Błąd
  • JFolder::pliki: Ścieżka nie jest folderem. Ścieżka: /var/hsphere/local/home/goniec/goniec24.com/images/domdziecka1619
Uwaga
  • There was a problem rendering your image gallery. Please make sure that the folder you are using in the Simple Image Gallery Pro plugin tags exists and contains valid image files. The plugin could not locate the folder: images/domdziecka1619

farolwebad1

A+ A A-

W grupie siła!

Oceń ten artykuł
(1 Głos)

Ojciec Marcin zapowiadał, że tegoroczny wyjazd do Everton będzie wyjątkowo ciężki do przetrwania. Uczestnicy mieli poznać nowy wymiar postu – bez wody, propanu, ogrzewając się tylko drewnem. Nawet grupy odpowiedzialne za utrzymanie ognia były już rozpisane. Ale w ostatniej chwili okazało się, że szefostwo Camp Everton przydzieliło nam inne chaty.

Młodzież na tę wieść odetchnęła z ulgą. Dostaliśmy dwa domki, więc dziewczyny i chłopaki spali osobno. Do miejsc, gdzie mieliśmy spać według pierwotnego planu, podobno nie można było się dostać.

Przyjechaliśmy w pierwszy dzień wiosny, ale zima trzymała jeszcze mocno. Do domków szło się oblodzoną drogą w dół i już wyobrażałam sobie, jak będą wyglądać wyprawy po wodę. Po wodę trzeba było chodzić do domu rangera, obok parkingu. Jedna grupa w istocie, wracając, rozlała pół baniaka.

Ranger pomógł nam przewieźć wyposażenie grupowe, ale swoje bagaże każdy musiał nieść sam. Jedna dziewczyna miała nawet walizkę na kółkach, którą puściła w dół po lodzie.

W domkach było przyjemnie i ciepło. Świeciły się lampy propanowe. W każdym było jedno duże pomieszczenie, do którego przylegało kilka małych pokoików z piętrowymi łóżkami. Na miejsce dotarliśmy w piątek wieczorem, więc mieliśmy niewiele czasu. Rozpakowaliśmy się i zrobiliśmy postne kanapki z serem, pomidorem i ogórkiem. Był jeszcze czas na zabawy integracyjne.

Pamiętając pielgrzymki do toalety, które w zeszłym roku trwały do 3 nad ranem, zastanawiałam się, jak teraz będzie wyglądało spanie. I byłam mile zaskoczona. Krótko po 11 w domku było już cicho, każdy układał się do snu. Podobnie było drugiej nocy, tylko dwa razy musiałam uciszyć dziewczyny, potem mówiły szeptem i zaraz poszły spać. Może to była kwestia małych kilkuosobowych sypialni. Gdy jest jeden 20-osobowy pokój, jedni drugich wybijają ze snu.

W sobotę pobudka o 5.45. Jedna grupa poszła po wodę, reszta szybko dokonała porannej toalety, która ograniczała się do umycia zębów, czasem do opłukania twarzy. Msza św. i oczekiwane śniadanie. Oczekiwane, bo dzień przed wyjazdem jedna z dziewczyn zamieściła na fejsbuku swoje zdjęcie z pięciokilogramowym słoikiem nutelli, który był kupiony na wyjazd. Żeby było sprawiedliwie, kanapek z nutellą było tyle, ilu uczestników wyjazdu. W ten sposób mieliśmy nadzieję, że inne też zostaną zjedzone.

Pierwszym punktem sobotniego programu była wycieczka piesza. W tym roku młodzieży było dużo, więc dojazd do szlaku musiał być zorganizowany na dwie raty. Pojechałam jako opieka pierwszej tury i musieliśmy niestety czekać na resztę ponad pół godziny. A było zimno, do tego wiał wiatr. Gdy o. Marcin przyjechał z drugą połową grupy, stwierdził, że jednak skrócimy pierwotnie planowaną trasę. I to sporo, bo zamiast 10 kilometrów przeszliśmy około trzech.

