farolwebad1

A+ A A-
Inne działy

Inne działy

Kategorie potomne

Okładki

Okładki (362)

Na pierwszych stronach naszego tygodnika.  W poprzednich wydaniach Gońca.

Zobacz artykuły...
Poczta Gońca

Poczta Gońca (382)

Zamieszczamy listy mądre/głupie, poważne/niepoważne, chwalące/karcące i potępiające nas w czambuł. Nie publikujemy listów obscenicznych, pornograficznych i takich, które zaprowadzą nas wprost do sądu.

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanych listów.

Zobacz artykuły...
piątek, 27 kwiecień 2012 11:22

Z Kanady i Toronto 27.04.2012

Napisane przez

Mississauga Policja w Mississaudze aresztowała siedem osób w czasie rewizji w jednym z  magazynów na terenie miasta. Wspólna akcja policji RCMP i służb celnych zaowocowała kontrolą w pomieszczeniach Jel Packaging Ltd. Zajęto tam siedem naczep materiałów do produkcji papierosów, jak również taśmę przemysłową z pełnym osprzętem. Zarekwirowano także tytoń i 50 tys. dol. w gotówce. Aresztowano: Minh Hiep Le, 54; Li Ding, 42; Hui Jin, 52; Thi Toan Nguyen, 53; Joseph Minh Phi Le, 24; Dac Dung Ho, 48; and Qian Kong, 44.  Każdemu postawiono po 8 zarzutów. Osoby, które pragną donieść RCMP o sprzedaży lub wytwarzaniu nielegalnych wyrobów tytoniowych, mogą dzwonić pod numer 1-800-387-0020 lub anonimowo zostawić nagranie w Crime Stoppers pod numerem 1800-222-8477.

aging-populationMississauga Z opracowania sporządzonego przez Institute for Clinical Evaluative Sciences  (ICES) wynika, że ponad milion Ontaryjczyków cierpi na cukrzycę, a w rejonie Mississaugi i Toronto mieszka prawie połowa z nich. Za wyjątkiem Indian, gdzie prawie jedna trzecia choruje na cukrzycę, największe skupiska cukrzyków występują w Mississaudze, Brampton, Etobicoke, Rexdale i Scarborough. Większość, 90 proc., ma cukrzycę typu 2. Liczby te zaskoczyły ekspertów, którzy wskazują na poważny wzrost zachorowań. Jedną z przyczyn jest otyłość, starzenie się populacji i niezdrowy, siedzący tryb życia. Jednak inne czynniki, jak status społeczny i pochodzenie etniczne, również odgrywają poważną rolę. Cukrzyca w większym stopniu atakuje ludzi pochodzenia hinduskiego, hiszpańskiego i afrykańskiego. Mississauga i Brampton, gdzie mieszka dużo imigrantów z  Azji, odnotowały skokowy wzrost zachorowań na cukrzycę.

Ostatnio zmieniany piątek, 27 kwiecień 2012 22:01
piątek, 27 kwiecień 2012 11:10

Nasza minisonda z nr. 17

Napisane przez

s17-1Edward - Rząd Ontario zwiększył podatki milionerom, takim którzy zarabiają powyżej 0,5 mln rocznie, czy ci ludzie powinni rzeczywiście mieć większą stopę podatku, czy też oni zawsze będą gdzieś tam z tymi pieniędzmi uciekać - lawirować i to nic nie da? - Zawsze będą uciekali, rząd tego nie znajdzie,  zawsze znajdą sobie gdzieś tam ujście.  Ta podwyżka to dla uspokojenia naszego społeczeństwa, dla pokazania, że jednak rząd coś robi. - Lepiej byłoby, jakby zmniejszyli podatki biedniejszym? - No, na pewno! Dla zwykłego człowieka to nic nie będzie z tego. Ten, co zarabia milion rocznie, zawsze sobie znajdzie adwokata czy innego urzędasa, który mu to załatwi, tak to wszędzie jest.

