Tak myślę, że to dlatego wiara w Polsce ma inny wymiar niż wiara wśród wielu narodów. Wszystko zaczęło się w domu, od kołysanek, później od kolęd. W kolędach ich autorzy prości ludzi, proste kobiety śpiewają o Bogu, do Boga, do swojego dziecka, o tym jak bardzo Go kochają. Bo kochają Go jak swoje małe, dopiero co narodzone, wymagające opieki dziecko. Śpiewają z nadzieją, że jak się wyśpi, to będzie zdrowe, silne. Będzie z niego zdrowa osoba, mogąca pomóc kiedyś innym, w tym i swoim rodzicom. Wiele z polskich kolęd można śmiało śpiewać do snu małym dzieciom. Utwory kościelne innych narodów już tak do tego, by śpiewać je dzieciom, raczej się nie nadają. No może z wyjątkiem austriackiej kolędy „Cicha noc”.
http://www.goniec24.com/goniec-zycie-polonijne/item/7968-%e2%80%9eb%c3%b3g-si%c4%99-rodzi%e2%80%9d-%e2%80%93-koncert#sigProIdf69b3af04b
W koncercie, który miał miejsce 8 stycznia br. w kościele Our Lady of Sorrows, mogliśmy właśnie usłyszeć to, co kiedyś usłyszeliśmy w rodzinnym domu. Bardzo dobry głos, pasujący do śpiewanych polskich kolęd, ma Anna Wójcik. Anna jest urodzona tu, w Kanadzie, w Mississaudze. Ale głos, sopran, ma bardzo dobry, pasujący właśnie do polskich kolęd. Jej głos to jest taki archetyp głosu młodej matki.
Przykładem polskiej kolędy, w takiej nienaruszonej, naturalnej formie, była kolęda zaśpiewana przez kapelę góralską. To był naprawdę świetny pomysł wprowadzenia między kolędy tej góralskiej kapeli. To była polskość w całym swoim wymiarze. To była naturalna polskość, jaką wielu z nas pamięta z czasów, kiedy byliśmy małymi dziećmi. Kapelę góralską prowadził Tadeusz Zdybał.
Z polskich kolęd, które powstały poza Polską, najbliższą polskiej uczuciowości jest stworzona w Austrii kolęda „Cicha noc”. Widziałem w kościele wiele osób, które przyszły z dziećmi. Mogę się domyślić, że te dzieci, to właśnie są dzieci tu, w Kanadzie, urodzone. Poprzez wysłuchanie tych kolęd może zrozumieją one uczuciowość swoich rodziców. Trzeba pochwalić to, że rodzice przyprowadzili swoje dzieci, żeby zobaczyły, jak rodzice byli wychowywani. Jak rodzice wyrastali.
Przebywająca okazyjnie w Kanadzie Jadwiga Niebelska została zaproszona do zaśpiewania i wykonała z towarzyszeniem chóru arię z oratorium „Mesjasz” Georga Haendla. Anna Wójcik śpiewała kolędy wespół z tenorem Riccardo Iannellem. Tenor Riccardo Iannello ma ładny, łagodny głos. Jego głos ma taką typową włoską barwę. To był dobry pomysł, żeby zaśpiewał on wraz z Anną Wójcik. Anna Wójcik ma wysoki, jasny, dźwięczny głos, ale wymaga on wzmocnienia silniejszym głosem męskim. I tu pomoc Riccardo Iannella była bardzo na miejscu.
Koncert rozpoczął się kolędą angielskojęzyczną, którą chór „Novi Singers” wykonał z zespołem dzwonków. To w polskiej kulturze nieistniejący rodzaj muzyki. Tak, tak, jak można sobie wyobrazić, że Bóg się rodzi, a dzwony anielskie tego nie zwiastują. „Bells of St. Matthew’s”, bo tak nazywa się zespół wykonujący muzykę na dzwonkach, wprowadził publiczność w nastrój świąteczny, oczarował unikatowym brzmieniem, znakomicie łączącym się z brzmieniem chóru. I tak zaczął się udany koncert. To był dobry pomysł takiego układu programu. Tu trzeba dodać, że wszystkie polskie kolędy były zaaranżowane przez niezmordowanego Macieja Jaśkiewicza. Z utworów niepolskich wykonane zostały dwie części oratorium „Mesjasz” Georga Haendla: aria autorstwa „But Who May Abide” i słynny chór „Halleluja”.
Georg Haendel był Niemcem, który spędził ostatnie 45 lat życia w Anglii. Był obok Bacha i Vivaldiego jednym z trzech najwybitniejszych kompozytorów baroku. Tworzył na zamówienie brytyjskiego dworu królewskiego. To już był zupełnie inny poziom duchowości osób, dla których Haendel tworzył. No cóż, Haendel tworzył na chwałę Bożą, ale i tworzył na chwałę potęgi Brytanii. Wówczas w Anglii w szkołach przykościelnych nie tylko szlachta, ale i ludzie ze wsi i mieszkańcy miast, czyli plebs, uczyli się pisać i czytać. Inaczej więc mogła wyglądać opowieść o Bogu. Więc i muzyka dla tych umiejących pisać i czytać słuchaczy była inna.
Muzyka Georga Haendla jest właśnie taka, jak by to powiedzieć, strzelista. Czy dobrze się stało, że Haendel został włączony do tego jakże polskiego koncertu kolęd? Czy Haendel nie burzył nieco przesłania koncertu? Trudno powiedzieć. Może następny koncert kolęd zorganizowany przez maestro Macieja Jaśkiewicza będzie składał się z polskich kolęd jedynie i z polskich kołysanek. Tak żeby słuchacze usłyszeli, zobaczyli pewną jedność przesłania. Żeby zobaczyli, skąd ich pobożność i wyczucie Boga się bierze, skąd pochodzi.
Ale tak czy inaczej, osoby polskiego pochodzenia, a takich była znakomita większość na koncercie, są zgłodniałe polskiej muzyki, polskiej uczuciowości w okresie zimowym. Wszystkie bilety zostały wyprzedane. Tak więc piękny kościół, z bardzo dobrą akustyką, miejsce koncertu względnie łatwo dostępne, tematyka, wykonawcy, to wszystko sprawiło, że kolejny koncert chóru prowadzonego przez Macieja Jaśkiewicza był pełnym sukcesem.
Gratulujemy i czekamy na nowy koncert.
Janusz Niemczyk