Jak co roku Rada Mediów Etnicznych ma swoje stoisko na Canadian National Exhibition (CNE). 20 sierpnia, w trzeci dzień trwania tej wystawy, Rada Mediów Etnicznych miała swój dzień i oficjalne otwarcie sezonu na CNE. Imprezę Rady prowadził znany w Polonii były wieloletni poseł do parlamentu prowincji Ontario, pan Tony Ruprecht. Była obecna również minister obywatelstwa i imigracji, pani Laura Albanese, był obecny dyrektor CNE, no i dziennikarze, a zarazem członkowie Rady Mediów Etnicznych.
Jest niedziela, ja przyniosłem na nasze stoisko świeże „Gońce”. Patrzę na rozłożone gazety, a wśród nich poszukuję wzrokiem innych pism z naszej polonijnej prasy. O, jest „Merkuriusz”, są „Wiadomości”, jest „Życie”, „Puls”, „Związkowiec”, „Gazeta”. Widzę również „New Link”, który jest pismem Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie. My, Polonia, jako grupa etniczna mamy chyba najwięcej pism na stoisku. Może inne grupy etniczne mieszkające w Ontario, czyli raczej na terenie wielkiego Toronto, mają ich więcej, no ale nie doniosły, żeby się tym pochwalić.
To, co jest fajne, to że stoisko Rady Mediów Etnicznych jest umieszczone zaraz koło sceny, na której odbywają się występy artystów i zespołów, oraz jest też wykorzystywane na okolicznościowe przemówienia różnych oficjeli. Jest więc możliwość patrzenia na pokazy. Właśnie zaraz po imprezie Rady Mediów Etnicznych rozpoczęły się występy folklorystycznego zespołu z Niemiec, a dokładnie chyba z Bawarii. Występom tego małego zespołu przyglądało się jakieś 500 – 700 osób. Wszystkie miejsca siedzące były zajęte. Świetnie bawiący się dorośli i dzieci stali również wokół sceny. Siłą tego występu było to, że było pięciu mężczyzn ubranych w bawarskie stroje, którzy tańczyli w takt muzyki z Bawarii. Ale nie tylko z Bawarii, bo usłyszałem również melodię „Polka Dziadek”, którą w Polsce spopularyzował swoją aranżacją Karol Namysłowski i która później otwierała program „Lato z Radiem”. Melodię, którą Karol Namysłowski upowszechnił w Polsce, a później pomogło w tym jeszcze „Lato z Radiem”, które z kolei rozpowszechniło ten utwór na klarnet w ówczesnych krajach socjalistycznych. Można śmiało powiedzieć, że po audycjach „Lata z Radiem” melodia była kojarzona przez miliony właśnie z Polską.
W tym roku na CNE ta wesoła polka robiła za ludową muzykę z Bawarii. Co jest też i prawdą. Te tańce, no, to nie były zupełnie tańce, ale raczej taka układanka taneczno-cyrkowa. Szanowna publika bawiła się świetnie i kupowała, tak myślę, patrząc po bardziej kolorowym niż europejskim zbiorowisku roześmianych, rozentuzjazmowanych widzów, te występy i muzykę jako czysto aryjsko-nordycką. A więc można sprzedać wszystko, na czele ze skoczną ludową muzyką zadomowioną bardziej w Polsce niż w Niemczech. Ta muzyka, w momencie kiedy tancerze są ubrani w odpowiednie mundurki, może robić za stuprocentową muzykę niemiecką.
W każdym razie trzeba pogratulować i tancerzom (a może raczej cyrkowcom), jak i choreografom pomysłu na układanki taneczne i wywijasy już raczej cyrkowe.
Tak sobie pomyślałem, że to, co widziałem, to był najlepszy pomysł na pozytywną sprzedaż wizerunku danego kraju po najniższej możliwie cenie, jakiego nie widziałem od dłuższego już czasu. No bo przyjedzie pięciu cyrkowców-tancerzy, powywijają w takt muzyki granej z playbacku dla grupy 500 – 700 osób przez 30, czy nawet 45 minut, przerwa na dwie godziny, i z powrotem za chwilę występ, który pozostanie w pamięci wielu. No to jest po prostu świetny pomysł na tanią reklamę Niemiec i Angeli Merkel.
Trzeba pomyśleć, jak skopiować ten pomysł na atrakcyjny występ na potrzeby reklamy naszej grupy etnicznej. Skoro skoczną muzykę mamy własną, to z resztą układu artystycznego nie powinno być dużego kłopotu.
Z innych wrażeń – w tym roku jest mniej pawilonów i mniej zwiedzających na CNE niż w roku poprzednim i niż dwa czy trzy lata temu. Myślałem, że jest to tylko moje wrażenie, ale nie, pytałem się innych, którzy byli i w dzień poprzedni, i byli w dniu otwarcia, i ci też odnieśli takie wrażenie, że ludzi zwiedzających CNE jest mniej.
Jak się później dowiedziałem, na CNE w tym roku nie przyjechało z USA, uwikłane tam w jakąś sprawę sądową, wielkie koło młyńskie. Być może informacja o tym, że nie przyjedzie, zniechęciła część tych, którzy zamierzali przyjść z dziećmi, no i zniechęciła również część młodzieży. Nie wiem, czy tak jest na pewno do końca, więc piszę w trybie przypuszczającym, bo czy jedno koło młyńskie, nawet takie bardzo duże, czy też lunapark mogłoby mieć aż taki wpływ na frekwencję? Czy też może ta mniejsza frekwencja jest oznaką czegoś innego? Ale z drugiej strony, czego? Tego nie wiem.
Dodam, że do CNE najlepiej dojechać metrem, a później autobusem lub tramwajem, bo w ten sposób unika się płacenia po 20 – 25 dolarów za samochodowe miejsca do parkowania, jakie oferowane są w pobliżu przez co bardziej obrotnych z tych zamieszkujących w okolicach CNE.
Janusz Niemczyk