środa, 25 kwiecień 2012 14:36

Nasza minisonda z nr. 16

Napisane przez

1Marcin - Część środowisk imigracyjnych, zwłaszcza z Azji, stosuje tutaj w Kanadzie selektywną aborcję, pana zdaniem szpitale powinny informować, jaka jest płeć dziecka, podczas badań USG kobiet w ciąży, czy też zatajać? - Niekoniecznie - Powinny ukrywać? - To zależy od rodziców - Rodzice chcą się dowiedzieć, bo chcą chłopca, w związku z tym zabijają dziewczynki. - To uważam, że w takiej sytuacji nie powinno się mówić. - Sądzi Pan, że powinno się z tym jakoś walczyć? - No tak, przecież nie można dziecka zabijać! - Generalnie jest Pan przeciwko aborcji? - Tak.

wtorek, 24 kwiecień 2012 23:20

Nas wszystkich boli rana katyńska...

Napisał

15 kwietnia odbyły się w Toronto uroczystości poświęcone obchodom 72. rocznicy Zbrodni Katyńskiej i 2. rocznicy Tragedii Smoleńskiej, gdzie w katastrofie lotniczej zginęła para prezydencka oraz polscy politycy i najwyżsi dowódcy wojskowi. W intencji zamordowanych przez Sowietów polskich oficerów oraz ofiar katastrofy lotniczej odbyła się w kościele pod wezwaniem św. Kazimierza Msza Święta.

Organizatorem uroczystości, których kulminację stanowiła manifestacja pod pomnikiem Katyńskim stojącym u krańca "polskiej" ulicy Roncesvalles, był Okręg Toronto Kongres Polonii Kanadyjskiej. Z inicjatywy tej organizacji oraz Gminy 1 ZNP wydrukowano ulotkę w dwóch językach "Kwiecień 1940 – Zbrodnia Katyńska".

sobota, 14 kwiecień 2012 23:07

Dwa światy [1]

Napisane przez

Korespondencja własna z indiańskiego rezerwatu w Ontario-1

Niedawno w wiadomościach pojawiła się egzotycznie brzmiąca nazwa Eabamatoong i informacja o wprowadzonym tam stanie wyjątkowym. Gazety rozpisały się o morderstwach, próbach podpaleń i incydentach znęcania się nad zwierzętami. Pewnie dla wielu szokujący był fakt, że Eabametoong nie jest jakimś egzotycznym kraikiem w okolicach równika czy w dalekiej Azji, lecz leży w Ontario, w tej samej prowincji co Toronto czy Mississauga.

Cóż, prowincja niby ta sama i kraj niby ten sam, jednak Toronto (stolica prowincji) i Eabametoong (indiański rezerwat) to dwa zupełnie inne światy. Jak bardzo są odmienne, przyszło mi się przekonać już podczas pierwszej rozmowy kwalifikacyjnej (czy jak kto woli: interview) o pracę w szkole indiańskiej. Nie była to wprawdzie rozmowa o pracę w samym Eabametoong, ale i taką miałem.

      Miało to miejsce przeszło dwa lata temu, gdy jeszcze byłem studentem studium nauczycielskiego. Nie dziwota, że podszedłem do sprawy zgodnie z regułami wyuczonymi z książki: koniecznie być na czas, utrzymywać kontrakt wzrokowy, odpowiadać na pytania rzeczowo i konkretnie... Na wyznaczone miejsce przyjechałem z ponad 40-minutowym wyprzedzeniem (dla wszelkiej pewności, że się nie spóźnię), zaparkowałem samochód na hotelowym parkingu, bez trudu znalazłem salę konferencyjną, w której interview miało się odbyć. Mając sporo czasu, usiadłem, by przeglądnąć swoje notatki. Na 15 minut przed ustaloną godziną rozmowy kwalifikacyjnej zacząłem się niepokoić: korytarz był pusty, nikt nie nadchodził. Na dziesięć minut przed interview czatowałem już przed drzwiami windy, a na pięć nie wytrzymałem i zjechałem na dół, by zapytać, czy to na pewno ten hotel i ta sala. Okazało się, że owszem, byłem na właściwym miejscu i o właściwym czasie.

