A+ A A-

Jak wyglądałby konflikt?

Oceń ten artykuł
(0 głosów)

        Zapis rozmowy z mec. Jackiem Bartosiakiem, ekspertem od spraw geopolityki, analitykiem pracującym m.in. dla Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego, w radiowej audycji „Geopolis”  radia Wnet nt. chińskiej strategii wobec USA.

        Prowadzący audycję: Jak rozmawialiśmy ostatnio, to było w zeszłym roku, to mówiliśmy – a propos konfliktu na Ukrainie – że tak jak przed II w.św. takie konflikty, jak wojna w Mandżurii na przykład, to był taki prolog do konfliktu globalnego, czyli konflikty na peryferiach poprzedzały konflikt najważniejszych mocarstw, tak teraz sytuacja jakby się odwróciła i ten konflikt w Europie Wschodniej może być preludium do konfliktu globalnego, który wybuchnie gdzie indziej. Proszę powiedzieć, gdzie nasz świat może zapłonąć globalnie?

Jacek Bartosiak: Najbardziej prawdopodobnym miejscem, gdzie może się zaktualizować rywalizacja starego, słabnącego hegemona i rosnącego pretendenta do dominacji  w Azji, Eurazji i na Pacyfiku, czyli Chin, to jest siłą rzeczy Pacyfik. Geografia determinuje, że jest to przestrzeń wodna, morska i powietrzna na olbrzymich połaciach zachodniego Pacyfiku w morzach przybrzeżnych Azji, Morzu Południowochińskim, Morzu Wschodniochińskim, Oceanie Indyjskim, w ogóle w teatrze operacyjnym Indopacyfiku, gdyż tym terminem posługują się analitycy amerykańscy i wojskowi amerykańscy dla określenia tego teatru operacyjnego.


        Dlaczego właśnie tam?

        Dlatego że Chiny rosną w siłę, Amerykanie nie dopuszczają nigdy, ażeby w Eurazji powstało państwo, mocarstwo, które jest w stanie zdominować któryś z rimlandów eurazjatyckich, czyli obszarów najbardziej płodnych gospodarczo i cywilizacyjnie. Z tego powodu Amerykanie szli na I i II wojnę światową. I mamy teraz do czynienia z rośnięciem Chin, które to Chiny na dodatek są tak potężne gospodarczo, że tworzą alternatywny świat wobec Bretton Woods, dolara, Banku Światowego, Międzynarodowego Funduszu Walutowego, a to zagraża interesom amerykańskim.

        W sensie wojskowym jest to bardzo ważne, dlatego że potęga Stanów Zjednoczonych i architektura bezpieczeństwa światowego oraz ładu globalnego, w tym ekonomicznego, oparta jest na swobodzie szlaków komunikacyjnych morskich, która to swoboda i wolność żeglugi, freedom of navigation, na którą się często powołują Amerykanie, jest strzeżona przez dominujące mocarstwo morskie, czyli Stany Zjednoczone. W związku z tym, że te szlaki przebiegają w bezpośredniej bliskości chińskiego wybrzeża, właśnie na Morzu Południowochińskim na przykład i Wschodniochińskim, Chińczycy osiągnęli zdolności do wypychania tzw. obecności morskiej marynarki wojennej USA w tym rejonie świata, co skutkuje niepewnością wszystkich państw tego regionu, czy Amerykanie będą w stanie przyjść im z pomocą, oraz krajów tego regionu, które są zależne od szlaków komunikacyjnych, bo one mogłyby być przerwane, a są jak życiodajna żyła, jak krwiobieg, jak tętnica, która decyduje o życiu i śmierci. I stąd jest to takie ważne i stąd napięcia na Morzu Południowochińskim, w ogóle zachodni Pacyfik jest taki ważny.

