Jak wobec tego dana grupa etniczna powinna okazać swój wkład w budowę nowej ojczyzny – Kanady, tak by była zapamiętana w jej historii?
W samym Toronto mówi się ponad stu językami. A w całej Kanadzie iloma? Co roku do Kanady przyjeżdżają nowe grupy uchodźców, nowe grupy emigrantów. Każda z grup stara się zachować stary język kraju, z którego pochodzi. No może nie każda. Są takie grupy etniczne, które świetnie sobie radzą, przyswajając sobie język angielski niemalże od pierwszego dnia pobytu. Taką grupą etniczną są Żydzi. Ich status w każdym niemalże nowo zaadaptowanym kraju jest wysoki poprzez skrócenie czasu adaptacji, poprzez przyjęcie nowego języka niemalże od pierwszego dnia pobytu w danym kraju. Jednocześnie Żydzi poprzez zachowanie swojej religii utrzymują jedność plemienną.
Z nami, Polakami, jest inaczej. Mamy względnie wysoki status społeczny w Kanadzie, mamy i mieliśmy osoby w naszej polskiej społeczności, które wniosły znaczny wkład w budowę Kanady, w jej kulturę, w szkolnictwo, ale wiedza o tych ludziach istnieje wśród nas, żyjących Polaków, trochę wiedzą o nich ich najbliżsi znajomi w grupie zawodowej, w której pracują, i to wszystko. Wiedza o tych wybitnych ludziach nie rozszerza się poza polskie środowisko, powoli obumiera i zanika.
A więc ciągle nam, Polakom, tu w Kanadzie czegoś brakuje. Czego? Brakuje nam tego, by nasze drugie i trzecie pokolenie było ze swoich rodziców dumne. Ale do tego potrzeba, by przekaz o tym, szczególnie ten przekaz pisany, był podany w języku angielskim. My i organizacje polonijne jesteśmy winni naszym dzieciom i naszym wnukom przekazanie informacji o wkładzie osób polskiego pochodzenia w budowę Kanady; winni tego, by ten przekaz był podany w języku angielskim.
Niedawno w Kanadzie zupełnie młoda, niespełna czterdziestoletnia pisarka napisała w swojej książce o emigrantach, że w czasie drugiej wojny światowej istniały polskie oddziały SS. No cóż, prawdziwa historia drugiej wojny światowej została przykryta mitologią wojny stworzoną przez Hollywood. Mitologia Hollywoodu stała się prawdą w oczach przeciętnych ludzi.
Czy czasem nasza społeczność polska nie zawiniła tutaj tym, że nasze prawdy, prawdy o nas, o naszej historii zostały zamknięte wewnątrz naszej grupy etnicznej, za pomocą naszego trudnego języka? Nie za bardzo rozumiem, dlaczego nasze organizacje polonijne nie pomagają za pomocą sponsorowania finansowego w tłumaczeniu przekładów książek napisanych o Polakach w Kanadzie na język angielski? Najwyższy czas po temu!
Mam właśnie w rękach książkę o wybitnych osobach polskiego pochodzenia, które oddały nowej ojczyźnie, Kanadzie, szczególne usługi. Książka nosi tytuł „Kanada uskrzydlona polskością” i została napisana przez Krystynę Starczak-Kozłowską. Jest to książka napisana i złożona bardzo profesjonalnie. Zawiera wiele ciekawych informacji na temat tak osób indywidualnych, jak i całej Polonii.
