W ramach akcji „40 Dnia dla Życia”, w minioną sobotę przed przychodnią aborcyjną na Queensway w Mississaudze stała grupa Polaków z grupy pro-life przy parafii św. Maksymiliana Kolbego w Mississaudze. Rozmawiamy o ich motywach i przekonaniach.
Goniec - Chciałem zapytać dlaczego Pani zaczęła to robić, dlaczego Pani się zaangażowała?
Jolanta Gałązka - Wie Pan co, to jest dobre pytanie, bo jakby się Pan spytał tu wszystkich, a zwłaszcza organizatorów, to każdy ma prywatne powołanie od Pana Boga. Myślę, że najważniejsze to być głosem dla tych, którzy nie mają głosu. Dziecko w łonie nie ma żadnego głosu. Nawet w naszych prawach kanadyjskich nie ma żadnych praw; jeśli chodzi o nasze przepisy federalne, to dziecko w łonie matki nie istnieje. A to co matka czuja, jak się dziecko rusza w łonie? To się nie liczy?! To nie jest dzieckiem?!
Druga rzecz, co mnie tak bardziej zmobilizowało to te kobiety, które idą na tę aborcję. Jako kobieta poczułam do nich taką sympatię.
Kiedyś tutaj stałam, na początku naszej kampanii, znalazłam się sama i czułam się bardzo nieswojo, bardzo taka samotna. Tak stałam i tak mi przyszło do głowy, że te kobiety są w takim samym stanie, w jeszcze gorszym, bo idą do tej kliniki po aborcję. Przecież one nie idą radośnie i zadowolone, nie idą na jakieś tam badania dziecka, tylko idą zabić to, co jest w łonie, i też niewątpliwie czują się niewygodnie, czują się samotnie. W większości wypadków, te kobiety idą same. Rzadko kiedy ktoś z nimi tutaj idzie. Każdy je wysyła, a w sumie prawie każda sama tu idzie.
To druga rzecz, a trzecia sprawa, trzeci powód to, że wreszcie się obudziłam, zrozumiałam, że w tym kraju musi się coś zmienić; że wreszcie musimy uznać to dziecko w łonie matki. No bo przecież to jest początek, to jest nasza przyszłość, to są nasze dzieci. Nie możemy być obojętni i udawać, że to nie jest mój problem. Bo to jest nasz problem, to jest problem każdego obywatela Kanady.
To są takie trzy główne powody, dlaczego zaczęłam.
- Jak dawno to było?
To jest nasza ósma kampania tutaj, w Mississaudze. Zaczęło się bardzo skromnie, nie wiedzieliśmy jak to ma być, co to ma być, dołączyliśmy się do „Forty Days for Life”, to jest kampania międzynarodowa, oni zaczęli w Ameryce w 2007 r. i dalej kontynuują. W tym roku, na przykład, w Kanadzie jest 14 miejscowości, gdzie jest prowadzona kampania przez 40 dni. W samym Ontario jest 7 takich miast.
Od rozpoczęcia tej kampanii w Ameryce policzono 14 000 dzieci uratowanych przed aborcja. To są tzw. udokumentowane uratowane dzieci. Przy naszej klinice mamy tak oficjalnie udowodnione troje dzieci. Za każdym razem matka zostawiła nam świadectwo. Matka zostawiła nam list. Ostatnio, rok temu matka zostawiła list do księdza proboszcza u świętej Katarzyny. Ksiądz był ogromnie wzruszony i zrozumiał, jak ważne to jest, żeby chociaż jedno życie było uratowane.
A tak w sumie, to przecież my nie wiemy, kto był uratowany, to tylko Pan Bóg może wiedzieć. Tylko on.
- To są ludzie, którzy będą mieli rodziny, będą mieli dzieci, którzy zaistnieli na naszym świecie tak, jak powinno się zaistnieć - urodzili się!
