…Nie można sobie uzurpować prawa do stanowienia prawa, jeżeli się nie ma mandatu społecznego… Wywiad z Adamem Słomką, uczestnikiem protestu w postaci miasteczka namiotowego pod Sądem Najwyższym przeciwko aresztowaniu Zygmunta Miernika.
MK: Zacznijmy od powodu. Dlaczego Pan się zdecydował na protest, i to protest w takiej formie, pod budynkiem Sądu Najwyższego? Gdzie należy szukać źródła? Skąd się wzięła cała idea?
AS: Idea wynika z obowiązku upominania się o więźnia politycznego. To jest właściwie pochodna mojej własnej sytuacji, ponieważ ja, mając lat 16, stałem się więźniem politycznym, a za mną oraz za innymi ludźmi upominało się tysiące osób. W tym także duża grupa, około 120 parlamentarzystów brytyjskich, premier Wielkiej Brytanii Margaret Thatcher i wiele innych osób świeckich i duchownych.
Nawet niedawno dowiedziałem się od mojej sąsiadki z bloku, że w szkole, w której się uczyłem, większość uczniów podpisywała petycję jako wstawiennictwo w mojej obronie i to byli w większości nieznani mi ludzie. Ponieważ w mojej sytuacji, dawno temu w stanie wojennym upominali się inni, zatem jeśli siedzi więzień polityczny, a co więcej, mój przyjaciel, który też w stanie wojennym był internowany, to jest to zwyczajny obowiązek. Ja się nad tym tak naprawdę w ogóle nie zastanawiałem, bo jest rzeczą oczywistą, że nie powinno być więźniów politycznych.
MK: Dobrze, powód znamy, ale dlaczego akurat w tym miejscu? Pod budynkiem Sądu Najwyższego?
AS: Zrobiliśmy pikiety pod wieloma gmachami sądów w Polsce, lecz właściwie obyło się to bez żadnego echa. To jest takie zderzenie się ze ścianą, to znaczy protesty są już tak częste, i to wszelakich środowisk, np. ojców, których pozbawiono praw, bo aktualnie są łatwym przedsięwzięciem, a wskutek tego się po prostu zdewaluowały. W związku z tym nasza akcja, a byłem ostatnio w Poznaniu, Katowicach, Łodzi, Koszalinie i Krakowie i innych miastach, niestety nie przyniosła żadnych rezultatów w mediach, dlatego doszliśmy do wniosku, że trzeba zrobić coś jakościowo nowego, coś innego, czego jeszcze nikt nie zrobił. A ponadto, coś co będzie trudno ocenzurować i co ma szansę przebić się do wyobraźni ludzi i rządzących. Zatem wybraliśmy taką formę, a ponieważ jest miasteczko KOD-u, a co więcej, są jeszcze wakacje, to stwierdziliśmy, że zrobimy namioty, bo to najskuteczniejsze. Nie będziemy czekać na zimę, choć oczywiście w sierpniu jest mało decydentów, więc jest to miesiąc trudny. Jednak ze względu na charakter protestu wybraliśmy ostatni dzień wakacyjny, czyli 25.08., czwartek, bo wiadomo, że 31.08. zaczną się obchody i wszystko, a w tym aktywność polityczna, zacznie z powrotem wracać do życia. Ponadto, chcieliśmy także sprawdzić, czy jest cenzura w telewizji, i to nam się udało, ponieważ ze wszystkich telewizji, jedynie Telewizja Republika poinformowała o naszym miasteczku. Lecz uważam, że uda się to również w pozostałych telewizjach, gdyż jest to tak ciekawa forma protestu, że choćby ktoś nie chciał tego zauważyć, to będzie to już niemożliwe. Tym bardziej że widać spore poparcie ludzi i myślę, że to miasteczko będzie się tylko rozrastać.
MK: Czego Pan oczekuje po tym proteście? O co Pan walczy?
