Drugie Stowarzyszenie powstało oficjalnie 1 marca 1948 roku. Polacy postanowili je stworzyć samodzielnie, bez udziału w nim polskich Żydów. Jego rozwój w pierwszych latach był powolny i trudny – twierdził Polikarp Kliczewski – wieloletni prezes Stowarzyszenia Polaków w Nowej Zelandii w latach siedemdziesiątych XX wieku:
…wśród przyczyn wyliczyłbym: brak świadomości o potrzebie takiej organizacji wśród nas, błędne osobiste zapatrywania, wreszcie brak pomieszczenia…
Dzięki zasadom naszego statutu, pomimo nacisku i szantażu od ultrakrańcowych stronnictw, zachowaliśmy niezależność apolityczną… Mając dziś większość trudności poza sobą, powinniśmy bardziej przyczynić się do pracy społecznej, godnej każdego Polaka. Nie poddawajmy się apatii i zniechęceniu, nie osiadajmy na laurach osobistych ambicji, lecz pracujmy wspólnie nad krzewieniem "polskości" i naszych tradycji narodowych. Przekażmy te wzniosłe idee naszemu potomstwu, a tylko wtedy będziemy pewni, że "polskość" w tym kraju nigdy nie zaginie.
O początkach drugiego Stowarzyszenia pisano na łamach "Wiadomości Polskich", oficjalnego pisma Stowarzyszenia Polaków w Nowej Zelandii, w listopadzie 1986 roku. Zamieszczono w nim niepodpisany tekst z podtytułem: artykuł dyskusyjny. Czytamy w nim m.in.:
Stowarzyszenie Polaków w Nowej Zelandii, założone 1 marca 1948 roku w Wellington, dzięki inicjatywie śp. Tadeusza Szczerbo-Niefiedowicza – kapitana polskiego statku "Narvik", stosunkowo szybko rozwinęło się w ogólnopolonijną organizację społeczną. Jego statut z klauzulą "Stowarzyszenie jest apolityczne" wyeliminował z życia organizacji modne wówczas rozgrywki między partiami politycznymi o supremację wśród społeczeństw polonijnych za granicą – nie stając jednocześnie na przeszkodzie organizowania obchodów rocznic narodowych i podejmowania akcji i starań natury niepodległościowej na rzecz dalekiej Ojczyzny.
Powitanie ks. Maksymiliana Szury przed Domem Polskim
Pierwszy Dom Polski w Wellingtonie znajdował się przy Kenwyn Tce. Był jednak zbyt mały i nie spełniał podstawowych wymogów organizacyjnych. Zaczęto więc szukać pilnych rozwiązań. Pisał o tym m.in. prezes Leon Domański na łamach "Wiadomości Polskich":
…rozmyślając, jak powstał drugi Dom Polski, mimo woli przypomina mi się doroczne walne zebranie Stowarzyszenia Polaków w Wellingtonie przy Kenwyn Tce w roku 1962. Jak to zawsze bywa na naszych zebraniach, w pierwszym rzędzie najwięcej czasu zawiera wybranie zarządu, a potem dyskusja nad wolnymi wnioskami. Jednym z takich wniosków był wniosek p. Krystyny Skwarko, w którym wnioskodawczyni zreferowała i podkreśliła konieczną potrzebę posiadania większego domu. Po dłuższej dyskusji zebrani większością głosów wniosek poparli i wybrali Komitet Budowy lub zakupu większego Domu Polskiego, w skład którego weszli pp: J. Szuflita, J. Januszkiewicz, C. Nowakowski, J. Wypych i L. Domański.
Wybrany komitet miał przed sobą ciężkie zadanie do wykonania. Jednym z największych problemów to uzyskanie przynajmniej 30 tys. dolarów, mniej więcej połowę wartości kosztorysu nowego budynku. Ażeby taką sumę zebrać, trzeba było naszą małą Polonię przekonać i zjednoczyć ku jednemu celowi. A w tym czasie działały trzy grupy na polu społecznym. Pierwszej przewodziło Stowarzyszenie Polaków, drugiej Stowarzyszenie Polskich Kombatantów, a trzeciej Fundusz Dobroczynności. Każde z tych ugrupowań chciało być jedynym gospodarzem Domu Polskiego i pod własnym dachem skupiać wszystkich Polaków na naszym terenie.
Jak pisał dalej prezes L. Domański, odbyło się w tej sprawie kilka zebrań wspomnianych ugrupowań w celu połączenia zasobów materialnych na wspólny zakup większego Domu Polskiego. Wysiłki w tym kierunku nie dały jednak żadnego rezultatu.
Uczestnicy zebrań doszli wreszcie do przekonania, że Stowarzyszenie Polaków w Nowej Zelandii musi samo przeprowadzić to tak ważne przedsięwzięcie, licząc tylko na pomoc i zrozumienie ogółu społeczności polskiej w Wellingtonie.
Komitet opracował również warunki nabycia Domu Polskiego przez dobrowolne opodatkowanie się członków i nieczłonków, przez zakup udziałów, albo złożenie na ten cel ofiary – w wysokości 100 dolarów od rodziny.
Budynek na nowy Dom Polski znaleziono dopiero w końcu 1964 roku. Jedną z największych jego zalet był fakt, że po zajęciu przez Stowarzyszenie Polaków jednego piętra, parter można było wynająć i w ten sposób spłacać zaciągniętą pożyczkę.
