Najcyniczniejsze jest to, że Waszyngton życzy sobie od swoich wasali nie tylko obrony i zabezpieczania interesów amerykańskich w regionie Półwyspu Europejskiego na ich własny koszt (odcinek rosyjski), ale również, ze względu i na swoje interesy, ale przede wszystkim ze względu na interesy żydowskie, przerzuca całkowicie koszty przygotowań i przyszłego zaangażowania militarnego w nadchodzącym konflikcie z Persją na swoich podwykonawców. W Polsce i gdzie indziej niestety niewielu pojmuje istotę polityki amerykańskiej, polityki Trumpa i jego otoczenia. Inaczej: owszem, może i pojmuje, ale poprzez samodyscyplinę, samokontrolę, z lęku, boi się głośno opisywać jej właściwą, prawdziwą twarz.
Trump, z racji ograniczeń ideowych oraz ograniczonego wpływu na lewicowe media, próbuje od początku swojej prezydentury legitymizować swoją władzę, idąc na łatwiznę, a jednocześnie wiedząc, że jest to niesamowicie skuteczne w tamtejszym układzie sił: a mianowicie w odpowiedzi na ataki zlewaciałego, zbolszewiciałego żydostwa zachodniego, używa przeciw niemu swojej kryszy strategicznej, tj. poparcia, którego mu udziela konserwatywne żydostwo, i to z Palestyny, i to amerykańskie. To taka wojna mafii. Ostatnie ponad półrocze dostarczało wiele uciech podczas obserwacji walki ideowej dwóch frakcji z jednej rodziny. Trump za tę kryszę, naprawdę silną i stabilną, musi na poważnie realizować politykę zabezpieczania interesów żydowskich na Bliskim Wschodzie i na świecie. Tu nie ma zmiłuj. Tu nie można się uchylić. To taka normalna polityka transakcyjna: „Wy, konserwatywni Żydzi, stanowicie mojego głównego sojusznika, moją główną podporę, moje główne wsparcie dające mi pewność, że nie stracę władzy. A ja z tej racji i z racji ideowych mi bardzo bliskich, będę wspierał państwo żydowskie za wszelką cenę i wbrew interesom narodowym USA”, bo przecież nie ma żadnych podstaw dyskursywnych, logicznych, żadnych przesłanek geopolitycznych, by Ameryka wspierała to państwo, poza cisnącą się na myśl analogią, iż USA to zainfekowany wpływami żydowskiej diaspory starożytny Egipt, który w sumie skończył fatalnie…. Tak. Początek władzy Trumpa – to wielki sukces żydostwa. O wielkiej zaradności, sprycie i pragmatyzmie decydentów znad Potomaku świadczy to, że zrzucają oni ciężar obsługi amerykańskiego długu ideologicznego wobec Żydów na państwa wasalne, m.in. takie jak Polin.
Dla Waszyngtonu najważniejszy jest zachodni brzeg Pacyfiku, ale – powtórzę – wyraźnie widać, że Biały Dom posiada plan unormowania tematów drugoplanowych dla swojej Grand Strategy (jeden – czyli bezpieczeństwo Izraela, za prezydentury Trumpa urósł co prawda – przynajmniej w sferze propagandowo-deklaratywnej – do tematu pierwszoplanowego) za pomocą zasobów, terytoriów oraz krwi swoich sojuszników.
Dlatego dzień po przemówieniu Trumpa w tym samym stylu, tzn. dezinformująco i propagandowo, wybrzmiały słowa wygłoszone przez konsula na Polskę, tj. Leutnant Generała Ben Hodgesa na warszawskiej konferencji Global Forum o obłudnym podtytule: „Silniejsi z aliantami” współorganizowanej przez nadwiślańską agenturę jankeską (jak PISM czy Scripps Networks Interactive – właściciela TVN) oraz masońską jaczejkę The Atlantic Council, na której to realny decydent naszych losów stwierdził: „Kiedy Stany Zjednoczone poważnie podchodzą do jakiegoś regionu, to wtedy inwestujemy w ten region swoje pieniądze i wysyłamy tam swoich ludzi. Nasza gospodarcza propserity jest ściśle związana z Europą”. (http://www.atlanticcouncil.org/blogs/new-atlanticist/addressing-twenty-first-century-threats)
Pan generał, jak i jego pryncypał dzień wcześniej na placu Krasińskich, wypowiadając nic niekosztujące bajeczki i łatwe emocjonalnie frazesy, są pewni , jak zawsze jankesi od 1989 r., że pozałatwiają tu, nad Wisłą, swoje interesy, nie wyjmując nawet z sakw podróżnych szklanych paciorków lub tanich świecidełek. Ian Brzezinski – synek niedawno zmarłego Zbiga – na tej samej konferencji przynajmniej nie owijał w bawełnę w kontekście kontrybucji na rzecz imperium i na rzecz Izraela. Mianowicie, kiedy opisywał Polin, chwalił nasz bantustan za odpowiedni, rozumiecie, „balans pomiędzy naturalnym, wynikającym z potrzeby skupieniem się na ochronie swojego terytorium (utrzymywanie przez władzę warszawską stanu antyruskiej, probanderowskiej sraczki mentalno-politycznej – przyp. mój) oraz wyrażaniem zdecydowanej chęci do stanięcia na wysokości zadania i byciem gotowym na operacje poza granicami kraju (Syria, Irak, wojna przeciw Persji w celu zabezpieczenia interesów żydowskich na Bliskim Wschodzie – przyp. mój), co jest odpowiedzią zarówno na obecne niedociągnięcia NATO, jak również umożliwia (a jakże! – przyp. mój) pogłębienie polsko-amerykańskiego sojuszu obronnego. Silniejszy sojusznik czyni sojusz mocniejszym”.
