężczyzną przyjaźń jest możliwa? W małżeństwie jak najbardziej tak, a poza nim – jak pokazuje życie – nie. Prawie zawsze w jednej ze stron, z czasem pojawia się bardzo silne uczucie i pożądanie drugiej osoby. Zaczyna ona pragnąć innej, głębszej relacji i ma nadzieję na coś więcej. Bo czy nie jest naturalne, że dwoje ludzi różnych płci, których łączą różne sprawy, zaczyna patrzeć na siebie pod kątem wzajemnej atrakcyjności? Bardzo szybko wtedy następuje nagły zwrot i z przyjaciółki/przyjaciela stajemy się tylko kochanką/kochankiem.
Jeżeli w taki układ zaangażowane są osoby pozostające w związku małżeńskim, staje się to przyczyną tragedii całych rodzin i naprawdę każda osoba tutaj jest przegrana.
My wszyscy, jeśli nie wiemy, czy postępujemy dobrze, zapytajmy samych siebie: "Czy to, co robię, w co się angażuję, co planuję, będzie służyć dobru mojego małżeństwa?". I pamiętajmy, że od dnia ślubu do końca życia, najważniejszą osobą dla żony ma być mąż, a dla męża żona (nie znajomi czy chore marzenia). Natomiast dla nich obydwojga największą wartością ma być ich małżeństwo. Tylko mając tak ustawioną hierarchię wartości, mamy szansę "wygrać" małżeństwo, a co za tym całe życie.
A jeśli mamy męża/żonę, a ciągnie nas do bliskich kontaktów z osobami płci przeciwnej, to zanim zaangażujemy się w tę "przyjaźń", zastanówmy się, czego brakuje nam w naszym małżeństwie i jak możemy to w nim uzyskać. Po prostu szybko i intensywnie zajmijmy się naprawą swojej relacji ze współmałżonkiem.
Podstawą każdego związku powinno być zaufanie. W przypadku małżeństwa Agnieszki zostało ono nadużyte i teraz konieczne jest jego zbudowanie od nowa. Niestety, nie ma co liczyć na to, że stanie się to z dnia na dzień. Przed nimi wiele pracy. W pierwszej kolejności mąż powinien natychmiast zerwać kontakty z "przyjaciółką" i spróbować odzyskać zaufanie żony. A jeżeli sami nie potrafią sobie poradzić z tą sytuacją, powinni zasięgnąć porady mądrej, życzliwej im osoby lub psychoterapeuty.
Podobno stara miłość nie rdzewieje, a teraz, dzięki współczesnej technice można ją odnaleźć. Tylko, że chyba nie warto...
B. Drozd, psycholog
Mississauga