Iza Rewcio: – Oczywiście! Ja jestem człowiekiem generalnie rzecz biorąc zadowolonym z życia, ale podejrzewam, że to w główniej mierze zależy od osobowości.
– Zdecydowanie. A jest Pani zadowolona z bycia artystką w naszym kraju?
– Artysta w Polsce ma się dobrze, jeżeli potrafi normalnie funkcjonować w społeczeństwie.
– Na czym polega "normalne funkcjonowanie w społeczeństwie"?
– Na tym, że się akceptuje to, że się jest innym.
– Artysta oznacza inny?
– No, na pewno artyści się różnią od przeciętnego zjadacza kartofli.
– Dzięki bogatszej wyobraźni…
– Bogatsza wyobraźnia, troszeczkę większa otwartość na rzeczywistość, większa tolerancja rzeczy nowych. Chociaż… nie idzie to w parze z taką tolerancją wszystkich rzeczy na świecie.
– Cały czas staram się posługiwać mianem "artysty". To bogate słowo, nieograniczające do jednej dziedziny.
– Proszę jeszcze zauważyć, że w dzisiejszych czasach również miewa to nieprzychylne znaczenie.
– Widzimy, krótko mówiąc, wariata i od razu nadajemy mu etykietkę artysty.
– W dzisiejszych czasach artysta musi jakby spełniać normy społeczne. OK, może nie musi, ale jest takie wyobrażenie. Powinien być dziwnie ubrany, dziwnie się zachowywać. Najlepiej jeżeli robi jakieś skandale. A to naprawdę nie idzie w parze z twórczością.
– Typowy stereotyp. Informatyk jest za to szarą myszką, siedzącą jedynie przy ekranie komputera…
– Czyli za bardzo ogarnia rzeczywistość (śmiech).
– Co do rzeczywistości – idzie się utrzymać, pracując w zawodzie?
– Trzeba być szeroko otwartym, mieć możliwości. Przede wszystkim nie wolno się bardzo mocno specjalizować. Artyści generalnie to ludzie, którzy mają dość szerokie możliwości. Talent, który mamy w sobie, daje nam możliwości pójścia w kilku kierunkach. Jeżeli ktoś jest zdolny manualnie, to przeważnie jeszcze śpiewa, pisze albo wszystko na raz. Ale ta zdolność nas nie ogranicza. Jeżeli ktoś kończy malarstwo, to nie znaczy, że może tylko i wyłącznie tym malarstwem się zajmować. Może robić ilustracje książkowe, malować obrazy sztalugowe, wielkie dzieła na murach. Jeżeli jest się dobrym, to pojawią się zamówienia.
– Otwarta głowa. Jednak nie pojawi się zarzut, że nie potrafi się skupić na jednym?
– Ograniczanie się do jednej dziedziny od czasów renesansu nie jest dobre.
– Łamiemy kolejny stereotyp! Jak jest dziś z młodymi ludźmi i zawodem artysty?
– Od zawsze było tak, że rodzina, która miała świadomość, że trzeba jakoś przeżyć w tym dzisiejszym świecie, propagowała teksty: skończ prawo, medycynę. Cokolwiek co przynosi pieniądze, a malarstwo czy grafikę, jakąkolwiek wypowiedź artystyczną, potraktuj jako hobby.
– Samo określenie "artystyczne" budzi grozę… Lepiej postawić na kierunek ścisły.
– Dokładnie! Zajmuj się tą dziedziną, ale w czasie wolnym. No niestety, czasu wolnego przy kierunkach typu prawo czy medycyna mało…. Fajną rzecz poruszyłaś o tych ścisłych umysłach. Kolejny stereotyp chciałabym obalić.
– Proszę się nie krępować!
– To jedna wielka ściema, że artyści to wyłącznie humaniści. Każdy twórca, wypowiem się o plastyce, bo o tym mi najłatwiej, musi być umysłem ścisłym. Inaczej nie byłby w stanie tworzyć. Z technicznego punktu widzenia, gdy mówimy o formie, wykonaniu, przeciętny plastyk musi mieć wiedzę matematyczną, aby wykreślić perspektywę, wiedzę z zakresu fizyki – teoria barwy, no i chemia, bo inaczej nie poradziłby sobie z mediami malarskimi.
– Dobrze nam idzie obalanie stereotypów. To może kolejny: studiowanie artystycznych kierunków jest modne.