AS: Walczę o parę rzeczy naraz. Zaczniemy od małych, a potem przejdę do dużych, żeby to było logiczne. W sensie technicznym, a tym samym najważniejszym banerem, który stoi przy wejściu, jest ten, gdzie pokazujemy, ile dni człowiek jest więźniem sumienia. To jest niezwykle ważne. W drugiej części Warszawy jest inny licznik, który mówi o tym, ile dni jest coś nieopublikowane. Jeszcze nie wiadomo co ani kogo to interesuje, a tym bardziej komu to jest tak naprawdę potrzebne, poza fascynatami problemów prawnych. W mediach jest to wiadomość nieschodząca z czołówek portali internetowych, prasy, radia i telewizji od kilku miesięcy. I tutaj mamy ten sam licznik, gdyż to właściwie skopiowany pomysł, aby pokazać, że tam jest coś abstrakcyjnego, niemającego wpływu na życie przeciętnego człowieka, a tu jest coś, co ma znaczenie pierwszorzędne.
Polska w 1989 roku pozbyła się problemu więźniów politycznych i po dwudziestu paru latach mamy znowu więźnia sumienia. To jest pierwszy powód, tak jak Pani powiedziała na początku, bo Miernik siedzi. Ale powiem, nawet w jakiejś mierze jest to piękne zrządzenie losu. Taka arogancja sądu jest dla nas niezwykle motywująca, i zmobilizowało nas to tylko do działania, bo trzeba to było już dawno temu zrobić, porządek w instytucjach wymiaru sprawiedliwości.
MK: Dawno temu, to znaczy kiedy? Co Pan ma na myśli? Proszę rozwinąć.
AS: Chyba popełniliśmy błąd, kiedy walczyliśmy w 1989 roku o niepodległość, że już wtedy nie zrobiliśmy okupacji Sądu Najwyższego. Muszę powiedzieć, że nawet się nad tym zastanawialiśmy, gdyż mieliśmy już w tym zakresie doświadczenie, okupując wcześniej komitety PZPR-u, budynki koncernu prasy RSW i TVP, a także bazy sowieckie, i dzięki społecznej presji wyrzuciliśmy z Polski wojska sowieckie. Następnie okupowaliśmy kolegia do spraw wykroczeń, ponieważ owe kolegia decyzjami administracyjnymi, takimi jak np. decyzja wojewody, zamykały ludzi na trzy miesiące do więzienia czy zabierały samochody. Nam się wtedy udało i doprowadziliśmy do ich likwidacji, co było kolejnym, bardzo istotnym zwycięstwem. A ostatnim takim ważnym krokiem była likwidacja monopolu partii komunistycznej na media. Po tych czterech, wielkich zwycięstwach zastanawialiśmy się, co zrobić dalej. Mieliśmy dylemat, pomiędzy pójściem do parlamentu, czyli objąć drogę formalną, cywilizowaną, by zbudować godną Polskę jako kraj europejski, a pójściem na tzw. ulicę, przeciwko czemu ja osobiście oponowałem. Dysponowaliśmy wtedy ogromnym poparciem społecznym, i to nawet nie w sensie ludzi, bo to był co 5.-7. obywatel, lecz z drugiej strony, to było dużo, bo żeby robić takiej akcje społeczne, jak my teraz przed Sądem Najwyższym, potrzeba około 100-200 zdeterminowanych osób. To jest wystarczające, żeby wygrać taką bitwę, także gdyby dzisiaj weszło do tego sądu 100 konkretnych osób, które by tu weszły i powiedziały: wsadźcie nas do więzienia, czemu jest tylko Miernik, niech będzie jeszcze stu, to oni by od razu wypuścili Miernika, a sami szybko uciekli. Wszystko byłoby raz na zawsze załatwione, tylko problem w tym, że aktualnie nie ma takiej liczby ludzi. Na całą Polskę nie ma zdeterminowanych stu osób, ale jeszcze nie ma, bo będą, zobaczy Pani, że będą. Zatem mając do wyboru dwie, zupełnie różne drogi, wybraliśmy pójść tą parlamentarną. Myślę, że wtedy, gdybyśmy poszli do sądu, tobyśmy wyrzucili około 1300 sędziów – zbrodniarzy komunistycznych. Problem z sądem i zamknięciem Miernika nie jest problemem samym w sobie.