        Generalnie Chińczycy próbują w ogóle wyrugować wpływy amerykańskie z Azji, tak jak Amerykanie zresztą próbowali to robić wobec mocarstw europejskich w XIX i na początku XX wieku w ramach sławnej doktryny Monroe. W wykonaniu tej doktryny przecież Amerykanie poszli na wojnę z Hiszpanią w 1898 roku, o mały włos nie wybuchła wojna z Wielką Brytanią – zresztą kilkakrotnie, w tym o Wenezuelę, również o Kanadę – i o szlaki komunikacyjne na Atlantyku, po to by wyrugować Brytyjczyków z zachodniej półkuli.

        W tej chwili, co jest naturalnym prawem geopolitycznym, chcą to samo uczynić Chińczycy, po to żeby być niezależni od Stanów Zjednoczonych w swoich szlakach komunikacyjnych i dominować nad mniejszymi państwami w Azji. Jest to nieubłagana logika i Amerykanie się temu przeciwstawiają, w związku z tym mamy napięcia i w związku z tym obie strony szykują się do potencjalnej wojny powietrzno-morskiej na zachodnim Pacyfiku.

        Tam, gdzie jest rywalizacja mocarstw, tam jest wyścig zbrojeń. Przez lata się wydawało, zwłaszcza po upadku Związku Sowieckiego, że nikt nie jest w stanie zagrozić dominacji amerykańskiej, właśnie ze względu na bogactwo, którego skutkiem była ich przewaga militarna, jeśli chodzi o nowoczesność sprzętu, jeśli chodzi o jego ilość, jeśli chodzi o zdolności mobilizacyjne i produkcyjne. Czy to jest tak, że Chińczycy podjęli ten wyścig zbrojeń z Amerykanami i czy oni na jakimś konkretnym polu go podjęli? Pan mówi o wojnie powietrzno-morskiej.

        Podjęli wyścig, tylko zrobili to inteligentnie. Po kryzysie w Cieśninie Tajwańskiej w połowie lat 90., gdy lotniskowce amerykańskie wpłynęły do cieśniny i Chińczycy nie mogli nic zrobić, żeby przymusić Tajwan do takiej polityki, jak chcieli, a Amerykanie mogliby bezkarnie bombardować Chiny samolotami startującymi z lotniskowców, Chińczycy podjęli wielką reformę myśli strategicznej, która miała być dopasowana do tego wyzwania, czyli wypychania marynarki wojennej USA, czyli powodowania, żeby coraz dalej ona płynęła, bo bałaby się, że zostanie zatopiona. I to jest sławna strategia chińska zwana maską zabójcy i też buławą zabójcy – są różne tłumaczenia – która ma spowodować, że nie muszą mieć też  11 lotniskowców tak jak Amerykanie, nie muszą mieć też najnowocześniejszych systemów nawodnych, nie muszą mieć marynarki wojennej o zadaniach globalnych, tylko muszą skutecznie, wykorzystując to, że potencjalny konflikt jest blisko wybrzeża chińskiego, asymetrycznie podejść do tego wyzwania i poprzez np. broń rakietową, minowanie, okręty podwodne, systemy bazowania lądowego spowodować podniesienie poziomu ryzyka strat dla Amerykanów tak bardzo, że Amerykanie przestaną pływać na tych wodach.

        I to w dużej mierze się udało, czego przejawem jest właśnie to, jak Amerykanie ostrożnie podchodzą do pływania na Morzu Południowochińskim przy realizacji właśnie tych zadań FONOP, czyli wolności żeglugi, których strażnikiem są Amerykanie, gdyż to jest jak gdyby fundament globalnego świata. A Chińczycy skutecznie opracowali systemy zwane A2/AD, czyli anti-access/area-denial nazwa angielska, które mają te zdolności marynarki wojennej USA wykluczać, rugować, obniżać itd., itd. Stąd też dlatego budują na Morzu Południowochińskim te wyspy sztuczne, dlatego że to przesuwa tzw. perymetry widzenia przeciwnika, no bo Ziemia jest kulista, okrągła i nie widać wszystkiego, czyli to nie jest tak, że widać wszystko na raz, są radary, jest linia horyzontu itd., itd. I chodzi o to, żeby widzieć przeciwnika jak najdalej, bo jak widzimy jak najdalej, to możemy go niszczyć jak najdalej. Stąd budują, w ostatnich tygodniach nawet instalują radary na Wyspach Paracelskich i również już na wyspach Spratley w południowej części Morza Południowochińskiego, utrudniając tym samym Amerykanom operowanie bezpieczne na tych obszarach. Jest to krok po kroku rugowanie interesów amerykańskich z tego obszaru.