Na przykład, w rozdziale pt. „Żeby życie było radosne... Barbara Głogowska” przeczytamy taki ustęp: Po wojnie najbardziej przejął ją los polskich weteranów, wśród nich bohaterów spod Monte Cassino, których Kanada przyjęła pod warunkiem, że dwa lata będą pracować na farmach. Farmerzy, którzy wybierali weteranów na rynku pracy, traktowali ich niemal jak konie na targowisku, sprawdzając mięśnie, zaglądając niemalże w zęby. Przyszło bohaterom wojennej pożogi pracować na tych farmach po 16 godzin dziennie, bez śniadania i możliwości pójścia w niedzielę do kościoła czy spotkania z przyjaciółmi. No cóż, przypomina się powiedzenie Norwida: „ideał dotknął bruku”... Tego nie można było tolerować. Mąż Basi, prawnik, sędzia Apelacyjnego Trybunału Imigracyjnego, spisał treść zażalenia, dokumentując prawdę o warunkach pracy weteranów, i wraz z ówczesnym prezesem Kongresu Polonii Kanadyjskiej, adwokatem Józefem Grocholskim, pojechali z tym do Ottawy do Ministra Spraw Weterańskich. Po rozpatrzeniu całej pracowicie przygotowanej przez Polaków dokumentacji minister zarządził, że odtąd weterani mogą pracować na farmie o połowę krócej, tylko rok, aby dostać pobyt stały.
*****
Mąż Basi, Franciszek Głogowski, był działaczem dużego formatu. Żadna sprawa polska nie była mu obca - poprzez Kongres Polonii Kanadyjskiej nalegał, żeby skarby wawelskie wróciły do Polski. Pisał o tym dużo w “Związkowcu”, którego przez 20 lat był redaktorem naczelnym. Umiał przemawiać, z ludźmi rozmawiać i z nimi współpracować. Dobrze zorganizowany, rzutki i energiczny, większość czasu oddawał pracy społecznej, w domu był gościem. Dla rodziny i przyjaciół lubił robić tylko znakomity bigos, na który nigdy nie zdradził przepisu - ale wtedy trzeba było mu zostawić całą kuchnię, a po wykonanej przezeń pracy wydajnej, trzeba przyznać, pracy kulinarnej - wszystko sprzątnąć, on tylko zapraszał na ów bigos znajomych. Miał ważniejsze sprawy na głowie, weekendy spędzał, odwiedzając z odczytami poszczególne grupy Związku Polaków w Kanadzie. Lubił publicznie głosić swoje przekonania, była zapalonym aktywistą Kongresu Polonii Kanadyjskiej, Związku Polaków w Kanadzie, i to przez długie lata, a odszedł w 1998 roku. Za pracę społeczną nikt wtedy nie żądał zapłaty, wszystko robiło się bezinteresownie, z potrzeby serca. W ludziach gorzał jakiś wielki, powojenny entuzjazm...
Oboje wrastali szybko w nowy młody kraj, który oto szykował się do stworzenia swojej flagi. W związku z procesem wyboru wzoru barw kanadyjskiego sztandaru Franciszek Głogowski przeżył w 1959 roku chwilę przedziwnie piękną i wzniosłą. Powołany do komisji, która miała dokonać wyboru nadsyłanych propozycji, jeździł z tą komisją po całej Kanadzie, był na północy i w Vancouver... Napłynęło sto kilkadziesiąt propozycji.
Tu należy dodać, że Głogowski dobrze znał Lestera Pearsona, premiera Kanady i lidera Partii Liberalnej, do której Franciszek należał, będąc sędzią Sądu Apelacyjnego Trybunału Imigracyjnego w Ottawie, nie raz się z premierem stykał. Teraz stał akurat przy Lesterze Pearsonie, gdy decydowało się, czy na fladze będą uwidocznione trzy listki klonu, czy tylko jeden. Premier wybrał jeden, a potem gdy przyszło do wyboru koloru flagi, nachylił się do Głogowskiego i szepnął:
- A teraz będziesz się cieszył, bo polskie kolory wybrałem! Rzeczywiście premier Kanady wybrał kolor biały i czerwony!!! To było więcej niż radość, Franciszek poczuł w sercu nagły przypływ wielkiej euforii...
A potem, każdy z komisji dostał tę dopiero co skomponowaną flagę na pamiątkę. Basia Głogowska przechowywała tę flagę, podarowaną mężowi w takiej chwili do końca swych dni...
Książkę pt. „Kanada uskrzydlona polskością” można kupić bezpośrednio u autorki pani Krystyny Starczak-Kozłowskiej. Należy zadzwonić pod nr telefonu: (416) 242-6510.