MK: To zatem jaki jest główny problem? A tym samym o co tak naprawdę toczy się ta walka?
AS: To jest problem, że nie skazano ani jednego zbrodniarza komunistycznego, który kierował PRL, który kierował MSW i miał wyższą rangę. Bo oczywiście, że jeśli ktoś tam był już w stopniu majora, pułkownika, generała czy sekretarza, to już jest, mówiąc dosadnie: świętą krową. W związku z tym jest taki paradoks, że na 1300 sędziów – zbrodniarzy komunistycznych, którzy wsadzali ludzi do więzień, niszczyli im życie i wydawali wyroki śmierci na największych patriotów, nie skazano żadnego. Tak naprawdę nie chodziło o rządy solidarnościowe, bo to były bardzo słabe rządy elit okrągłostołowych, a powodem słabych rządów był fakt, że pozostawiły one główne instytucje, w tym i wymiar sprawiedliwości, w rękach zbrodniarzy.
MK: Rozumiem, ale czy w takim razie można rzec, że dzisiejszy protest jest dokończeniem walki sprzed lat? Jest jej kontynuacją?
AS: Tak, bo to miasteczko jest przedłużonym w czasie starciem z 80. lat. Oni właśnie tutaj się ulokowali, gdyż to są sędziowie mający około 60 – 70 lat, a wtedy byli w funkcyjnym kwiecie wieku w sądach okręgowych, rejonowych, a także wojewódzkich PRL. Zatem to jest bitwa, którą my toczymy, a Zygmunt Miernik jest jedynie miernikiem stanu bezprawia. Co więcej, jest to bitwa o godny wymiar sprawiedliwości, a nie jedynie jego atrapę. My w tej chwili mamy tysiące zbrodniarzy i bandytów, w sensie dosłownym bandytów, bo to nie jest żadna przenośnia, dlatego aby zilustrować podam autentyczny przykład. Jednym z prezesów tego sądu jest Jan Godyń, który wtedy należał do grona najbardziej dyspozycyjnych sędziów wydających wyroki na podstawie dekretu, który nie został jeszcze opublikowany. Zasłynął towarzysz prezes Sądu Najwyższego wydaniem wyroku na mężczyznę, którego skazał na blisko dwa lata więzienia za to, że wyraził zgodę, aby żony górników strajkujących zaniosły tymże górnikom kanapki. Zdaje sobie Pani sprawę? Dopuścił żony z kanapkami, zatem sędzia bandyta skazał go na bezwzględne pozbawienie wolności. Mężczyzna poszedł do więzienia, tym samym tracąc mieszkanie, a żona z dziećmi została wyrzucona na bruk. Jednym słowem, całkowicie zniszczono mu życie, w przeciwieństwie do sędziego, który zrobił karierę i jest prezesem Sądu Najwyższego III RPRL. A to jedynie kropla w morzu pokłosia wyroków wydanych przez Jana Godynia. W ten sposób chciałem w soczewce zobrazować obecny problem w naszym kraju, a do walki z nim mogą stanąć jedynie ci, którzy mają siłę moralną, by z sądem podjąć bitwę. Ponadto, aktualnie jest dla nas bardzo korzystna sytuacja, ponieważ rząd z przedstawicielami sądownictwa musi się zmagać, gdyż to sędziowie wypowiedzieli mu wojnę, stwierdzając, że to oni będą decydować, jakie ustawy będą uchwalane w Polsce. Mogą je korygować czy poprawiać, ale nie mogą stwierdzić, że są trzecią izbą i będą uchwalać, ponieważ sędziowie są niewybieralni. Nie można sobie uzurpować prawa do stanowienia prawa, jeżeli się nie ma mandatu społecznego. Warto również mieć świadomość, że tu nie chodzi o jednego czy trzech sędziów, ale tu chodzi o 1300 sędziów i 3000 prokuratorów ze stanu wojennego.