      Przyszło mi jednak czekać kolejne pół godziny, zanim na korytarzu pojawił się wyraźnie zagubiony osobnik, który z w wyglądu z grubsza odpowiadał moim wyobrażeniom o tym, jak rdzenny mieszkaniec Ameryki powinien wyglądać: kruczoczarne włosy, śniada cera... Rozciągnięte dżinsy i bluza z kapturem zaskoczyły mnie nieco, ale w sumie – to nie prowadzący interview mają dobrze wyglądać. Postanowiłem wykazać się inicjatywą i wskazałem przybyłemu właściwą salę, wkrótce przyszły jeszcze cztery osoby, wyraźnie zaspane i raczej wypatrujące przekąsek wyłożonych w sali konferencyjnej niż potencjalnych kandydatów na nauczycieli. Kolejno zaprowadziłem wszystkich na miejsce, a sam cierpliwie czekałem na zaproszenie na – spóźnione już przeszło trzy kwadranse – interview. Okazało się, że niepotrzebnie – ja czekałem na nich na zewnątrz, oni czekali, aż wejdę. Po kolejnych 10 minutach mojego zastanawiania się "co u licha się tu dzieje", jeden z miejscowych się zreflektował i krzyknął, bym już wchodził.

      Rozmowa się rozpoczęła, tyle że nie była to rozmowa, a monolog raczej. Moi rozmówcy ograniczali się do pośpiesznego i niewyraźnego odczytywania standardowych w sumie pytań. Mniej już byli zainteresowani odpowiedziami. Z pięciu osób, które poza mną były obecne, tylko dwie były aktywnie zaangażowane w interview, rola trzech pozostałych była dla mnie raczej niejasna, szczególnie że jeden z mężczyzn głośno rozmawiał przez telefon komórkowy przez prawie cały czas trwania interview, a kolejny starał się zdrzemnąć w kącie za moimi plecami. Jedno było niestandardowe i pamiętam je do dziś. Brzmiało mniej więcej tak: "Co byś zrobił, gdyby w czasie lekcji uczeń zaczął się źle zachowywać i podpalił podręcznik?". Teraz wiem, że to było bardzo konkretne pytanie, które miało z rzeczywistością więcej wspólnego niżby jakikolwiek nauczyciel mógł sobie życzyć. Wtedy zupełnie mnie zaskoczyło.

      Próby utrzymywania kontaktu wzrokowego były raczej nieudane, bo moi rozmówcy wyraźnie starali się go unikać, co z kolei mnie zbiło z tropu. Podobnie było z "rzeczowymi, konkretnymi odpowiedziami", które wydawały mi się za krótkie, bo ilekroć skończyłem odpowiadać na pytanie, zalegała dość długa cisza, którą kilka razy sam w końcu przerwałem, mówiąc "no, to już raczej wszystko co mam do powiedzenia na ten temat".

      Koniec końców – tej pierwszej pracy nie zdobyłem, czekało mnie jeszcze sporo prób, zanim wreszcie dostałem kontrakt na nauczanie klasy 3/4 w jednym z rezerwatów północnego Ontario. W tym roku mija drugi rok mojego pobytu w rezerwacie i w związku z tym czuję się na siłach, by podzielić się z czytelnikami "Gońca" moimi spostrzeżeniami z pracy i pobytu "wśród Indian Ontario", do czego zresztą zainspirowały mnie teksty pana J. Cięciela.