        Amerykanie się przygotowują do tej konfrontacji. Od kilku lat opracowują w Pentagonie coś, co się nazywa Air-Sea Battle Concept, czyli koncepcja wojny powietrzno-morskiej na zachodnim Pacyfiku. Przeznaczają na to bardzo duże fundusze i trenują. Ma to spowodować połączenie wysiłków sił powietrznych oraz marynarki wojennej w celu stworzenia sieciocentrycznego pola walki oraz umożliwienia penetrowania tych A2/AD, czyli tych stref no-go zones, gdzie Amerykanie są wyrugowywani, tak jak Morze Południowochińskie, po to żeby dalej mogli w wodach rimlandu azjatyckiego pływać sobie bezkarnie, tak jak do tej pory. Bo, powtórzę, to jest fundament, symptom i skutek dominacji USA w świecie wojskowym. I wyłączenie tej możliwości zmieni układ sił w Azji i na tych szlakach komunikacyjnych.

        Amerykanie zdali sobie sprawę, że już to się dzieje, no i stąd jest koncepcja wojny powietrzno-morskiej, która ma przywrócić zdolność bezkarnego pływania okrętom amerykańskim i latania samolotami z takim ryzykiem strat, że nie musieliby się bać. I trwa już w tej chwili ta rywalizacja, jeszcze nieostra, bez strzelania. Trwa rywalizacja polegająca na zakłócaniu systemów świadomości sytuacyjnej, czy to dronów, czy poprzez cyberataki; okręty pływają, samoloty latają, zarówno Chińczycy trenują dalekie patrole w głąb Pacyfiku z pominięciem pierwszego łańcucha wysp, tak żeby wyjść poza pierwszy łańcuch wysp, by dostać się na otwarty Pacyfik, jak i Amerykanie przy pomocy własnej marynarki oraz za pomocą budowy sojuszów z Japonią, z Filipinami, też z Wietnamem, budują taką membranę, która ma powstrzymywać nie tylko wpływy geopolityczne Chin poza tzw. pierwszy łańcuch wysp, czyli Japonia, Tajwan, Filipiny i Morze Południowochińskie, ale też żeby marynarka wojenna Chin nie mogła za bardzo wypływać poza te wyspy, poza właśnie Japonię, Ryukyu. Jak spojrzymy na mapę, to widzimy, że to jest jak taka membrana, która ma wąskie przejścia. Ryukyu, później Luzon, Tajwan i Filipiny. I generalnie chodzi o to, żeby Chińczycy nie mogli na ten ocean wpływać.

        To jest jakby taka strona doktrynalna. A czy możemy coś powiedzieć o jakichś nowych rodzajach broni, które w czasie tego wyścigu zbrojeń, który trwa, zostały wprowadzone?