Wybraliśmy szlak w Limehouse Conservation Area. Okazało się, że przypadkiem przejście trasy miało wymiar wyjątkowo integracyjny i wspólnotowy.
W Limehouse znajduje się obszar zwany "Hole in the Wall". Podłoże jest skaliste, poprzecinane licznymi wąwozami, są urwiska, drabiny i schodki. Po zimie oczywiście wszystko należycie oblodzone.

Już na początku uświadomiłam sobie swoje niedopatrzenie, bo przed wyruszeniem z parkingu powinnam powiedzieć młodzieży, w jaki sposób oznaczony jest szlak. Najpierw szłam z przodu, ale potem kilka osób mnie wyprzedziło. I właśnie pech chciał, że na tym skalistym terenie szlak nagle skręcił w lewo, ale prosto, wprost na dół urwiska, była pięknie wyślizgana ścieżka. I co zrobiła młodzież? Wesoło zjechała na pupach po takiej zjeżdżalni. Na szczęście tylko trzy osoby plus jedna, której nie zdążyliśmy zatrzymać przed chęcią niesienia pomocy. Nie dało się wrócić tą samą drogą, trzeba było kombinować inaczej. W końcu udało się wciągnąć wszystkich z powrotem.

Na trasie jest też moment, gdy po schodkach i drabince schodzi się do szczeliny skalnej. Do schodków wszyscy po kolei zjeżdżaliśmy jak małe dzieci. Spora część drabinki natomiast była skuta lodem, więc osoby, które już zeszły, pomagały tym, które były jeszcze na górze. Po tym każdy miał jeszcze jeden krótki obowiązkowy zjazd i na koniec jeden długi. Można było go ominąć bokiem, ale większa część grupy nie chciała zrezygnować z tej frajdy.

Tu pomyślałam sobie, że młodszą grupę cenię właśnie za tę umiejętność zabawy. Dla starszej przejście takiej trasy byłoby czymś niemożliwym, nie mówiąc już o spaniu w domkach w lesie, w których nie ma wody, a do toalety trzeba chodzić na zewnątrz. Młodsi potrafią popatrzeć na to jak na przygodę, dlatego gdy o. Marcin poprosił mnie o pełnienie roli opiekuna, nawet się nie zastanawiałam.

Na postoju za mostem o. Marcin przypomniał młodzieży o znaczeniu wspólnoty. Zapytał, kto byłby w stanie sam przejść dzisiejszy szlak. Wszyscy przyznali, że bez pomocy kolegów, bez wzajemnego zaufania byłoby to bardzo trudne, jeśli w ogóle możliwe.

Dalsza część trasy prowadziła wzdłuż potoku Black Creek. Szliśmy przez las i w porównaniu z odcinkiem przez skały przejście było bardzo łatwe.

Na dwie tury wróciliśmy do obozu. Po drodze kupiliśmy chleb – nikt się nie spodziewał, że młodzież będzie miała taki apetyt. Korzystając z dobrodziejstwa propanu (zaraz pomyślałam o tych rosnących cenach gazu w Ontario), zrobiliśmy gorącą herbatę i wstawiliśmy wodę na ryż. Na obiad było leczo i po przedpołudniowych przeżyciach chyba wszystkim smakowało.

Po południu przeszliśmy do toru przeszkód, który znajduje się na terenie obozu. Z tym jak zwykle było dużo śmiechu. Przy okazji niektóre dziewczyny mogły się przekonać, że kalosze nie są najlepszym obuwiem do przechodzenia ścianki wspinaczkowej. Ale muszę przyznać, że walczyły dzielnie.

Pod wieczór koło domku chłopaków rozpaliliśmy jeszcze ognisko. Dało się odczuć, że dzień robi się coraz dłuższy, koło 8 jeszcze było widno.

Dowiedziałam się też, że osoby, które w poście nie jedzą mięsa, w sobotę po wieczornej Mszy św. już mogą spożywać kiełbaski z ogniska.