Prawda jest bowiem taka – i to może warto tubylcom powiedzieć jasno – że ogrywana PR-owo od pewnego czasu amerykańska tzw. Enhanced Forward Presence (eFP), tzn. wzmocniona wysunięta obecność wojskowa w naszym regionie, nie wyjdzie poza sferę symboliczną i propagandową, a skończy się w istocie pełną militarną „wysuniętą obecnością” polską na Bliskim Wschodzie, czego tutejsi patrioci i inni podejmą się z honorem, ochotą i z przekonaniem, że walczyć będziemy za „wolność naszą i waszą”. Ku chwale ojczyzny…
***
Kilka słów o tworzeniu nowej powojennej architektury bezpieczeństwa nazwanej Organizacją Narodów Zjednoczonych, którego zwieńczeniem była założycielska konferencja w San Francisco, rozpoczynająca się w kwietniu 1945 roku (Polaków nie zaproszono na nią), podczas której mocarstwa i pozostałe państwa negocjowały, ustalały zasady i reguły przyszłej gry. Jeden z negocjatorów sowieckich – Kiryłł Wasiljewicz Nowikow, w wywiadzie udzielonym polskiemu historykowi Wojciechowi Materskiemu na początku 1978 r. otwarcie stwierdził: „(…) najważniejsze decyzje zapadały na pierwszych spotkaniach przewodniczących delegacji tzw. wielkiej piątki (USA, Sowiety, Anglia, Francja, Chiny, choć po prawdzie najważniejsze decyzje zapadały w gronie: Mołotow, Eden, Stettinius – przyp. mój) albo w rozmowach prywatnych pomiędzy nimi. Reszta to była szopka (pokazucha). Daliśmy tym mniejszym występować na zasadzie gadaj, co chcesz, ale z tego gadania praktycznie nic nie wynikło w zasadniczych aspektach nowego sytemu bezpieczeństwa. Wszystko to zostało wcześniej uzgodnione w Dumbarton Oaks i Jałcie”.
„Idzie(…) nie o to, żeby być wolnym od błędu, lecz o to, żeby być bogiem.”
Plotyn „Enneady”
Zacznę analizę wystąpienia Trumpa na uroczystości zorganizowanej przez ambasadę amerykańską na placu Krasińskich od przyrównania zręczności imperialnej prezydenta do zręczności Katarzyny II. Poważne imperium w państwie zależnym od niego gra zawsze na wielu instrumentach i stara się wspierać nie tylko jedną stronę sporu. Katarzyna II nigdy nie pozwalała sobie na popieranie tylko Familii (stronnictwa Czartoryskich), podobnie Trump niemal na początku przemówienia, witając Bolka-Wałka, dał do zrozumienia, że Stany Zjednoczone zachowują sobie margines ruchu w każdą ze stron. Choć, myślę, że nie musiał tego robić werbalnie. Dla mnie wystarczającym sygnałem było to, że obok Bolka Amerykanie posadzili po jego lewicy Rudy’ego Guillianiego oraz Lejba Fogelmana (przyjaciela Kaczyńskiego Jarosława), jakby chcieli powiedzieć niezdecydowanym ewentualnie swoim namiestnikom warszawskim, którzy wahaliby się co do wypełnienia oczekiwań Waszyngtonu/Tel Awiwu, że zawsze jest alternatywa siedząca po prawej stronie Bolka (Schetyna i Petru). To było takie łaskawe otrzeźwienie dla rządzących w Warszawie. Taki sygnalik. Dobrze zresztą zapamiętany przez obecnych.
