W rocznicę wyboru Papieża Polaka na Stolicę Piotrową przedstawiamy Państwu przeprowadzoną w 2015 roku rozmowę dziennikarza SalveTV Mateusza Dzieduszyckiego ze strażnikiem myśli św. Jana Pawła II na temat rodziny i miłości – profesorem Stanisławem Grygielem.
SalveTV: Witam z Watykanu, gościem SalveTV jest profesor Stanisław Grygiel, przewodniczący Papieskiego Instytutu Studiów nad Małżeństwem im. Jana Pawła II.
Prof. Grygiel: Nie pierwszy przewodniczący, bo pierwszym przewodniczącym był obecny kardynał Carlo Caffarra, ja byłem przez parę lat potem, a w tej chwili jestem już emerytowanym profesorem Papieskiego Instytutu, ale pozostaję nadal jako wykładowca tych samych materii – filozofii człowieka. Oprócz tego jestem dyrektorem katedry imieniem Karola Wojtyły, która jest fundacją prywatną, a ufundował ją właściciel Carrefour, Defforey, Francuz.
– Jaką rolę instytut spełniał przy synodzie o rodzinie?
– W zeszłym roku żadnej, ale myśmy pracowali od zewnątrz poprzez publikacje, poprzez konferencje, natomiast nikt z naszych profesorów nie brał udziału w synodzie, co wywołało konsternację wśród wielu ojców synodalnych. Ale to było opatrznościowe, bo to pominięcie nas zrobiło nam nieprawdopodobną reklamę na całym świecie.
W tym roku wicedyrektor instytutu rzymskiego, kampusu rzymskiego jest ekspertem na synodzie i członkiem Sekretariatu Synodu, więc już jest pewien postęp w myśleniu o dziedzictwie, o tym, co pozostawił po sobie święty Jan Paweł II.
– Jak pan profesor zareagował, kiedy w dokumencie synodalnym ukazał się, można powiedzieć cytat z Jana Pawła II, ale chyba połowiczny z „Familiaris consortio”, jak pan profesor to ocenia?
– Myślę, że spuścizna Jana Pawła II, jego nauczanie, nie jest znane jeszcze w Kościele. Więcej, myślę, ludzie świeccy się tym przejmują, co święty Jan Paweł II mówił, zwłaszcza na temat małżeństwa, jak wiązał doświadczenia piękna ludzkiego ciała z wcieleniem Chrystusa. Bo to się wiąże.
– No właśnie, tutaj mamy książkę „Od początku, na zawsze, miłujmy prawdę małżeństwa”. Już sama ta okładka pokazuje nawiązywanie do aktu stworzenia przez akt małżeństwa.
– W tej książce próbuję pokazać, jak małżonkowie swoją miłością uczestniczą w akcie stwarzania, nie stworzenia, tylko stwarzania, ustawicznego stwarzania człowieka, mężczyzną i kobietą. A zatem, małżeństwo jest to taki pierwotny sakrament, ośmielę się powiedzieć, w jakimś sensie przedewangeliczny, niemniej jednak Chrystusowy, dlatego że akcja stwarzania dokonuje się w Synu, w Chrystusie, w słowie, to proroctwo świętego Jana tutaj się kłania.
W słowie, w tym Chrystusie, i tam się zawiera małżeństwo; wtedy w tym słowie, kiedy zawiera się go przed ołtarzem w obliczu Eucharystii i w Eucharystii. Otóż, te dwa sakramenty, Eucharystia i Małżeństwo, są nierozłączne.
Myślę, że tej więzi nie za bardzo rozumieją niektórzy ojcowie synodu i dlatego tak łatwo się im mówi osobno, Eucharystia to jest to, a małżeństwo to jest to.
Rozerwanie tych dwóch sakramentów powoduje zniekształcenie widzenia zarówno Eucharystii, obecności Chrystusa w Eucharystii, jak i małżeństwa.
Pochylam głowę przed biskupami z Polski i nie tylko, również przed biskupami polskojęzycznymi, także tymi ze Wschodu, bo oni nie wstydzili się mówić, że Chrystus jest dla nich wszystkim; że jest dla nich alfą i omegą. Nie wstydzili się tego mówić jasno każdemu, kto był obecny na tym synodzie, tam w auli.
– Pośrednio, z tego co pan profesor mówi, można by wysnuć taką myśl, że w takim układzie są i tacy biskupi, którzy boją się mówić o Chrystusie, którzy boją się jasno stawiać jego naukę, czy to jest trafny wniosek?
– Tak, to co mnie bardzo niepokoiło, to był lęk wielu monsignorów i biskupów przed mediami; co o mnie powiedzą? Czy mnie skrytykują, jak ja będę wtedy funkcjonował w społeczeństwie, i jak będzie mój obraz funkcjonował w społeczeństwie? Jest to taki strach, powiedziałbym infantylny, bo człowiek dojrzały nie pyta się, jak ty mnie widzisz? On się pyta, kim ja jestem? To chce pokazać. Otóż, ja nie jestem moim obrazem, ja jestem mną, sobą jestem. I to musi być obecne, a nie mój obraz. Obraz się zmienia.
Otóż myślę, że ten strach przed mediami paraliżuje wielu.