        Ze strony chińskiej bezwzględnie mamy do czynienia z taką sytuacją, że są systemy rakiet balistycznych najnowocześniejszych na świecie. Niektóre z nich, dalszego zasięgu, są w stanie ponoć – Chińczycy trenowali to na pustyni Gobi – trafiać lotniskowiec w ruchu, co nie jest prostym zadaniem, bo rakieta musi być wystrzelona z dużej odległości, trzeba widzieć ten lotniskowiec cały czas w czasie rzeczywistym lub prawie rzeczywistym, a on się bardzo szybko porusza, pływa 60 km na godzinę po pełnym oceanie, bardzo szybko zmienia położenie. I jeszcze musi być korekcja namierzania, nie może być to zakłócane, no i jeszcze z dużą prędkością ten pocisk musi trafić. Do tej pory nikt nie umiał tego robić, również Związek Sowiecki nie miał takich zdolności, nikt nie umiał trafić lotniskowców. Jeszcze trzeba się przebić przez obronę grupy uderzeniowej i osłonowej lotniskowca, czyli te wszystkie systemy SM obrony przeciwrakietowej. Tak że to jest złożone. To jest taka rzecz, którą Chińczycy mają.

        I to jest coś, co oni mają, a nikt inny tego nie ma, tak?

        Nie mają, nikt inny tego nie ma.                

        To znaczy nawet Amerykanie tego nie potrafią?

        Nie, Amerykanie też tego nie potrafią.

        Druga rzecz jest taka, że Chińczycy mają przewagę w systemach rakietowych na okrętach nawodnych, rakietach manewrujących, które trafiają w cele, w okręt nawodny marynarki USA. Wynika to z tego, że Chińczycy mają swoje i rosyjskie rakiety, które są szybkie i są nowocześniejsze. A Amerykanie, w związku z tym, że od 25 lat nie mieli przeciwnika poważnego, w ogóle nie zmieniali tych systemów i używają starego systemu Harpun, jeszcze z lat 70., o krótkim zasięgu. Chociaż ostatnio przeprowadzają próby, zamieniają rakietę SM-6, która jest przeciwrakietowa, do obrony powietrznej, ma służyć – i trenują to – do zwalczania okrętów nawodnych przeciwnika, ma prędkość 3,5 macha, ponad 200 mil morskich zasięgu, znacząco zwiększa zasięg uderzeniowy. Była ta luka, że Chińczycy byli lepsi w tym. Poza tym, te SM-6 mają słabą głowicę, nie wiadomo jeszcze, czy da się zatapiać prawdziwe duże okręty, nie fregaty, do których się strzela na ćwiczeniach. Można by bardzo dużo  o tym mówić.

        Też jest coś takiego, że Chińczycy dysponują po prostu innym arsenałem. Amerykanie, po to żeby uderzać we flotę chińską albo w cele w Chinach kontynentalnych, musieliby podpływać bardzo blisko, dlatego że  Amerykanie przede wszystkim uderzają rakietami manewrowymi oraz lotnictwem pokładowym. To są platformy, to są środki bojowe, których używają Amerykanie, poza bombowcami B-2, których jest niewiele. I muszą podpłynąć blisko. O ile okręt podwodny może podpłynąć skrycie w miarę i wystrzelić, to nawodne muszą się zbliżyć, jest ograniczony zasięg tych rakiet i mogą być wtedy zniszczone. Już nie mówiąc o tym, że lotnictwo pokładowe US Navy ma bardzo krótki zasięg bojowy. I to jest pięta Achillesa marynarki wojennej USA. Przegapiono to, dlatego że nie było poważnych przeciwników. Do tej pory Amerykanie działali z sanktuariów. Na przykład wojna w Wietnamie, podpływali sobie do...

        ...Powiedzmy może tym, którzy się nie znają, być może słuchają nas również jakieś panie, które niecodziennie bawią się w wojnę, co to znaczy uderzali z sanktuariów.