Speech Trumpa (https://www.whitehouse.gov/the-press-office/2017/07/06/remarks-president-trump-people-poland-july-6-2017) to wielki masoński pean ku czci stworzenia, które się samoubóstwiło, to hymn-pochwała człowieka i jego dzieła, człowieka, który nie potrzebuje Stwórcy, ponieważ sam poddał siebie, swoje czyny i dokonania ubóstwieniu. To pochwała pychy. Sakralizacja człowieka-demiurga. Pochwała rozumu i wiedzy, poznania i dającej dzięki niemu siły. To pean na cześć masońskiej konstrukcji: republiki, potrzebnej do niszczenia i osłabiania resztek świata schodzącego i leżącego obecnie w ruinie, potrzebującego nowoczesnej rekultywacji – chrześcijaństwa i choć w tym hymnie Trump używał, gdzie mógł – z różnych opisanych poniżej względów – kategorii i haseł mających dać nam do zrozumienia, że opcja, którą reprezentuje (kielnia i gwiazda Dawida), dzieli z nami te same wartości i wierzy w tego samego Boga, nie zmienia to faktu, że była to tylko zasłona dymna, za którą czają się nie nasze wartości i nie nasz bóg...
Dzięki niej atakujący drapieżnik zmniejsza dystans i pod jej zasłoną może nas mamić dobrze brzmiącymi frazesami. Ten mechanizm ujawniony w przemówieniu, mający coś z mimikry potrzebnej do oszukania przeciwnika (nas), nazwałbym podmianką tożsamości. Przemocą ukrytą pod miłymi dla naszego ucha i obolałych dusz hasłami, przemocą zakrytą pod płaszczem dywersji… To jest główna wykładnia ideologiczna, rdzeń przekazu. Reszta: geopolityka, bezpieczeństwo to, owszem, ważne, ale tylko jego pochodne..
Stąd pozornie zaskakujący początek – tj. krótkie wystąpienie Melanii Trump, czyli sygnał do lewackich oponentów na Zachodzie, że kobieta jest w optyce rządzących elit znad Potomaku ważna tak samo na froncie ideologicznym, jak w optyce tamtejszej bolszewii. Melania w kilku słowach pochwaliła masońską świątynię dla dzieci i młodzieży, tj. Centrum Nauki Kopernik (Trump także wymienił później nazwisko astronoma, jako jeden z symboli polskiej przeszłości, w istocie jedną z ikon masońskiej religii ceniącej każdego, kto naruszył zastany ład) za jego misję, która „ma inspirować ludzi do obserwowania, eksperymentowania, zadawania pytań i poszukiwania odpowiedzi”. To taka nowa wersja Klubu Krzywego Koła lub Klubu Poszukiwaczy Sprzeczności. Taka Innowacyjna Loża dla Małych i Starszych. Loża Kopernik w wersji popularnej. Pani imperatorowa za pomocą kilku zdań dała nam do zrozumienia, że obok Muzeum Polin, drugim alternatywnym centrum zmieniającym tożsamość nadwiślańskich tubylców jest wiedza, a właściwie wiara w jej wszechpotęgę, a której popularyzującym ją desygnatem w realu, taką popową, bardzo skuteczną, o szerokim zasięgu, macdonaldową wersją, ucieleśnieniem, jest Centrum Nauki Kopernik. Miła i atrakcyjna fabryczka służąca do produkowania małych Mistrzów Podejrzeń, która znad wiślanego brzegu podaje dłoń nad Warszawą drugiej eksterytorialnej muranowskiej fabryce, ogromnemu konglomeratowi, służącemu transformowaniu tubylczej tożsamości – Muzeum Polin. Kielnia i kaganek oświaty spięte żydowskim patronatem... Nic nowego nad Wisłą… I to teatrum! Laleczka Barbie na tle polskiego pomnika narodowego seppuku mówiąca nam, że pochodnię oświetlającą nasze ścieżki trzymać będą oświeceni, którzy wskażą drogę nie tyle resztkom tubylców, ile wybebeszonemu, o zrekonfigurowanej, apgrejdowanej tożsamości Nowemu Ludowi.
***
Trump, przejmując pałeczkę od swojej żony na scenie, od razu przeszedł do meritum, czyli łatwego urabiania nas. Imperator i ludzie stojący za nim przede wszystkim pragną tu, w Obszarze Wisły, oraz w Europie Środkowej umocnić iluzję wspólnoty historycznej, wartości, losów i wspólnoty tożsamości. Amerykanie bardzo zręcznie wykorzystują – jak zawsze – atmosferę zagrożenia w celu skupiania wokół imperium graczy zwasalizowanych ideologicznie, mentalnie i ekonomicznie. Kiedyś była to walka z nazizmem (sojusznikiem były Sowiety), potem walka z komunizmem (przeciwnikiem były Sowiety), dziś narody zjednoczone, „narody miłujące pokój” (ulubione stwierdzenie bardzo często używane przez Roosevelta i Stalina w korespondencji między sobą) w obliczu kolejnego wspólnego wroga – terroryzmu (deklarują nam, że: islamskiego, choć dobrze wiemy, że wrogiem jest każda nieprawomyślna idea, mądrość etapu może ulegać dynamicznie zmianie), mają się kryć w otoczce wspólnych idei, wartości, zasad, a których jedynym nadzorcą i głównym opiekunem oraz orędownikiem ma być Waszyngton.