- I chwała Panu, że tak jest! Naprawdę, chwała Panu, bo w sumie to jest Boża walka. To nie jest nasza walka, w sumie to my nie walczymy, stoimy spokojnie, dajemy świadectwo, może jak ktoś do nas podejdzie to porozmawiamy, ale w sumie to nie jest nasza walka, to jest Boża walka, a wiemy, że On już wygrał.
- Dlaczego Pan się zdecydował to robić? Dlaczego Pan tutaj stoi?
Sławomir Koziak Od paru lat należę do grupy pro-life, przede wszystkim modlimy się do Pana Boga, żeby pomógł w Kanadzie, ale też całemu światu zmienić, szczególnie w Kanadzie, prawo, żeby chronić dzieci poczęte, a po drugie, chyba też jesteśmy świadkami dla ludzi, którzy przejeżdżają samochodami, obserwują nas. Może nasza modlitwa pomoże komuś zmienić decyzję, może uratujemy jedno dziecko, może więcej dzieci.
- Dlaczego Pan to zaczął robić? Większość z nas chodzi do kościoła, ale jednak, żeby uczynić jakiś wysiłek czy zademonstrować własne przekonania to z tym nie jest tak łatwo.
- Przede wszystkim wydaje mi się że to było takie wewnętrzne nawrócenie. Człowiek się nawraca, uzmysławia sobie może tę wielkość tego grzechu aborcji, to jest pierwsza sprawa, czyli wewnętrzne nawrócenie, a druga sprawa to że w naszej parafii powstała grupa pro-life i ja się włączyłem w działalność tej grupy.
- Coś Pana tknęło?
- Duch Święty natchnie człowieka i w końcu popchnie go, żeby nie tylko się modlił, ale żeby coś zrobił, żeby swoją obecnością dał ludzkie świadectwo. Nie wiemy co w ludzkim sercu drzemie, może ktoś potrzebuje jakiegoś takiego świadectwa, no nie wiem.
- Kiedy to się stało, że postanowiliście się zająć dziećmi nienarodzonymi? Kiedy otworzyło się Wasze serce na ten problem, dzieci nienarodzonych?
Monika Skawińska: - Modlimy się od 2010 r. Na początku modliliśmy się w pierwszą sobotę miesiąca, ale potem tak bardzo szybko uznaliśmy, że trzeba dużo więcej tej modlitwy, że raz w miesiącu to jest zdecydowanie za mało i tak postanowiliśmy przychodzić w każdą sobotę i od tego czasu praktycznie przez te 8 lat jesteśmy prawie w każdą sobotę tutaj; widzimy że to jest morze potrzeb, naprawdę morze potrzeb...
- Ale chciałem zapytać o ten moment, kiedy to było, że większość z nas normalnie żyje, zarabia na chleb co tydzień chodzimy do kościoła, ale mało ludzi decyduje się właśnie dać świadectwo, gdzieś działać.
Tomek Skawiński -Zachęcił nas kolega z parafii Andrzej Kowalewski, który po jednej Mszy świętej podszedł do nas zaczepił, że on tutaj się modli pod kliniką. Nic nam to specjalnie nie mówiło, ale tutaj przyszliśmy. Na początku, wiadomo, jest jakaś nieśmiałość, jak się tutaj idzie, bo jest się wystawionym i trzeba dać świadectwo, ale powiem szczerze, że po tej modlitwie był jakiś taki pokój serca, radość, że ta modlitwa jest potrzebna, że ta modlitwa ma sens.
Tak z soboty na sobotę zaczęliśmy przychodzić. W każdą sobotę tutaj jesteśmy z grupką osób. Tak że zaczęło się spontanicznie, ktoś nas zaprosił, zachęcił. Mnie się wydaje też, że było zaproszenie Ducha Świętego, bo to jest dobra inicjatywa. I tak trwamy.
- A jaka jest reakcja ludzi? Od czasu do czasu ktoś zatrąbi, a czy są też negatywne reakcje?