        Chodzi o to, że Amerykanie przyzwyczaili się do takiego prowadzenia wojny, że ich baza operacyjna nie była atakowana, czyli na przykład, jeżeli była wojna z Saddamem Husajnem o Kuwejt, to była sobie Arabia Saudyjska, oni tam mieli pół roku na zbieranie wojska, magazynowanie sprzętu, i właściwie poza, już w trakcie wojny, atakami scudów, nie była atakowana. Później, w drugiej wojnie irackiej, to się powtórzyło. Tak samo było przecież z Afganistanem, z Kosowem, w wojnie w Wietnamie – z Morza Południowochińskiego lotniskowce sobie operowały i startowały i nikt nie atakował tych okrętów. Otóż z Chinami takiej wojny nie będzie, będą przecinane linie komunikacyjne, nie będzie sanktuariów, w żadnej zresztą sferze, ani w realnej, fizycznej, tej nawodnej, ani nie będzie w powietrzu, bo będą samoloty, które będą prowadziły operacje transportowe, będą przechwytywane, Chińczycy będą uderzali daleko, będzie też ceberprzestrzeń atakowana oraz system świadomości sytuacyjnej wynikający z rozpoznania kosmicznego również będzie zagłuszany i atakowany, bo Chińczycy mają takie zdolności, i wprost dokumenty koncepcyjne strategii chińskich o tym mówią, że będzie wyłączona zdolność do operowania z sanktuariów.

        Jeżeli spojrzymy na mapę, to Amerykanie mają wówczas problem, dlatego że nie operują z Kalifornii, z bliska, tylko muszą przepłynąć ogrom Pacyfiku, który jest wielokrotnie większy niż europejski teatr operacyjny. I z niewielu baz, które są położone stosunkowo blisko Chin, muszą dokonywać tych operacji, a te bazy mogą być niszczone, atakowane, np. atakiem rakiet balistycznych, rakiet manewrujących, bombowców, samolotów itd.

        Więc Chiny z powodu geografii mają wielką przewagę operacyjną, działając na własnym podwórku, po wewnętrznych liniach komunikacyjnych, a Amerykanie muszą na ogromne odległości przerzucać wszystko, operować. To zabiera czas – przecież z bazy w San Diego do Hawajów linia komunikacyjna strategiczna między bazami w Kalifornii marynarki wojennej, później przez Hawaje, do bazy Andersen, do bazy na Guamie, to jest co najmniej kilka – kilkanaście dni, a jeszcze to samo z Diego Garcia na Oceanie Indyjskim. To zajmuje czas. Albo żeby wejść na Morze Południowochińskie z bazy Guam też potrzeba co najmniej 6 – 7 dni w zależności od okrętu. To jest trudna sztuka. Jest zużycie sprzętu, jest paliwo itd., itd. No i Amerykanie mają problem, bo uderzają głównie samolotami, a samoloty mają krótki zasięg – o czym mówiłem – i z większego zasięgu, niż mają te samoloty, Chińczycy mogą razić grupy uderzeniowe lotniskowców. To jest bardzo poważny problem dla Amerykanów.

        Pan tutaj rysował obraz strategiczny teatru działań potencjalnego na Pacyfiku, ale Azja to nie tylko Pacyfik, ale też Ocean Indyjski i też Indie, które są drugim, obok Chin, kontynentalnym mocarstwem. Jak w tych planach, o których pan mówi, wygląda ten obszar działań wojennych?

        Tak jak powiedziałem wcześniej, dla amerykańskich strategów, dowódców wojskowych obszar jest jeden. To jest obszar Indopacyfiku podzielony fosą, jak mówią, cieśnin indonezyjskich. I dla Amerykanów obszar Oceanu Indyjskiego jest trudniejszy, dlatego że Ocean Indyjski jest jeszcze dalej od portów macierzystych na kontynentalnych Stanach Zjednoczonych, a to ma ogromne znaczenie dla projekcji siły i operowania okrętów. W związku z tym jest mniejsze nasycenie okrętami na Oceanie Indyjskim. Właściwie też tam mają tylko jedną bazę – Diego Garcia, którą dzierżawią od Brytyjczyków, a Diego Garcia nie ma wszystkich urządzeń portowych do przyjmowania dużych okrętów. No i jest to poważny problem.

