Putin uzyskał do tej pory wszystko, co mógł, bez sprowokowania odpowiedzi NATO. Prowadzi przeciwko Zachodowi wojnę w przestrzeni cybernetycznej, ekonomicznej, a także wojskowej. Nie jest jasne, czy użyje tej samej taktyki do bezpośredniego ataku na NATO, czy jedynie przełoży zwrotnicę i wykorzysta wielkie manewry rosyjskiej armii, jak na przykład tegoroczny „Zapad 17”, aby z biegu rozpocząć operacje wojskowe. Tak czy owak, kiedy uczyni ten ruch, państwa członkowskie NATO będą miały trudności z odpowiedzią.
Sojusz przez ponad pokolenie nie inwestował należycie we własną obronność. Dzisiaj wiele krajów, czy to na mocy własnych decyzji wewnętrznych, czy też pod naciskiem prezydenta Trumpa, zwiększyło nakłady, ale nie zmienia to faktu, że przez tak długi okres wydawano tak niewiele, że teraz uzyskanie gotowości będzie bardzo trudne.
Wiele państw całkowicie wyeliminowało całe segmenty swoich sił zbrojnych, czy to siły pancerne, czy łodzie podwodne lub samoloty, do ich zwalczania. Wiele krajów NATO nie ma już przemysłu obronnego. A te, które mają, nie produkują nowoczesnej broni, jaka jest wymagana dziś do prowadzenia walki i zwyciężania na współczesnym teatrze działań wojennych.
Na dodatek, Stany Zjednoczone, najsilniejszy członek sojuszu NATO, w minionych latach przesunęły znaczne siły z Europy, stacjonowane tam permanentnie od zakończenia wojny. Pod koniec zimnej wojny Stany Zjednoczone miały 14 000 czołgów i ponad 300 000 żołnierzy na kontynencie europejskim. W roku 2013, na początku drugiej kadencji Obamy, ostatnie z tych czołgów opuściły Europę na statkach do USA. Pod koniec kadencji Obamy po nielegalnej aneksji Krymu przez Putina i wojnie z Ukrainą podjęto decyzję o wysłaniu amerykańskiej brygady pancernej do Europy na zasadzie rotacyjnej, ale nadal żadna nie stacjonuje na kontynencie na stałe.
Widać więc wyraźnie, że kiedy Putin dokona inwazji na kraje bałtyckie, Stany Zjednoczone będą musiały sprowadzić swoje siły pancerne, jak również oddziały wojsk lądowych przez Atlantyk do Europy. Polska jest idealnym krajem na przyjęcie tych wojsk, biorąc pod uwagę fakt posiadania głębokowodnego portu w Gdańsku oraz bliskość frontu bałtyckiego. I tu właśnie leży problem: w chwili obecnej Stany Zjednoczone nie mogłyby w ten sposób przerzucać sił do Polski.
Po załamaniu sowieckiego imperium, Rosja utrzymała w Kaliningradzie szczątkowy bastion, odcięty od reszty terytorium wąskim trójkątem terenu między Polską a Litwą. W tej bazie Putin zainstalował system określany jako Anti-Access/Area Denial (A2/AD), czyli broni antydostępowych, w tym bardzo nowoczesny system obrony przeciwlotniczej S-400 oraz rakiety balistyczne ziemia-ziemia Iskander.
Łącznie system ten jest w stanie zneutralizować jednostki lądowe i powietrzne NATO, a także powstrzymać siły morskie od wpłynięcia na Morze Bałtyckie za obszar Kopenhagi, z dala od Gdańska i jego zdolności przeładunkowych. Te okoliczności zmusiłyby amerykańskie jednostki pancerne do wyładowania się albo we Francji, albo Belgii, następnie załadunku na wagony kolejowe i transportu przez cały kontynent, co doda tygodnie do całej operacji, podczas gdy najeżdżające siły Putina mogłyby się w tym czasie okopać i ustanowić nowe status quo w regionie, tak jak to uczyniły na półwyspie Krymskim. Jeśli NATO i Stany Zjednoczone mają odnieść sukces, odpierając rosyjską inwazję, to muszą planować, aby przekłuć bąbel broni antydostępowych ześrodkowanych w Kaliningradzie.
Można tego dokonać jedynie przy użyciu pocisków (strony niebieskiej) zdolnych do zmasowanego uderzenia na siły Putina, zmuszając je do szybkiego zużycia swych zdolności i odpalenia pocisków przez stronę czerwoną bez szybkiej możliwości dostarczenia nowych. Pociski strony Blue mogłyby być odpalane albo z kutrów rakietowych, którymi łatwo działać operacyjnie na upstrzonym wyspami północnym Bałtyku, albo też wystrzeliwane z niewielkich dieslowych łodzi podwodnych, które mogą bezpiecznie działać na wodach tego płytkiego morza, albo też być przenoszone przez najnowocześniejsze samoloty piątej generacji zdolne do przenikania wewnątrz systemu S-400 i działania wewnątrz „putinowskiego” bąbla antydostępowego.
Jeśli zneutralizujemy Kaliningrad, siły sprzymierzone będą mogły przeładować jednostki pancerne oraz zaopatrzenie i żołnierzy w porcie gdańskim, który stałby się wówczas kluczowy dla sukcesu operacji NATO.
Gdańsk nadaje się do tego znakomicie, jest przemysłowym portem przeładunkowym, ma wiele nabrzeży, posiada liczne dźwigi zdolne do podnoszenia ciężkich ładunków i codziennie przeładowuje setki ton towarów kierowanych na rynek europejski. Liczba nabrzeży i dźwigów pozwalałaby amerykańskim statkom na bardzo szybki rozładunek, zanim jeszcze siły rosyjskie w Kaliningradzie mogłyby zostać ponownie zaopatrzone i reaktywowane.
Gdańsk znajduje się w bliskiej odległości od państw bałtyckich, Litwy, Łotwy i Estonii ,co pozwoliłoby amerykańskim oddziałom lądowym na natychmiastowe osiągnięcie strategicznych celów. W wypadku wojny z Rosją utrzymanie dostępu do Bałtyku i wielkich portów Polski musi pozostać jednym z najważniejszych priorytetów NATO.
Kiedy Putin nadejdzie, tak jak to zamierza, sojusznicy muszą odpowiadać szybko, aby uniemożliwić mu utrzymanie tego, co uzyska, i ustanowienie fait accompli.
W północnej Europie Kaliningrad i Gdańsk są jak dwie królówki na szachownicy. NATO musi być przygotowane do obrony swojej królowej i jednoczesnego wyeliminowania tej należącej do Putina.
Jerry Hendrix jest emerytowanym kapitanem US Navy, historykiem operacji morskich, dyrektorem Defense Strategies and Assessments Program w Center for a New American Security. Tekst został opublikowany 20 grudnia 2017 r. w „National Review”, tłum. Goniec. Ilustracja pochodzi z oryginalnego artykułu, tytuł od redakcji Gońca.