Polacy, którzy w XIX wieku zjawili się w Nowej Zelandii, bardzo rzadko uważani byli za Polaków. Nie mieli przecież ani polskich paszportów ani żadnych innych oficjalnych polskich dokumentów. Legitymowali się dokumentami krajów zaborczych, a więc głównie Prus, i za takich zazwyczaj byli uważani.
Trudno jest dziś dokładnie określić liczbę polskich emigrantów z tego okresu. Spis ludności przeprowadzony w Nowej Zelandii w roku 1874 wykazał liczbę zaledwie 60 Polaków, w tym 8 kobiet. Dane te trudno uznać za wiarygodne. Na pokładach bowiem sześciu pierwszych statków, które w latach 1872-1873 przypłynęło blisko 200 Polaków. Takie dane znaleźć można na listach pasażerów statkowych.
Niewiarygodne dane wykazał również kolejny spis ludności z roku 1878, kiedy to narodowość polską podały zaledwie 132 osoby. Według tego spisu, najwięcej Polaków mieszkało: w prowincjach Westland: w Hokitika, Greymouth i Jackson's Bay – razem 44 osoby, kolejnych 30 Polaków mieszkało w prowincji Otago: w Greytown/Allanton i Warhola, a reszta w okolicy Auckland.
Następny spis ludności z roku 1896 wykazał liczbę 101 Polaków, a w roku 1921 – 339 Polaków mieszkających w: Wellingtonie i prowincji – 109 osób oraz w prowincjach: Taranaki – 82, Auckland – 79, Otago – 53, Canterbury – 30, Westland – 15, Hawke's Bay 12 i Nelson – 4 osoby. Spis z roku 1921 wykazał 339 Polaków urodzonych w Polsce oraz 1620 osób z polskich rodziców: 947 mężczyzn i 673 kobiet.
Spór o narodowość polskich emigrantów, uważanych często za Prusaków lub Niemców, jest bezprzedmiotowy. Oni sami uważali się bowiem za Polaków, którzy musieli uciekać z kraju przed zaborcami. Innego zdania jest jednak nauka niemiecka, która stawia tezę, jakoby nasi rodacy z zaboru pruskiego byli Niemcami. Takie poglądy można znaleźć w pracy dr. Jamesa N. Bade czy dr Brigitte Boniach-Brednich.
W pracach tych autorzy przedstawiają wielu badaczy i emigrantów w Nowej Zelandii jako Niemców, nie biorąc pod uwagę ich polskiego pochodzenia. Tak czynią autorzy: z Janem Rajnoldem i Janem Jerzym Forsterami z Gdańska, Gustawem von Tempskym, rodziną Subritzkich oraz polskimi osadnikami z Taranki, Christchurch, Otago, Jackson's Bay i Wairarapa, których potomkowie po dziś dzień demonstrują swoje polskie pochodzenie.
Nowozelandzcy Polacy byli przedstawieni jako Niemcy tylko dlatego, że pochodzili z ziem polskich znajdujących się pod zaborem niemieckim. Niemieccy badacze stawiali obywatelstwo wyżej niż narodowość, bez postawienia pytania o tożsamość badanych.
W wielu też miejscowościach zamieszkiwanych przez Polaków, np.: w Allanton na Wyspie Południowej, Polacy nazywani byli powszechnie "niemieckimi Polakami". Bernard Fabisch, urodzony w Inglewood na Wyspie Północnej w roku 1889 i mieszkający tam do roku 1975, wspominał, jak jego ojciec często mówił, że w domu byliśmy prześladowani przez Niemców, a tutaj, w Nowej Zelandii, uważają nas za Niemców.
Nowozelandzcy urzędnicy zasadniczo też uznawali polskich emigrantów za obywateli Niemiec albo Prus, bo na listach statkowych przedstawiani byli zazwyczaj jako Niemcy albo Prusacy.