MK: Zatem czy można jednym zdaniem podsumować wszelkie kwestie, które Pana nurtują i które chce Pan zmienić w naszym kraju?
AS: Mnie osobiście chodzi o zmianę ustroju, chodzi o to, aby społeczeństwo mogło mieć sąd własny, czyli instytucję ław przysięgłych. Już wyjaśniam. To jest taki ustrój, który jest w wielu krajach, chociażby w Polsce w II RP od 1928 roku, obecnie przede wszystkim w Ameryce, ale też Wielkiej Brytanii, a kluczem jest fakt, że sędzia nie decyduje. Decyzje podejmuje losowo wybrana grupa obywateli, czyli pojawia się autentyczny, społeczny czynnik w wymiarze sprawiedliwości. Codziennie około 500 osób w Warszawie dostałoby list, że tego i tego dnia masz się stawić w sądzie. Tyle. Nie wiadomo, do jakiej sprawy, zatem nie da się nikogo skorumpować. Następnie, w największej sali sądowej odbywa się losowanie, do jakiej sprawy dana osoba jest przydzielona, po czym od razu, bez kontaktowania się z rodziną ani z kimkolwiek, idzie się na salę, bez możliwości komunikowania się. Czyli to obywatele podejmują decyzję, a sędzia wyłącznie jest koordynatorem technicznym procesu. Podsumowując, chcemy dokończyć zmiany w Polsce, aby przywrócić wymiar sprawiedliwości Polakom, ponieważ uważamy, że bez wymiaru sprawiedliwości państwo nie będzie poprawnie funkcjonować. Również jego niepodległość będzie zagrożona.
MK: A czy ma Pan plan awaryjny, plan B? Co, jeśli się nie uda?
AS: Jeżeli się nie uda dzisiaj, to się uda jutro. Jeśli nie my, to następne pokolenie, bo nie da się żyć w państwie, w którym najważniejsza instytucja demokratycznego ładu, czyli sąd, jest pasożytem. To jest bitwa wygrana. Zdarzają się głosy, że my się porywamy z motyką na słońce, ale to nieprawda. My załatwiamy sprawy oczywiste i względnie proste do zrobienia. Warto mieć świadomość, że głównym celem w sprawie wielu instytucji władzy jest posiadanie realnej wiedzy i kontroli społecznej. Nie może być władza, która jest niewybieralna i niekontrolowalna, bo każda władza demoralizuje, a władza absolutna demoralizuje absolutnie.
MK: Omówiliśmy sprawę sądów, a co z Panem Miernikiem?
AS: To też jest sprawa wygrana, dlatego że Miernik dobrowolnie poszedł siedzieć, nie ubiegał się, nie prosił o przerwę w odbywaniu kary, nie prosił o odroczenie kary, nie płakał, nie mówił, że ma ciężką cukrzycę oraz że jest schorowanym weteranem. Gdyby chciał, mógł znaleźć tysiąc powodów, ale on poszedł do więzienia z przekonaniem. On wiedział, co go czeka, ponieważ osobiście już tego doświadczył. W każdym europejskim kraju więźniów zamyka rząd, a u nas jest sytuacja kuriozalna, ponieważ więźnia politycznego zamknął sąd, który chronił zbrodniarzy. Sprawa gen. Kiszczaka za zabójstwo setek osób została umorzona, natomiast Zygmunt Miernik za rzut bitą śmietaną dostał prawie rok bezwzględnego więzienia. To kwintesencja wymiaru sprawiedliwości w Polsce.
MK: Dziękuję bardzo.