      Jedną z rzeczy, którą z WIELKĄ przykrością muszę sprostować na samym wstępie, jest informacja o zarobkach "przyjezdnych nauczycieli", bo – było, nie było – takim przyjezdnym nauczycielem jestem i ja. Pan Cięciel pisze, że "zarabiają bardzo dobrze i później mają wyższe emerytury". Niestety! Już tak nie jest. Moja pensja porównywalna jest ze średnią pensją nauczycielską na południu Ontario, a emerytury nie mam się co spodziewać, no, chyba że coś sam sobie na nią uskładam. Jednak przy podobnych co na południu zarobkach i północnych realiach jeśli chodzi o ceny żywności, nie wspominając już o dodatkowych kosztach przelotów (o czym później), "przyjezdny nauczyciel" nie może się spodziewać, że coś odłoży. Mimo wszystko wydaje mi się, że będąc nauczycielem, warto przyjechać na północ, bo nie dość, że ma się pracę w zawodzie, to jeszcze w ciekawym miejscu. Przy okazji warto wspomnieć, że w sytuacji, gdy rynek pracy dla ontaryjskich nauczycieli jest przesycony, indiańskie szkoły w północnym Ontario stale poszukują nauczycieli. Zainteresowanym podaję adres strony internetowej specjalizującej się w szkołach tego typu: www.educationcanada.com

      [Dla jasności: termin "Indianin" wydaje się nie mieć negatywnych konotacji w języku polskim, tak jak je ma w języku angielskim, stąd pozwolę sobie na jego używanie od czasu do czasu. Współczesna poprawna kanadyjska terminologia dopuszcza wyrażenia takie jak: Aboriginals (ludność rdzenna) – polskiemu czytelnikowi pewnie kojarzyłoby się to zanadto z australijskimi Aborygenami, Natives ("tubylcy", co po polsku ma dosyć specyficzny wydźwięk i prawie zawsze kojarzy się z pewnego rodzaju zacofaniem) i First Nations (pierwsze narody), co jest mało precyzyjne. Słowo "Indian" obecnie pada w języku angielskim głównie w kontekście prawnym, gdy na przykład mowa o "Indian Act" czy INAC (Indian and Nothern Affairs Canada). Sami Indianie wydają się nie mieć problemów z określaniem siebie tym mianem (czasami nawet skracają je do postaci "NDN"), mogą jednak raczej negatywnie się odnieść do białego, który zrobiłby to samo. Podobna sytuacja ma miejsce z Afroamerykanami i słowem "nigro".]

Aleksander Borucki

Wunnumin Lake, Ontario

goniec nr 47-2010

niedziela, 15 kwiecień 2012 23:05

Dwa światy [2]

Napisane przez

Korespondencja własna z indiańskiego rezerwatu w Ontario (2)

Gdy po latach starań w końcu dopiąłem swego, tj. dostałem się na studia nauczycielskie w Kanadzie, moje marzenia o świetlanej karierze, świetnych zarobkach i, co najważniejsze, kształtowaniu młodych umysłów zostały stłamszone już podczas pierwszego dnia zajęć. Prowadząca, zresztą niezwykle miła osoba, zaraz po przedstawieniu się, z uśmiechem na ustach powiedziała: "Serdecznie wam wszystkim gratuluję przyjęcia na studia, ale mam nadzieję, że wiecie, że raczej nie dostaniecie pracy w zawodzie...".

poniedziałek, 16 kwiecień 2012 23:01

Dwa światy [3]

Napisane przez

Korespondencja własna z indiańskiego rezerwatu w Ontario (3)

Poprzedni tekst miał być niby o izolacji, a skoncentrowałem się w sumie na narzekaniu na przewoźników. Ci w jakiś sposób musieli to wyczuć, bo w kilka godzin po wysłaniu mojego tekstu do "Gońca" otrzymałem krótkiego maila z Waysaya Airways, że "wskutek nasilenia ruchu pasażerskiego ble ble ble, poleci pan samolotem 90 minut później niż było to planowane". To, że mogę stracić jakieś połączenie po przylocie do Sioux Lookout, nikogo już nie obchodzi. Wraz ze mną z rezerwatu wylatuje co najmniej 6 innych osób, więc postanowiłem zapytać je, jak wygląda ich sytuacja, co było złym pomysłem, bo przy okazji dowiedziałem się, że osoby, które zarezerwowały bilet w trzy tygodnie po mnie, zapłaciły za niego o 100 dol. mniej, a bynajmniej nie było wtedy żadnych wyprzedaży biletów. Cóż, jak to śpiewał zespół "Big Cyc" – Polak zawsze ma pecha.