W sferze geopolityki Amerykanie w naszym regionie na szeroką skalę stosują offshore balancing w celu naciskania na Moskwę i Berlin. Robią to bezkosztowo, ba, wręcz z zyskiem dla siebie, tak ekonomicznym, jak politycznym. Symbolika militarna stosowana przez USA (oksymoron: stała rotacyjna obecność) ma tylko być pomocna w propagandowej tresurze tubylców oraz wspierania PR-owego namiestników nadwiślańskich, którzy w wyjątkowo prymitywny sposób przekonują Polaczków, że los naszego kraju pod ich zarządem jest na prawidłowym kursie i ścieżce.
Trump na placu Krasińskich zgrabnie szturchnął Berlin, krytykując etatyzm, biurokrację, stagnację, przeregulowanie jego tworu, tj. UE (zabawne, że ta krytyka dotyczy również obecnego socjalistycznego polskiego rządu): „Stały rozrost rządowej biurokracji, która pozbawia ludzi woli działania i bogactwa. Zachód osiągnął wielki sukces nie dzięki biurokracji i regulacjom, ale dlatego, że ludzie mieli możliwość podążania za swoimi marzeniami i realizowania swoich dążeń”.
Krótko przypomniał, dokładnie jak Obama, że Rosja może grać jak chce, jeśli uzna swoją przedmiotowość wobec hegemonii USA: „Wzywamy Rosję, by zaprzestała swoich destabilizujących działań na Ukrainie i wszędzie indziej, i przestała udzielać wsparcia wrogim reżimom – w tym Syrii i Iranowi – a zamiast tego przyłączyła się do wspólnoty odpowiedzialnych narodów w naszej walce przeciwko wspólnym wrogom i w obronie cywilizacji”, jak również oświadczył Chinom, że region Międzymorza jest oznaczony, obszczany przez Amerykę i teraz to jest jej podwórko, na którym żadne poważne chińskie inwestycje nie mogą mieć miejsca, a Amerykanie stawią czoła chińskiej nawale, azjatyckim, obcym, pogańskim hordom, dzięki swojemu potencjałowi, kreatywności, technologiom, potędze myśli i Półwysep Europejski nadal jest amerykańskim perymetrem, ponieważ scala nas wspólna tożsamość: „Nasi przeciwnicy są skazani na porażkę, bo nigdy nie zapomnimy, KIM JESTEŚMY. Jeżeli nie zapomnimy, nikt nas nie pokona. Nie zapomną Amerykanie. Nie zapomną narody Europy. Jesteśmy najbardziej wolną i najwspanialszą wspólnotą narodów, jaką znał świat. Komponujemy symfonie. Dążymy do innowacji”.
Ta przebiegle suflowana nam wspólna tożsamość, wspólna historia, braterstwo broni w obliczu wspólnego zagrożenia, wyrażana w takich zdaniach, jak: „Nasi (amerykańscy i polscy – przyp. mój) żołnierze nadal dziś służą w Afganistanie i Iraku, zwalczając wrogów wszelkiej cywilizacji. (…) Oba nasze kraje łączy szczególna więź, u podstaw której leżą wyjątkowe dzieje i charakter narodu. Tego rodzaju wspólnota występuje tylko między ludźmi, którzy walczyli, przelewali krew i umierali za wolność. (…) Ale dziś na Zachodzie wciąż stoimy w obliczu poważnych zagrożeń dla naszego bezpieczeństwa i stylu życia. I są to realne zagrożenia. Stawimy im czoło. I na pewno zwyciężymy. (…) Stoimy w obliczu innej opresyjnej ideologii – której celem jest eksport terroryzmu i ekstremizmu po całym świecie. Ameryka i Europa padają ofiarą jednego zamachu terrorystycznego po drugim. Powstrzymamy je. (…) Obecnie Zachód również staje w obliczu sił, których celem jest wystawienie na próbę naszej woli, zachwianie naszej determinacji i zagrożenie naszym interesom. By przeciwstawić się nowym formom agresji, w tym propagandzie, przestępczości finansowej oraz atakom cybernetycznym, musimy tak przystosować nasz sojusz, by skutecznie konkurował w nowych obszarach i na nowych polach bitewnych” (podkreślenie moje), więc te wszystkie retoryczne zagrywki mają na celu przede wszystkim: powtórzę: przygotowanie nas na zbrojne zaangażowanie na Bliskim Wschodzie w obronie interesów żydowskich, ale także transformację naszej własnej tożsamości. Stąd tak wiele odnośników do żydowskich korzeni, którymi Polin wrasta rzekomo w glebę Europy: „Pod podwójną okupacją naród polski przeżył nieopisaną gehennę: zbrodnię katyńską, holokaust, warszawskie getto i powstanie w getcie, zniszczenie pięknej stolicy i zagładę prawie jednej piątej ludności. Kwitnąca żydowska społeczność – najliczebniejsza w Europie – została zredukowana niemal do zera w wyniku systematycznych nazistowskich mordów na żydowskich obywatelach Polski, a brutalna okupacja pochłonęła niezliczone ofiary”. Ale najbardziej znacząca w przemówieniu Trumpa była opowiastka o roli i znaczeniu Alei Jerozolimskich w powstaniu warszawskim. Ten cały dający do myślenia passus o mocnym emocjonalnym zabarwieniu:
„W sierpniu 1944 roku, tak jak teraz, Aleje Jerozolimskie były jedną z głównych arterii przecinających miasto ze wschodu na zachód. Kontrola nad nią miała kluczowe znaczenie dla obu stron bitwy o Warszawę. Wojsko niemieckie chciało ją przejąć jako najkrótszą drogę przemieszczania oddziałów na front i z frontu. To wąskie przejście zadecydowało o kontynuacji Powstania. Mieszkańcy i powstańcy, ryzykując życie, biegli tym wąskim przejściem, by nieść pomoc swojemu miastu. Wróg nie ustawał w ataku na maleńki przyczółek cywilizacji, a Polacy nie ustawali w jego obronie. Przesmyk przez Aleje Jerozolimskie wymagał ciągłej obrony, napraw i umocnień. Ale wola obrońców, nawet w obliczu śmierci, była niezachwiana; przejście istniało do ostatnich dni Powstania. Nigdy nie zostało zapomniane, dzięki Polakom było zawsze dostępne. Pamięć o ofiarach tego heroicznego wydarzenia woła do nas przez dziesięciolecia, a wspomnienia o obrońcach przejścia przez Aleje Jerozolimskie należą do najbardziej żywych. Ci bohaterowie przypominają nam, że Zachód został ocalony dzięki krwi patriotów, że każde pokolenie ma w tej obronie do odegrania swoją rolę. I że każda piędź ziemi, każdy centymetr naszej cywilizacji jest tej obrony wart” – wyraża wg mnie głębszą ideę, która jest częścią światopoglądu obecnych elit amerykańskich, a jednocześnie jest odpowiedzią na prawdopodobne propozycje rosyjskie, które przywiózł 3 lipca do Warszawy przewodniczący Knesetu, pan Edelstein. Ta idea o mesjańskim charakterze, to przekonanie o historycznym znaczeniu narodu żydowskiego, którego wiara, tradycja, idee są nie tyle częścią naszej cywilizacji i kultury, nie są one nawet równorzędne, ile dzięki wyjątkowej pozycji wynikającej tak z religii „judeochrześcijańskiej”, jak i z historii (naród szczególnie naznaczony poprzez cierpienia i ofiary) – Żydzi stali się liderami opinii, liderami frontu cywilizacyjnego, dzięki czemu mają prawo narzucać swoją własną narrację wszystkim innym, a na co rządzący Ameryką, całkowicie wobec nich zależni – zgadzają się. Biały Dom i elity znad Potomaku przyznają jednocześnie, że Żydzi mogą być użytecznym i wygodnym łącznikiem między Zachodem i Wschodem, pośrednikiem w aliansie jankesko-ruskim, pośrednikiem, który jest żywotnie zainteresowany zbliżeniem Moskwy z Waszyngtonem. Dilerem, podwykonawcą, żyrantem, prokurentem, który może jednocześnie z woli obu imperialnych stolic sprawować nadzorczą funkcję nie tylko nad Polin, ale i nad naszym regionem.
Stąd wszystkie znienawidzone przez laickie, bolszewickie, zachodnie żydostwo hasła, jak Naród, Rodzina, Bóg, Wspólnota, a które u Polaczków wywoływały fale uniesienia, były artykułowane tak odważnie przez Trumpa w przemówieniu, ponieważ imperator mówił do nas, wyrażając idee nacjonalizmu żydowskiego. Głośno oznajmiał nam wielką pochwałę narodu wybranego, który ma prawo bronić swoich wartości, ziemi, tradycji i wiary, używając do tego nie tylko zasobów amerykańskich, ale także zasobów państw zależnych od USA; ja w ogóle nie przesadzę, jeśli Trumpa nazwę imperialistą żydowskim, cóż, on pragnie po prostu Wielkiego Izraela:
„Musimy pracować razem, by przeciwstawić się siłom, niezależnie od tego czy pochodzą z wewnątrz czy z zewnątrz, z Południa czy ze Wschodu, które z czasem grożą podważeniem tych wartości i zerwaniem więzów kultury, wiary i tradycji (jakich? chrześcijańskich, żydowskich? – przyp. mój), które stanowią o naszej tożsamości (jakiej tożsamości, jak ją Waszyngton definiuje? – przyp. mój). Jeśli się im nie przeciwstawimy – siły te pozbawią nas odwagi, nadwątlą naszego ducha i osłabią naszą wolę niezbędną do obrony siebie i naszych społeczeństw. (…) Podczas historycznego spotkania w Arabii Saudyjskiej wezwałem przywódców ponad 50 krajów muzułmańskich, by połączyli siły dla wykorzenienia tej groźby, która zagraża całej ludzkości. Musimy zewrzeć szyki w obliczu wspólnych wrogów, by pozbawić ich terytorium, finansowania, sieci powiązań oraz wszelkich form ideologicznego