Zwróciłam też uwagę na latrynę chłopaków. Była bardzo porządna, a to pewnie dlatego, że miała swojego patrona. Pierwszy raz widziałam coś takiego. Miejscu ustronnemu patronował działający od 1991 roku lider skautingu Ted Claxton – jego portret wraz z portretem królowej Elżbiety II i założyciela skautingu lorda Baden- Powella wisiał w owej latrynie.

Gdy zrobiło się zbyt zimno, by siedzieć przy ogniu, przenieśliśmy się do domku dziewczyn. Zagraliśmy w grę integracyjną, w której każdy na początku musiał urwać kawałek papieru toaletowego z rolki – tyle, ile chciał. Potem należało policzyć odcinki papieru i przekazać o sobie tyle informacji, ile było listków. Wprowadziliśmy zastrzeżenie, że osoby, które mają mniej niż 10, nie mogą mówić, jak się nazywają czy ile mają lat. Dwóch rekordzistów miało ponad 50 kawałków papieru. Jeden z nich z braku pomysłu mówił nawet, że w jego imieniu są dwie litery "t", a w nazwisku aż trzy "o". Potem jednak grupa pomogła i zaczęła zadawać pytania pomocnicze.

Niedzielę uczciliśmy późniejszą pobudką – mieliśmy wstać o 6.00, ale chyba nawet o. Marcin trochę zaspał, bo dopiero o 6.25 przyszedł budzić dziewczyny. W niektórych przypadkach szło to wyjątkowo opornie. Od rana świeciło słońce, można się było spodziewać, że mróz jest spory. Po śniadaniu każdy miał trochę czasu na spakowanie się, a potem wyszliśmy na dwór na gry zespołowe.

O. Marcin podzielił młodzież na małe grupy, z których każda musiała przebyć wyznaczoną trasę. Zespoły były 2-3-osobowe, a trudność polegała na tym, że w każdym jedna osoba miała oczy zasłonięte chustką. Pozostałe musiały ją prowadzić. Niektórym to prowadzenie tak dobrze szło, że aż się zastanawiałam, czy przypadkiem nie podglądają jakoś bokiem spod chustki. Na koniec przewidziany był sprawdzian zaufania – każdy musiał tyłem spaść ze stołu, wierząc, że osoby ustawione na dole w dwuszeregu go złapią. Udało się, nikt nie wylądował na ziemi.

Wróciliśmy na Mszę św., potem przygotowaliśmy obiad. Młodzież dzielnie uczestniczyła w odgrzewaniu sosu i gotowaniu makaronu, dało się jednak wyczuć lekki posmak przypalonego. Ale gdyby wyjazd był dłuższy, na pewno by się wyrobili.

A potem niestety przyszedł czas na dopakowanie ostatnich rzeczy, posprzątanie domków i powrót. Zapakowaliśmy samochody, jeszcze zatrzymaliśmy się na pożegnalne timbitsy w Timie Hortonsie w Acton i ruszyliśmy w drogę do Toronto.

Katarzyna Nowosielska-Augustyniak

Ostatnio zmieniany piątek, 28 marzec 2014 14:24
Zaloguj się by skomentować

Nasze teksty

Turystyka

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…

O nartach na zmrożonym śniegu nazywanym ‘lodem’

        Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwodne światy Maćka Czaplińskiego

Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej

Przez prerie i góry Kanady

Przez prerie i góry Kanady

Dzień 1         Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej

Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…

Tak wyglądała Mississauga w 1969 roku

W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej

Blisko domu: Uroczysko

Blisko domu: Uroczysko

        Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej

Warto jechać do Gruzji

Warto jechać do Gruzji

Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty…         Taki jest refren ... Czytaj więcej

Prawo imigracyjne

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

Kwalifikacja telefoniczna

Kwalifikacja telefoniczna

        Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej

Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…

Czy musimy zawrzeć związek małżeński?

Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski  sponsorskie czy... Czytaj więcej

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej

Prawo w Kanadzie

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

W jaki sposób może być odwołany tes…

W jaki sposób może być odwołany testament?

        Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą.  Jednak również ta czynność... Czytaj więcej

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY” (HOLOGRAPHIC WILL)?

        Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę.  Wedłu... Czytaj więcej

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TESTAMENTÓW

        Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.