Druga rzecz, jest też dużo karierowiczostwa. Otóż jeżeli ktoś tam czuje, że wiatr wieje trochę tak, to żagle stawia pod ten wiatr. Mnie się wydaje, że kto jak kto, ale ksiądz, każdy ksiądz, powinien nastawiać żagle pod jeden wiatr, jakim jest Chrystus.
– Skąd teraz wieje wiatr w Watykanie, wiatry w sprawach rodziny?
– Niewątpliwie rozsypują się małżeństwa, sakramentalne małżeństwa. To powinno napawać lękiem, ale lękiem Chrystusowym, to znaczy – jak ja mam im pomóc? Tymczasem myślę, że te wiatry są tak przyjmowane, że my musimy teraz trochę się zmienić, bo sytuacja rodzin i małżeństw jest nie taka, jak była, to my musimy się zmienić.
To nie jest tak, miłosierdzie Boże nie polega na tym, że Bóg dostosowuje się do świata; miłosierdzie Boże polega na tym, żeby iść z miłością do tych ludzi zranionych, opatrzyć rany. Miłosierdzie Boże polega na tym, żeby umożliwić, pomóc drugiemu zobaczyć siebie w prawdzie, jaką jest Chrystus. A jak ja teraz zobaczyłem siebie w prawdzie, jaką jest Chrystus, to ja od niego usłyszałem, ja cię uzdrawiam, przebaczam ci, ale odtąd nie grzesz więcej; wiem, to cudzołóstwo, zapomnij, ale wyjdź z niego, nie trwaj w tym cudzołóstwie, bo wtedy moje przebaczenie nie ma żadnego sensu i żadnej wartości... Cudzołóstwo zawsze pozostanie cudzołóstwem, a wiatry socjologiczne są takie, a może cudzołóstwo jest jakąś wartością, doszukajmy się jakiejś wartości w tym, tak jak, na przykład, doszukajmy się wartości we współżyciu osób homoseksualnych, bo może uda się z tego zrobić małżeństwo? Może uda się coś zrobić. To są, powiedziałbym, wiatry antychrystusowe. Poddają się im ci, którzy boją się mediów i świata. Chrystus się nie bał świata. Bo cóż ten świat może mi zrobić? Może mnie najwyżej zabić. No i co z tego? Ale mnie nie złamie, dlatego przypominam, droga miłosierdzia, czyli droga do Eucharystii, prowadzi poprzez konfesjonał. Pierwszym krokiem biskupów i księży powinno być przywrócenie w tym roku miłosierdzia konfesjonałów w kościołach. Nie wiem, co z nimi zrobili, spalili, sprzedali, to trzeba iść do stolarza i zamówić nowe. To będzie duszpasterstwo miłosierdzia. Bo takie gadanie, no wiecie, dobrze, żyjcie sobie, nic złego nie robicie, no to idźcie do Komunii Świętej... To ja się pytam, czy wy, pasterze nasi, wierzycie jeszcze w obecność Chrystusa w Eucharystii?
To jest mydlenie ludziom oczu i może być tak, że za jakiś czas, jeżeli jakiś ksiądz pozwoli komuś, kto żyje w drugim, trzecim związku, przystąpić do Komunii Świętej, to może być tak, że po latach, może przed śmiercią, taki człowiek, któremu pozwolono tak przystępować do Komunii Świętej, zwróci się do naszych pasterzy czy Arcypasterzy i powie, oszukaliście nas, bo nie taka jest rzeczywistość Boża. Okłamaliście, albo byliście ignorantami.
– Czy moglibyśmy tę rozmowę zakończyć jakimś optymistycznym akcentem?
– Optymistyczny akcent… Że jednak mimo tego, że otworzyła się furtka w tym dokumencie, która w jakimś sensie decentralizuje Kościół, powiedzmy, że proboszcz może, rozmawiając z rozwodnikiem, dojść do wniosku, że idź do komunii, w ogóle nie było małżeństwa, jesteś w porządku i tak dalej, że to można w ciągu pół godziny załatwić; jeżeli to się już zostawia w rękach Konferencji Episkopatu, czy biskupów, czy proboszczów, to boję się, że w niedługim czasie już będzie trudno mówić o Fides Católica, będziemy mogli mówić o Fides Teutonica, Fides Anglicana – to przecież też było z okazji rozwodu – Fides Galiciana, nie wiem; wtedy będzie bardzo źle.
Ale ja wierzę, że mimo że wielu znajdzie się przed Kościołem w samotności z wielką walizką rozpaczy; myślę, że może wtedy na dnie prawie że rozpaczy coś w ludziach rozbłyśnie, a musi rozbłysnąć, bo Chrystus jest Bogiem; rozbłyśnie jakieś wielkie światło i zrozumiemy, jak to ma być; zrozumiemy, kim my jesteśmy, a zatem kim mamy być, co Pan Bóg o nas myśli, kiedy nas stwarza, co Chrystus o nas myśli, kiedy nas zbawia, i wtedy zapłaczemy i uśmiechniemy się jednocześnie, radośnie.
– To jest optymizm sięgający daleko w przyszłość, ale optymizm, za który bardzo dziękuję.