- Powiem szczerze, że większość reakcji jest pozytywna, ludzie zatrąbią, pomachają nam. Raz na jakiś czas zdarza się jakaś negatywna reakcja, ale przeważają pozytywne reakcje, jeszcze gdy staliśmy tam bliżej kliniki to widzieliśmy jednak, że ludzie widzą to i zawracają . Mieliśmy kilka przypadków, że na naszych oczach samochód zawrócił i widzieliśmy, że ta modlitwa była jakimś światłem dla tych ludzi. A był jeden przypadek, że kobieta nawet zatrzymała samochód i podziękowała nam. Powiedziała, że już ma dwójkę dzieci, jest w ciąży z kolejnym dzieckiem, była jakaś niepewna, jak nas zobaczyła to dodało jej światła i radości, podziękowała nam, za to że jesteśmy i dzięki temu, że jesteśmy to podjęła dobrą decyzję, żeby to życie zachować.
- Chyba niesamowitą radość daje takie świadectwo?
- Jest to potwierdzenie, że ta modlitwa działa. Bo często ludzie do nas dołączają i pytają czy są jakieś owoce? Co ta modlitwa daje? Więc takie świadectwo jest takim zbudowaniem od Pana Boga, takim potwierdzeniem, że On chce, żebyśmy tutaj byli, że ta modlitwa jest Mu miła i ona przynosi owoce.
- Czyli dla tych wszystkich, którzy się wahają, aby tutaj stanąć to zapraszamy, bo to jest wspaniała rzecz. Państwo prowadzicie też grupę pro-life przy parafii św. Maksymiliana Kolbego, można zapytać ile grupa liczy osób i jakie prowadzi działania?
- Mijają 4 lata od chwili kiedy grupa powstała. Był taki moment kiedy ojciec proboszcz zaprosił nowe inicjatywy, nowe wspólnoty, żeby się tworzyły więc wystąpiliśmy z taką prośbą, że ponieważ grupa pro-life de facto jest parafii świętego Maksymiliana Kolbe my modlimy się tutaj uczestniczymy w akcjach pro-life więc dlaczego by takiej grupy nie stworzyć przy parafii. Odpowiedź proboszcza i rady parafialnej, była pozytywna no i ta grupa powstała.
Staramy się spotykać raz w miesiącu na spotkania dyskusyjne, mamy też spotkania z Right to Life Mississauga. Staramy się, żeby się dzielić świadectwem pro-life, modlić się, żeby ta świadomość skali aborcji była większa. Skala aborcji w Kanadzie jest ogromna, a dostęp do aborcji jest powszechny. Dużo ludzi o tym nie wie. Myślę że w naszej parafii – jest to duża parafia polonijna - że taka grupa jest potrzebna.
- Dużo ludzi nie zdaje sobie sprawy jak sytuacja wygląda w Kanadzie, nie wiedzą, jaki jest stan prawny, nie wiedzą że to jest dokonywane w prywatnych przychodniach, które funkcjonują na zasadzie zakładów usługowych, czyli potrzebne byłyby tutaj przynajmniej jakieś minimalne zmiany prawne, chociażby wymóg doradztwa przedaborcyjnego.
- Właśnie bardzo źle się stało, że mamy te bubble zones, dlatego że te osoby, które były tzw. street councelor to one podchodziły do kobiet, oczywiście do tych które były otwarte na rozmowę, pokazywały że jest jakaś alternatywa, że aborcja to nie jest żadne rozwiązanie, i są świadectwa, że te osoby skorzystały z tej porady. Dlatego że gdy kobieta wie, że jest w stanie błogosławionym, że jest w ciąży i szuka jakiejś porady to proponuje się jej aborcję i nie jest proponowana żadna alternatywa.