wsparcia. Walczymy zdecydowanie z radykalnym islamskim terroryzmem. I walkę tę wygramy. Nie możemy zaakceptować tych, którzy posługują się nienawiścią, by usprawiedliwić przemoc wymierzoną w niewinnych. (…) Oddajemy cześć naszym starożytnym bohaterom (co to ma znaczyć? o jakich bohaterach mowa? o Aleksandrze Macedońskim, o krzyżowcach, czy ze szczególnym uwzględnieniem o tych ze Starego Testamentu? – przyp. mój), pielęgnujemy nasze odwieczne tradycje oraz zwyczaje (jakie? katolickie, chrześcijańskie, czy żydowskie?) i zawsze szukamy oraz odkrywamy nowe możliwości. Nagradzamy błyskotliwe talenty, dążymy do doskonałości i uwielbiamy inspirujące dzieła sztuki, które oddają cześć Bogu (jakiemu? – przyp. mój). (…) I przede wszystkim, doceniamy godność życia każdej ludzkiej istoty, bronimy praw każdego człowieka i podzielamy nadzieję na życie w wolności tkwiące w każdej ludzkiej duszy (tak, ale tylko żydowskie dzieci nie mogą być abortowane, wg przepisów religijnego prawa żydowskiego, dzieci zaś gojów – mogą – przyp. mój). Tę wielką międzynarodową społeczność łączy jeszcze jeden wspólny element: to NARÓD, a nie możni tego świata, stanowił zawsze podwaliny naszej wolności i kamień węgielny naszej siły (tak, ale słysząc te słowa, warto pamiętać, że obecnie tylko naród żydowski jest immunizowany na zarzut nacjonalizmu, to o nim tutaj mowa, o Narodzie nadrzędnym, nie zaś o narodach mniej wartościowych – przyp. mój)”.
Trump, nadmieniając po raz kolejny o Alejach Jerozolimskich, jakby chciał nam przypomnieć, że Warszawa to Jerozolima Północy, a Polin to teren, na którym zbiegają się tradycje i wartości żydowskie i chrześcijańskie, sugeruje nam, że mieszkańcy Obszaru Wisły mogą się bić o obce im w istocie imponderabilia jak za swoje własne, ponieważ pierwiastek żydowski jest częścią cywilizacji Zachodu, Izrael to Zachód, nie Azja, i że pierwiastek ten daje nadzieję na przetrwanie, wzmocni nas i naszą ziemię, a dzięki dolepieniu nam nowej połówki twarzy staniemy się silniejsi, bogatsi duchowo, odporniejsi oraz doskonalsi, bardzo być może nawet dołączymy do grona narodów poważniejszych, dzięki nowym elitom, które będą sprawowały nadzór nad tubylcami: „Dzisiaj, więzy spajające naszą cywilizację mają znaczenie nie mniejsze – i wymagają nie mniej zaciekłej obrony – niż ta piędź ziemi, na której skupiała się nadzieja Polski na istnienie (Aleje Jerozolimskie – przyp. mój). Nasza wolność, nasza cywilizacja i nasze przetrwanie zależą od tych właśnie więzi historii, kultury i pamięci (podkreślenie moje). (…) Nasza obronność to nie tylko zobowiązania finansowe – to także zaangażowanie WOLI. Historia Polski uczy nas, że obrona Zachodu nie zależy ostatecznie od pieniędzy, a od woli przetrwania narodu. I tu pojawia się zasadnicze pytanie naszych czasów: czy Zachód ma WOLĘ przetrwać. Nasza walka w obronie Zachodu nie zaczyna się na polu bitwy – zaczyna się od naszych umysłów, naszej woli, naszych dusz”.
Pytanie tylko, czym jest naprawdę w tym świetle Zachód i czy jest tym czymś, za co warto przelewać krew…
Argonauci Międzymorza
W kontekście wielkiej gry geopolitycznej wokół naszego regionu, nie dziwi mnie zatem misja specjalna przewodniczącego Knesetu Yuli Yoel Edelsteina, który po trzydniowej wizycie w Moskwie (27-29 czerwca) i spotkaniach z tamtejszymi ważnymi politykami, przyjechał bezpośrednio do Polski, aby spędzić tu cztery dni (30 czerwca-3 lipca), a finałem tej wizyty były spotkania z Dudą oraz marszałkami Sejmu i Senatu. Ten rosyjski Żyd, ważna osoba w establishmencie państwa żydowskiego, przybył, aby sprawdzić, czy Polaczki na pewno pomogą Żydom w wojnie przeciw Persom, na jakim etapie są przygotowania legislacyjne oraz propagandowe dotyczące zwrotu mienia żydowskiego nad Wisłą oraz na jakim etapie jest walka z tzw. mową nienawiści, czyli z tymi wszystkimi, którzy mogą stawiać jakikolwiek opór geostrategicznej tranzycji zasobów z Izraela oraz z diaspor żydowskich na Zachodzie do Rzeczpospolitej Przyjaciół. Stawić opór podmiance tożsamości. Wielce znacząca i szokująca jest deklaracja przewodniczącego Knesetu i marszałka Senatu o wspólnej organizacji izraelsko-polskiej przyszłorocznych obchodów stulecia naszej niepodległości (sic!).