        Australia ma bardzo ważną rolę, nawet większą niż Indie, Indie mają naturalną, bo to jest jak gdyby ich ocean, ale Indie nie zajmują wprost stanowiska antychińskiego. Australia już bardziej, chociaż też się wahała. No i zachodnia Australia jest znakomitym miejscem wypadowym, bo jest już poza zasięgiem rakiet chińskich, a ma znakomite położenie, żeby kontrolować Ocean Indyjski. Baza okrętów podwodnych Stirling koło Perth w zachodniej Australii, została wyznaczona jako główna dla australijskich konwencjonalnych i amerykańskich atomowych okrętów podwodnych do operowania na Oceanie Indyjskim, do tzw. peryferyjnych działań morskich, czyli jak gdyby łamania linii komunikacyjnych, którymi surowce do Chin są transportowane na Oceanie Chińskim, oraz likwidowania floty chińskiej, która w ramach „strategii sznura pereł” operuje już na Oceanie Indyjskim, po to żeby chronić zarówno szlaki komunikacyjne z Zatoki Perskiej do Chin, jak i z Chin do Europy i Afryki, Zatoki Perskiej, którędy płyną towary chińskie. Chińska flota jest już obecna na Oceanie Indyjskim w ramach właśnie tej „strategii sznura pereł”, gdzie mają różne porty, od Dżibuti, przez Cejlon, porty, w których mała flota chińska, handlowa i wojenna, może cumować, może uzupełniać zapasy itd., itd. Tak że z tego punktu widzenia Ocean Indyjski będzie bardzo ważny.

        Jak twierdzi Robert Kaplan i inni analitycy amerykańscy, czym więcej jeszcze lat upłynie, tym Ocean Indyjski będzie miał coraz większe znaczenie, będzie w ogóle główną autostradą handlu światowego, w tym surowców. Już statystyki w tej chwili na to wskazują i kto będzie kontrolował ten obszar, będzie kontrolował światową prosperity.

        Czyli zarówno Indie, jak i Pakistan będą bardzo pożądanymi sojusznikami. Ja chciałem powiedzieć, że „strategia sznura pereł” to brzmi jak ze starożytnego chińskiego utworu nazwa. Czyli zarysowaliśmy sobie ten obszar, powiedzieliśmy, na czym polega przewaga Chińczyków, nie w ogóle przewaga, ale w czym są mocniejsi od Amerykanów, na czym polegają elementy ich przewagi w tym wyścigu zbrojeń, teraz byśmy przeszli już zupełnie do futurystycznych konkretów.

        Dajmy na to, że wybucha taki konflikt, dochodzi do konfliktu między Stanami Zjednoczonymi a Chinami, nie żadna wojna na peryferiach, nie żadna jakaś tam Ukraina, tylko dochodzi do wojny na tym obszarze, który pan od kilku lat analizuje. To proszę nam powiedzieć, co się wtedy dzieje, jak to wygląda?

        Jeszcze zanim postaram się szczegółowo powiedzieć, jak mogłoby to wyglądać, to powiem, że jakie Chińczycy mają przewagi, to tak naprawdę nie wiadomo, dlatego że Chińczycy nie wojują. Najlepiej widać zdolności armii konkretnej czy sił zbrojnych, gdy ma jakieś doświadczenia bojowe, widzimy jakieś kampanie. I Amerykanie bardzo chętnie by zobaczyli zdolności bojowe Chin, żeby ocenić, jakie Chińczycy mają przewagi i niedociągnięcia, ale nie mają gdzie tego zobaczyć. I mogą być zaskoczeni. Moim zdaniem, w szczególności w cyberprzestrzeni i rolowaniu świadomości sytuacyjnej.

        Zwróćmy uwagę, bo pan powiedział o Amerykanach, że oni przez ostatnie dwadzieścia kilka lat przyzwyczaili się do właśnie takich wojen typu Irak, Afganistan, do wojen, gdzie mają ogromną technologiczną przewagę, ale Chińczycy właściwie poza konfliktami granicznymi, też wielkich wojen nie prowadzili, nie mają doświadczenia wojny globalnej.