Wiemy też ze świadectwa Mary Wagner, że są podziękowania właśnie od tych kobiet, które były już zdecydowane były na aborcję; w sercu pewnie czuły, że to nie jest dobra decyzja, ale nie widziały alternatywy, więc dzięki temu, że Mary weszła i dostały różę to teraz te ich dzieci żyją. Więc jest potrzeba jakiegoś doradztwa, rozmowy na ten temat, że jest dostępna pomoc, że te bubble zones praktycznie zlikwidowały tę możliwość.
- Jak to się stało, że Pan tutaj jest, że Pan postanowił w taki sposób zaangażować się w obronę życia?
Wojtek Bochenek: Uważam, że żyjemy w kraju, który jest jednym z najbardziej cywilizowanych na świecie, a mamy prawa, które są najbardziej barbarzyńskie; Kanada jest chyba jednym z trzech krajów na świecie, gdzie nie ma żadnych regulacji odnośnie aborcji
- Można zabić dziecko nienarodzony teoretycznie rzecz biorąc, dopóki się w żywe nie urodzi...
- Tak jest, i nawet są przypadki, że dzieci się urodziły (w rezultacie aborcji) i zostały zostawione same sobie na śmierć. Więc myślę, że obowiązkiem każdego człowieka dobrej wiary jest po prostu dać świadectwo prawdzie, która się tutaj odbywa w tym kraju i zrobić wszystko żeby to zmienić to.
- Kiedy to do Pana dotarło?
- Właściwie byłem częścią pro-life movement już wiele lat temu, 20 lat temu. Mieliśmy przyjaciół, którzy nas wciągnęli, to byli Kanadyjczycy, para bardzo wierzących ludzi, katolików. Oni dalej to robią. Organizowali marsze pod klinikę aborcyjną zanim jeszcze istniała taka akcja jak „40 Dni dla życia”. Te właśnie marsze, które myśmy robili dwa razy w roku, one się odbywały w downtown. Była tam podobna taka demonstracja właśnie jak dzisiaj, modlitwa, przemarsz ulicami Toronto. I tak to się zaczęło. Potem jakoś naturalnie się to zatrzymało, a teraz, ponieważ żona się zaangażowała w grupę pro-life u Kolbe, to dzisiaj przyjechałem tutaj z nią.
- Jakie są reakcje ludzi, jakich reakcji był Pan świadkiem?
- Z reguły jest poparcie; samochody przejeżdżają, trąbią, bardzo rzadko są jakieś negatywne reakcje a jeżeli jakieś to właściwie nieszkodliwe, może tam jakieś boo, ktoś się krzywo popatrzy. Ogólnie, wydaje mi się, że społeczeństwo jest bardziej pozytywnie nastawione niż nam się wydaje.
- Niż to wynika z czytania gazet?
- No, to na pewno! Dlatego że media są już tak politycznie poprawne w stosunku do rządów w Kanadzie, że to jest prawie niedopuszczalne z moralnego punktu widzenia. Tak że nie ma się czego obawiać, dlatego że większość ludzi popiera nas. I to jest wspaniałe, moim zdaniem. Tylko trzeba więcej odwagi, więcej akcji, trzeba wyjść na ulicę, pokazać to świadectwo.
- Dlaczego Pani się zdecydowała wziąć udział w działaniach obrońców życia, dlaczego Pani tutaj stoi? Pogoda niezbyt dobra, trzeba wstać rano...
Magdalena Żebrowska Ja po prostu głoszę coś takiego, że wiara bez uczynków jest martwa, że jako Polka powinnam coś robić, chodzenie do kościoła jest piękną rzeczą, ale coś jeszcze trzeba więcej. To daje takie spełnienie, taką głębię wiary. Jeżeli coś jeszcze innego robimy niż to że głosi się słowo Boże .
- Kiedy to się zaczęło, w Pani życiu?
- Tak z 6 - 7 lat temu, zostałam jakby nawrócona, zaczęłam głębiej wierzyć.