wtorek, 17 kwiecień 2012 22:59

Dwa światy [4]

Napisane przez

Korespondencja własna z indiańskiego rezerwatu w Ontario (4)

W poniedziałek, 6 grudnia, dostałem prezent od świętego Mikołaja – ktoś tam czegoś nie dopatrzył przez weekend i szkoła była zupełnie wyziębiona. W mojej klasie temperatura nie przekraczała 10 stopni Celsjusza, więc poranne zajęcia były odwołane. Ucieszyłem się niepomiernie, bo od czasu do czasu miło jest dostać taki prezent od losu – pół dnia wolnego, a płacą pełną dniówkę. Radość moją szybko jednak zmąciła informacja o nieplanowanej naradzie ciała pedagogicznego.

      Zebranie, według słów dyrekcji, miało się odbyć "już zaraz", co okazało się jedynie wybiegiem mającym na celu trzymanie nas w szkole przez cały poranek. Po blisko dwóch godzinach siedzenia w pokoju nauczycielskim w kurtkach, czapkach i szalikach i słuchania "już zaraz", "za 10 minut", "wkrótce", "za chwilę" w końcu zebrało się towarzystwo, by "planować" ostatni tydzień szkoły przed przerwą świąteczną.

      "Planować" piszę celowo w cudzysłowie, bo planowanie, przynajmniej w myśl tego jak ja je rozumiem, zakłada jakąś komunikację, może być płaszczyzną wymiany idei, ścierania się koncepcji, lub przynajmniej okazją do udzielenia bądź też uzyskania podstawowych informacji. Nasze "planowanie" wyglądało zgoła inaczej. Przypominało grupowe przesłuchiwanie gromady sześciolatków w sprawie pomazanej kredką ściany. Jako "weteran" – jestem tu w końcu już drugi rok –wiedziałem już, co mnie spotka, i przyznam, że z "pewną taką satysfakcją" czekałem, by zobaczyć miny nowych nauczycieli.

      Wszystko zaczęło się typowo – po ogłoszeniu przez PA (spiker), że spotkanie się zaczyna, oczywiście nauczyciele (przyjezdni) pojawili się pierwsi, jakiś czas po tym zaczęli pojawiać się miejscowi. Nie wszyscy oczywiście dotarli w porę i przez następne 30 minut spotkanie było systematycznie zakłócane przez spóźnialskich. Co mogło być powodem spóźnienia w sytuacji, gdy szkoła była zamknięta i nikt nie miał nic innego do roboty poza naradą – pozostanie zagadką na zawsze.

      Przebieg narady był również typowy. Dyrektor szkoły (nowy w tym roku) zadaje logiczne pytanie: "Co zwykle robicie tu na święta?". Odpowiedzią są trzy minuty coraz bardziej natarczywej ciszy. W końcu jeden z podobnych jak ja "weteranów" łamie się i odpowiada... Czyni to z widoczną niechęcią i niepewnie, bo jak tu grać rolę weterana, gdy niektórzy z miejscowych mają ponad 20-letni staż pracy w tej szkole? Ci jednak milczą jak zaklęci. Dyrektor jednak wydaje się usatysfakcjonowany odpowiedzią, że jest Christmas Party, że są różne konkursy: rzeźb w śniegu, dekorowania drzwi, że jest świąteczny koncert i "kulig" (czyli ski-doo & truck rally).

      "Chcecie zorganizować to ponownie?" – pada następne pytanie i znów odpowiedzią jest cisza, przerywana jedynie przez krzyki i piski uczniów, którym mróz niestraszny i którzy w najlepsze bawią się na zewnątrz. Lekcje mogłyby się odbyć bez problemu. Po kolejnych minutach dudniącej w uszach ciszy dyrektor z rezygnacją mówi: "OK, zrobimy tak jak zrobiliście w zeszłym roku".