        Oczywiście, nikt nie ma takiego doświadczenia jak Amerykanie w sztuce operowania, jeszcze na wielkie odległości i zasięg, siłami zbrojnymi. Tak, oczywiście, Amerykanie są najbardziej doświadczonym wojskiem, siłami zbrojnymi. A to ma ogromne znaczenie, bo to nie same statystyki walczą, tylko to są ludzie konkretni, ich doświadczenie.

        Co do konkretnego konfliktu. Przede wszystkim mielibyśmy okres napięcia, który by wskazywał na rosnące niebezpieczeństwo wojny. I w tym okresie napięcia Amerykanie na pewno by już podjęli konkretne działania. Przede wszystkim główne okręty z baz Misawa, Sebo i samoloty z Yokosuki wyszłyby w morze, samoloty byłyby przebazowane, prawdopodobnie do północno-wschodniej Japonii, poza zasięg bezpośrednich uderzeń rakietowych Chin, żeby wykorzystać jakąś tam większą głębię strategiczną Japonii i żeby te samoloty nie zostały zniszczone. Okręty z systemami Aegis wyszłyby na stacje bojowe z góry upatrzone, czyli te do zwalczania systemów balistycznych. Poza tym lotniska otrzymałyby na pewno zespoły saperskie do naprawiania szkód, punktowo, bo nie całościowo. Punktowo niektóre kluczowe obiekty, jak radary dalekiego zasięgu poza linię horyzontu i inne systemy rozpoznawcze byłyby chronione przez systemy obrony balistycznej zarówno z okrętów Aegis, jak i właśnie tych czy to z systemu Tube, czy oparte na jeszcze nowszych rozwiązaniach.

        Jednocześnie myślę, że baza Kadena na Okinawie byłaby zrolowana, tzn. większość samolotów byłaby przebazowana do Japonii Północno-Wschodniej, bo jest za blisko Chin, albo na Guam. Zresztą to już po części się dzieje. Baza na Okinawie byłaby bardzo zagrożona. Japońskie siły zbrojne samoobrony miałyby ogromną rolę. Na razie koncentruję się na Japonii, zaraz zejdziemy bardziej na południe. Przede wszystkim okręty wyszłyby na pełny ocean, na Pacyfik, daleko od Ryukyu, żeby nie ulec zniszczeniu w wojnie podwodnej, w jakiejś akcji minowej chińskiej ofensywnej.

        Również jest już podział ról od zeszłego roku między flotą japońską a amerykańską na wypadek wojny z Chinami. Otóż Japończycy mają się zajmować ochroną i konwojowaniem zasobów, które Amerykanie by sprowadzali z Ameryki przez Hawaje na Guam, odciążając w ten sposób flotę amerykańską, która by prowadziła działania ofensywne, zniszczenia floty chińskiej i uderzenia na cele lądowe w Chinach właściwych. W związku z tym cała flota japońska wyszłaby na wschód od Archipelagu Japońskiego i próbowała chronić linie komunikacyjne w trójkącie Wyspy Japońskie, Hawaje, Guam i dalej do Kalifornii, a Amerykanie próbowaliby operacyjnie rozwinąć flotę. Ale na pewno główne zasoby, główne lotniskowce, w szczególności z bazy Yokosuka, wyszłyby poza zasięg rakietowy Chin, po to żeby móc zobaczyć, i pozostawałyby poza zasięgiem.

        Amerykanie próbowaliby w pierwszych dniach wojny przełamać, Japończycy z kolei, siły lądowe, zostałyby rozmieszczone w archipelagu Ryukyu, po to żeby przy pomocy rakiet, przy pomocy własnych systemów A2/AD próbować niszczyć ruch komunikacyjny floty chińskiej z lądu w wąskich przejściach pomiędzy wyspami w archipelagu Ryukyu. To samo, myślę, próbowałby robić Tajwan, broniąc się jednocześnie przed ewentualnym desantem.