Dodatkowo – jak pisałem w tekście pt. „Polin, czyli Ghost Ground”, pan Edelstein przywiózł, wg mnie, specjalną ofertę od prezydenta Putina, która została prawdopodobnie przekazana Trumpowi za pośrednictwem Warszawy, a na którą odpowiedział on poniekąd w swoim przemówieniu, kiedy – rzewnie mówiąc o Alejach Jerozolimskich – dał do zrozumienia, że dil rusko-jankeski wokół naszego regionu ze szczególną rolą żydowską, jest możliwy, a co panowie mogli osobiście dopowiedzieć w Hamburgu dzień po warszawskim wystąpieniu Trumpa.
Kalendarium misji Edelsteina:
Wizyta Edelsteina w Moskwie 27-29 czerwca: „Друзья, коллеги, Мы рады приветствовать вас в Москве.”
http://www.mid.ru/ru/foreign_policy/news/-/asset_publisher/cKNonkJE02Bw/content/id/2804207
https://www.knesset.gov.il/spokesman/eng/PR_eng.asp?PRID=13488
https://www.knesset.gov.il/spokesman/eng/PR_eng.asp?PRID=13489
https://www.knesset.gov.il/spokesman/eng/PR_eng.asp?PRID=13493
https://www.knesset.gov.il/spokesman/eng/PR_eng.asp?PRID=13494
Wizyta Edelsteina w Polsce 30 czerwca-3 lipca:
Nasz Francuski Łącznik odwiedził Festiwal Kultury Żydowskiej w Krakowie dedykowany Jerozolimie. Tam też nasz posłaniec zjadł szabasową kolację z „setkami członków społeczności żydowskiej w Krakowie”. Jak pisałem wielokrotnie, polskie duże miasta stanowią forpocztę zmian tożsamościowych, są liderami nowej transformacji. Pomijam milczeniem skrajnie niebezpieczną dla nas kwestię, czyli uznawanie Jerozolimy za stolicę państwa żydowskiego: http://www.jewishfestival.pl/pl/27-fkz-strona-glowna/:
3 lipca spotkane z Dudą:
http://www.prezydent.pl/aktualnosci/wydarzenia/art,658,prezydent-andrzej-duda-przyjal-przewodniczacego-knesetu.html
Spotkanie z marszałkiem Sejmu: „W trakcie dzisiejszych rozmów marszałek Sejmu wyraził też chęć włączenia przedstawicieli Knesetu w podejmowane przez Polskę działania w Europie Środkowej i Wschodniej, takie jak m.in. forum Europa Karpat. – Chcemy budować fundamenty pozytywnej współpracy między państwami i narodami, mimo dzielących je granic religijnych, terytorialnych i administracyjnych. Liczę, że taka współpraca będzie się rozwijała – zaznaczył Marek Kuchciński”.
http://www.sejm.gov.pl/Sejm8.nsf/komunikat.xsp?documentId=418624DC4AFA7111C12581520043D595
Spotkanie z marszałkiem Senatu, relacja dostarcza samych pasjonujących informacji. Na stronach Senatu czytamy: „Zdaniem marszałka Senatu i przewodniczącego Knesetu, stosunki między oboma krajami są bardzo dobre, czego wyrazem są wizyty państwowe na najwyższym szczeblu – premiera i prezydenta. Niemniej jednak warto rozwijać współpracę gospodarczą, edukacyjną, kulturalną czy turystyczną. Temu właśnie służą kontakty na poziomie bilateralnych grup oraz komisji parlamentarnych. Marszałek Karczewski uważa, że jest to także pomost do rozwijania kontaktów międzyludzkich i do zwalczania stereotypów, że jest to „najlepszy barometr relacji państwowych”. Przypomniał on, że w II wojnie światowej oba narody ucierpiały w sposób niezwykle dotkliwy, zaś niektóre stereotypy nadal je ranią. ‘Między Polską a Izraelem jest dobra przyszłość’ – powiedział marszałek Senatu. ‘Spotkania bilateralne zbliżają nasze społeczeństwa. Zwłaszcza mam nadzieję, że młodzi Polacy i Żydzi wypracują nowe otwarcie i nowy kierunek dla naszej współpracy’ – dodał. ‘Całkowicie się zgadzam z Pańską diagnozą. Tym bardziej że parlamentarzyści mogą pracować w dłuższym wymiarze czasu i nie oczekuje się od nich natychmiastowych rezultatów. Zgadzam się też co do znaczenia współpracy młodzieżowej, która może poprawić komunikację między naszymi krajami w dłuższej perspektywie’ – oznajmił przewodniczący Knesetu.