      Dzieli pracowników szkoły na grupy. Każda grupa ma za zadanie zaplanować jeden dzień ostatniego tygodnia szkoły. W mniejszych grupach miejscowi otwierają się bardziej, stale jednak unikają wszelkich sytuacji powiązanych z podjęciem decyzji czy koniecznością wykazania inicjatywy, z jednym czy dwoma wyjątkami. Mimo wszystko zebranie powoli się rozkręca, między miejscowymi zaczynają wybuchać dyskusje. Dyskusje odbywają się w Oji-Cree (czy jak kto woli w Anishininiimowin), są zaskakująco żywiołowe i jako takie ostro kontrastują z niedawną głuchą ciszą. Nikt nie tłumaczy ich przebiegu ani nie wyjaśnia, co zostało w ich wyniku postanowione. Na dźwięk angielskiego w ustach dyrektora wszystkie dyskusje – tak jak nagle wybuchły, tak nagle cichną i znowu można by było wsłuchiwać się w cykanie świerszczy, gdyby nie to, że za oknem sroga zima.

      Zapada konsternacja. Biali się oburzają na taki "brak kultury", no bo jakże to tak, przecie można nie po angielsku podczas formalnego spotkania w szkole, której działalność jest w końcu utrzymywana z publicznych pieniędzy. Z naszych podatków! Czy to z braku odwagi, czy też z urażonej dumy, lub może chęci bycia taktownym nikt jednak nie prosi o tłumaczenie. Zresztą jak już prosi, to nieodłącznie z niekrytą pretensją w głosie. Nie prośba to, a żądanie raczej.

      A miejscowi? Miejscowi bardzo niechętnie zabierają głos publicznie, w szczególności przy obcych. Niechęć ta jest na tyle silna, że potrafią zignorować skierowane do nich bezpośrednio pytanie. Ponadto Anishininiimowin to ich język ojczysty, czują się w nim swobodniej i właściwie dlaczego mieliby się "przystosowywać"? Było nie było, byli tu pierwsi. W końcu: bez wątpienia są znużeni tłumaczeniem rok w rok wszystkich tych oczywistości nowym nauczycielom, którzy mogą nawet nie doczekać końca czerwca.

Jedną z poważniejszych bolączek północnych szkół jest rotacja personelu: tak nauczycieli, jak i administracji. Przy tym w wielu wypadkach to albo nauczyciele, którzy tu trafiają, to świeży narybek absolwentów studiów pedagogicznych, z dyplomem w kieszeni i prawie całkowitym brakiem doświadczenia, albo nauczyciele emeryci dorabiający sobie na boku. W obu przypadkach może to skutkować wątpliwym poziomem nauczania. Pierwszym się chce, lecz nie wiedzą jak, drudzy może wiedzą jak, lecz niekoniecznie im się chce. W zeszłym roku WSZYSCY przyjezdni nauczyciele (czyli włącznie ze mną – siedem osób) w mojej szkole byli tuż po ukończeniu Teachers' College. Zdecydowanie zabrakło nam kogoś w rodzaju mentora, starego wygi, który pomógłby chociażby w przygotowaniu rocznych planów nauczania. W tym roku z naszej siódemki zostały trzy osoby. Z czterech pozostałych zaledwie jedna pracuje jeszcze jako nauczyciel, ale już w innej prowincji. Nie wspomnę już o tym, że przez szkołę przewinęło się dwóch dyrektorów, a w tym roku i tak jest nowy.