        Kluczowe w pierwszych dniach wojny byłyby okręty podwodne marynarki wojennej USA, które mają ogromną przewagę operacyjną. Amerykanie mają najnowocześniejszą flotę podwodną na świecie, zdecydowanie lepszą niż wszyscy inni, i będą się starać utrzymać te przewagi technologiczne. Z bazy Guam wyjdą okręty podwodne na patrole wewnątrz pierwszego łańcucha wysp i będą zwalczać przede wszystkim sensory podwodne i cały system świadomości sytuacyjnej podwodnej oraz będą wykonywać uderzenia na radary, które poprzez odbicie są w stanie widzieć poza linią horyzontu.

        Proszę powiedzieć laikom, co to znaczy system świadomości sytuacyjnej.

        Chodzi o to, kto widzi. W średniowieczu system świadomości sytuacyjnej dowódcy polegał na tym, że widział zwiadowcę, zwiadowca mu machał flagą albo dawał znaki jakimś ogniskiem, że tak, za lasem są rycerze przeciwni. I to było na dwa czy trzy kilometry skuteczne i to był system świadomości sytuacyjnej. Czyli skauci, zwiadowcy, którzy przy pomocy jakichś tajnych znaków, ognisk czy innych, mówili, gdzie są przeciwnicy. Albo przy pomocy kuriera, który konno jechał i informował.

        Mogły być jeszcze ognie zapalane na wzgórzach.

        Później coraz bardziej się to przesuwało, mieliśmy lornetki, mieliśmy system lunet, później mieliśmy system widzenia przy pomocy balonów, później samoloty w pierwszej wojnie. I to się coraz bardziej przesuwało. Później radary. I teraz mamy na duże odległości, kilkaset kilometrów, czasami więcej. Mamy też system satelitarny, ale to nie jest tak, że widzimy wszystko na raz, jest zachmurzenie, są różne orbity Ziemi i generalnie Ziemia ma zakrzywienie, w związku z tym wiązka radaru tak leci i nie widać wszystkiego. I chodzi o to, że się wykorzystuje odbicie w jonosferze, żeby widzieć dalej, ale nie wszystko widać, to nie jest do końca w czasie rzeczywistym, na wielkie odległości kompresja czasowa jest taka, że naprawdę ciężko zebrać te dane w czasie rzeczywistym, to jest bardzo trudne zadanie. Na przykład siły zbrojne RP nie mają takiej świadomości, na więcej niż kilkadziesiąt kilometrów. A zachodni Pacyfik jest ogromny.

        Teatr operacyjny Europy mieści się właściwie w trójkącie między Filipinami, cieśniną Malakka a północną Australią, to jest cała Europa, a Pacyfik jest wielokrotnie większy. (...)

Zaloguj się by skomentować

Nasze teksty

Turystyka

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…

O nartach na zmrożonym śniegu nazywanym ‘lodem’

        Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwodne światy Maćka Czaplińskiego

Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej

Przez prerie i góry Kanady

Przez prerie i góry Kanady

Dzień 1         Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej

Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…

Tak wyglądała Mississauga w 1969 roku

W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej

Blisko domu: Uroczysko

Blisko domu: Uroczysko

        Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej

Warto jechać do Gruzji

Warto jechać do Gruzji

Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty…         Taki jest refren ... Czytaj więcej

Prawo imigracyjne

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

Kwalifikacja telefoniczna

Kwalifikacja telefoniczna

        Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej

Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…

Czy musimy zawrzeć związek małżeński?

Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski  sponsorskie czy... Czytaj więcej

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej

Prawo w Kanadzie

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

W jaki sposób może być odwołany tes…

W jaki sposób może być odwołany testament?

        Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą.  Jednak również ta czynność... Czytaj więcej

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY” (HOLOGRAPHIC WILL)?

        Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę.  Wedłu... Czytaj więcej

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TESTAMENTÓW

        Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.