Yuli-Yo’el Edelstein zwrócił uwagę na szerzenie się mowy nienawiści w Internecie, na podżeganie do rasizmu i antysemityzmu. ‘Jest to dla nas bardzo ważne, aby znaleźć wspólną płaszczyznę do zwalczania tych treści, a jednocześnie zbytnio nie ograniczyć internetowej wolności. Dzięki współpracy, także parlamentarnej, możemy próbować zapobiegać i przeciwdziałać tym negatywnym trendom’ – powiedział. ‘Nas również niepokoi krążąca w Internecie masa nieprawdziwych i obraźliwych informacji. Jest to zjawisko globalne i coraz bardziej powszechne’ – przyznał Stanisław Karczewski. Poinformował przy tym o planowanej na jesień konferencji państw Trójkąta Weimarskiego, która będzie poświęcona tzw. hejtowi w Internecie (sic!).
Marszałek Senatu Stanisław Karczewski i przewodniczący Knesetu Yuli-Yo’el Edelstein zgodzili się co do potrzeby rozszerzenia polsko-izraelskiej współpracy parlamentarnej oraz konieczności zwalczania mowy nienawiści w Internecie. Obie strony zadeklarowały współpracę w organizowaniu przypadających w przyszłym roku uroczystości związanych z 100. rocznicą odzyskania przez Polskę niepodległości i 70. rocznicą powstania państwa Izrael, a także otwarcia pierwszego na świecie poselstwa Izraela w hotelu Bristol w Warszawie. ‘Między Polską a Izraelem jest dobra przyszłość’ – powiedział marszałek Senatu”.
http://www.senat.gov.pl/aktualnosci/art,9859,spotkanie-karczewski-edelstein-rozwoj-wspolpracy-parlamentarnej-i-sprzeciw-wobec-hejtu-w-internecie.html
Warto rzucić okiem na żydowską relację ze spotkań, ponieważ tradycyjnie nasi semiccy przyjaciele mówią trochę więcej niż ich polscy partnerzy:
https://knesset.gov.il/spokesman/eng/PR_eng.asp?PRID=13498
Iran i roszczenia: „Przewodniczący Edelstein podczas spotkania z prezydentem Dudą skupił się na zagadnieniach ze sfery bezpieczeństwa i dyplomacji dotyczących sytuacji w Izraelu i w regionie, zwłaszcza tych dotyczących kwestii irańskiej. Omawiano także kwestię programu edukacyjnego skierowanego do młodych ludzi, dzięki któremu można wpajać im pamięć o holokauście”.
Pełen wasalizm strony polskiej na spotkaniu u marszałka Sejmu: „Przewodniczący Edelstein oraz marszałek Sejmu Kuchciński zgodzili się co do współpracy prawnej pomiędzy Izraelem i Polską, jak również co do wspólnej walki z antysemityzmem”. No i w takich deklaracjach ujawnia się pełna podrzędność strony polskiej wobec państwa żydowskiego, tzn. całościowe żyrowanie przez Polin żydowskiej polityki zagranicznej na płaszczyźnie międzynarodowej. Żydzi wiedzą, są pewni, że cokolwiek zrobią, zawsze mogą liczyć na poparcie swoich ruchów przez jakiekolwiek „elity” Polin. Lejb Fogelman, Maciej Zalewski, Paweł Śpiewak i wielu innych ukrytych strażników dba o to…: „Przewodniczący Edelstein poprosił marszałka Kuchcińskiego o podjęcie starań w celu niepopierania przez Polskę inicjatywy UNESCO dotyczącej postępowania Izraela wobec miejsc świętych w Jerozolimie”.
Żydzi, dzięki posiadanym wpływom, sprawności oraz dzięki wsparciu Ameryki, Berlina i Rosji, to prawdziwi Argonauci Międzymorza, oni szykują wielką wyprawę po Złote Runo. Pragną sprawować kontrolę nad szlakami komunikacyjnymi, kanałami finansowymi, przepływami gotówki, inwestycjami w naszym regionie, sprawując w istocie w nieodległej przyszłości zarząd powierniczy nad pomostem bałtycko-adriatycko-czarnomorskim, a na który – w przypadku dogadania się Waszyngtonu i Moskwy – da zielone światło i Orient, i Okcydent. Tu nie będzie żadnego miejsca dla nas. W Rzeczpospolitej Przyjaciół prawo bytu będą mogli mieć nadzorujący oraz przetransformowani zombie. Jakieś resztki zdegenerowanej pamięci o mglistej przeszłości…. I o tym właśnie mówił nam imperator w Warszawie…
***
Nad Niemnem, 8-11 lipca 2017 r.