Uczniowie szybko wychwytują takie rzeczy i przyzwyczajeni są do zmian, więcej nawet – oczekują ich, lub (w przypadku co niektórych szkół) próbują je sami wywołać... Może nowy nauczyciel będzie lepszy (czytaj: pozwoli na więcej)? Może w ogóle nie będzie nauczyciela, to nie będzie i szkoły? Nie muszę chyba wyjaśniać, jaki to ma wpływ na ogólną dyscyplinę w klasach, szczególnie starszych. Czasami się dziwię, że uczniowie w ogóle reagują na jakiekolwiek polecenia kogoś, kto przyjechał nie wiadomo skąd i kogo tu wkrótce nie będzie. Jeden z uczniów ujął to zgrabnie swego czasu na drzwiach wejściowych szkoły przy pomocy niezmywalnego mazaka. Napisał: "bitches, bitches, come and go". Nic dodać, nic ująć.

Aleksander Borucki

Wunnmin Lake, Ontario

Fot. Aleksander Borucki

środa, 18 kwiecień 2012 00:00

Dwa światy [5]

Napisane przez

Korespondencja własna z indiańskiego rezerwatu w Ontario (5)

Ostatnie dwa tygodnie szkoły minęły szybko. Nie było mowy o jakimś tam nauczaniu, głównie próbowaliśmy jakoś przetrwać. Dzieciakom ani w głowie była szkoła, podobnie chyba ich rodzicom. Obecność uczniów spadła o połowę. Część w ogóle przestała przychodzić rano i pojawiała się mocno spóźniona po przerwie na lunch. Z nauczyciela musiałem przedzierzgnąć się w dozorcę i "wisieć na telefonie" dzwoniąc do rodziców z pytaniem dlaczego "Jaś" czy "Kasia" nie są w szkole. Oczywiście nikt się nie nazywa "Jaś" czy "Kasia". Imiona uczniów nie są szczególnie egzotyczne, poza nielicznymi wyjątkami, takimi jak Martini, Skye czy April. Większość imion uczniów, a zatem dzieci czy nastolatków, jest "świecka", w odróżnieniu od starszego pokolenia, które nosi imiona wyjęte żywcem ze Starego Testamentu: Ezra, Esther, Jordan.

czwartek, 19 kwiecień 2012 00:00

Dwa światy [6]

Napisane przez

Korespondencja własna z indiańskiego rezerwatu w Ontario (6)

Po dziwacznie wysokich temperaturach (jeszcze 2 dni temu, na Nowy Rok, mieliśmy w Toronto +11°C) w końcu spadło trochę śniegu. Przezornie zostałem w domu, bo zima przecież zawsze zaskakuje – o ile nie drogowców, to przynajmniej innych kierowców. Zostać w domu na szczęście mogłem, bo z okazji świąt Bożego Narodzenia szkoła daje nam trzy tygodnie "wolnego", które tak naprawdę wolnym nie jest, a to dlatego, że zajęcia szkolne w tym roku rozpoczęliśmy już 26 sierpnia, w przeciwieństwie do szkół w GTA, które otworzyły swe podwoje dopiero 7 września. Tak czy inaczej – mając nieco czasu, postanowiłem sprawdzić, jak się żyje moim Indianom.

Turystyka

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…

O nartach na zmrożonym śniegu nazywanym ‘lodem’

        Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwodne światy Maćka Czaplińskiego

Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej

Przez prerie i góry Kanady

Przez prerie i góry Kanady

Dzień 1         Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej

Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…

Tak wyglądała Mississauga w 1969 roku

W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej

Blisko domu: Uroczysko

Blisko domu: Uroczysko

        Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej

Warto jechać do Gruzji

Warto jechać do Gruzji

Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty…         Taki jest refren ... Czytaj więcej

Prawo imigracyjne

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

Kwalifikacja telefoniczna

Kwalifikacja telefoniczna

        Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej

Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…

Czy musimy zawrzeć związek małżeński?

Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski  sponsorskie czy... Czytaj więcej

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej

Prawo w Kanadzie

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

W jaki sposób może być odwołany tes…

W jaki sposób może być odwołany testament?

        Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą.  Jednak również ta czynność... Czytaj więcej

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY” (HOLOGRAPHIC WILL)?

        Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę.  Wedłu... Czytaj więcej

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TESTAMENTÓW

        Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.