Na zebraniu wellingtońskiej Polonii w dniu 25 września 1964 roku, w starym Domu Polskim na Kenwyn Tce upoważniono Zarząd Stowarzyszenia wraz z Komitetem do:
– zakupu wybranego budynku przy 257 Riddiford St.,
– sprzedania Domu Polskiego przy Kenwyn Tce.,
– zbierania funduszy i zaciągnięcia odpowiednich pożyczek.
Komitet natychmiast rozpoczął akcję zbiórkową i na spotkaniu, w tym samym jeszcze dniu, zebrał pierwsze 2400 dolarów.
Po wpłaceniu zadatku Komitet stanął w obliczu dużych trudności w otrzymaniu pożyczki w wysokości 30.000 dolarów. Instytucje bankowe tłumaczyły się faktem, że ze względu na charakter społeczny polskiej organizacji stanowią – w ich przekonaniu – tak zwany "bad risk". Dopiero w drugim terminie, dzięki wstawiennictwu monsiniora ks. J.J. Heavey ks. R.B. Durhama i z miejscowej kurii biskupiej otrzymali potrzebne na zakup domu pieniądze.
Klucze do nowego Domu Polskiego Stowarzyszenie Polaków otrzymało w lutym 1965 roku i od tej chwili stało się jego prawnym właścicielem. Od tego też dnia rozpoczęły się tam sobotnie prace przy przeróbkach pierwszego piętra. W ciągu tygodnia pracowali tam emeryci i urlopowicze, wykonując różne roboty. W soboty, szczególnie w godzinach popołudniowych, pracowało tam czasami do 40 osób. Brakujących fachowców zastępowali ludzie z dobrymi chęciami i zapałem.
Dużą pomoc pracującym przy remoncie Domu Polskiego niosły polskie kobiety. One zaopatrywały pracujących w obiady, "cup of tea" i kolacje, szyły firanki i zasłony do okien i na scenę, a przy okazji sprawdzały, czy ich mężowie uczciwie i solidnie wykonują powierzone im zadania.
Otwarcie Domu Polskiego miało miejsce 2 czerwca 1965 roku. Rozpoczął je uroczysty bal fundatorów Domu Polskiego. W dniu otwarcia Domu Polskiego zarząd Stowarzyszenia Polaków zapożyczony był na sumę 36.000 dolarów. W trzy miesiące zaś później wynajął parter i małe mieszkanie na drugim piętrze i z tą chwilą budynek zaczął spłacać się sam. Osiem lat później, w roku 1973, dzięki solidnej, zaradnej i oszczędnej pracy następnych zarządów, Dom Polski został zupełnie spłacony. W czasie tego ośmioletniego okresu w Domu Polskim mieściła się Polska Szkółka Sobotnia, gdzie dzieci uczyły się języka ojczystego i historii Polski. Odbywały się też imprezy kulturalno-oświatowe, narodowe, towarzyskie itd. Dom był ogniskiem życia polskiego "Małej Polski" pod Krzyżem Południa.
W latach następnych rozbudowano i ulepszono świetlicę i połączono ją razem z biblioteką, gdzie znajdowały się dzieła sztuki ludowej i gdzie można było również czytać czasopisma i książki polskie. Zaczęto też myśleć o ewentualnym kupnie nowego, jeszcze większego, domu dla Stowarzyszenia.
Mając już budynek spłacony, uważam, że należy 50 proc. naszych dochodów odkładać na fundusz nowego domu, większego i wygodniejszego. Budynek obecny jest już dość stary i wcześniej czy później musimy go zmienić. Proponuję więc zakup sekcji pod przyszły Dom Polski, nawet gdyby w tym celu trzeba było zaciągnąć pożyczkę. Koszt ziemi w tym kraju bez przerwy wzrasta, w żadnym więc wypadku nic na tym nie stracimy. Nowy gmach powinien mieć przynajmniej cztery piętra, dwa do naszego użytku, a dwa do wynajęcia. W ten sposób zapewniamy dla naszej organizacji solidne podstawy finansowe.
Pierwsze ćwierć wieku działalności Stowarzyszenia Polaków w Nowej Zelandii nie było wcale łatwe. Ludzie nie zawsze dobrze rozumieli zadania stojące przed zrzeszoną w Stowarzyszeniu Polonią nowozelandzką. Były czasy górne, ale były też i chmurne – pisał w jubileuszowym wydaniu "Wiadomości Polskich", wydanych w 25. rocznicę powstania Stowarzyszenia Polaków w Nowej Zelandii, B. Bogacki:
…i nie mogło być inaczej. Stanowiliśmy zlepek ludzi, z których każdy z osobna, w ciągu długich lat od czasu opuszczenia kraju, przeżywał ciężkie i nieraz tragiczne przejścia wojenne i powojenne. Wędrował różnymi drogami, w różnych kierunkach świata, był poddawany różnym wpływom politycznym i w niektórych wypadkach przywoził z sobą głęboko zakorzenione kompleksy partyjno-polityczne. Te właśnie kompleksy pozostawiały po sobie pamiątkę w statucie naszej organizacji w postaci punktu "apolityczność" Stowarzyszenia Polaków. (Cdn.)
1. Flagi polska i nowozelandzka w Domu Polskim w Wellington
Tekst i zdjęcia Leszek Wątróbski