- Można zapytać o Pani historię nawrócenia, jak to się stało w Pani przypadku, bo większość z nas jest takimi letnimi katolikami; niektórzy chodzą do kościoła od święta, inni w ogóle nie chodzę, ale uważają się za ludzi wierzących bo na przykład posyłają dziecko do szkoły katolickiej jeszcze inni chodzą do kościoła i na tym praktycznie to u Nich się kończy, jak to było w Pani przypadku?
- Zostałam dotknięta przez ojca Witko na jednej z mszy charyzmatycznych o uzdrowienie. I tak też się to u mnie zaczęło.
- Bardzo dramatycznie i gwałtownie?
- Tak, ale to było potrzebne, zaczęłam przez to głębiej wierzyć w Pana Boga, przez to czego doświadczyłam w swoim życiu.
- A Pan od kiedy zaczął?
Stanisław Wojnarowicz: Tak się złożyło, że w kościele, w mojej parafii u św. Maksymiliana Kolbe zauważyłem w holu odręcznie wykonany szkic tego skrzyżowania, tu naprzeciwko szpitala z którego wynikało, że w tym budynku mieści się klinika aborcyjna. No i to mnie zaciekawiło.
O prócz tego, między innymi u pana Andrzeja Kumora w Gońcu dowiedziałem się, czy też w Głosie Polskim, że tutaj aborcja jest na każde życzenie i w dodatku nie ma limitów czasowych, czyli na dobrą sprawę nawet przed samym porodem można dokonać tej aborcji. Zszokowały mnie też fakty, że ten cały proceder aborcyjny jest finansowane z naszej kieszeni, czyli podatników.
Byłem, po prostu, tym porażony, gdzie ja tutaj się znalazłem? Gdzie mamy tutaj żyć i wychowywać dzieci? I tak dalej.
Przez to że akurat wówczas trafiłem na rekolekcje ignacjańskie, a potem do grupy Magnificat i z grupy Magnificat tutaj żeśmy trafili, gdzie w każdą sobotę kolega zapoczątkował parę lat wcześniej modlitwę. Był bardzo odważny, bo samodzielnie się tutaj modlił z krzyżem w każdą sobotę. Dzisiaj tutaj go nie ma, bo jest chory, ale był takim inspiratorem, pionierem tego miejsca modlitwy i myśmy dołączyli, przyprowadzając wiele osób, i z parafii, i z tej grupy Magnificat. Od dobrych 8 - 9 lat modlimy się w każdą sobotę; no i oczywiście, też powstała grupa pro-life przy parafii no i różne akcje czy to 40 dni za życiem, czy też marsz za życiem w stolicy Kanady Ottawie - my bierzemy udział. Tak że jest sporo działań i czynów które po prostu w jakiś sposób też zachęcają innych do tego działania
Bardzo dobry, pozytywny jest udział młodzieży, coraz więcej młodzieży przychodzi do ruchu pro-life A bardzo negatywnie widzę działanie mediów. Po prostu tak, jakby nabrały wody w usta, szczególnie prasa, wszyscy dziennikarze; ci, którzy mogliby jakoś tutaj pomóc.
No i oczywiście Mary Wagner. To jest bohaterka dzisiejszych czasów, można powiedzieć że święta. Jak się pewnie z czasem okaże, która jest bardzo dzielna i bohaterska, broni życia, spędziła w więzieniu tyle lat i w dalszym ciągu jest za życiem. Ma wielki szacunek w Polsce, to jest bardzo ciekawe, że większy ma w Polsce niż tutaj, w Kanadzie.
- Tutaj nikt o niej nie wie.
- Tak że to są takie różne historie, które zachęciły mnie no i przede wszystkim też nasz papież który od dawna w czasie swego pontyfikatu mówił o cywilizacji śmierci i życia, że musimy po prostu bronić tej cywilizacji życia za wszelka cenę, bo nie wiemy co będzie z naszymi dziećmi, z naszymi następnymi pokoleniami.