Albo uznajemy prawowitość istniejącego państwa i usiłujemy robić politykę w ramach funkcjonujących mechanizmów demokracji; albo uważamy, że te mechanizmy demokracji są niewystarczające, i zabiegamy w ramach instytucji państwa o jego odnowienie – nawołujemy do referendów, masowych wieców, które pozwolą doprowadzić do reformy agend państwa; albo uważamy, że to nie jest nasze państwo, i chcemy obalenia jego władz i systemu politycznego wszelkimi dostępnymi metodami – jak mówi wieszcz – "zemsta, zemsta na wroga z Bogiem, lub choćby mimo Boga"...
Uznanie każdego z wymienionych wariantów pociąga za sobą odmienną taktykę działania i dyktuje inne metody. Niektóre – np. polityczne i bojówkarskie – czasem mogą się uzupełniać, jak to miało miejsce w czasach Republiki Weimarskiej w Niemczech.
Polski kontekst polityczny, a co ważniejsze mentalność Polaków, którzy zajmują się polityką, wyrasta z doświadczeń antypaństwowych lub w najlepszym wypadku "okołopaństwowych". Brak państwowości polskiej przez okres życia kilku pokoleń, ukształtował polską psychikę, zracjonalizował antypaństwowe postawy i wprowadził nadrzędność interesu grupowego – różnie formułowanego, najczęściej tak by było jak najwygodniej dla samych zainteresowanych. Jest to sytuacja łatwa do zaobserwowania we wszystkich społecznościach okupowanych. I co ciekawe, polskie doświadczenia są w tej mierze podobne do, na przykład, palestyńskich. Państwo jako twór nie do końca nasz, państwo jako coś przed czym musimy się organizować do obrony, państwo jako organizm, który poprzez rodzinną czy grupową solidarność musimy wykiwać.
To jest pokłosie lat zaborów, to jest efekt okupacji niemieckiej i w o wiele większym stopniu polskiej kolaboracji prosowieckiej przez 40 lat istnienia PRL-u. Stąd dzisiaj pochodzą rozliczne schizofrenie polskiego życia publicznego; stąd tak łatwa racjonalizacja nepotyzmu, korupcji i sobiepaństwa u – zdawałoby się – całkiem przyzwoitych i szanowanych osób. Stąd wreszcie tendencja do obchodzenia prawa, różnymi zakosami i objazdami, brak szacunku do litery prawa i traktowanie instytucji państwowych jak prywatnych folwarków. W naszym polskim społeczeństwie nie zagnieździło się przekonanie o trwałości instytucji jako takich i ich fundamentalnym znaczeniu dla porządku prawnego i politycznego, ponieważ porządki te zmieniały się często jak w kalejdoskopie, i to w ciągu życia jednego pokolenia. Trwałe było "to co nasze". Państwo? – rzecz nabyta – raz jest, raz go nie ma, raz jest austriackie, raz polskie, raz sowieckie.
Tymczasem to państwo właśnie daje najskuteczniejszą metodę obrony interesu narodowego. To państwo ze swoim wojskiem, policją, polityką zagraniczną i dobrym urządzeniem życia wewnętrznego pozwala nam chronić interes rodzin przed obcymi najeźdźcami, grabieżcami i oszustami rodzimego chowu. Nikt lepszej metody nie wymyślił, dlatego narody w sposób naturalny do posiadania własnego państwa dążą. Dlatego Kurdowie chcą mieć niepodległość, a Żydzi odbudowali własną po tysiącach lat rozproszenia.
Państwo to rzecz święta – co wielu polskim politykom, którym młodość upłynęła na "działalności antypaństwowej", trudno traktować poważnie. Jest to jedna z mentalnych przyczyn dzisiejszej słabości Polski; tego, że pokolenie całkiem inteligentnych, wykształconych Polaków nie potrafiło odbudować silnego kraju i zadowoliło się "terytorium zależnym".
Jest to również przyczyna, dla której wiele form działań antypaństwowych uchodzi płazem; patrzy się na nie przez palce.
Dlatego rad bym dowiedzieć się od polskich polityków, zwłaszcza tych opozycyjnych, co sądzą o obecnym państwie polskim? Jest rzeczą zupełnie normalną, że ktoś dzisiejszą polską państwowość zaneguje – ale wówczas nie powinien w niej uczestniczyć, a raczej zejść do podziemia. Jeśli ktoś uznaje dzisiejszą państwowość polską za wystarczającą lub możliwą do zreformowania, nie powinien jej podważać quasi-legalnymi metodami, lecz wziąć władzę. I tu znów mamy podział, bo albo ktoś uważa, że polska jest demokracją i takie "wzięcie" odbyć się może normalną drogą, albo sądzi się, że Polską rządzi w sposób autorytarny układ sił, który do takiego przejęcia nie dopuści za Chiny ludowe. Z jednego i drugiego wynikają różne metody walki.
Wygląda na to, że w Polsce można nadal działać politycznie i to działanie może być skuteczne – trzeba tylko zacząć od fundamentów, a nie od pustosłowia – fundamentem zaś są: wpływ na opinię publiczną i uruchomienie polskich pieniędzy w polityce. I tu znów nie trzeba wyważać otwartych drzwi – wiadomo, jak to się robi, jest wiele przykładów nawet w starej Europie. Jedno jest tylko potrzebne, ochota na Polskę i wola zwycięstwa.
Andrzej Kumor
Mississauga
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!