– Jest modne. W sumie modne było zawsze. To spuścizna XIX wieku i bohemy…
– Niepokorna dusza…
– Niepokorna dusza jest na pewno zawsze. Podejrzewam, że to wieczny młodzieńczy bunt. Prowokuje, aby wprowadzić dialog z odbiorcami w formie pozawerbalnej. To pozwala nam chcieć, szukać nowych możliwości, pokonywać bariery i dotychczasowe doświadczenia. Tak naprawdę wszelkie bariery są sztuczne. Powinniśmy je przekraczać pod warunkiem, że nie robimy nikomu krzywdy.
– A jednak przychodzą osoby, o których nigdy nie powiedzielibyśmy, że aspirują do miana artysty.
– Powiem więcej, ci niepozorni wyrastają na najlepszych twórców. Młodym ludziom zawsze na pierwszych zajęciach wypisuję hasło: "Noś sztukę w sobie, a nie siebie w sztuce".
– Co jest najtrudniejsze w życiu polskiego artysty?
– Na pewno samo życie materialne. Nie jest to u nas aż tak rozwinięte jak za granicą. W porównaniu z Zachodem społeczeństwo jest nastawione na odbiór zupełnie inaczej. To specyficzne społeczeństwo.
– Są jakieś tendencje artystyczne, które teraz panują wśród młodych twórców? Wśród Pani studentów?
– Hmm… w sumie nie zauważyłam. Tutaj przychodzą ludzie, którzy starają się uszczknąć coś z każdej dziedziny życia. Nie zauważyłam tendencji, że ktoś fiksuje w jednym temacie.
– Musiała Pani kiedyś powiedzieć komuś, że jego praca jest totalnie zła? Pytam, bo chyba młodzi ludzie są niejednokrotnie przewrażliwieni na punkcie swojej sztuki i nie chcą dopuścić do siebie słów krytyki. A tu Pani musi kształcić i rozwijać jednostkę. Trafić do niej.
– Przychodzą bardzo różni ludzie. Jedni są po kursach, potrafią sobie już na początku poradzić z podstawowymi sprawami. Są jednak i tacy, którzy nie mieli dotychczas styczności z pędzlem. Powiem tak, ci, którzy nie mieli tego pędzla czy ołówka, są bardzo dobrym materiałem. Ich można ukształtować. Nie ma czegoś takiego jak "ja wiem swoje". To pojawia się po latach pracy. Nawet jeżeli zdarzają się ludzie, którzy "wiedzą lepiej", to w trakcie nauki weryfikują swoje poglądy.
– Nie można powiedzieć takiej osobie "nie, jesteś okropny".
– Jak jest się kiepskim, to słowa są zbędne. To się pokazuje postawą i twórczością. Pokazuje się, co i dlaczego robią inni. To próba dość mocnego ukazania, wręcz intymnego, jak bogaci są młodzi ludzie. Albo ktoś z tego zaczerpnie, albo nie. Wtedy okazuje się czy młody człowiek może być doskonałym artystą czy nie.
– Jak to jest z tradycjonalizmem polskich artystów. Czy w Muzeum Narodowym powinniśmy pokazywać prace Kozyry?
– Sądzę, że jak najbardziej. Dlatego, że to jest rejestrowanie tego, w jakim kierunku potrafi iść społeczeństwo. To, co się dzieje w dzisiejszych czasach w kulturze, proszę zauważyć na przykładzie kultury popularnej, mamy rzeczy niesmaczne, ale w tej samej kulturze masowej są perełki. Tak naprawdę powinno się pokazywać wszystko i wierzyć, że odbiorca ustosunkuje to wedle swojego gustu i sumienia.
– Prowokowanie wyzwala myślenie.
– Dokładnie. Na jedno pytanie jest milion odpowiedzi. Wiele się w sztuce dzieje. To cudowne. Nawet jeżeli twórca da na pytanie własną odpowiedź, to w zależności kto stanie przed dziełem, tworzy własną odpowiedź. Najbliższe zdanie mojemu miał Pollock. Powiedział, że sztuka żyje tylko i wyłącznie w momencie samego tworzenia bądź samego oglądania.
– Jak to jest z artystą z małej miejscowości i artystą z większego miasta?
– Mam wrażenie, że im większe miasto, tym twórca ma więcej możliwości. Jest tyle różnych grup nacisku, że ma szansę na niszowość. W mniejszym mieście jest więcej mniejszych grup, które mają więcej do powiedzenia. Młody, startujący dopiero człowiek musi być w którejś z nich, bądź musi się na tyle silnie czuć, aby go nie obchodziły.
– Artysta, który wciąż o sobie mówi per artysta, mało prac tworzy.