Dodatkowym argumentem dla urzędników nowozelandzkich w uznawaniu Polaków za Niemców lub Prusaków była ich znajomość języka niemieckiego. Dziś na internetowej stronie miasteczka Inglewood na Wyspie Północnej, budowanego przez polskich emigrantów, które przez lata było i nadal jest ważnym ośrodkiem tradycji polskich w Taranaki, czytamy m.in., że w Inglewood i okolicy osiedlali się imigranci z Anglii i Polski i zaraz za nazwą naszego kraju, w nawiasie, że… niektórzy z nich mówili po niemiecku, co mogło być rozumiane przez niektórych, że mogli to być Niemcy z Polski.
http://www.goniec24.com/goniec-zycie-polonijne/item/850-spisy-ludno%c5%9bci#sigProId8c510de04e
Także język nie zawsze może być wykładnikiem narodowości. Pochodząca z Carterton na Wyspie Północnej Cecylia M. Cudby, w rozmowie z dr. J.W. Pobóg-Jaworowskim powiedziała, że jej matka Lucy (Łucja) miała 17 lat, kiedy przyjechała do Nowej Zelandii, i znała bardzo dobrze język niemiecki. Ze swoją rodziną porozumiewała się jednak głównie po polsku i w tym języku modliła się do końca życia w roku 1943, kiedy to skończyła 78 lat. Jej zaś ojciec Michał Hoffman korespondował po polsku z rodziną w Polsce.
Wśród polskich emigrantów w Nowej Zelandii byli też i tacy, którzy języka niemieckiego nie znali. Pamiętając zaś doznane od Niemców krzywdy, nie lubiło ich i uczyć się ich języka nie chciało. Ich potomkowie, nadal mieszkający w Nowej Zelandii, opowiadali o swoim polskim pochodzeniu, zachowując nadal swe polsko-kaszubskie tradycje.
Innego zdania od badaczy niemieckich jest wielu naukowców nowozelandzkich. Dr R.A. Lochore uważa np., że: podczas gdy zdecydowana większość imigrantów z Niemiec była pochodzenia germańskiego, to Leopold Hartman zauważył w prowincjach Taranaki, Wairapa i Canterbury przypadki tzw. Prusaków, których językiem ojczystym był polski i którzy bez wątpienia uważali się za Polaków. Nieokreślona liczba tzw. pruskich emigrantów z ubiegłego wieku była w rzeczywistości Polakami z Prus Zachodnich i Poznańskiego.
Polskości emigrantów nie może też podważyć niemiecka pisownia ich nazwisk. Tak było np. z ks. Michaelem Uhlenbergiem ze Stratford w prowincji Taranaki, który w rozmowie z dr. J.W. Pobóg-Jaworowskim powiedział mu: pewno, że my Polaki.
Za Polaków uważali się również Baumgartowie, noszący także niemieckie nazwisko, podobnie jak wielu innych rdzennych Kaszubów. Polskie tradycje w Nowej Zelandii zachowywali też: Bachman, Bucholtz, Gehrke, Hese, Hoffman, Klempfeld, Laugher, Max, Mueller, Osten, Peter, Rader, Rimmerman, Schielke, Schmitz, Schroeder, Stiller, Teike, Treder, Weilman, Wattembach, Zimmerman.
Wielu emigrantów polskich w Nowej Zelandii nosiło też nazwiska zniemczone. Tak je zapisano w gminach pruskich, gdzie przyszli na świat, albo zniekształcono, zapisując fonetycznie na listach statkowych, tworzonych przez niemieckich przewoźników. Byli wśród nich: Bischewski, Polaschek, Bonish, Marschlan, Plechalosch, Jacubowitz, Lukaschewski, Ninsky, Scholkowski, Wischnowski czy Burzutzki.
Spisami ludności polskiej w Nowej Zelandii zajmowało się wiele tamtejszych organizacji polonijnych – m.in. Polish Heritage of Otago and Southland w Dunedin oraz Polish Genealogical Society of New Zealand w New Plymouth ze swoimi prezesami Paulem Klimkiem i Rayem Watemburgiem.
Tekst i zdjęcia:
Leszek Wątróbski
Szczecin