– Kolejny stereotyp. Jest to często jedynie poza obronna. Na przykład Starowiński, genialny artysta, cudowny twórca. Za to co wokół siebie robił – ręce opadają.
– Artysta-celebryta. Bakuła na przykład?
– Oglądając w telewizji wypowiedzi pani Bakuły, owszem, widzę dosyć często jej potencjał celebrytki, ale przykro mi, nie mogę sobie przypomnieć jej żadnego obrazu.
– Więcej słyszymy o jej książkach…
– Słowo, zdecydowanie.
– Zawsze jednak z tyłu książki podkreśla, że jest artystką malarką.
– Może się tak czuje. Mamy z drugiej strony taką osobę jak Siudmak, którego mało słychać, a dużo widać. Za to jak już się raz wypowie, to jest długa chwila milczenia.
– Zmieniając zupełnie temat. Skąd się wzięła ilustracja książek dla dorosłych w Pani życiu?
– Z rzeźby (śmiech).
– Tego się nie spodziewałam…
– Ja skończyłam liceum plastyczne. Przez całą szkołę średnią marzyłam o dostaniu się na rzeźbę. Fascynowała mnie ona do granic możliwości!
– Sam akt tworzenia?
– Tak! Praca z miękkim materiałem. Z gliną, drewnem. Bardzo chciałam poznać całą masę innych technik. W liceum tego nie było, nie było profesjonalnej pracowni. Niestety, nie dostałam się na tę rzeźbę i się bardzo mocno obraziłam na ten kierunek i studia artystyczne w ogóle (śmiech). Tłumaczeniem było, że wolą panów, bo to jest ciężki zawód.
– Nie dało to większej motywacji?
– Oj, to mnie bardzo zjeżyło. Muszę powiedzieć, że gdzieś jeszcze bardziej stwierdziłam, że ja wcale nie jestem za równouprawnieniem (śmiech). W międzyczasie były inne studia: filologia polska, historia sztuki, historia…. Aż w końcu stwierdziłam, że ja i tak sobie rzeźbę zrobię – pójdę na grafikę, gdzie też jest drzeworyt, matryce, linoryt. Jest forma rycia i nie powiedzą mi, że nie mam siły, bo jestem dziewczynką! Skończyłam grafikę z czego się nie ukrywam, bardzo cieszę.
– A ta ilustracja książkowa? W którym momencie urodził się pomysł pójścia tą drogą?
– Zafascynowała mnie ona już w szkole wyższej. Kończyłam w ogóle pracownię Grzegorza Marszałka. Jestem jednak totalnie różna od niego. Wykonuję zupełnie inne prace, w innym kierunku. Nie jest tak, że naśladuję swojego mistrza. Często się nie zgadzaliśmy (śmiech). Ale pracę obroniłam (śmiech)! Potem wyjechałam do Paryża.
– Samo centrum artystyczne.
– Kolejny stereotyp. Tak się dziś uważa, jednak teraz centrum artystyczne to Berlin. Francja jak dla mnie, oczywiście może się ktoś nie zgadzać, jest skostniała. Tam zatrzymano się na XIX, XX wieku. Poszczególni twórcy, wiadomo idą na przód, no ale jednak. Co do ilustracji... coraz bardziej mnie ona fascynowała. Inspiruję się literaturą. Od dziecka jestem uzależniona od książek. Dodatkowo muzyki. Fantastycznie jest się oprzeć na myśli drugiego człowieka. Najbardziej mnie interesuje poezja. Znów bardzo niszowo.
– Dziś ludzie czytają coraz mniej poezji. Mało intratne.
– Znów można pomyśleć z punktu widzenia osoby, która chce zarobić, że to jest zestaw absolutnie niemożliwy do zarabiania, a jednak (śmiech).
– Dla chcącego nic trudnego!
– Ja się jeszcze śmieję, że natura obdarzyła nas takim potężnym mózgiem i kciukiem przeciwstawnym, żebyśmy byli w stanie wykonać wszystko. Faktem jest też, że imałam się różnych dziedzin w życiu. Tak poznałam kolejny swój nałóg – nauczanie. Tym samym zrobiłam podyplomową pedagogikę i jestem, gdzie jestem (śmiech).
– Nauczanie uzależnia?
– To po pierwsze, a po drugie jest to niesamowita interakcja!
– To piękne! A tak a propos nauczania… Chyba zebrała się pod salą spora grupka studentów czekających na Panią. Nie pozwólmy im dłużej czekać.
Bardzo dziękuję za rozmowę!
– Dziękuję również!
Rozmawiała Karolina Jaskólska